„- Zamknij oczy, Lucy… zaraz obie będziemy wolne. - mruczy, odszukując
moje usta swoimi, niespiesznie wsuwając język między wargi,
rozpoczynając nim taniec, subtelny, acz wyraźnie wskazujący dominację,
której jest świadoma. Zazdroszczę jej doskonale wyćwiczonej umiejętności
modulacji głosu. Prostym zdaniem potrafi wywołać ekspansję uczuć w
umyśle i ciele, budzić pragnienia, o których słuchacz nie ma pojęcia, iż
skryte są w zakamarkach jego umysłu. Posłusznie wykonuję jej polecenie,
zmęczone ciało przyjmuje dozę zapomnianych emocji, oddaje się
rozkoszowaniu otrzymywanymi gestami.
Chcę tylko zniknąć. I niczego więcej.”
- Znów zły sen? - słyszę głos, którego posiadaczka z niewiadomych
przyczyn po raz kolejny gości w moim domu bez wcześniejszego
uprzedzenia.
- Raczej po prostu wspomnienia. - wzdycham, siadając na łóżku. - Vi… co ty tutaj robisz?
- Na ten moment? Śniadanie. - obraca głowę w moim kierunku, zarzucając na bok długie, krucze włosy.
- Mówię poważnie. Severus nie będzie zadowolony, kiedy się dowie.
- Oj, faktycznie, skończę na szubienicy za to, że raz ocaliłam mu tyłek,
a teraz podtuczam jego wychudzoną dziewczynkę. - śmieje się, kierując
dłonie w stronę wysłużonej patelni. Posługując się żywiołem powietrza,
zwiększa prędkość ruchu cząsteczek tlenu wokół przyrządu, tym samym
rozgrzewając go. Zaraz wrzuca nań odrobinę masła, po czym wbija kilka
jajek. Wykłada też świeże pieczywo na stoliku. - Ale masz prowizorkę w
tej parodii kuchni. Jak ty sobie na co dzień dajesz radę?
- Wiesz, ostatecznie tutaj jestem wilkiem, przeważnie poluję… - przypominam i zaczynam przygotowywać nam kawę.
- Ach, no tak, znowu zapomniałam, futrzaku. - mierzwi dłonią moje włosy,
następnie drewnianą szpatułką podejmuje próbę obrócenia ściętych jaj.
Uśmiecham się pod nosem, widząc, że jej nie wychodzi. Jakby się nad tym
zastanowić, chyba pierwszy raz dane jest mi zobaczyć Vivimorte gotującą
cokolwiek. Wreszcie udaje jej się przewrócić omlet, na co reaguje
śmiechem. - Może następnym razem otworzymy restaurację? Robienie
jajecznicy już ogarnęłam.
- Vivi, wiesz, że zostanę tutaj na dłużej. Mam zamiar wreszcie ułożyć
sobie normalne życie. - rozmarzam się nieco, przelotnie dostrzegając
wizję zaróżowionego szczeniaka, lub stawiającego pierwsze kroki dziecka.
- A ze mną nie miałaś normalnego życia? - pyta, wytykając do mnie język.
- Ty i normalne życie? Brzmi jak oksymoron.
- Phi. Trudno. Wezmę sobie Natiego do pomocy. - oznajmia w czasie
nakładania posiłku na talerze. Na dźwięk tego imienia od razu robi mi
się odrobinę przykro, iż jako mieszkanka Czarnego Królestwa nie mam
możliwości go zobaczyć. Powinnam być szczęśliwa, że znalazł swoje
miejsce na ziemi, ale…
- Widziałaś się z nim? Co u niego? Daje sobie tam radę? - nie zważając
na wrzącą już wodę w garnuszku, łapię dziewczynę za ramiona, posyłając
jej skupione spojrzenie szklistymi oczami.
- Spokojnie, mała. O Nata się martwisz? Ten chłopak radzi sobie lepiej
niż my kiedykolwiek. Nie wiem jak ty go wychowywałaś, może sama zostanę u
ciebie na jakiś czas. - znów się śmieje, odrobinę kojąc tym moje nerwy.
- To dobrze… tak się za nim stęskniłam. - mruczę i wracam do przerwanej
czynności. Kiedy kończę nalewać wrzątek do kubków, dłonie brunetki
lądują na moich biodrach.
- A za mną nie tęskniłaś? - przysuwa się do mnie, jednak nie mam ochoty na jej gierki.
- Vi, odpuść.
- Muszę? - muska wargami tył mojej szyi, choć robi to już ze świadomością, że na nic więcej nie uzyska pozwolenia.
- Tak. - mówię stanowczo, więc wraca na krzesło, przy którym wcześniej położyła jedną porcję śniadania.
- Wredna. A ja specjalnie dla ciebie sprawdzałam w necie jak zrobić
jajecznicę. - wciąż uśmiechnięta, nadziewa fragment białka na widelec.
- Miło z twojej strony. - odwzajemniam uśmiech i również biorę się za jedzenie.
***
- Zamknij oczy. - prosi brunetka po skończonym posiłku, a we mnie odzywa się uczucie deja vu.
- Po co? - pytam ostrożnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No nic ci nie zrobię, zamknij. - mówi rozbawiona, na co wzdycham i
spełniam jej prośbę. Już za moment moją szyję zaczyna otaczać coś
zimnego. Otwieram oczy, kiedy mi na to pozwala i zaciekawiona sięgam po
wisiorek, który okazuje się być identycznym jak ten poświęcony w chwili
ataku stworzenia z innego wymiaru.
- Naprawiłam go. Widzisz, jak się poświęcam? - dziewczyna także łapie
diamentową zawieszkę przy siostrzanym naszyjniku, który ma na sobie.
- Nie wiem co powiedzieć, dziękuję, Vi. - przytulam ją, wzruszona, że
naprawiła biżuterię, którą podarowała mi w dniu naszego rozstania.
- Nie ma sprawy, mała. Koszmary też nie powinny cię już nawiedzać. -
przyznaje się do nieznanej mi właściwości łańcuszka, na co reaguję
zdziwieniem.
- To dlatego mi go wtedy dałaś?
- Nie tylko. Nosząc je, stajemy się w pewien sposób połączone. Czujemy
silne emocje tej drugiej, wiemy, kiedy któraś zdejmuje naszyjnik, lub
zostaje on zniszczony. Ochrona przed złymi snami to tylko taki dodatek,
który ci dorzuciłam. Dlatego nie roztrzaskuj go o każdą napotkaną skałę,
okej? - puszcza do mnie oczko.
- Postaram się. I jeszcze raz dzięki, Vivimorte. - staję na palcach, żeby ucałować jej czoło.
- Od kiedy ty mi mówisz po imieniu? Weź, bo za poważnie się zrobiło. -
odsuwa się, a ja dostrzegam, jak jej ciało zaczyna się dematerializować.
- Będę już lecieć. A, tak w ogóle, przewidziałam, że nie dasz się nawet
cmoknąć, więc w ramach zemsty wypsikałam ci ciuchy męskimi perfumami.
Narka! - i zanim zdążę cokolwiek odpowiedzieć, znika. Ech, zapowiada się
ciekawy poranek przepełniony marnowaniem mocy na neutralizację zapachów
przy moich ubraniach.
***
- Sev, wstawaj! - uderzam zaciśniętą dłonią w drzwi chatki władcy
Czarnego Królestwa. Kiedy pozbyłam się już woni perfum z części ubrań,
przebrałam się i doprowadziłam do względnego ładu, przypomniało mi się o
piżamowym przyjęciu, przy którego organizacji miałam pomóc Severusowi.
Dlatego zaraz po zakończeniu porannej toalety ruszyłam w kierunku jego
domu… a teraz znowu atakuję Bogu ducha winne drzwi.
- Lucy, przecież wiesz, że nawet ich nie zamykam. - słyszę z wnętrza
drewnianego pomieszczenia. Nieco zaczerwieniona, gdyż znów wypadło mi to
z głowy, otwieram drzwi i staję w ich progu.
- No tak, ciągle o tym zapominam. - przyznaję. - Tak poza tym to cześć.
Spałeś dziś dość długo. Wczoraj znowu do późna czytałeś? - pytam,
zerkając na stos literatury przy jego łóżku, jednak uprzedza mnie przed
poproszeniem, by tego nie robił.
- Masz rację, powinienem odkładać książki wcześniej. Co cię tak wcześnie do mnie sprowadza?
- Piżama party! - mówię ciut głośniej, chcąc przypomnieć mu o przyjęciu,
jakie na dziś obiecał mieszkańcom królestwa. Najwyraźniej jednak,
jeszcze nie obudził się całkowicie.
- Piżama party, rozumiem… - mruczy, na co reaguję śmiechem.
- Nie rozumiesz, przecież widzę. - opieram się o ramę drzwi, kierując na
niego rozbawione spojrzenie. Zachowuje się tak słodko, kiedy jeszcze
nie potrafi dobierać słów po rannej pobudce, na dodatek jego włosy są w
intrygującym nieładzie. Również fakt, że jest nagi od pasa w górę
przeszkadza mi w racjonalnym myśleniu. O ile ja w ogóle racjonalnie
myślę.
- Doskonale mnie znasz. Raczyłabyś mi przypomnieć, na czymże polega to
całe… jak dobrze mniemam, piżama party? - sądząc po stylu jego
wypowiedzi, chyba się rozbudza.
- Impreza piżamowa. - wesoła, zajmuję miejsce na łóżku obok Severusa i
zaczynam zbierać swoją brązową czuprynę przed ramię, choć nie ukrywam,
ciekawszym zajęciem byłoby zapewne wplatanie palców w jego ciemne
kosmyki. - Wszyscy bierzemy piżamy i nocujemy pod gołym niebem.
Wcześniej mamy jakieś atrakcje, a ty obiecywałeś chociażby seans. -
wyjaśniam.
- Ach, rzeczywiście. - przypomina sobie, podczas gdy ja układam nogi w pozycję kwiatu lotosu.
- To jak? Bierzemy się do roboty? Czy wolisz jeszcze trochę tu posiedzieć?
- Najpierw chciałbym się ubrać. - mówi, zupełnie tak jakbym mu w tym zajęciu przeszkadzała.
- Więc się ubieraj. Ja chętnie popatrzę. - mruczę, omiatając spojrzeniem
jego klatkę piersiową. Nawet siedząc, nadal ma wydatne mięśnie brzucha.
Znów mam ochotę ich dotknąć.
- Lucy… - wypowiada moje imię ostrzegawczo, mrużąc oczy.
- No dobra, dobra. Już idę. - śmieję się, gdy ton głosu Severusa nieco mnie trzeźwi. Wychodzę, zanim zmienię zdanie.
***
- Musimy zorganizować jakieś jedzenie i miejsce do spania. - odpowiadam
na zadane mi pytanie, kiedy kończymy rozmowę z Carlo na temat scenicznej
improwizacji dziś wieczorem.
- Sądzę, że w tym też potrzebujemy znaleźć kogoś do pomocy. Masz jakieś propozycje?
- Tak właściwie, to przychodzi mi taki ktoś do głowy. Możemy się już do
niego udać. - przyspieszam, nadając żwawsze tempo kroku. Wciąż idąc z
Sevem pod ramię, obieram kierunek szałasu Skayres, którą wcześniej
zaczepiłam na temat ewentualnej pomocy.
(Skay?)