Kolejny z tych deszczowych dni skończył się szybko. Po nocy świat
rozjaśnił się i zaczęło przygrzewać ciepłe słońce. Dzień wydawał się
idealny na spędzanie go aktywnie.
Dziś postanowiłam się na to zdobyć. Mowa tu oczywiście o Warrorze. Przez
ostatnie dni cały czas o nim myślałam. Postanowiłam, że gdy tylko choć
trochę się rozpogodzi zaproszę go w Góry Amukudyeroweji.
Już planowałam do niego iść, gdy burczący brzuch uświadomił mi jaka
jestem głodna. Postanowiłam więc wyjść na polowanie. Odnalazłam łąkę
pełną zajęcy - mojego ulubionego mięsa. Przyczaiłam się za pagórkiem, w
którym mieściła się królicza nora i wyskoczyłam przygryzając zajęczą
krtań. Potem zjadłam go ze smakiem. Upolowałam jeszcze dwa. I tu znowu
postanowiłam już iść ale uświadomiłam sobie, że mam całe łapy i pysk we
krwi.
Poszłam więc nad Wodospad Adrtemetdri. Umyłam się. Pyskiem zerwałam jakiś kwiat i wetknęłam sobie za ucho.
Nareszcie ruszyłam do Warrora. Tym razem postanowiłam trochę oszukiwać i "włączyłam" swoją aurę miłości. Przed drzwiami łagodnie usiadłam i
zapukałam łapą do drzwi.
Po chwili w drzwiach stanął Warror.
- Hej Anays!
- Cześć. - powiedziałam niepewnie. - Planujesz coś na dzisiaj?
- Raczej nie.
- To co ty na wypad w góry? Strasznie mi się spodobały tamtejsze widoki.
- Jasne, daj mi tyko chwilę. Za 10 minut pod wodospadem?
- Okej, to do zobaczenia.
- Pa. - powiedział i zamknął drzwi.
Jak na skrzydłach poleciałam pod wodospad. Sprawdziłam swoje odbicie w wodzie - jest ok. Po paru minutach przyleciał Warror.
- Pięknie dziś wyglądasz. - wypalił
- Dzięki. - poczułam że się rumienie.
- Pójdziemy inną trasą. Trochę dłuższą, ale przy okazji zobaczymy jeszcze trochę innych widoków.
- Jasne.
Przez resztę drogi rozmawialiśmy. Opowiedział mi o tym jak dostał się do
watahy. I w ogóle dużo gadał. W końcu dotarliśmy do gór. Pod nami
rozciągało się Czarne Królestwo. Widać było Las Ninpasejtuna, Las
Conteilaxne i Codiamida, Wodospad Adrtemedtri.
Usiedliśmy i oglądaliśmy panoramę rozmawiając. Po chwili jakoś tak wypaliłam:
- Wiesz co? Podobasz mi się...
<Warror?>
wtorek, 15 września 2015
niedziela, 13 września 2015
Od Poison "Jak tu mam znaleźć spokój?" cz.1 (cd. Severus)
- Wystarczy tego biegu - powiedziałem sam do siebie. Znów musiałem uciekać
od mojej watahy, no cóż teraz mojej eks-watahy. Kolejny raz popełniłem
ten sam błąd, czyli uczenie się rozpalania ognia zbyt blisko ważnych
drewnianych pomieszczeń. Teraz uciekałem tak jakbym im matki gazetą (lub
nie wiadomo czym) pozabijał. Pff, wszyscy są tacy sami najpierw mili i
pomocni gdy czegoś potrzebują, a potem... Puff i już zwiewasz przed
wściekłymi "przyjaciółmi" goniącymi cię z widłami. Przynajmniej
wepchnąłem do torby trochę jedzenia, bo jak uciekać, to z klasą. No ale
teraz jestem już wyćwiczony w (przymusowym) koczowniczym trybie życia.
Najpierw cała ta akcja z pierwszą watahą, czyli podpalona spiżarnia,
później odsiadka w więzieniu dla dzieci, czyli miejscu potocznie zwanym
sierocińcem, do ukończenia 18. lat, potem kolejne watahy i podpalone:
domy, spichlerze, stodoły, spiżarnie, a nawet sierść jakiegoś wilka (nie
wiem jakim cudem), ale ludzie nadal popełniają te same błędy, no bo po
co budują ważne pomieszczenia z drewna i siana? Tak czy siak zaskoczyła
mnie burza, więc musiałem szybko znaleźć wydrążone drzewo lub jakąś
jamę. Zmieniłem się w wilka. Tak przynajmniej ubranie się nie zmoczy.
Nie wiem jakim cudem moje ubranie zawsze wtapia się w sierść jak
zmieniam się w wilka, ale nie narzekam i wtedy bogu dzięki przynajmniej
nie jest zimno. I tak szedłem nie wiem czy przez pół godziny, czy pół
dnia, lecz moje trudy zostały wynagrodzone, bo po jakimś czasie
zobaczyłem chatkę, a obok niej jakieś szałasy. Normalnie wolałbym się
zatrzymać w szałasach pokrytych mchem, no ale nie miałem wyboru i
musiałem wysuszyć przemoczony dobytek, a także odpocząć w obszernym
miejscu ze względu na moją uciążliwą przypadłość. Wpadłem do domu
kierowany impulsem nawet nie myśląc o tym czy był zamieszkany (no bo z
pustego domu przecież nie będzie unosić się dym?) co skończyło się tym,
że z impetem wpadłem na jakąś postać mężczyzny.
- Emm, sorry - powiedziałem (trochę za głośno). - Mógłbym tu zamieszkać?
<Severus?>
- Emm, sorry - powiedziałem (trochę za głośno). - Mógłbym tu zamieszkać?
<Severus?>
sobota, 12 września 2015
Od Asori "Nowy Dom, nowe zwyczaje" cz.1 (cd. Severus)
- Spóźniłaś się, uciekł nam! - krzyknęła Helio, moja siostra.
- Ja?! To ty raczej go przepłoszyłaś! - syknęłam.
Mogłyśmy już tylko patrzeć jak piękny, tłusty jeleń ucieka w las.
- Ech, czyli idziemy na zające... - zwiesiła pysk Helio.
- Na to wygląda - Zrobiłam to samo i dzielnie poczłapałam za siostrą. Może zające są wygłodniałe, ale biegać potrafią. Czyli kolejny dzień bez jedzenia. Zaczęłyśmy tropić te niewdzięczne zwierzęta co pożywić się nam nie dadzą, kiedy nagle natknęłam się na inny ślad, tym razem lisa. Lub wilka. Coś mi nie pasowało.
- Właśnie! - pomyślałam, ale trochę za głośno.
Helio podskoczyła:
- Co ty robisz?
- Myślę.
- Rób to cisz...EJ! - krzyknęła, bo potknęła się o sznurek. To była pułapka.
Otoczone przez wrogie plemię, my Indianki (pochodzę ze stepów, mieszkałam w wiosce indiańskiej która pod wpływem napaści przez plemię potocznie zwane watahą ciemności doszczętnie spłonęła. przetrwałam tylko ja i Helio) nie damy sobie rady, chyba, że zdarzy się cud. I ten cud nastąpił, a raczej pewne indiańskie powiedzenie "Gdy mysz jest przyparta do muru, może stać się gorsza niż jej oprawca". Pod wpływem ślepej złości połączonej z paniką wykorzystałyśmy efekt zaskoczenia i dwie minuty potem już byłyśmy w drodze ku ciemniejszej strony puszczy, niezbyt to bezpieczne, ale przetrwać trzeba. Trąciłam Helio pyskiem:
- Tam - szepnęłam pokazując czubkiem nosa kierunek. Instynkt mnie nie mylił, to właśnie ta droga prowadziła do naszej starej kryjówki podczas zabaw. Świadome, że pogoń jest dwadzieścia metrów za nami, wybierałyśmy coraz to bardziej kręte ścieżki i rozdroża. Po jakimś czasie padłyśmy na zimnej ziemi jaskini. Położyłam się spać w małym "pomieszczeniu" wydrążonym przez wodę, a moja siostra bliżej wyjścia.
Poranki, rześkie powietrze ptaszki ćwierkają, wilki się cieszą...
- Helio, wstałaś?
Odpowiedziała mi cisza.
- Helio? - powiedziałam odrobinę głośniej, może przecież mieć mocniejszy sen.
- Helio! - tym razem musiała się już obudzić.
I znów cisza. Powoli podeszłam do wyjścia i ledwo powstrzymałam się od krzyku. Wszędzie walały się ślady krwi, ale ciał nie było. Zakładając, że Helio zginęła musiałam odbyć resztę drogi sama. Zrobię to dla nich dla wszystkich bliskich mi osób, martwych lecz bliskich. I tak odbyłam drogę.
Skrajnie wyczerpana długą drogą bez efektu padłam obok mokrej ławki, zaraz, ławki?! Czyli musi być tu gdzieś droga. Droga, jest, a droga równa się wioska, a wioska równa się jedzenie. Tak nie jadłam porządnego posiłku od tygodnia, jeżeli w ogóle jadłam coś przez ostatnie 3 dni. Skrajnie wyczerpana dodatkowym trudnym zadaniem logicznym popełzłam wzdłuż ścieżki. Czemu nie leciałam? Za mało siły. Zobaczyłam chatki i ludzi to chyba był jeden człowiek, ale ze zmęczenia wzrok mi się "podwoił". Nie zważając na nic padłam na ziemię tuż obok nieznajomego i zaczęłam skomleć:
- Jeść, dajcie mi jeść i pić i dom i...
Umarłam, a raczej tak mi się wydawało.
<Severus?>
- Ja?! To ty raczej go przepłoszyłaś! - syknęłam.
Mogłyśmy już tylko patrzeć jak piękny, tłusty jeleń ucieka w las.
- Ech, czyli idziemy na zające... - zwiesiła pysk Helio.
- Na to wygląda - Zrobiłam to samo i dzielnie poczłapałam za siostrą. Może zające są wygłodniałe, ale biegać potrafią. Czyli kolejny dzień bez jedzenia. Zaczęłyśmy tropić te niewdzięczne zwierzęta co pożywić się nam nie dadzą, kiedy nagle natknęłam się na inny ślad, tym razem lisa. Lub wilka. Coś mi nie pasowało.
- Właśnie! - pomyślałam, ale trochę za głośno.
Helio podskoczyła:
- Co ty robisz?
- Myślę.
- Rób to cisz...EJ! - krzyknęła, bo potknęła się o sznurek. To była pułapka.
Otoczone przez wrogie plemię, my Indianki (pochodzę ze stepów, mieszkałam w wiosce indiańskiej która pod wpływem napaści przez plemię potocznie zwane watahą ciemności doszczętnie spłonęła. przetrwałam tylko ja i Helio) nie damy sobie rady, chyba, że zdarzy się cud. I ten cud nastąpił, a raczej pewne indiańskie powiedzenie "Gdy mysz jest przyparta do muru, może stać się gorsza niż jej oprawca". Pod wpływem ślepej złości połączonej z paniką wykorzystałyśmy efekt zaskoczenia i dwie minuty potem już byłyśmy w drodze ku ciemniejszej strony puszczy, niezbyt to bezpieczne, ale przetrwać trzeba. Trąciłam Helio pyskiem:
- Tam - szepnęłam pokazując czubkiem nosa kierunek. Instynkt mnie nie mylił, to właśnie ta droga prowadziła do naszej starej kryjówki podczas zabaw. Świadome, że pogoń jest dwadzieścia metrów za nami, wybierałyśmy coraz to bardziej kręte ścieżki i rozdroża. Po jakimś czasie padłyśmy na zimnej ziemi jaskini. Położyłam się spać w małym "pomieszczeniu" wydrążonym przez wodę, a moja siostra bliżej wyjścia.
Poranki, rześkie powietrze ptaszki ćwierkają, wilki się cieszą...
- Helio, wstałaś?
Odpowiedziała mi cisza.
- Helio? - powiedziałam odrobinę głośniej, może przecież mieć mocniejszy sen.
- Helio! - tym razem musiała się już obudzić.
I znów cisza. Powoli podeszłam do wyjścia i ledwo powstrzymałam się od krzyku. Wszędzie walały się ślady krwi, ale ciał nie było. Zakładając, że Helio zginęła musiałam odbyć resztę drogi sama. Zrobię to dla nich dla wszystkich bliskich mi osób, martwych lecz bliskich. I tak odbyłam drogę.
Skrajnie wyczerpana długą drogą bez efektu padłam obok mokrej ławki, zaraz, ławki?! Czyli musi być tu gdzieś droga. Droga, jest, a droga równa się wioska, a wioska równa się jedzenie. Tak nie jadłam porządnego posiłku od tygodnia, jeżeli w ogóle jadłam coś przez ostatnie 3 dni. Skrajnie wyczerpana dodatkowym trudnym zadaniem logicznym popełzłam wzdłuż ścieżki. Czemu nie leciałam? Za mało siły. Zobaczyłam chatki i ludzi to chyba był jeden człowiek, ale ze zmęczenia wzrok mi się "podwoił". Nie zważając na nic padłam na ziemię tuż obok nieznajomego i zaczęłam skomleć:
- Jeść, dajcie mi jeść i pić i dom i...
Umarłam, a raczej tak mi się wydawało.
<Severus?>
poniedziałek, 7 września 2015
Od Lucy "Tajemnicze przejście" cz. 5 (cd. Severus)
Uwielbiam poranki. Świat budzi się do życia, Helios popędzając swoje
cztery białe rumaki wzbija się pod nieboskłon, rześki wiatr zmywa z
ziemi resztki niepokoju sprowadzanego razem z ciemnością nocy. A co
najważniejsze... Można boso, wyłącznie w piżamie spacerować po lesie
trzymając w dłoniach kubek parującej kawy prosto z wyspy Sumatra! W
takich momentach łatwo zapomnieć, że za kilogram tych ziaren zapłaciłam
cztery tysiące złotych, których brak znacznie uszczuplił zakres moich
oszczędności, zdobytych jeszcze w czasie pracy jako baristka. Jednak
mając w ustach najdroższy gatunek świata i rozkoszując się uczuciem
łaskoczących ździebeł trawy pod stopami, zupełnie się tym nie przejmuję.
Jedyną niedogodnością jest fakt, iż żeby móc w pełni wykorzystać tą
porę, muszę wcześnie wstawać, bo nie tylko ja jestem rannym ptaszkiem
watahy. A przekonać się o tym mogłam, kiedy przed moim rytualnym
wyjściem na zewnątrz dotarła do mnie informacja o zebraniu. Natychmiast
się przebrałam w coś gustowniejszego od białego szlafroku i
przemieniając postać na czworonożną, ruszyłam odświeżyć się i ugasić
pragnienie. Kiedy oba te warunki zostały spełnione, poszłam nad Wodospad
Adrtemetdri, gdzie zaczęły zbierać się wilki.
Gdy już otrząsnęłam się z tych jakże głębokich rozważań, zauważyłam naszego króla, który zamyślony podążał w stronę Lasu Conteilaxne i Condiamida. Nie przemyślałam nawet za i przeciw tego pochopnego działania, a już szłam za jego śladami, zastanawiając się, czy spełniłam już wszystkie warunki do stania się stalkerem. I prawdopodobnie trwałabym dalej w tej zadumie, gdybym nie zorientowała się, że jestem już w lesie, Sevcio zniknął mi z oczu, a pusty żołądek głośno domaga się pożywienia. Z ostatniego powodu, który uznałam za najważniejszy, tymczasowo odpuściłam tą akcję godną złodzieja czającego się na staruszkę z okazałą torebką i rozejrzałam się za krzakiem oferującym jakikolwiek z leśnych owoców. Kiedy już takowy znalazłam, szybko spałaszowałam co najmniej połowę dóbr biednej roślinki, po czym wróciłam do poprzedniego zajęcia. Na szczęście długo nie musiałam szukać i po chwili z ukrycia obserwowałam Severusa usiłującego złapać rybę, co parokrotnie skwitowałam prychnięciem, którego przez całkowite skupienie nie usłyszał. Kilka nieudanych prób później basiorowi udało się pochwycić łuskowate stworzenie w pysk, a ja postanowiłam wyjść z prowizorycznej kryjówki, jednak on zamiast na brzeg skierował się pod wodospad, co odrobinę mnie zdziwiło. Za kaskadą wody ujrzałam go dopiero po dłuższej chwili, a moja ciekawość na temat jego przebywania tam wzrosła, lecz nie na tyle, by zamoczyć się w tej chłodnej wodzie, zniszczyć świeżo pomalowane pazurki i to sprawdzić, dlatego stałam na brzegu i bacznie się przyglądałam.
- Możesz mi powiedzieć co robisz? - spytałam przechylając łeb na lewą stronę, gdy samiec mnie zauważył i podpłynął do brzegu.
- Zauważyłem coś interesującego i chciałem to sprawdzić, ale wolałbym nie robić tego sam... - wytłumaczył się, chyba odrobinę speszony, że widziałam całą tą sytuację.
- A mogę ci pomóc? - wyszczerzyłam się przy tym tak szeroko, że przypominałam następczynię Jokera.
- Jeśli chcesz, to dobrze. - odpowiedział spokojnie, nie zwracając większej uwagi na mój uśmiech.
- Tylko... Jest pewien problem. - przyznałam, kiedy Severus znów obrócił się w kierunku swojego odkrycia.
- Jaki? - przystanął, strzygąc uchem.
- Średnio idzie mi pływanie. - wyjaśniłam zawstydzona.
- I co teraz zrobimy?
- Weź mnie na plecy i zanieś. - roześmiałam się, jednak on najwyraźniej potraktował to poważnie, zmarszczył brwi i popadł w lekką zadumę.
- Zgoda. - zmienił się w dwunożną postać i podszedł do mnie, na co ja zachichotałam jeszcze głośniej.
- Tylko żartowałam!
- A widzisz inne rozwiązanie? - spytał, odwracając się do mnie plecami.
- Jesteś pewny? - bez pośpiechu również przeobraziłam się w człowieka i delikatnie objęłam dłońmi jego ramiona. W odpowiedzi kiwnął tylko głową, a ja wdrapałam się na niego, po czym ruszyliśmy. Woda co prawda nie była przeraźliwie głęboka, lecz od szyi w dół byłam całkowicie przemoczona. Choć bardziej przejmowałam się faktem, że mogę wykorzystać okazję do szczelnego objęcia Sevcia, co pewnie utrudniało mu pływanie. Gdy dotarliśmy pod wodospad nakierowałam wiatr na wodę tak, aby przynajmniej moje włosy pozostały w ładzie. Chwilę później byliśmy już na kamiennym podłożu, otoczonym podobnymi ścianami. Nie byłoby nic wyjątkowego w tej jaskini, gdyby nie złocisty portal umiejscowiony na samym jej środku. Wirujące obłoki energii przeszywane były przez błyszczący pył, a sam teleport lewitował, napędzany mocą. Zauważyłam to jednak dopiero po chwili, gdyż kurczowo zaciskając powieki nadal tuliłam Severusa.
- Lucy... Możesz mnie puścić, to tutaj. - powiedział, cicho sycząc, zakładam, że przez to, iż wbijałam długie paznokcie w jego skórę. Natychmiast przeprosiłam i z niego zeszłam.
- To jak, wchodzimy?
- Po to tu jesteśmy. - chłopak wszedł przodem, a ja tuż za nim.
***
Otworzyłam oczy na tyle, na ile było to możliwe, ponieważ rażące światło boleśnie zwężało moje źrenice. Kiedy już przywyknęłam do blasku, rozejrzałam się, wzrokiem poszukując Sevcia, który jak się okazało, leżał... Pode mną.
- Przepraszam! - wypiszczałam, schodząc z niego. Z drugiej strony, miałam wyjątkowo miękkie lądowanie.
- Nic się nie stało... Gdzie my jesteśmy? - chłopak podniósł się zaraz po mnie. To, co ujrzeliśmy, zapierało dech w piersiach. Otóż staliśmy na jednej z wiszących w powietrzu pomimo grawitacji malutkich wysp, które bardziej przypominały duże skały pokryte krzewami i drobnymi drzewami. Wysepka ta była umiejscowiona wraz z innymi w kotlinie otoczonej górami, a razem tworzyły krąg wokół jednego większego odłamku latającej ziemi, której powierzchnia całkowicie zajęta była przez ogromne, mieniące się złotą barwą drzewo.
- Nie mam pojęcia, ale to najpiękniejsze miejsce, jakie widziałam. - odparłam rozmarzona. Severus podzielił moje zdanie i stwierdził, że trzeba się rozejrzeć.
<Sevciu?>
***
Narada dobiegła końca, zdążyłam poznać imię nowego basiora, dowiedzieć,
iż trzeba wziąć się w garść i rozpocząć rozbudowę Królestwa, oraz
dostrzec, że to nie ja jestem najbardziej niepunktualną wilczycą w
stadzie, co delikatnie mnie pocieszyło. W każdym razie, właściwie nie
zostały poruszone żadne poważniejsze sprawy, więc mogłam się wsłuchać w
głos Severusa. Nadal uważałam, że nie jestem w nim zakochana, ale
całkiem przyjemną czynnością było wyobrażenie sobie w nim delikatnej
chrypki spowodowanej zadurzeniem, mówiącym zupełnie co innego... Lucy!
Chyba trzeba ograniczyć kofeinę. Chociaż, kogo ja oszukuję, moja grupa
krwi to spienione mleko do latte macchiato.Gdy już otrząsnęłam się z tych jakże głębokich rozważań, zauważyłam naszego króla, który zamyślony podążał w stronę Lasu Conteilaxne i Condiamida. Nie przemyślałam nawet za i przeciw tego pochopnego działania, a już szłam za jego śladami, zastanawiając się, czy spełniłam już wszystkie warunki do stania się stalkerem. I prawdopodobnie trwałabym dalej w tej zadumie, gdybym nie zorientowała się, że jestem już w lesie, Sevcio zniknął mi z oczu, a pusty żołądek głośno domaga się pożywienia. Z ostatniego powodu, który uznałam za najważniejszy, tymczasowo odpuściłam tą akcję godną złodzieja czającego się na staruszkę z okazałą torebką i rozejrzałam się za krzakiem oferującym jakikolwiek z leśnych owoców. Kiedy już takowy znalazłam, szybko spałaszowałam co najmniej połowę dóbr biednej roślinki, po czym wróciłam do poprzedniego zajęcia. Na szczęście długo nie musiałam szukać i po chwili z ukrycia obserwowałam Severusa usiłującego złapać rybę, co parokrotnie skwitowałam prychnięciem, którego przez całkowite skupienie nie usłyszał. Kilka nieudanych prób później basiorowi udało się pochwycić łuskowate stworzenie w pysk, a ja postanowiłam wyjść z prowizorycznej kryjówki, jednak on zamiast na brzeg skierował się pod wodospad, co odrobinę mnie zdziwiło. Za kaskadą wody ujrzałam go dopiero po dłuższej chwili, a moja ciekawość na temat jego przebywania tam wzrosła, lecz nie na tyle, by zamoczyć się w tej chłodnej wodzie, zniszczyć świeżo pomalowane pazurki i to sprawdzić, dlatego stałam na brzegu i bacznie się przyglądałam.
- Możesz mi powiedzieć co robisz? - spytałam przechylając łeb na lewą stronę, gdy samiec mnie zauważył i podpłynął do brzegu.
- Zauważyłem coś interesującego i chciałem to sprawdzić, ale wolałbym nie robić tego sam... - wytłumaczył się, chyba odrobinę speszony, że widziałam całą tą sytuację.
- A mogę ci pomóc? - wyszczerzyłam się przy tym tak szeroko, że przypominałam następczynię Jokera.
- Jeśli chcesz, to dobrze. - odpowiedział spokojnie, nie zwracając większej uwagi na mój uśmiech.
- Tylko... Jest pewien problem. - przyznałam, kiedy Severus znów obrócił się w kierunku swojego odkrycia.
- Jaki? - przystanął, strzygąc uchem.
- Średnio idzie mi pływanie. - wyjaśniłam zawstydzona.
- I co teraz zrobimy?
- Weź mnie na plecy i zanieś. - roześmiałam się, jednak on najwyraźniej potraktował to poważnie, zmarszczył brwi i popadł w lekką zadumę.
- Zgoda. - zmienił się w dwunożną postać i podszedł do mnie, na co ja zachichotałam jeszcze głośniej.
- Tylko żartowałam!
- A widzisz inne rozwiązanie? - spytał, odwracając się do mnie plecami.
- Jesteś pewny? - bez pośpiechu również przeobraziłam się w człowieka i delikatnie objęłam dłońmi jego ramiona. W odpowiedzi kiwnął tylko głową, a ja wdrapałam się na niego, po czym ruszyliśmy. Woda co prawda nie była przeraźliwie głęboka, lecz od szyi w dół byłam całkowicie przemoczona. Choć bardziej przejmowałam się faktem, że mogę wykorzystać okazję do szczelnego objęcia Sevcia, co pewnie utrudniało mu pływanie. Gdy dotarliśmy pod wodospad nakierowałam wiatr na wodę tak, aby przynajmniej moje włosy pozostały w ładzie. Chwilę później byliśmy już na kamiennym podłożu, otoczonym podobnymi ścianami. Nie byłoby nic wyjątkowego w tej jaskini, gdyby nie złocisty portal umiejscowiony na samym jej środku. Wirujące obłoki energii przeszywane były przez błyszczący pył, a sam teleport lewitował, napędzany mocą. Zauważyłam to jednak dopiero po chwili, gdyż kurczowo zaciskając powieki nadal tuliłam Severusa.
- Lucy... Możesz mnie puścić, to tutaj. - powiedział, cicho sycząc, zakładam, że przez to, iż wbijałam długie paznokcie w jego skórę. Natychmiast przeprosiłam i z niego zeszłam.
- To jak, wchodzimy?
- Po to tu jesteśmy. - chłopak wszedł przodem, a ja tuż za nim.
***
Otworzyłam oczy na tyle, na ile było to możliwe, ponieważ rażące światło boleśnie zwężało moje źrenice. Kiedy już przywyknęłam do blasku, rozejrzałam się, wzrokiem poszukując Sevcia, który jak się okazało, leżał... Pode mną.
- Przepraszam! - wypiszczałam, schodząc z niego. Z drugiej strony, miałam wyjątkowo miękkie lądowanie.
- Nic się nie stało... Gdzie my jesteśmy? - chłopak podniósł się zaraz po mnie. To, co ujrzeliśmy, zapierało dech w piersiach. Otóż staliśmy na jednej z wiszących w powietrzu pomimo grawitacji malutkich wysp, które bardziej przypominały duże skały pokryte krzewami i drobnymi drzewami. Wysepka ta była umiejscowiona wraz z innymi w kotlinie otoczonej górami, a razem tworzyły krąg wokół jednego większego odłamku latającej ziemi, której powierzchnia całkowicie zajęta była przez ogromne, mieniące się złotą barwą drzewo.
- Nie mam pojęcia, ale to najpiękniejsze miejsce, jakie widziałam. - odparłam rozmarzona. Severus podzielił moje zdanie i stwierdził, że trzeba się rozejrzeć.
<Sevciu?>
sobota, 5 września 2015
Od Alexandra "Jak najdalej stąd" #1 (cd. Kira)
Oto pierwsza część op. od wilków spoza CK. Aby dowiedzieć się nieco więcej o nich oraz o powodzie ich ucieczki, możecie również przeczytać serię op. "Nowy dom?" z BK, w której to Alexander oraz Kira poznają się ze sobą i szybko zaprzyjaźniają się, choć nie jest to widoczne na pierwszy rzut oka.
piątek, 4 września 2015
Ogłoszenia :P
Tutaj będą się pojawiać najnowsze wilcze wiadomości.
***
Należy wybrać dla każdego swojego wilka dokładną datę urodzenia! ~04.09
***
PODSUMOWANIE SIERPNIA CK oraz BK (05.09)
Severus - 4
Saphira - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Anays - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Warror - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Noodle - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Kira - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Fade - 1 (+25 M, +13 pkt.)
Alexander - 1 (+25 M, +13 pkt.)
Lazuri - 1
Jemito - 0
Tempus - 0
Leana - 0
Lucy - 0
Rae - 0
Anastasia - 0
Glory - 0
Jade - 0
Maho - 0
W związku z tym, że nagrodą dla najaktywniejszego wilka z danego miesiąca jest 100 M i 50 pkt., jestem zmuszona podzielić to na 5 części.
***
PODSUMOWANIE SIERPNIA CK oraz BK (05.09)
Severus - 4
Saphira - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Anays - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Warror - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Noodle - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Kira - 2 (+20 M, +10 pkt.)
Fade - 1 (+25 M, +13 pkt.)
Alexander - 1 (+25 M, +13 pkt.)
Jemito - 0
Tempus - 0
Leana - 0
Lucy - 0
Rae - 0
Anastasia - 0
W związku z tym, że nagrodą dla najaktywniejszego wilka z danego miesiąca jest 100 M i 50 pkt., jestem zmuszona podzielić to na 5 części.
W
związku z tym, że nagrodą dla drugiego najaktywniejszego wilka z danego miesiąca
jest 50 M i 25 pkt., jestem zmuszona podzielić to na 2 części.
***
***
Wataha i zamknięcie
No niestety... Nie udało się napisać tych 20 op... Ale było to już 14, czyli wynik wcale nie aż taki tragiczny. Wataha zostaje! :D
Jeśli chcecie, aby trzymała się jeszcze lepiej, szukajcie dobrych ludzi, by dołączyli, inaczej może się okazać, że za kilka miesięcy (lub tygodni) po raz kolejny ogłoszę zagrożenie bloga.
Subskrybuj:
Posty (Atom)