środa, 26 sierpnia 2015

Od Severusa "Tajemnicze przejście" cz. 4 (cd. chętny)


- Dziś dołączył do nas nowy basior. - Kątem oka zauważyłem, jak Anys oraz Warror wpadają na zebranie, a właściwie jego koniec - Więc oto Fade.
Wilki zaczęły tupać, co w świecie ludzi można odebrać za klaskanie.
- Koniec zebrania! - rzekłem, po czym zeskoczyłem z kamienia. Nowy wilk należący do Królestwa zrobił to samo, po czym otoczył go wianuszek złożony z pozostałych członków. Wszyscy chcieli z nim porozmawiać. Nieco zdezorientowani spóźnialscy podeszli do mnie i poprosili o wyjaśnienia, co ich ominęło.
- Szczerze powiedziawszy, to nic szczególnego. Zwróciłem tylko uwagę na to, że pracujemy dość wolno i usiłowałem zmotywować całą społeczność. Mam nadzieję, iż się to udało... Ponadto przedstawiłem nowego basiora. Ciebie, Anays nie zaprezentowałem w ten sposób, gdyż przypominam, że prosiłaś, bym tego nie robił.
- Tak, pamiętam.
- Macie jeszcze jakieś pytania?
- Raczej nie... - odrzekł Warror. - To my już nie będziemy przeszkadzać. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałem, a następnie podążałem wzrokiem za odchodzącymi wilkami. Chyba naprawdę musieli się zaprzyjaźnić przez tak krótki czas... No nic, nie wnikam w cudze sprawy, tym bardziej te prywatne. Wilki z zebrania również zaczęły się rozchodzić w swoje strony, więc stwierdziłem, że mam chwilę wolną dla siebie. Tylko, co ja mam przez ten czas robić? Z reguły poświęcałem się pracy, ale w tej chwili, gdy wszystko było zrobione, zasłużyłem sobie na chwilę wytchnienia. Westchnąłem cicho. Jeszcze trochę i zacznę się oskarżać o bycie pracoholikiem. Może by tak spacer? Nie... Za bardzo przypominało mi to Ogród Cienia, w którym spędziłem zdecydowanie zbyt wiele czasu. Zamyśliłem się. Żaden z wilków nie zwracał na mnie większej uwagi, gdyż większość była już przyzwyczajona do moich melancholijnych przemyśleń na różne tematy. Niespodziewanie moje łapy same zmiękły i zaczęły mnie prowadzić w kierunku Lasu Conteilaxne i Condiamida. Najwyraźniej jednak czekał mnie spacerek...
Kilka minut później przemierzałem bujny las wsłuchując się w wszechobecną ciszę. Prócz treli ptaków i uspakajającego szumu wodospadu, nie było słychać nic poza tym. Zamknąłem ślepia i wsłuchiwałem się w kojące dźwięki. Po upływie jakiegoś czasu zostałem wyrwany z relaksowania się przez pluśnięcie ryby w stawku utworzonym przy wodospadzie. Podszedłem bliżej i spojrzałem na taflę wody. Ujrzałem swoje obicie oraz... całe mnóstwo kolorowych rybek. Uniosłem łapę, przyczaiłem się... i zapolowałem na jedną z nich. Nie udało się. W ostatniej chwili uciekła. Spróbowałem ponownie, lecz z identycznym skutkiem. Zmarszczyłem brwi niezadowolony, następnie wskoczyłem do stawu licząc na bardziej udaną zdobycz. Spróbowałem po raz trzeci, czwarty i piąty, ale nadal nie udawało mi się wyłowić przekąski. W tym momencie straciłem cierpliwość i zrobiłem mało wyniosłą rzecz: upolowałem pomarańczową rybkę za pomocą zębów. Wciąż brodząc we wodzie przeżułem kilka razy małego kręgowca, który sprawił mi tak wiele kłopotu i przełknąłem. Wilki z reguły nie jedzą ryb, lecz mi, jako że byłem mocno przyzwyczajony do formy ludzkiej, nie przeszkadzało ani trochę. To stanowiło dla mnie miłą odmianę w dotychczasowej diecie.
Już chciałem iść do brzegu, gdy mój wzrok przyciągnął nienaturalny blask dochodzący zza spadającej wody. Po chwili namysłu, zaintrygowany zjawiskiem podszedłem kilka kroków bliżej, wstrzymałem oddech i ominąłem jedyną przeszkodę. Moim oczom ukazał się wielki, złocisty portal prowadzący do jakiegoś bliżej nieokreślonego świata. Wpatrywałem się w owe nietypowe zjawisko, rozmyślając nad tym, co dalej postąpić. W końcu podjąłem decyzję, by udać się tam na zwiady wraz z jakimś innym wilkiem. Samotna podróż mogła się okazać niebezpieczna. Zawróciłem i zauważyłem, że na brzegu ktoś stał i uważnie mi się przyglądał. Najwyraźniej zastanawiało go to, dlaczego przechodzę sobie pod wodospadem jak szczeniak.

<Kto chce? Szczerze mówiąc strasznie się przy tym męczyłam, bo wena ulotniła się podczas pisania innego op. To, jak wygląda świat po drugiej stronie wodospadu jest przestawione w Terytoriach>

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Anays "Jak dotarłam" cz. 3 (cd. Severus)

- Jak tu pięknie! - szepnęłam wdychając świeże górskie powietrze.
- A nie mówiłem?
Usiadłam. Mój mózg nagle zaczął kojarzyć. Starałam się nie dać tego po sobie poznać. Góry Amukudyeroweji? Nie używałam żadnych sztuczek, on zrobił to sam. Zaprosił mnie na "randkę''. Oszaleję.
- Jesteś z żywiołu wody - spytał
- Tak. - rzadko komu wspominałam o mojej 10% części. Starałam się być tylko i wyłącznie wodą. - Jak zgadłeś?
- Wpadłaś do wodospadu. Ciężko nie zgadnąć. - roześmiał się
- A ty? - spytałam
- Iluzja i Muzyka. - usiadł. Siedzieliśmy w milczeniu.
- Znasz legendę? - spytałam - W Górach Amukudyerowej przesiadują same zakochane pary.
Warror oblał się rumieńcem.
- Idziemy dalej? - spytał po chwili. - Następny przystanek Las Ninpastejuna.
- Jasne!
***
Po paru minutach dotarliśmy.
- Brr, jak tu zimno!
- Nawet w lecie panuje tu prawdziwa zima. - uśmiechnął się.
- Co nam jeszcze zostało do zobaczenia?
- Hmm, Las Conteilaxne i Codiamida, Wodospad Adrtemetdri już widziałaś. A, no i Czarne Królestwo. A w zasadzie plac budowy.
- To chodźmy teraz do Lasu Conteilaxne i Codiamida. - zadecydowałam
- Za mną!
***
Następne 15 minut spędziliśmy na szukaniu Lasu Conteilaxne i Codiamida. Warror nie był jeszcze rozeznany jeśli chodzi o nasze tereny. Kiedy w końcu znaleźliśmy Las, król obwieścił jakieś zebranie odnośnie budowy (coś o tym że musimy żwawiej pracować?). Biegliśmy więc na przełaj byleby tylko zdążyć. Kiedy dotarliśmy, zebranie o budowie już się zakończyło. Ale trwało jakieś inne. Severus stał na kamieniu razem z jakimś nie znanym wilkiem.
- Więc oto Fade.

<Severus?>

sobota, 22 sierpnia 2015

Od Fade'a "Napotkałem już wiele watah"

Błąkałem się już długo bez watahy. Bez jakichkolwiek przyjaciół, ostatnim jakiego pamiętam był mój brat. Napotkałem już wiele watah, samotnych wilków... każdy był wrogo nastawiony. Kilka razy ledwo uszyłem z życiem. Teraz robiło się już ciemno. Spojrzałem na las, nagle coś się poruszyło. "To musiała być sarna...'' pomyślałem. Zobaczyłem sylwetkę, nie przypominała sarny. Zwierzę było bardzo podobne do mnie... to był wilk. Nie miałem chęci ani siły na walkę, więc wszedłem do najbliższej jaskini. Moje oczy zrobiły się czerwone i świecące, jak zawsze kiedy się denerwuję. Teraz musiał mnie zobaczyć. Mogłem się teleportować ale coś kazało mi zostać. Zobaczyłem jak czarny basior podchodzi do mnie.
- Kim jesteś? - Powiedziałem niepewnie
- Nazywam się Severus i pochodzę z Czarnego Królestwa. A ty kim jesteś? - odpowiedział
- Czy mógłbym dołączyć do twojej watahy? - zapytałem nieśmiało
- Oczywiście, że tak - uśmiechnął się do mnie 

Fade

Nowy członek watahy!

http://magicznawataha.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/928656/files/blog_iy_4775421_8053554_tr_rokkvi_2_5.jpg
Godność: Fade

Od Warrora "Jak dotarłam" cz. 2 (cd. Anays)

Zaprowadziłem Anays do naszego króla. Z wielka chęcią przyjął ją do naszego Królestwa. Bardzo się ucieszyłem, ale i tak byłem pewny, że na 100% ją przyjmie. Spojrzałem na wilczycę z uśmiechem na pysku. Odwzajemniła uśmiech
- Ale się cieszę, że mnie przyjęli!
- Severus to dobry król i bardzo miły.
- Widać, że dobrze rządzi. Te tereny są takie rozległe, łatwo się zgubić - Zaśmiała się.
- Chętnie cię oprowadzę, jeśli chcesz.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Jak fajnie! W takim oprowadź. Będziesz moim przewodnikiem.
- Najlepszym.
Ruszyłem. Podążała za mną.
- Gdzie idziemy?
- Chodźmy w Góry Amukudyeroweji.
- Jasne - Ruszyliśmy w ich stronę, rozmawiając o różnych rzeczach. Pokazywałem waderze przy okazji teren, aż w końcu dotarliśmy na polanę obok gór. Jak zwykle widok był urzekający. Spojrzałem na nią.

<Anays? :) Brak weny :c>

piątek, 14 sierpnia 2015

UWAGA!


Jeśli do końca wakacji nie pojawi się min. 20 op. wataha zostanie zamknięta!!!

Jak na razie mamy: 14/20 op.

P.S. Jeśli ktoś napisze op. do Severusa, ten natychmiast odpisze!!! 

**************************************
Zmiana w przydzielaniu pkt. i M za op.! 

Za każde op. 10-60 pkt. i 10-40 M:
10-20 linijek = 10 pkt. i 10 M 
20-30 linijek = 20 pkt. i 10 M
30-40 linijek = 30 pkt. i 10 M
40-60 linijek = 40 pkt. i 20 M
60-80 linijek = 50 pkt. i 20 M
80-150 linijek = 60 pkt. i 30 M
+150 linijek = 80 pkt. i 40 M

Nowe magiczne przedmioty w sklepie! 

Więcej zmian po napisaniu 15 op.! 

czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Anays "Jak dotarłam" cz. 1 (cd. Warror)


W uszach wciąż brzęczały mi dźwięki Białego Królestwa. Od razu stamtąd uciekłam. Było zbyt wielkie... chciałam coś mniejszego. Parę wilków, skromne domy. Więc biegłam. Bałam się że zaczną mnie gonić. Znowu tam uciekam - do wody. Odkąd odkryłam, że umiem w niej oddychać, przesiadywałam tam zawsze. Skręciłam w złą ścieżkę. Zmyliła mnie burza, która wczoraj powaliła wielką sosnę. Więc zdziwiona, biegłam kolejne kilometry. Aż zatrzymałam się nagle widząc przed oczami rudą sierść.
- Sorry! - wrzasnęłam instynktownie, zanim wpadłam na basiora i sturlałam się do wodospadu.
- Nic ci się nie stało? - basior podbiegł do mnie.
- Nic. - odparłam wypluwając wodę. - Jak cię zwą? - spytałam
- Warror. A ciebie?
- Anays. Ale mów mi Ann. A tak w zasadzie, do czego miałam przyjemność wpaść?
- Do Wodospadu Adrtemedrti. Takie sobie bajorko.
- Święte?
- Nie - roześmiał się. Wyglądał tak słodko kiedy się śmiał. Ktoś mnie pacnie w łeb?
- A, i przy okazji, znasz może jakąś watahę, która przyjmie takiego dziwoląga, jak ja?
- Tak się składa, że trafiłaś w dobre miejsce. Witamy w Czarnym Królestwie. Chodź za mną, zaprowadzę cię do naszego króla - Severusa.

<Warror?> 

Anays


Kolejna członkini!

http://bankfotek.pl/image/1580009.jpeg

Godność: Anays (Anais)

środa, 12 sierpnia 2015

Od Saphiry "Budowa" cz. 5 (cd. chętny)

- Fakt, że jak jest więcej osób, to robota idzie lepiej, ale jak się chce to da się radę samemu coś wybudować. - zauważyłam, kiedy przyszło mi coś do głowy - Kto nadzoruje budowę?
- Ja, a dlaczego pytasz? - odpowiedział Severus.
- Jesteś Alfą, przepraszam królem i na dodatek nadzorujesz budowę. To ty musisz coś z tym zrobić, nikogo innego większość nie posłucha. Ciebie muszą. Musisz resztę namówić. - powiedziałam. - Ok, to gdzie mogę iść przenocować?

*Następnego dnia, po zebraniu*

Będziemy budować cmentarz, z czego się cieszę. Następny będzie amfiteatr. Wolałabym miasto, by były jakieś porządne miejsca do przenocowania. Jednak cmentarz moim zdaniem to sprawa priorytetowa. W końcu jak któreś z nas umrze, to gdzie go się pochowa? Pod jakimś dzieckiem, które jakiś dziki pies tryliard razy obsikał? Zresztą nie ważne, to nie czas na kwestionowanie tego co jest potrzebne, a co nie. Trza się brać za robotę, nie rozmyślać.
- Widzę, że wziąłeś się do roboty i zebrałeś wilki? - zagadałam Severusa.
- Uhm... - mruknął tylko i wskazał na plac budowy. Prawdopodobnie chodziło o to, bym brała się do pracy.
- Jak trzeba to trzeba. - powiedziałam do siebie i wzięłam się w raz z innymi za wyrównywanie terenu. Miejsce przeznaczone na cmentarz było ogromne, jednak połowę roboty wykonaliśmy w jeden dzień.
- Na dzisiaj starczy. - powiedział Severus.
- Na szczęście. - powiedział ktoś.
- Jutro z samego rana, macie się stawić tutaj. - powiedział król.
- Spoko, loko. - powiedziałam.

<ktoś zechce skończyć?>

wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Severusa "Pojedynek na pokaz oraz dziwne krzyki i mała wilczyca" cz. 4 (cd. chętny)

Po zjedzonym posiłku po prostu położyliśmy się w wysokiej trawie pachnącej późnym latem i obserwowaliśmy błękitne niebo. Nie mówiliśmy nic. Przymknąłem oczy i pozwoliłem, by różne przemyślenia zawładnęły mym umysłem. Czarne Królestwo liczyło sobie już dobre pół roku, a i tak nic się nie zmieniło od początku. Mieliśmy tyle wolnego czasu, że mogliśmy robić co tylko chcemy... tylko, że znając życie z czasem skończy się na tym, że nikt nie będzie chciał przez to w przyszłości pracować, choć jest to nieuniknione. Jeśli chcemy liczyć na jakiś rozwój, musimy koniecznie wziąć się do pracy. Podniosłem się z trawy, więc Noodle posłała mi pytające spojrzenie.
- Ogłoszę zebranie przy Wodospadzie Adrtemetdri.
- Po co? - zapytała, przysłaniając sobie oczy łapą, gdyż słońce ją oślepiało. - Coś się stało?
- Nie, nie... tylko coś sobie uświadomiłem. Niebawem nastąpią małe zmiany w sposobie bycia tego oto Królestwa.
- O... jakie?
- Przyjdziesz, to zobaczysz. Zebranie będzie miało miejsce za około godzinę.
- Ok. Jak musisz, to idź - odpowiedziała, więc bez słowa odszedłem.
*** 
Ze wszystkich pozostało mi jedynie powiadomić jeszcze Warrora... Nie miałem pojęcia, gdzież mógłby się podziać, ponieważ od dłuższego czasu go nie widziałem. Rozglądałem się po okolicy, lecz nigdzie nie wyczuwałem jego zapachu. Nagle usłyszałem głośne szuranie, więc gdy tylko skierowałem łeb w tamtą stronę, już pod moimi łapami leżał wilk. Wydeptana trawa wskazywała na to, że sturlał się ze zbocza. Zdezorientowany popatrzyłem na niego i rzekłem:
- Co ty robisz?
Warror podniósł głowę, posłał mi szybkie spojrzenie i równie prędko podniósł się z ziemi.
- Siemka... Przebiegała tedy mała popielata wilczyca?
- Nie... Dlaczego pytasz? - rzekłem, marszcząc brwi.
- Tak tylko... Widziałem jakąś, lecz szybko uciekła. Nie była z watahy.
Westchnąłem.
- Przypominam ci, że jest to Czarne Królestwo, a nie wataha.
Warror spuścił głowę zawstydzony.
- Ach, tak. Zapomniałem.
- Tak właściwie, to cię szukałem.
- Naprawdę? - popatrzył na mnie zdziwiony.
- Owszem. Za kilka minut jest zebranie przy Wodospadzie Adrtemetdri. Powinieneś się tam pojawić. Mam coś ważnego do ogłoszenia.
- Co takiego?
- Przyjdziesz, to zobaczysz.
- No tak. Może od razu pójdę z tobą? Z tego, co mówisz, wynika, że właśnie zamierzasz tam iść.
- Nikt ci tego nie broni. Jak chcesz, to idź.
- Jasne - mówiąc to, żwawo ruszył w przeciwnym kierunku. Podążyłem za nim. Do Wodospadu nie było daleko, więc kilka minut wystarczyło, byśmy dotarli do celu. Szybko przebiegłem wzrokiem po pyskach wilków, poznając w nich znajome mi osoby. Wszyscy byli obecni i w zniecierpliwieniu czekali na to, aż powiem, o co mi chodzi. Sprawnie wdrapałem się na najwyższy kamień i zacząłem mówić:
- Witam wszystkich serdecznie na pierwszym takim zebraniu. Postanowiłem je zorganizować przez jeden znaczący problem, tyczący się Czarnego Królestwa. Otóż większość z was myli je z watahą. Dzieje się tak przez brak rozpoczętej budowy Pałacu czy innych obiektów, które już od ponad pół roku mamy w planach. Jak się już domyślacie, chciałbym ogłosić, że od jutrzejszego dnia bierzemy się ostro do roboty i każdy powinien się pojawić o wschodzie słońca na terenie budowy... Ponadto powinniśmy odbyć głosowanie, który budynek ma iść na pierwszy ogień. Każdy może zagłosować dwa razy, nie mniej, nie więcej. Obiekt, który otrzyma najwięcej głosów, zostanie wykończony jako pierwszy, a który o kilka mniej, jako drugi. Budynki, które mają powstać jako trzecie i czwarte zostanie wybrany na kolejnym zebraniu. Macie minutę na przemyślenie decyzji.
Wilki zaczęły między sobą szemrać. Cierpliwie czekałem, aż zakończą naradę, po czym uciszyłem ich uniesieniem łapy.
- A więc zaczynajmy. Kto jest za tym, aby jako pierwszy został wybudowany Czarny Pałac?
Szybko przeliczyłem ilość podniesionych łap. Wyszło na to, że były trzy.
- Kto jest za głównym miastem?
Po raz kolejny trzy łapy.
- Świątynią Wilczych Bogów?
Jedna łapa. 
- Amfiteatrem?
Cztery łapy.
- I cmentarzem?
Siedem łap. Szybko przypomniałem sobie, który obiekt dostał najwięcej głosów, przeliczyłem je, a następnie oznajmiłem:
- Wyniki wyglądają następująco: jako pierwszy zorganizujemy cmentarz, kolejny będzie amfiteatr. Jak już mówiłem: na terenie wyznaczonym dla cmentarza widzimy się jutro o świcie. Dziękuję za obecność, to koniec zebrania. Możecie się rozejść.
Po tych słowach miękko zeskoczyłem z kamienia.

P.S. Tak na przyszłość: Severus nie śmieje się tak często... wstydzi się tego.

<Ktoś chętny? Dokucza mi brak weny, dlatego op. jest takie "bez pomysłu" ;/>

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Od Noodle "Pojedynek na pokaz" cz. 3 (cd. Severus)

Czułam się dziwnie. W głowie wciąż mi trochę mi szumiało. Może trochę przesadziłam. Nagle uświadomiła sobie, że pierwszy raz w tym lesie widziałam zająca. Patrzyłam na zdobycz przyjaciela. Porównując to zwierzę, do innych przedstawicieli tego gatunku, których spotykałam przed dotarciem do Czarnego Królestwa, tamte były szare i duże, a to były mniejsze i brunatne.
- Gdzie go znalazłeś? - Popatrzył na mnie jakby nie rozumiał - Zająca. - pokiwał powoli głową i przełknął fragment swojego posiłku
- Faktycznie, trudno jest je znaleźć, bo żyją tylko na jednej polanie. To niedaleko. Chcesz tam iść? - ponownie wgryzł się w mięso, którego na szkielecie zostało już mało
- No pewnie. - powiedziałam podekscytowana. Ruszyliśmy od razu. Trafiliśmy na polanę po kilkunastu minutach marszu.
- Uważaj bo uciekają. - Powiedział i uśmiechnął się. Po tym już obmyśliłam plan. - Na trzy. - Zaczął odliczać. Kiedy wypowiedział ostatnią liczbę, ja wskoczyłam w krzaki. Czekałam aż Severus rozbiega trochę zające. Postanowiłam wtedy zaatakować tą samą metodą, co wtedy wrobiłam przyjaciela. W odpowiednim momencie wytworzyłam pnącze, które porwało w górę mój przyszły posiłek. Towarzysz podniósł głowę, zauważył mój łup i uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech. Przegryzłam szyję bezbronnego zwierzaka, aby nie cierpiało. Jedząc swój posiłek oglądałam jak radzi sobie Severus. Kiedy złapał w końcu swój deser popatrzył na mnie z uśmiechem, a ja wytknęłam mu język. Oczywiście od razu zaczęliśmy się śmiać. Dopiero teraz zauważyłam, że on jest o wiele wyżej w hierarchii, ale zachowuje się jakbyśmy nie należeli do żadnego królestwa ani watahy i bylibyśmy całkowicie równi. Dobrze, że nie muszę się do niego zwracać królu i się kłaniać.

<Severus?>

środa, 5 sierpnia 2015

Od Warrora "Dziwne krzyki i mała wilczyca" cz. 1 (cd. chętny)

Spacerowałem po terenie. Zauważyłem dorodną sarnę. Zakradłem się do niej. Byłem kilka metrów od niej, kiedy mnie wyczula i zaczęła uciekać. Ruszyłem w pogoń - polowanie się zaczęło! Nie dawałem za wygraną. Po kilku minutach zauważyłem, że łania się męczy. Mi zmęczenie też dawało się we znaki, ale nie odpuszczałem. W końcu ja dopadłem i szybko zabiłem, aby nie cierpiała. Po tym dużym posiłku położyłem się pod drzewem, aby odpocząć.
Powieki mi się zamykały. Miałem zasnąć, gdy usłyszałem dziwny wrzask. Dochodził z oddali, ale był tak donośny, że go usłyszałem. Szybko zerwałem się na równe łapy i pobiegłem w tamto miejsce. Myślałem, że to ktoś ze stada wpadł w pułapkę lub jakieś wrogie wilki postanowiły go zaatakować, jednak nikogo takiego nie wyczułem i nie zobaczyłem. Krzyk był coraz głośniejszy. Biegłem dalej i wciąż nikogo nie było. Wszystko to wydawało mi się to dziwne, ale wolałem sprawdzić.
Krzyk doprowadził mnie do Wodospadu Adrtemetdri. Nastała cisza. Rozejrzałem się nerwowo. Nikogo nie było, po prostu pustka. Nastawiłem uszy. Teraz jedynie co było słychać to szum wodospadu. Niespodziewanie w zaroślach zobaczyłem czyjąś postać, jakiejś małej wilczycy. Lekko się zaśmiała i zaczęła biec. Tylko skąd ona się tu wzięła, jak dopiero nikogo tutaj nie było? - pomyślałem.
–Zaczekaj! - krzyknąłem, biegnąc za nią. Nie słuchała mnie, biegła zwinnie przez zarośla, wesoło się śmiejąc. Przyśpieszyłem nieco przedzierając się przez krzaki. Już myślałem, że ją złapie, gdy poczułem ból i sturlałem się z małej niegroźnej skarpy wprost pod czyjeś łapy.
– Co ty robisz?! – Usłyszałem głos. Podniosłem głowę. Był to ktoś ze stada. Szybko wstałem otrzepując się.
- Siemka… Przebiegała tedy mała popielata wilczyca?

<Kto chce?>

wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Severusa "Zakurzone stronnice mojego życia" cz. 3 (cd. Saphira)


- Jestem Severus. Miło mi cię poznać - uśmiechnąłem się lekko.
- Nawzajem!
Zapadła chwilowa cisza. Bacznie obserwowałem waderę. Nigdy nie natknąłem się na taką waderę... była taka radosna z powodu spotkania drugiego wilka. Chyba dość długo nie miała z żadnym kontaktu, podobnie jak ja jeszcze jakiś czas temu... Znacząca różnica między mną, a nią polegała na tym, że ja nie okazywałem tego w podobnej sytuacji na zewnątrz. Czyżbym był zamkniętym w sobie, bezuczuciowym basiorem? Szybko pozbyłem się tej myśli. Za dużo rozmyślam nad sobą. Kiedyś to się źle skończy.
- Czyli mówisz, że mogę dołączyć?
- Owszem. - Lekko skinąłem głową na znak, że rzeczywiście udzieliłem na to pozwolenia.
- To super! To oznacza, że teraz musimy iść do Alfy i jej to powiedzieć, tak?
- Nie mamy Alfy.
Wadera na mnie popatrzyła, unosząc brwi.
- Ale jak to? W każdej watasze jest Alfa. A może macie taką samowolkę? Podejmujecie decyzje cały stadem?
- Zauważ, że to nie jest wataha, lecz Królestwo, więc Alfy posiadać nie możemy.
- Aaa... czyli, że macie króla?
- Dokładnie.
- Czy ten król jest wielki, straszny i przerażający, jak w opowieściach z Białego Królestwa? - Wadera zadrżała.
- To zależy jak kto go zrozumie. Nie da się zrobić tak, aby wszyscy jednakowo lubili lub nienawidzili danego wilka, czyż nie? Zawsze zdarzy się jakaś rozbieżność zdań.
- A gdzie on jest?
- Masz go przed sobą.
Wadera  wytrzeszczyła oczy. To była dla niej niespodziewana nowina. Zaczęła mi się dokładnie przyglądać.
- C-czy powinnam się ukłonić? - zapytała, najwyraźniej odrobinę strwożona myślą, że mogę ją ukarać za nieuprzejmość.
- Nie jestem jak mój brat. Nie wymagam bzdurnych pokłonów, a jedynie szacunku równego innym wilkom.
- Zaraz... masz brata?
- Zgadza się. Jest królem Czarnego Królestwa.
- Och.
Zapanowała cisza. Wadera wpatrywała się w zamyśleniu w grunt między łapami, ja patrzyłem na nią, próbując coś wyczytać z wyrazu jej pyska. Niestety, prócz lekkiego zakłopotania niczego tam nie ujrzałem.
- Mogę o coś zapytać? - rzekła, unosząc głowę.
- Oczywiście, że możesz. Jeśli pytanie będzie zbyt trudne, niestety, ale nie będę w stanie ci odpowiedzieć. Warto chociaż spróbować.
- A więc... Dlaczego tamto nazywa się Białym Królestwem, a to Czarnym? Ma to jakiś związek z mrokiem?
- Niekoniecznie. Raczej opiera się to na tym, żeby podkreślić kontrasty obu Królestw. Białe jest potężne, stare i dobrze zbudowane, w przypadku którego rozpad byłby czymś zaskakującym. Czarne, będące moja własnością, mniejsze, młodsze, słabsze i mniej liczne, ale za to wszyscy są sobie bliżsi.
- Nie uzyskujesz wsparcia od brata?
- Niestety nie. Zostałem przez niego wygnany. - Spuściłem łeb. Nie lubiłem do tego wracać. Nieprzyjemnie było żyć z myślą, że źle mówię o własnym bracie.
- Dlaczego? Zrobiłeś coś złego? - zdumiała się. Jeszcze tego brakowało, żebym ją wystraszył.
- Niekoniecznie. Co konkretniej się stało wolę zachować dla siebie. To bardzo... osobiste. Ty zostań przy wersji, że była to normalna rodzinna sprzeczka.
- Ok... - mruknęła, przyglądając mi się z błyskiem niepewności w oku. Nie wierzyła mi lub uważała, że jednak chodziło o coś poważniejszego. Kolejna porcja ciszy, którą ponownie przerwała nowa, bardzo gadatliwa członkini naszej skromnej grupy:
- A dlaczego akurat Królestwo? Nie lepiej wataha? Bo z tego, co słyszę jest was mało. Macie jakieś budowle, czy coś w tym guście? Jakoś nic mi się nie rzuciło w oczy.
- Nie mamy, lecz będziemy mieli. Taką przynajmniej mam nadzieję - westchnąłem - Może pokazać ci nasze tereny budowy? Ty, jako nowy wilk powinnaś zająć stanowisko budowniczego i dwa lub jedno dowolne inne.
- Możesz pokazać, jestem tego bardzo ciekawa co tam zobaczę. Liczę na to, że macie w planach jakąś kawiarnię czy coś. - Zaśmiała się. Ruszyłem przed siebie, ona za mną. Zamierzałem skierować nas w najważniejsze miejsca zajęte budową.
- Niestety, ale na razie nie. Musimy się skupić na miejscach najważniejszych. W planach jest pałac, główne miasto składające się z domów, świątynia, amfiteatr oraz cmentarz.
- Szkoda, że nie ma żadnych klubów, cukierni, ani niczego w tym guście.
- Im prędzej to wybudujemy, tym większa szansa na przyjęcie planów innych miejsc rozrywkowych. Rozumiesz?
- Tak, oczywiście - powiedziała, rozglądając się dookoła. - A dlaczego wybrałeś akurat taki teren? Wygląda dość... odstraszająco. Większość watah bierze na własność jak najbardziej obfite w zwierzynę i roślinność miejsca.
- Na pierwszy rzut oka tak właśnie jest, ale mnie to się jak najbardziej podoba. Gdy zagłębisz się w tereny, zobaczysz, że pokochasz to miejsce. Najgorsze miejsca zastąpią budynki.
- W sumie to nie takie głupie.
Nie odpowiedziałem, tylko szedłem dalej przed siebie. Już po chwili Saphira zobaczyła kupki materiałów ułożonych na nierównych stertach w okolicach bagna. Były nieruszone od dłuższego czasu i trudno było tego nie zauważyć.
- Mówiłeś, że się budujecie...  a ja tu niczego prócz przygotowanych surowców nie widzę.
- Brakuje nam łap do pracy. Im nas więcej, tym silniejsza jest motywacja do pracy - wyjaśniłem.

<Saphira? Chyba wena do mnie powraca :)>

Od Saphiry "Zakurzone stronnice mojego życia" cz. 2 (cd.chętny)

Miałam tylko 10 miesięcy kiedy to się stało... Moja przybrana rodzina była spoko. Dan był wspaniały. Uczył nas wszystkiego co mogłoby się nam przydać. Dlatego już 2 miesięczne szczeniaki dobrze polowały (wiem, to mało prawdopodobne, ale ten basior działał cuda!). Daria natomiast była sztywna i oziębła, ale tylko z pozoru, wszystkich nas kochała. Wiedziałam to od, może nie początku, ale już dłuższego czasu (jak na mój wiek). Z April mimo wieku zostałyśmy przyjaciółkami. Założyłyśmy zespół, tak jakby. Ona śpiewała, ja tańczyłam. Dawałyśmy pokazy dla całej naszej ogromnej rodziny. Rebecka pisała tekst i różne opowiadanie, które później odczytywała. Najlepiej chyba było w długie, zimowe wieczory, kiedy Daria będąca wilkiem światła (choć krążyły plotki, że miała w rodzinie też wilka innej, bardziej ponurej rasy) manipulowała blaskiem księżyca odbijającego się od śniegu tworząc reflektory na śnieżnej scenie stworzonej przez Kordelie (wilka śniegu czy coś w ten deseń). Wtedy w raz z innymi tworzyliśmy istne przedstawienie: Dan opowiadał żarty, Rebecka czytała, ja tańczyłam, April śpiewała itd. Było wtedy cudownie. Jednak latem kiedy był czas na pływanie i różne zabawy nad jeziorem dowiedziałam się prawdy o rodzinie. Otóż oni (ci prawdziwi) mnie nawiedzali, przychodzili i grozili Danowi i Darii. Chcieli mnie odzyskać, mówili, że chcą zobaczyć swą córeczkę Livię... Oczywiście to ja byłam Livią. Zamurowało mnie, w końcu zdenerwowana poszłam bardziej w las, a moja przybrana rodzina pływać. Kiedy wróciłam oni się topili.
- Uciekaj, szybko, teraz! Nie ratuj nas! - usłyszałam.
Jednak weszłam do wody i poczułam przeraźliwy ból, woda bolała. Ze mnie uniosła się chmura dymu, a ja czułam się potwornie. Nie mogłam się ruszyć, woda mnie pochłaniała. MUSIAŁAM uciekać, jednak nie chciałam zostawić ich. W końcu utonęli, a ja byłam w wodzie, w której była moja krew. Wszystko mnie bolało. Uwolniłam skrzydła i wyleciałam z wody, ze mnie dalej lała się krew. Bolało, tak potwornie bolało!
W końcu upadłam na ziemię...

***Jakiś czas później...***
Obudziłam się koło nieznajomych, a jednak znanych wilków.
- Cześć Liv. Idź spać, malutka, idź spać... I się nie budź! - odezwali się. Nie chciałam spać tylko uciekać, co szybko zrobiłam. Zwiałam daleko, jak najdalej się dało, byle nie być blisko (jak się domyśliłam) mojej biologicznej rodziny, która chciała mojej śmierci... Po drodze zgubiłam piórka i postanowiłam zostawić skrzydła na swojej postaci na zawsze (normalnie umiałam je chować, czego po długim nie używaniu zapomniałam jak to się robi). Tulałam się gdzieś po świecie dość długo. W końcu jednak już jako dorosła napotkałam na swojej drodze jakiegoś wilka.
- Siema! Wiesz może czy jest tu gdzieś jakaś wataha? - zawołałam (wiem, zachowałam się jak chora umysłowo, ale od dawna nie gadałam z żadnym wilkiem i już mi odwalało).
- Wataha nie, jednak ma tu siedzibę: Czarne Królestwo. Chcesz dołączyć? - odpowiedział nieznajomy wilk, nie byłam w stanie określić jego płci, przez długi brak kontaktu z innymi.
- Czarne? A nie Białe? - spytałam, gdyż obiła mi się o uszy legenda o tym królestwie.
- Tak, Czarne. Jak masz na imię?
- Saphira, a ty to...? - odparłam.

<Ktoś zechce skończyć?>

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Od Severusa "Pojedynek na pokaz" cz. 2 (cd. Noodle)

- Całkiem dobrze.
- Cieszę się z tego powodu - zaśmiała się wadera. - Mam szanse stać się lepsza od ciebie?
Popatrzyłem na nią uważnie. Trudne pytanie. Od szczeniaka wmawiano mi, że jako członek rodziny królewskiej dysponuję większą mocą, niż pozostałe wilki. Mówiono, że mam potężne korzenie, więc z tego powodu mój żywioł jest w stanie osiągnąć więcej. Nie wiedziałem, ile w tym jest prawdy i szczerze powiedziawszy, nadal nie znam na to odpowiedzi.
- Kto wie... może kiedyś... - rzekłem po chwili namysłu.
- Czyli że teraz uważasz się za lepszego ode mnie? - zapytała, podnosząc się z pnączy. Te natychmiast po pozbyciu się jej ciężaru powróciły na swoje miejsce.
- Pamiętaj, że mamy różne żywioły i z tego powodu ciężko je przyrównać do siebie. Ponadto ty jesteś bardzo młoda, a mnie niebawem zaczną nazywać starcem - zaśmiałem się bez cienia wesołości.
- Nie przesadzaj - wywróciła oczami. - Póki zachowasz formę, nikt nie zauważy. Jak na moje oko wyglądasz na 3-latka.
- Tylko tak mówisz.
- Wcale, że nie - mrugnęła do mnie jednym okiem. Nie odpowiedziałem, tylko pogrążyłem się w głębokich przemyśleniach. Noodle ma trochę racji. W rzeczywistości nie można było mnie nazwać młodzianem, ani też staruszkiem. Pięć i pół roku - niby nie dużo, ale jednak nadal robi wrażenie. W świecie ludzi tłumaczą to sobie na około 40 lat. Podobno większość mężczyzn w tym wieku przechodzi tak zwany "kryzys wieku średniego". Nie wiem dokładnie, na czym to polega, ponieważ w mieście zamieszanym całkowicie przez ludzi byłem tylko ten jeden, jedyny raz. Nie nauczyłem się też zbyt wiele z ksiąg pochodzących z Biblioteki, gdyż większość zawierała treści na temat magii, legend oraz wszelkiego rodzaju klątw. A co jeśli ów kryzys także będzie mnie dotyczył?
- Sevo, orient! - krzyknęła rozbawiona Noodle. Tym samym brutalnie wyrwała mnie z melancholii. Z zaskoczeniem malującym się na pysku w ostatniej chwili odskoczyłem od pnączy, które próbowały się na mnie rzucić i spętać ciało.
- Noodle, co to za napastowanie niewinnych wilków? - zapytałem odsuwając się od kolejnych natrętnych roślin, które wytworzyła magia błękitnej wadery.
- To tylko zabawa! - śmiała się dalej, używając coraz bardziej wymyślnych zaklęć. Nie były one szkodliwe dla życia, ani zdrowia, ale i tak bliskie spotkanie z pokrzywą nie byłoby dla mnie dobrym kontaktem.
- Kto by pomyślał, że zjawiłem się w okolicy tylko po to, żeby spożyć posiłek, a nie toczyć walkę z gałęziami - mruknąłem pod nosem, schylając się, by nie oberwać w łeb od twardych owoców jakiejś z roślin. Noodle najwyraźniej to usłyszała i wybuchnęła kolejną porcją donośnego śmiechu. Cała sytuacja z jej punktu widzenia musiała wyglądać niezwykle komicznie.
- Może po prostu oddasz mi zająca i będzie po problemie? - zapytałem z nikłą nadzieją w krwistoczerwonych ślepiach. Patrzyłem na wciąż dyndającego w powietrzu gryzonia.
- Nie!
- Dlaczego?
Zwróciłem pytający wzrok w jej stronę.
- Bo wtedy nie będzie zabawy! Walcz! - odkrzyknęła bojowo Noodle. Oczywiście całe starcie nie będzie wzięte za prawdziwy pojedynek na śmierć i życie, ale ona i tak uparcie upierała się przy swoim. Westchnąłem. Wolałem obywać się bez przemocy, ale w tym wypadku chyba nie miałem innego wyjścia. Zamknąłem oczy i skupiłem część energii w jednym punkcie. Zgodnie z momentem otworzenia oczu wokół mnie dosłownie wybuchnęły pokłady wiatru, sprawiając, że Noodle poleciała i upadła kilkanaście metrów ode mnie, a rośliny odgarnęły się na taką odległość, żebym mógł spokojnie zrobić duże koło o średnicy ponad pięciu metrów. Swobodnie uniosłem się nad ziemię, by z wysokości nie tylko ustalić, czy waderze nic nie dolega, ale też sięgnąć zająca i go zjeść. Jak postanowiłem, tak zrobiłem... a przynajmniej częściowo. Okazało się, że tak jak myślałem, błękitna była tylko ogłuszona i zdezorientowana, ale już wracała do siebie, podnosząc się zbolała z krzaków, w których wylądowała.
- Przepraszam, ale nic innego mi nie przychodziło do głowy. Inaczej pewnie byś mi nie oddała obiadu, a jestem bardzo głodny. Jeszcze raz przepraszam za tą nieuprzejmość z mojej strony - tłumaczyłem się.
- Nic nie szkodzi... - odparła Noodle kołysząc się na boki, zupełnie jakby wypiła przynajmniej pięć litrów alkoholu. Zatroskany stwierdziłem, że zając w tej sytuacji nie jest moim priorytetem i podleciałem do niej. Gładko wylądowałem obok, w ostatniej chwili ratując ją przed upadkiem. Jej łeb wylądował na moim boku, a łapy niemalże całkowicie osunęły się na ziemię.
- Na pewno nic ci nie jest?
- Tak, tak... - Noodle powoli stanęła należycie, najwyraźniej odzyskując już świadomość. Ulżyło mi.
- To co? Bierzesz w końcu tego zająca, czy nie? - zapytała po chwili.
- Owszem.
Ponownie uniosłem się nad ziemią, podleciałem do martwego zwierzęcia i pochwyciłem w paszczę. Następnie wylądowałem i zabrałem się do jedzenia. Noodle po prostu stała i na mnie patrzyła.

<Noodle?>

Od Noodle "Pojedynek na pokaz" cz. 1 (cd. Severus)

Siedziałam na najwyższej gałęzi jakiegoś drzewa. Nie było ono wysokie. Może miało 20 metrów. Zaczęłam bawić się roślinami, które znajdowały się na ziemi. Z zwykłego fiołka zrobiłam sporą rosiczkę. Nagle usłyszałam kroki. Przestałam używać swoich mocy. Jedyną rzeczą dowodzącą, że ktoś używał tu mocy, była rosiczka nie rosnąca w tym rejonie lasu. Z krzaków wyskoczył zając, ale to nie była osoba, która wytworzyła tamte dźwięki. Po chwili z krzaku obok wyskoczył Severus. Szybko załatwił sobie jedzonko. Na widok świeżego mięska w brzuchu zaczęło mi burczeć. Wtedy do głowy przyszedł mi pomysł. Kiedy mój znajomy chciał ugryźć swoją zdobyć, obok niego wyrosło wielkie pnącze. Oczywiście ja je wytworzyłam. Severus skierował swój wzrok na pokaźnego wzrostu roślinę, a ja skorzystałam z okazji i za pomocą rośliny ukradłam jego zająca z przed nosa. Chwilę bawiłam się z nim, aż w końcu skierowałam zdobycz w moim kierunku. Całą sytuacją byłam rozbawiona, ale kiedy zobaczyłam jak on na mnie patrzył, zaczęłam się bać. Po chwili uśmiechnął się i krzyknął:
- Nieźle ci poszło.
- No nie powiem. Świetnie było.
- Ach, ta twoja skromność. - zrobił śmieszną pozę
- Pewnie i tak mnie nie puścisz ze swoim obiadem. - Na to on nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się podstępnie. Wtedy poczułam bardzo gwałtowny podmuch wiatru. Nagle straciłam równowagę i już wisiałam zaczepiona o gałąź tylko przednimi łapami. Wiatr na chwilę odpuścił, lecz chwilę potem już spadałam na dół. Za pomocą mocy szybko wytworzyłam na ziemi splot sprężystych pnączy. Spadłam dokładnie na nie i zaczęłam się od nich odbijać.
- I jak?

<Severus?>
Nomida zaczarowane-szablony