poniedziałek, 27 lutego 2017

Zawieszenie bloga

Przez naprawdę małą aktywność jestem zmuszona zawiesić bloga. Może zostanie przywrócony... ale dopiero wtedy, kiedy na poniższą listę chętnych do dołączenia wpisze się min. 15 osób. Wtedy może się ogarnę i zrobię aktualizację wszystkich zakładek. I dodam fabułę.
W razie czego pisz na Howrse/e-mail.
Do zobaczenia. 

Lista chętnych:
  1. Avrille (Severus, Alexander, Anonim, Carlo)
  2. Koniara546 (Lucy)
  3. yuki21
  4. Kaira
  5. Halcik
  6. Oliwia11
  7. Lуяα (Shammen, Istoria)
  8. wiki__
  9. wirtutimilitari
  10. Wolf22
  11.  
  12.  
  13.  
  14.  
  15.  
Edit: Uwaga! Nastąpiły zmiany warunków wznowienia Czarnego Królestwa!
5 zestawów form + op. (bądź łączna suma 10 nadesłanych op.) = otwarcie strony
Ilość nadesłanych op.: 4
Ilość nadesłanych formularzy: 5 (+7 z poprzedniej działalności)

niedziela, 5 lutego 2017

Od Anonima "Pasowanie na rycerza" cz. 1 (c.d. Onyx lub chętny)

- Jesteś zabawny, wiesz?
- Dlaczego tak uważasz?
- Sądzisz, że ktoś to kupi?
- A dlaczego nie?
- Błagam cię, nie ma go w szkole już od lat.
- Nadal o nim mówią. Nie zapomnieli.
Cisza.
- Ostatni raz w szkole był pięć lat temu i to jeszcze łącznie na może dwa tygodnie. Jakim cudem mogą go pamiętać?
- Calineczki nie zapomną. Twierdzą, że nie mogą się doczekać, aż będą mogli go zadręczać. Wymsknęło ci się coś o jego powrocie, prawda?
- Może... Nie wiem. Chcę wierzyć w to, że powróci do dawnych sił - mruknął z nutą niepewności Trick.
- Co rozumiesz przez "dawnych"? Przecież nawet nie umiał dobrze chodzić.
- Lepsze to niż bezczynne leżenie na łóżku. Nawet nie jest w stanie samodzielnie oddychać - syknął.
- Ale żyje.
- To chyba za duże słowo. Egzystuje, ale czy żyje to już nie wiem.
- Ja wierzę, że nas słyszy i rozumie.
- Ale nie pamięta. Amnezja. Coś ci to mówi?
- Nie jestem durniem. Wiem, co to takiego.
- To świetnie, że wiesz. Obawiam się jednak tego, jak zareaguje, kiedy uda nam się go wybudzić... i o ile to się kiedykolwiek stanie.
- Na pewno się ocknie. Trzeba w to wierzyć.
- Nie będzie nas pamiętać. Nie wie, kim jesteśmy, ani co mu zrobiliśmy.
- Wystarczy mu powiedzieć.
- Co? "Cześć, braciszku, jesteś teraz cyborgiem, baw się dobrze"? Na litość, nie ma nawet o tym mowy. Będzie w szoku. Możemy w ten sposób jeszcze bardziej zniszczyć jego psychikę.
- Albo naprawić. Może brak wspomnień spowoduje, że nie będzie miał już chęci się zabić?
- Lekarze mówili, że jest takim człowiekiem i jego przeszłość nie ma tu nic do rzeczy.
- Może się mylili?
- Słuchaj, nie sądzisz, że już za dużo tego gdybania? Liczą się fakty.
- Trzeba myśleć pozytywnie.
- "Do widzenia sentymencie, On się teraz nie liczy" - zanucił. Miał melodyjny, czysty chłopięcy głos. Wtedy sielankową rozmowę przyszył krzyk:
- Gdzie wy jesteście?! Spóźnicie się do szkoły!
- Co powiesz na wagary? - wyszeptał ten, który jeszcze przed chwilą śpiewał.
- To się nie uda. Rodzice będą wściekli.
- Przecież ten tutaj zostawał, jak mu się nie podobało. Najwyżej też pogrozimy, że inaczej skoczymy pod auto. Poza tym, wujek Biscuit na pewno się zgodzi.
- Herbatnik... kto w ogóle wymyślił tę idiotyczną ksywkę?
- Chyba tata. A przynajmniej tak mi się wydaje. Rozumiesz, żeby był mniej rozpoznawalny podczas porozumiewania się na misji.
- W takim razie jaki pseudonim miał tata?
Drzwi od pokoju musiały się otworzyć.
- Tutaj jesteście! Dalej, ruchy, bo niedługo ósma!
- Wujku, możemy zostać dzisiaj w domu? Nadrobimy wszystkie lekcje. Jest piątek... możesz napisać, że to przez gorączkę albo coś.
- No nie wiem...
- Nie powiemy nic tacie - dodał chłopak nazywany Amorem.
- Niech wam będzie. Co zamierzacie przez ten czas robić?
- Zacząć stawiać System. Coś w końcu musi go uratować. Chciałbym, aby to było oprogramowanie z największą masą obliczeniową na świecie.
- W takim razie powodzenia życzę - powiedział dorosły z odrobiną rozbawienia w głosie - Widzę, że masz niezłe ambicje. W razie problemów z kodem, możesz mnie wezwać.
- Jasne... Na razie dam sobie radę sam.
- A ty, Amor?
- Ja... chyba tutaj posiedzę.
- Nie ma mowy! - zbuntował się Trick.
- No to... Może posprzątam mieszkanie i upiekę placek? Do tego jakieś ciasteczka, albo coś...
- Byłbym za. W razie jakbyś skończył wcześniej, zapraszam do mojego biura. Będę pisać artykuł o tegorocznym Taste of London Festival.
- O! Byliśmy tam!
- W rzeczy samej. Możesz pomóc.
- Możecie skorzystać ze zdjęć, które zrobiłem - stwierdził monotonnym tonem głosu Trick, odsuwając krzesło.
- Ok.
Dźwięk zamykanych drzwi. Stukanie o klawisze komputera.
Otworzyłem oko. Leżałem tak przez chwilę, wgapiając się w coś, co chyba mogę nazwać sufitem szałasu, po czym usiadłem na łóżku i wstałem. Już dość tego podsłuchiwania... właśnie, czego? Już nawet nie miałem siły ponownie rozmyślać nad źródłem głosów. Nadal słyszałem niezwykłe szybkie stukanie palców o klawiaturę, ale miało to w sobie coś kojącego. Dało się o tym zapomnieć.
Stojąc już przed drzwiami szałasu, wypatrzyłem kątem oka wysoką sylwetkę przemykającą między drzewami. Wzdrygnąłem się, ale postanowiłem skierować się w tamtym kierunku. Postać zniknęła. Już miałem zawrócić i pójść w drugą stronę na spacer, kiedy ktoś mnie przytulił silnymi ramionami od tyłu. Wyprostowałem się.
- Cześć, podobno nazywasz się Gall Anonim. Skąd taki pomysł? - wyszeptał mi do ucha. Pytanie o tak błahą rzecz zabrzmiało mimo wszystko niezwykle zmysłowo. Chwyciłem obejmującą mnie rękę i spróbowałem odciągnąć od siebie. Puścił mnie bez większego oporu.
- Nie lubisz się przytulać?
Zawahałem się. Nigdy nad tym szczególnie nie rozmyślałem.
- Nie bardzo.
- Rozumiem - stanął przede mną, uśmiechając się szeroko. Miał zadbane, niebieskie włosy i coś, co w pewnym sensie było kozią bródką. Radosne, zielone oczy patrzyły na mnie w głębokiej fascynacji. Mężczyzna był wyższy i lepiej zbudowany ode mnie. Odruchowo objąłem się ramionami i spuściłem wzrok. - My się chyba już znamy. Pamiętam, jak krwawiłeś. Już ci lepiej?
- Tak... chyba tak - powiedziałem ledwo słyszalnie. Czułem się w jego towarzystwie dziwnie nieswojo. Jakbym nie wiedział czegoś, co powinienem był wiedzieć.
- To świetnie. Przejdziemy się? - zapytał, odrobinę się garbiąc. Miał teraz twarz na wysokości mojej. Przełknąłem ślinę. Wtedy doznałem olśnienia. Jego styl bycia... bardzo mi kogoś przypominał. Nie do końca, ale zawsze jednak.
- Mogę cię nazywać "Amor"?
Wyglądał na odrobinę zaskoczonego.
- Pewnie. Skąd taki pomysł, jeśli mogę zapytać?
- Tak jakoś... Nie wiem. Tak mi się skojarzyło - wzruszyłem ramionami, dając się prowadzić przez rzadki las.
- To całkiem ciekawe, bo z wielu względów jestem tak nazywany przez moich znajomych.
Pokiwałem w zamyśleniu głową. Niezły zbieg okoliczności. Zerknąłem na niego. Wyglądał na zatopionego w swoich rozmyślaniach, ale przy tym się lekko uśmiechał. Odchrząknąłem. Zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Coś się stało?
- Nic konkretnego. Sprawdzałem, czy kontaktujesz.
- Oj, tak, tak... - zrobił pauzę, jakby decydował się nad czymś. - Podobasz mi się.
- W jakim sensie? - uniosłem brew.
- Fizycznie, psychicznie... jako całość. Jesteś przystojny, a twój sposób bycia jest intrygujący. Chętnie bym cię pocałował.
Zrobiło mi się trochę słabo. Co on powiedział? Że jestem przystojny? Na pewno żartował. Szczególnie z tym ostatnim. Jest niepoważny. Pewnie już ma jakąś dziewczynę, albo chłopaka. Z takim wyglądem jest to wprost pewne.
- Wiem, że nie czujesz tego samego... - dodał, skruszony - Poza tym kogoś mi przypominasz.
- Kogo? - zapytałem. Uśmiechnął się tajemniczo. Wyszliśmy na polanę, gdzie stała już cała wataha. Wszyscy patrzyli w naszym kierunku. Aż przystanąłem.
- Co się dzieje?
- Pasowanie na rycerza.
Wtedy pokuśtykał do mnie Severus. Aby nie czuł się poniżony przez różnicę wzrostu, również zmieniłem formę na wilczą.
- Zostałeś wybrany na pierwszego rycerza Czarnego Królestwa. Tak zadecydowali członkowie stada. To niezwykle ważny i dostojny tytuł. Czy przyjmujesz tę szlachecką funkcję?
Przez chwilę patrzyłem w bezruchu i zastanawiałem się, czy nie żartuje. Pysk miał całkowicie poważny. Jak to Severus. Zerknąłem jeszcze na pozostałe wilki. Cholera. To chyba naprawdę nie były żarty.
- Jeśli odmówię, zostanie wybrany kto inny?
- Owszem.
Szybko przemyślałem wszystkie "za" i "przeciw". Już po dwóch sekundach odparłem:
- Zgoda.
Niektóre wadery stojące na łące zmieniły się w ludzi i zaczęły klaskać. Inne nawet wyły. Właściwie basiory zachowywali się podobnie. Zmarszczyłem brwi. Skąd u nich ta radość? To tylko tytuł, który niewiele zmieni w moim życiu. Dałem się zaprowadzić na środek łąki. Tam wilki zbliżyły się i otoczyły nas ciaśniejszym kołem. Nieprzyjemnie. Wszyscy we mnie wbijali spojrzenie. Powinienem przyklęknąć? Chyba w formie wilczej było to niemożliwe. Severus rozpoczął przemowę:
- Wysłuchaj o Panie naszej modlitwy i łaskawie pobłogosław swoim majestatem ten miecz, który twoi słudzy podniosą, aby bronić Świątyń, – wdów i sierot, oraz wszystkich twoich sług dla obrony przed tymi co sieją strach i śmierć. Każdy, kto chce być rycerzem, musi być wielkodusznym, wolnie urodzonym, szczodrym, doskonałym i mężnym. Zanim jednakże uczynicie ślubowanie swego stanu, usłyszycie z należną rozwagą zasady reguły. Taką zaś jest reguła stanu rycerskiego: przede wszystkim słuchać codziennie ceremonii świętej z pobożnym rozpamiętywaniem Shianuraoztanadesa i innych bogów; odważnie walczyć w obronie wiary wilczej; święte Świątynie wraz z jego sługami uwalniać od jakichkolwiek napastników; wdowy i sieroty wspierać w potrzebie, unikać wojen niesprawiedliwych; nie domagać się niesłusznego żołdu; stoczyć pojedynek w obronie każdego niewinnego; stawać na turnieje dla ćwiczeń rycerskich a nie dla pustej sławy; miłość w sercu nosić; prawdę sercem i usty wyznawać, żyć nienagannie wobec bogów i istot na tym świecie. Jeżeli zaś będziecie przestrzegać tych zasad rycerskiej reguły, osiągniecie doczesną chwałę na ziemi a po tym życiu – chwałę niebios. - Zrobił chwilę przerwy i skierował wzrok na mnie - Czy pragniesz, więc przyjąć rycerski stan w imię bogów i spełniać wedle twej możności regułę wyjaśnioną ci według powyższego tekstu?
- Chcę.
Dał znak głową, aby Lucy się zbliżyła. Zmienił się w człowieka i wziął w prawą dłoń przyniesiony przez nią miecz. Ja również zmieniłem postać w ludzką i zgrabnie przyklęknąłem na jedno kolano. Trzykrotnie delikatnie uderzył ostrzem miecza o moje ramiona, zaczynając od lewego.
- Mianuję cię rycerzem na cześć wszechmogących bogów i przyjmuję do grona rycerskiego. A pamiętaj, że Zbawiciel świata był za ciebie wyszydzony wobec innych, poniżony przez potężnych i porzucony na pastwę losu. Jednak oto powrócił, by głosić swą potęgę ponad inne bóstwa. Zwracam ci uwagę byś pamiętał o Jego hańbie, radzę ci przyjąć jego cierpienie, wzywam cię byś głosił Jego upadek i powstanie.
- Niech tak się stanie - odpowiedziałem. Z tego co zdążyłem się zorientować, w tej wierze był to zamiennik "Amen", które powtarzano w takich sytuacjach w Kościele katolickim. Byłem niemalże pewien, że to właśnie to wyznanie przyjąłem w... rzeczywistości, o ile tak mogę to nazwać.
- Odrzuć wszelkie diabelskie pokusy, bądź czujny i wierny bogom oraz zawsze godny pochwały. Obyś nigdy nie użył miecza w niesłusznej sprawie i ran nikomu nie zadał.
- Niech tak się stanie - tym razem odpowiedzieli ze mną wszyscy członkowie stada. Severus dał mi znak, abym wstał i wręczył mi miecz.
- Oto oręże, z którego będziesz od dziś korzystać. Przyjmij ten dar i wykorzystuj go w słusznym celu. - Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, król dodał: - Od teraz nasz nowy rycerz, zwany Gallem Anonimem poszukuje swego ucznia, giermka. Czy ty, Onyxie, godzisz się przyjąć tę funkcję? - zapytał, uśmiechając się przyjaźnie do szczeniaka, który teraz zrobił wielkie oczy.
Nie mówicie mi tylko, że będę zmuszony zgodzić się na "nauczanie" jakiegoś obcego szczeniaka... Tyle czasu udało mi się unikać zbytecznego towarzystwa członków Czarnego Królestwa. Teraz będę zmuszony to wszystko zaprzepaścić na rzecz... dziecka. Najchętniej bym to rzucił jak najdalej w kąt i zapomnieć, ale z drugiej nie chciałem mu sprawiać przykrości. Teraz decyzja należała do niego.

<Onyx? Ktokolwiek chętny?>

środa, 1 lutego 2017

Ogłoszenia 12

Tutaj będą się pojawiać najnowsze wilcze wiadomości z lutego.
  ***
PODSUMOWANIE stycznia (01.02)
Severus - 1 (+100 M i 50 pkt.)
Alexander - 0
Shammen - 0
Istoria - 0
Nickolas - 0!
Carlo - 0!
Filos - 0!
Gall Anonim - 0!
Onyx - 0!
Lucy - 0!
Kira - 0!
***
Ekhem... jak by Wam (o ile jacyś "wy" istniejecie) to powiedzieć... Jak widać blog ten jest pusty nawet w okresie ferii. Jak dla mnie, to jest jedynie przykre. Staram się coś napisać, ale to nie wystarcza. Na dobrą sprawę jestem sama (no, nie licząc Lucy, która okazjonalnie coś napisze i z nią mam stały kontakt). Wilków nie zamierzam przez ten czas wyrzucać żadnych.
Wydaje mi się, że ostateczną decyzję podejmę w kwietniu tego roku. Albo blog zostaje, albo go zamykam. Szkoda, bo miałam tak wiele pomysłów na opowiadania...
Nowych członków oczywiście zachęcam do dołączania. Może oni coś tutaj zmienią.
***

Od Lucy "Tajemnicze przejście" cz. 13 (cd. Severus)

- Nadal mi nie odpowiedziałaś. - powraca do pytania, którego ja chcę uniknąć. Zamykam się na chwilę w świecie własnych myśli, zaplatając kłosy i dobierańce. Umyślnie nie zabrałam swojego grzebienia, by móc bezkarnie przeczesywać palcami jego miękkie, choć rzadkie włosy. Tak dawno nikogo nie czesałam. Zawsze z Vivimorte układałyśmy sobie fryzury, a czasem przed bardziej wymagającym pokazem robiłam je też pozostałym dziewczynom.
- Pok... Polubiłam twoje wnętrze. Bez względu na wygląd czy niedoskonałości. Uśmiechnę się na twój widok nie zwracając uwagi czy przybiegniesz na czterech łapach, czy przykuśtykasz na trzech. No i hej, jestem twoją prawą ręką. W tym przypadku z chęcią zastąpię ci lewą. - śmieję się kończąc wypowiedź i wykorzystuję sytuację, iż znajduję się za nim, by przytulić go delikatnie od tyłu. Czuję, jak pod moim dotykiem momentalnie nieruchomieje i instynktownie wygina kręgosłup do przodu w geście zaskoczenia. Pewnie nie podoba mu się to, co robię, ale staram się to ignorować, by pozyskać jakieś psychiczne oparcie i równocześnie dodać mu otuchy. Wiem, że jego kalectwo będzie tylko i wyłącznie moją winą. Gdybym za nim wtedy nie poszła... Zabrałby ze sobą jakiegoś silnego basiora, żeby razem stawić czoła potworowi, albo całkiem wybiłby sobie ten pomysł. A teraz grozi mu amputacja.
- Yhm, na jaką kawę masz ochotę? - odsuwa się i wstaje, by przygotować mi rozgrzewający napój, choć pewnie to tylko pretekst, by przerwać krępującą go sytuację.
- Mała czarna w zupełności wystarczy. - odchrząkuję, wpatrując się w kręcone między palcami koraliki z kości słoniowej, którymi kończyłam każdy splot. Nie pamiętam kiedy otrzymałam woreczek wypełniony nimi, ale uwielbiałam wplatać je, zwłaszcza jemu, gdyż od razu uznałam, że będą pasować lepiej niż zwykłe gumki. Chcę pomóc w zaparzaniu brązowej cieczy, ale za daleko zabrnęłam chwilę wcześniej, stąd nie wchodzę mu w paradę.
- Wielkie dzięki. - chwytam oburącz wydrążony z kamienia kubek, by rozgrzać odrobinę dłonie, po czym upijam łyk pozwalając na oparzenie języka. Znów następuje cisza, lecz tym razem jest mi ona na rękę. Wpatruję się nieskrępowanie w jego czerwone oczy. Dopiero teraz zauważam, jak bardzo zmienił się od czasu naszego poznania. Blada skóra w swym żółwim tempie przestaje być tak elastyczna jak niegdyś, w momencie czesania dostrzegłam kilka siwych włosów. Mimo to, ciągle kocham go tak samo jak za pierwszym spojrzeniem. Kocham go? Czy tęsknotę po chwili samotności i wywyższanie jego życia ponad moje mogę nazwać miłością? Nie wiem. Ale pewnym jest, że nie opuszczę go nigdy, bo zwyczajnie nie mogę. Tęsknota rozdziera moje wnętrze w każdej chwili pozbawionej jego obecności. Spuszczam swój wzrok na usta Severusa. Skrawki przyćmionej pamięci przypominają, iż kiedyś zetknęły się one z moimi. Szkoda, że owoce z właściwościami odurzającymi przesłoniły mi sposób, w jaki odbyło się owe zbliżenie. Na samo zamglone wspomnienie przejeżdżam dyskretnie językiem po wargach. Znów krzyżuję nasze spojrzenia. Przelotnie dostrzegam w nich własne odbicie. Ja również przeszłam kilka fizycznych zmian. Pierwsze drobne zmarszczki pod oczami, coraz głębsze sińce przykrywane korektorem, mniejsza chęć do "podboju świata" niż za czasów aktywności Watahy Szlachetnego Kamienia. Nagle zwracam uwagę na barwę jego tęczówek. Głęboka czerwień przytłoczyła mnie nagle jak ta, która biła z tajemniczego jegomościa, twórcy mojej okrutnej kary. "Jest do waszej dyspozycji." Podkurczam nogi i mrużę oczy. Gwałtowny ruch dolnych kończyn odbija się bolesnym echem w żebrach. Mimo, iż wiem, że Fate, mój oprawca, nie ma nic wspólnego z Severusem, lecz skrawki koszmarów co noc pojawiających się w ostatnim czasie powracają.
- Lucy? Co się dzieje? - podchodzi do mnie mężczyzna, kładąc zdrową rękę na moim ramieniu. Potrzebuję chwili, by rozchylić powieki, pod którymi zaiskrzyły łzy.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. - przełykam ślinę i obdarzam go lekkim uśmiechem.
- Jesteś pewna? Sprowadzić Shaten?
- Sev... Nic mi nie jest. Przez chwilę rozbolał mnie brzuch, ale już dobrze. - dość realistycznie okłamuję go, nie patrząc mu w twarz z obawy nawrotu bólu.
- Skoro tak uważasz. Uważam jednak, że jeśli nie teraz, to wkrótce musisz złożyć jej wizytę. - mruczy swoim formalnym, nielubiącym sprzeciwu tonem.
- Obiecuję, jutro pójdę na kontrolę. A teraz wybacz mi, ale zupełnie zapomniałam, żee... Muszę podlać kwiaty! Tak. Kwiaty. Wpadnę do ciebie później. Dziękuję za kawę. - dopiłam nieprzyjemnie gorący trunek i dosłownie wypadłam z jego domu. "Gratuluję, Lucy. Nie dość, że wcale go nie pocieszyłaś, przez ciebie straci kończynę, to jeszcze zachowałaś się jak idiotka." syczę w myślach, komentując moje okropne zachowanie.
Tego dnia nie wróciłam już do Severusa, choć obiecałam. Boję się, że nie będę w stanie spojrzeć mu w oczy. Skąd wziął się ten gwałtowny strach? Nie umiem odpowiedzieć. Może spotkanie z Vivmorte obudziło falę koszmarnych wspomnień? Możliwe, że właśnie ona stoi za nawrotem psychicznych dolegliwości. Lecz jaki ma w tym cel...?
- Dość tego. - mówię stanowczo, podnosząc się z prowizorycznego łóżka wyłożonego zwierzęcymi skórami. Jest środek nocy, nieuzasadniony strach skutkuje zimnym potem i nerwowymi spazmami, lekki sen kończy się wraz z każdym szelestem trawy czy pohukiwaniem sowy, wszystkim zamknięciom powiek towarzyszy spojrzenie pary morderczych, czerwonych ślepi. Odziana wyłącznie w piżamę wychodzę z szałasu, co nie znajduje się wśród najlepszych pomysłów mojego życia z uwagi na ujemną temperaturę na zewnątrz, i kieruję się szybkim krokiem w stronę chatki władcy Czarnego Królestwa. Księżyc góruje na nocnym nieboskłonie, jednak gęsta, leśna flora na tyle ogranicza jego blask, iż właściwie po omacku otwieram drzwi domku. Najwyraźniej odwiedzam go tak często, że drogę znajduję nawet w półmroku.
- Severus...? - szepczę, przekraczając próg. W odpowiedzi słyszę tylko miarowy oddech. Stawiam kolejne kroki w kierunku jego posłania.
- Sev? - powtarzam odrobinę głośniej. Kiedy zatrzymuję się przy jego łóżku, spod mojej stopy roznosi się głośne skrzypnięcie drewnianej podłogi. Ułamki sekund, podczas których wykonuję bezmyślny odruch w postaci uniku, decydują o tym, że nie otrzymuję gwałtownego ciosu w twarz, choć na policzku pozostaje wrażenie muśniętej skóry. Kilka żwawszych uderzeń serca szkli orzechowe oczy, kiedy krzyżują się nasze spojrzenia.
- Na bogów! Co ty tutaj robisz? - szepcze wyrwany z błogiego stanu uśpionej świadomości.
- Ja... Boję się. - odpowiadam równie cicho, jakby z towarzyszącym przeczuciem, że nie mogę zakłócać spokoju panującego nocą.
- Czego? - wstaje, by zamknąć drzwi, o których zupełnie zapomniałam.
- Mam koszmary... - ogarniają mnie drgawki wywołane mieszanką strachu i przenikającego chłodu - czuję na sobie czyjś wzrok... - chowam twarz w dłoniach z dziecinną nadzieją stania się w ten sposób niewidzialną - samotność kumulowała strach, więc uznałam, że wolę być z tobą. - kończę ochrypłym głosem swój monolog. Mężczyzna wraca z powrotem do łóżka, mrucząc coś niezrozumiale. Najwyraźniej nagły skok adrenaliny uaktywnił umysł tylko na chwilę. Poza tym, na noc otrzymywał solidną dawkę leków przeciwbólowych mogącą otępiać trzeźwość myślenia.
- Sev... Mogę zostać na noc? - pytam nieco zawstydzona, lecz odpowiada mi tylko kolejna seria bełkotu, którą ostatecznie uznaję za tak. Szczęśliwym trafem pozostawił skrawek wolnej przestrzeni na skraju posłania, więc czym prędzej ją zajmuję. Najpewniej bezmyślnie otula mnie zdrową ręką w pasie, gdy już udaje mi się to zrobić, po czym znika w objęciach Morfeusza, co następnie spotyka i mnie.
Wyjątkowo nie budzi mnie łuna zapowiadająca jutrzenkę, mimo iż zimą zjawia się ona stosunkowo późno. Kiedy rozchylam powieki, przez drobne okienko zauważam, że słońce znajduje się prawie na najwyższym punkcie nieba. Następnie moją uwagę przyciąga postać nadal pogrążonego we śnie przyjaciela. Jego włosy znajdują się w nieładzie, choć gdzieniegdzie pozostało kilka drobnych warkoczyków. Ma uchylone usta, lecz oddech przebiega spokojnie i bez szmeru. Żałuję, że w nocy zmienił pozycję, gdyż najchętniej zostałabym w jego objęciach, jednak wszelkie skargi składane w myślach ustępują widokowi umięśnionego, odsłoniętego brzucha. Czy mój tok myślenia pokrywa się już z charakterem godnym marnego gwałciciela? Wolę nad tym nie główkować, gdyż mogłabym dojść do przykrego wniosku.
"Obudzi się, idiotko. I stracisz resztę wątłego szacunku w jego oczach. W swoich nie masz go już w ogóle" syczy umysł, gdy wyciągam dłoń, by przejechać palcem po wypukłości mięśni. Najwyraźniej kończyna wyrwała się spod kontroli mózgu, nie umiem powstrzymać ewidentnego naruszania przestrzeni osobistej. Jak zahipnotyzowana patrzę na bladą skórę delikatnie naciągającą się pod naporem opuszków, opadanie i unoszenie klatki piersiowej w spokojnym oddechu, drganie nielicznych, ciemnych włosków wywołane chłodnym dotykiem na rozgrzanym ciele...
- Lucy...? Co ty robisz? Skąd się tu wzięłaś? - jego ochrypły głos momentalnie mnie paraliżuje. "Idiotka." "Nie pomagasz." ucinam kłótnię z własną głową. Czy to już rozdwojenie jaźni?
- Ja-a... Pozwoliłeś mi. Miałam koszmar, więc przyszłam do ciebie w nocy. Kiedy cię obudziłam, ledwo uniknęłam ciosu. Chciałeś mnie uderzyć? - udaję, że nie słyszę pierwszego pytania, które mi zadał i choć czuję się przyłapana na gorącym uczynku, odwracam kota ogonem. W międzyczasie odzyskuję władzę nad ciałem, cofam rękę i unoszę głowę w celu skrzyżowania naszych spojrzeń. Severus chyba przypomina sobie sytuację z zeszłego wieczoru, gdyż dostrzegam w czerwonych oczach mgiełkę zamyślenia. Zaraz potem odwracam wzrok, by nie powtórzył się mój atak paniki.
- Faktycznie... Przepraszam. - odchrząkuje, by przywrócić normalny ton głosu. Wątpię, żeby udało mi się go przechytrzyć, raczej po prostu zignorował fakt, iż trzymałam dłoń na jego brzuchu.
- Nie szkodzi. - mruczę, otulając szczelniej spreparowaną wcześniej skórą. - Jak się czujesz? Z ręką trochę lepiej? - Mężczyzna próbuje nią poruszyć, jednak bezskutecznie.
- Raczej nie. Decyzja o amputacji jest najwyraźniej przesądzona. - wzdycha, jakby wewnętrznie żegnał się z kończyną.
- Nie martw się, Sev. Wszystko będzie dobrze... - brzmi to tak płytko, że wręcz zasycha mi w gardle.
- Wiem. - odpowiada jeszcze bardziej nieszczerze.
Przez kilka następnych chwil leżymy w milczeniu, a ja zaczynam żałować, iż leki przeciwbólowe Severusa przestały działać i mogę jedynie marzyć, by przytulił mnie po raz kolejny. "No tak, dobiera się do ciebie tylko na haju. W sumie niewielka zmiana w porównaniu do przeszłości, co? Tylko ilość klientów mniejsza." następny odzew krytykującej psychiki dodatkowo mnie przygnębia. Nie odzywając się wstaję z łóżka i zaczynam przygotowywać kawę. To niekulturalne, samemu obsługiwać się w czyimś domu w dodatku bez pozwolenia, lecz tylko ta czynność jest w stanie uspokoić mój umysł i drżenie dłoni. Robię dwie, mocne kawy i siadam przy drobnym stole, tuląc parzące naczynie.

<Sev? Przeciągnięte jak nie wiem, pisane kilka miesięcy, nudne i nieciekawe. Nie polecam.>
Nomida zaczarowane-szablony