<cd. Lucy?>
niedziela, 12 listopada 2017
Od Skayres "Piżamowa impreza" cz. 3 (cd. Lucy)
<cd. Lucy?>
piątek, 8 września 2017
Od Lucy „Piżamowa impreza” cz. 2 (cd. Skayres)
(Skay?)
czwartek, 31 sierpnia 2017
Oferta specjalna dla nowych członków!
poniedziałek, 21 sierpnia 2017
Ogłoszenie 17
Carlo - 1 (+34 M i 25 pkt.)
Severus - 1 (+34 M)
Skayres - 1 (+34 M i 25 pkt.)
Gall Anonim - 0
Bolt - 0 (nieobecność)
Vey - 0!!
Alexander - 0!!!
Lucy - 0!!!
poniedziałek, 31 lipca 2017
Od Skayres "Kim ja jestem" cz. 13 (cd. Anonim)
Kilka tygodni? Przecież to cholernie dużo czasu.
Myśli tego typu kłębiły się w mojej głowie, kiedy Anonim, a raczej dość naburmuszony Anonim zarządził powrót do watahy.
Byłam zbyt podniecona na myśl o tym, że nie dość, że odkryłam możliwość przemiany w wielkiego, dość dostojnego ptaka, to jeszcze zebrałam nowe zioła, aby zwracać uwagę na jego humor.
- Czy to nie wspaniałe? Mogę latać w postaci ptaka! To jest jeszcze fajniejsze od normalnego latania!
- Mam dziwne wrażenie, że już to słyszałem. - Anonim nie wydawał się być tak samo zadowolony z sytuacji jak ja. - kilka razy.
Po tej wymianie zdań zapadła dość niezręczna cisza. A przynajmniej niekomfortowa była tyko dla mnie - Anonim zdawał się być z niej zadowolony.
***
Gdy razem z Severusem skończyliśmy omawiać moje kilkutygodniowe zniknięcie, zaczynało się zmierzchać. Wracałam do swojego szałasu, położonego na samym skraju watahy, kiedy usłyszałam delikatne popiskiwania, połączone z warczeniem. Niewiele myśląc, zakradłam się pod szałas - jak poznała po zapachu - Anonima. Leciutko uchyliłam drzwi, by zobaczyć jak mięśnie chłopaka, a raczej mężczyzny, drgają, prawie jak przy ataku padaczki. Swoją drogą miał całkiem ładnie wyrzeźbiony brzuch. Na moment tracąc koncentrację, pozwoliłam aby drzwi - skrzypiąc - otworzyły się kilka centymetrów szerzej. Gall - nie zważając na to, że ma na sobie tylko bokserki - zerwał się, po czym już w postaci wilka rzucił się na mnie, przygniatając mnie do ziemi.
- Anonim, Anonim. Słyszysz mnie? To ja, Skay. Anonim! - bełkotałam, śmiejąc się histerycznie. Od dziecka reagowałam tak na stresujące sytuacje.
Basior dopiero wtedy ocknął się z półsnu, w którym mnie zaatakował, zmienił się w człowieka, po czym z kamienną twarzą pomógł mi wstać.
- Co ty tu robisz?
- Miałeś zły sen, piszczałeś.
- I ty uważasz, że jest to dobry powód, aby wejść do sypialni wilka, którego nie znasz, wilka który nie zna swojej przeszłości, aby wybudzić go z koszmaru? Poza tym, wchodząc do szałasu, z którego wydobywają się dziwne dźwięki, mogłaś spodziewać się... różnych widoków. - po ostatnim zdaniu uniósł brew, a moja twarz momentalnie zmieniła kolor na czerwony.
- Wiesz co? Dobranoc, ja już pójdę, w końcu jest noc i nie będę ci przeszkadzała, do jutra, pa.
Nie dając mu dość czasu na odpowiedź, wypadłam z jego szałasu, potykając się przy tym o wystający korzeń, boleśnie ryjąc kolanami w ziemi, po czym zażenowana wpadłam do swojego szałasu.
Jutro wielki dzień, muszę coś zrobić z zebranymi kwiatami, zanim zwiędną.
<Anonim. Przepraszam za ten krótki, raczej nudny i mało wnoszący rozdział (lub opowiadanie,, zależy jak kto woli), ale moja wena najwidoczniej zrobiła sobie wakacje.>
środa, 26 lipca 2017
Od Carlo "Everything is fine" cz. 4
czwartek, 6 lipca 2017
Od Severusa "Piżamowa impreza" cz. 1 (cd. chętny)
- Sev, wstawaj!
Sapnąłem z niezadowoleniem i zabrałem z twarzy rękę, którą musiałem położyć tam przez sen. Naprawdę nie miałem chęci by wstawać. Stawało się coraz cieplej i powoli lenistwo brało nade mną górę. Podniosłem się i usiadłem na brzegu łóżka. Dziewczyna znowu zaczęła uderzać pięścią o zamknięte drzwi.
- Lucy, przecież wiesz, że nawet ich nie zamykam - powiedziałem znużonym głosem i potarłem ręką twarz. Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła ciut zawstydzona dziewczyna.
- No tak, ciągle o tym zapominam. Tak poza tym to cześć - oznajmiła z uśmiechem - Spałeś dziś dość długo. Wczoraj znowu do późna czytałeś?
- Masz rację, powinienem odkładać książki wcześniej - rzekłem, nie pozwalając jej tego powiedzieć - Co cię tak wcześnie do mnie sprowadza?
- Piżama party!
Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, próbując sobie przypomnieć, co ma przez to na myśli, ale mój zaspany umysł nie chciał mi tego podsunąć. Mruknąłem więc tylko:
- Piżama party, rozumiem...
- Nie rozumiesz, przecież widzę - roześmiała się i oparła o ramę otwartych drzwi. Spojrzałem na jej rozpromienioną twarz.
- Doskonale mnie znasz - stwierdziłem - Raczyłabyś mi przypomnieć, na czymże polega to całe... jak dobrze mniemam, piżama party?
- Impreza piżamowa - zaśmiała się ponownie i usiadła obok mnie. Podążyłem za nią wzrokiem. Zaczesała swoje kasztanowe włosy na bok i wciąż na mnie patrząc, tłumaczyła dalej: - Wszyscy bierzemy piżamy i nocujemy pod gołym niebem. Wcześniej mamy jakieś atrakcje, a ty obiecywałeś chociażby seans.
- Ach, rzeczywiście - odpowiedziałem zakłopotany. Miała absolutną rację, że było coś takiego.
- To jak? Bierzemy się do roboty? - Usiadła po turecku - Czy wolisz jeszcze trochę tu posiedzieć?
- Najpierw chciałbym się ubrać.
- Więc się ubieraj. Ja chętnie popatrzę - Mówiąc to, patrzyła ze złośliwym uśmieszkiem na moją obnażoną klatkę piersiową. Zmrużyłem oczy.
- Lucy...
- No dobra, dobra - Ponownie się zaśmiała i wstała. Miała dziś zaskakująco dobry humor - Już idę.
- Ubrany?
Zwróciłem twarz ku Lucy, który wciąż rozpromieniona opierała się o ścianę mojego domu.
- Jak widać.
- W takim razie idziemy najpierw do Carlo - oznajmiła, odrywając się od swojego dotychczasowego oparcia.
- Dlaczego akurat do Carlo?
- Podobno chce grać rolę księcia w tym przedstawieniu.
- Książę Carlo? - Zaśmiałem się cicho na tę wizję - Dlaczego akurat on?
- No wiesz, jest przystojny, odważny... - Wyliczała, ukradkowo na mnie zerkając. Przy okazji już ruszyła wybrukowaną ścieżką ku alei, gdzie mieścił się prawdopodobnie jego szałas.
- Uważaj, bo się zrobię zazdrosny - Powiedziałem, podążając za nią.
- Ty? Zazdrosny? - Zaśmiała się. Odpowiedziałem milczeniem, lecz wciąż się lekko uśmiechałem. Swoją uwagę skupiłem na widokach. Po naszej lewej stronie znajdowało się gołe jeszcze poletko, na którym niebawem powinniśmy coś posiać, po prawej zaś mieścił się pachnący las. Wciąż ciężko było mi uwierzyć w to, że udało mi się założyć własne stado i właśnie byliśmy podczas budowy własnego miasta. Kto wie, może kiedyś uda nam się sprowadzić tutaj kupców z całego świata, jak to było w przypadku Białego Królestwa.
- A ty co taki zamyślony?
- Po prostu... Uważam, że późna wiosna to najzacniejsza pora roku - oznajmiłem, nieco upraszczając moje rozmyślania. Pokiwała z uznaniem głową. Niedługo potem skręciliśmy w prawo, zagłębiając się w las. Trafiliśmy na aleję, gdzie dostrzegłem szałas Carlo. Przeczucie jednak mówiło mi, że nie ma go w środku. Lucy już chciała zapukać w sfatygowane drzwi, kiedy usłyszałem zza siebie:
- Co was do mnie sprowadza?
Moja przyjaciółka z przestrachem obróciła się za siebie. Ja zrobiłem to samo, lecz z większym spokojem. Nie zdumiało mnie również to, że niebieskowłosy mężczyzna nie był wilkiem, lecz człowiekiem. Zdecydowanie nietrudno było się domyślić, iż woli przyjmować tę postać.
- Przedstawienie. Chcesz grać księcia?
- Tak, jaśnie pani - Mówiąc to, teatralnie przyklęknął na jednym kolanie przed Lucy, wziął jej dłoń i delikatnie ucałował po zewnętrznej stronie - Czy zechciałabyś być mą ukochaną?
- Najpierw udowodnij swą waleczność - mówiła, z trudem powstrzymując śmiech.
- Zaprawdę nie ma nigdzie żadnego smoka, którego mógłbym pokonać, ale przypodobanie się twemu ojcu jest już równe walce stoczonej z najstraszliwszą bestią.
- Zrób więc tak, mój miły - odparła sztucznie słodkim głosem, teraz już nie mogąc powstrzymać chichotu. Carlo wstał, podszedł do mnie i się ukłonił. Patrzyłem na niego chłodnym spojrzeniem.
- Cóż to za wygłupy? - zapytałem, chcąc przerwać tę szopkę, ale na niewiele się to zdało. Wyglądało na to, że ma mowa idealnie wpasowała się w niepisany scenariusz.
- Przybywam z odległego kraju i chciałbym prosić o rękę twej czarującej córki, albowiem jestem godnym kandydatem. Pieniędzy mam niemało...
- Bzdura. To nie moja córka.
Carlo tym razem odsunął się z takim przestrachem, że sam już zwątpiłem w to, czy robił to dla żartu, czy na poważnie. Kątem oka zauważyłem, że Lucy się popłakała ze śmiechu.
- Gdzieżże podziewa się cudowna Alexandra?
To był cios. Alexandra, tak?
- Alexander - poprawiłem.
- Alexander?! - wykrzyknął. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że on chciał stworzyć postać fikcyjną, a ja właśnie opowiadam swoją historię życia. Zamaszyście zarzucając wyimaginowaną peleryną odwrócił się do mnie plecami i odszedł kilka kroków - Toż to skandal! Jak to księżniczką mógł zostać książę?!
Zatrzymał się i mógłbym się założyć, że miał minę wyrażającą skomplikowane kalkulacje. Wtedy odwrócił się z powrotem i na nowo podszedł bliżej. Wyciągnął w moją stronę wyprostowany palec wskazujący.
- I tak chcę zapragnąłem go odnaleźć! Alexandrze, twój wybawca nadchodzi!
Aż musiałem się odsunąć, gdy niespodziewanie w jego dłoni pojawił się misternie zdobiony lodowy miecz. Zamachnął się nim wysoko nad głową. Spojrzałem na Lucy, która wciąż śmiała się tak bardzo, że musiała się podeprzeć drzewa i ocierać łzy palcami. Wyśmienicie. I jak teraz przerwać tę szopkę? Odchrząknąłem.
- Carlo... Jeśli chcesz, możemy odegrać to na scenie.
W końcu opuścił miecz, który w jego dłoniach zaczął się rozpływać, aż nie została sama woda i mokra kałuża przy jego prawym boku. Jego oczy cały czas się śmiały.
- Jestem jak najbardziej za. I równie dobrze może to być improwizacja.
Nieco się skrzywiłem, bo nie radziłem sobie tak swobodnie w takich sytuacjach jak on i wolałem mieć scenariusz, tak jak na zajęciach sztuki w Białym Królestwie, gdy byłem jeszcze młodym basiorem, ale chyba nie pozostawało mi nic innego. Lucy uniosła kciuk na znak, że ona również się zgadza. Powoli zaczynała odzyskiwać dech.
- Przydałoby się kilka rekwizytów. Właściwie pewnie jesteście zajęci, więc mogę się sam tym zająć - Odwrócił się na pięcie i skierował się ścieżką na nasze prawo. - Do zobaczenia, moje gołąbki!
- Gołąbki? - powtórzyłem z niezadowoleniem. Lucy w lot chwyciła mnie pod ramię.
- Brzmi bardziej smakowicie niż jaszczur.
- Lub Jeleń! - dorzucił Carlo. Był już zaskakująco daleko. Westchnąłem cicho. Wciąż nie miałem zielonego pojęcia, co mu do głowy strzeliło, by nazywać mnie mianem tego rogatego leśnego stworzenia.
- Czyli przedstawienie mamy z głowy - powiedziałem cicho - Niezbyt zadowala mnie to wyjście, ale chyba nie mamy innej alternatywy.
- Będzie super, zobaczysz - oznajmiła, ciągnąc mnie naprzód. Ruszyłem z miejsca tak, jak chciała, więc teraz szliśmy spacerowym krokiem. Wyglądała na bardzo zadowoloną. - Nie mogę się doczekać.
- Mhm... - mruknąłem - Co jeszcze mamy do zrobienia?
- Musimy zorganizować jakieś jedzenie i miejsce do spania.
- Sądzę, że w tym też potrzebujemy znaleźć kogoś do pomocy. Masz jakieś propozycje?
- Tak właściwie, to przychodzi mi taki ktoś do głowy. Możemy się już do niego udać.
Nie mówiąc mi już, kogo ma na myśli, pociągnęła mocniej, zarzucając tym samym szybsze tempo.
<Ktoś chętny?>
niedziela, 2 lipca 2017
Od Selene "Pasowanie na rycerza" cz.6 (c.d. Gall Anonim)
Rozmyślania przerwał mi, w samą porę, dźwięk przede mną. Basior odwrócił się i zaczął pędzić z powrotem. Schowałam się prędko w krzakach i na szczęście, nie zauważył mnie. Albo zauważył i olał. Bo w końcu w Królestwie nie było jeszcze wielu dróg i nie można było się dziwić, że jakąś idę. Duże prawdopodobieństwo, że akurat ta prowadzi do mojego szałasu. Tak zresztą było.
Niemniej, bardzo zaskoczył mnie odwrót Anonima. Nie miałam pojęcia, co mogło spowodować jego zachowanie. Przyszła mi do głowy myśl, że coś niebezpiecznego stało przed nami na ścieżce. Przerażająca myśl. Przeszłam jeszcze jakieś sto metrów do przodu, nic. Bogu dzięki. W takim razie, Anonim, o czymś sobie przypomniał? O czym? Nie, to dziwne. A może po prostu nie myślał jeszcze do końca jasno po wypadku... Prawdopodobne? Nie wiem, nie znam się na porażeniach prądem. A jeśli jest w jakimś dziwnym transie i nie panuje nad sobą? Nie chciało mi się w to wierzyć. Na dziewięćdziesiąt procent nie. Jednak pozostałe dziesięć wciąż budziło niepokój. Co sił popędziłam z powrotem, za basiorem. Miałam duże szczęście, bo dogoniłam go. Nie biegł specjalnie szybko, raczej truchtał. Choć muszę przyznać, że dopadłam go w ostatniej chwili. Ledwo co pojawił mi się w polu widzenia, a już wszedł do jakiejś chaty.
Nie wiedziałam, co zrobić. Budynek wyglądał strasznie, wręcz się rozpadał. Po chwili zastanowienia, postanowiłam zajrzeć przez okno. Kiedy jednak do niego podeszłam, zauważyłam, że żadnego nie ma. No tak. Za to możliwe było spojrzenie przez szparę w ścianie. Tak, ten domek nie był w dobrym stanie. W środku dojrzałam Anonima leżącego na łóżku. Może to jednak jest jego dom, pomyślałam. Po chwili, basior zaczął się niespokojnie wiercić. Było to dziwne, szybko oddychał. Wszystko wskazywało na to, że uderzenie pioruna wywołało jakieś długotrwałe... uszkodzenia. Mózgu? Nie wiem. Z każdą sekundą wił się coraz bardziej.
Przestraszona powoli skierowałam się do drzwi, o ile można było nazwać tak dziurę w opadniętej konstrukcji. Przekroczyłam próg i powoli, bezszelestnie weszłam do środka. Chciałam coś powiedzieć, nie miałam odwagi. Kilka kroków do przodu... Wtedy zorientowałam, że jeśli Anonim zda sobie sprawę, iż ktoś stoi tak blisko niego, może się poważnie przestraszyć. Co ja wyrabiam. Basior zdawał się lekko uspokajać. Podniosłam tylną łapę, aby cofnąć się do tyłu...
*trzask!*
Jakaś nieco zbutwiała, nieco źle umocowana deska, pękła, kiedy na niej stanęłam. Wilk natychmiast podniósł się i głośno krzyknął. Szybko się uspokoił i nieprzyjaźnie zmierzył mnie swoim okiem.
- To nie tak, jak myślisz... - powiedziałam cicho.
- Co tutaj robisz? - burknął.
- Bo jakoś się tak... Heh, już idę - starałam wymknął z sytuacji bez wszczynania kłótni.
Anonim z grymasem spojrzał na zniszczony kawałek podłogi.
- A, tak, mam coś z tym zrobić, głupia ja, tak? - zapytałam. Niestosowne było poważne uszkodzenie komuś mieszkania i wyjście bez próby zrobienia czegoś z tym.
- Ten szałas i tak się już rozpada...
- Tak, tak! Znaczy niekoniecznie! Ale może... Ja zbieram glinę, widzę, że deski zostały położone na niezbyt solidnie wykonanym klepisku. Właściwie chatka...
- Szałas...
- Szałas! Jest skromny i podłoga była zbędna... Zainwestowałabym raczej we wzmocnienie ścian, ale najpierw...
- Wyjdź.
- A tak, to powinnam zrobić na samym początku - powiedziałam i trochę zawstydzona skierowałam się do wyjścia.
<Anonimie? Tam pewnie wcale nie miało być podłogi, wybacz, chyba bardzo nie popsuło Ci to koncepcji własnego mieszkania...>
Ogłoszenie 15
Gall Anonim - 2 (+50 M i 25 pkt.)
Skayres - 0
Vey - 0!
Severus - 0!
Carlo - 0!
Bolt - 0 (nieobecność)
Alexander - 0!!
Lucy - 0!!
czwartek, 29 czerwca 2017
Od Anonima "Pasowanie na rycerza" cz. 5 (cd. Selene)
<Selene? Nawet nie wiesz ile ja się nad tym op. namęczyłam... Wyszło krótsze niż powinno, ale średnio miałam pomysł. Nie chciałam dawać więcej zapychaczów.>
niedziela, 25 czerwca 2017
Od Selene "Narodziny Shianuraoztanadesa" cz. 2 (c.d. Severus)
Niemniej święta trwały. Było to obchody tak powszechne wśród niemal wszystkich społeczności, że z lekkim uśmieszkiem słuchałam tutejszych określeń, które przecież występują w prawie wszędzie. Ot święto, zorganizowane, oby pokrzepić lud zmartwiony ciągnącym się chłodem. Ale nie ważne, inicjatywa jest słuszna, więc trzeba było ją poprzeć. Szczególnie, że nasz władca ogłosił dzisiaj wczesnym rankiem, że mamy wolne. Na dodatek zawarł to wypowiedzenie w kilku zdaniach, więc uniknęłam długiego słuchania. Same plusy. Co prawda jeden wilk słusznie zauważył, że wieść przydałaby się nam wczoraj, ponieważ nie musielibyśmy się tak wcześnie zrywać, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Kiedy dowiedziałam się, że nie muszę brać udziału w budowie, udałam się, nie zgadniecie, do domu. Niby powinnam rozmawiać z innymi, bo taki był zamysł święta, ale wiedziałam, że zdążę się pobratać z watahą podczas wieczerzy. Tak, nieprędko stanę się aktywna społecznie.
Zazwyczaj, kiedy nie mam jakichś naglących obowiązków, sprzątam mieszkanie. Nie traktuję tego jako pracy. Robię to powoli. Bo skoro ma to być odpoczynek, to po co się spieszyć. Dziś jednak zauważyłam, że potrzebuję drewna na opał. Wyszłam z szałasu, przyniosłam, ile mogłam. Potem przygotowałam sobie trochę jedzenia. Oczywiście byłam tutaj oszczędna, ponieważ wieczorem szykowała się wielka uczta. Głupotą byłoby obżeranie się teraz. Potem, pouporządkowywałam co się dało, a dało się niewiele, ponieważ jako niezbyt zamożna mieszkanka królestwa, nie mam dużo dobytku. Choć nie mogę też narzekać na biedę. Po tym wszystkim, a przypomnę, że robiłam to powoli, zauważyłam, że zaczęło się ściemniać. Zachowawczo wyszłam z domu i skierowałam się w stronę wskazanego wcześniej przez Severusa miejsca. Cała wataha miała spożyć tam posiłek. Nie chciałam wychodzić na ostatniego odludka (odwilczka?) i egoistkę, więc pomyślałam, że pojawię się tam, aby trochę pomóc. A jeśli na nic się nie przydam, to i tak nie będzie można mi zarzucić, że nie chciałam pracować.
Kiedy dotarłam na miejsce, przygotowywania były już w końcowym etapie. Wtedy to właśnie zaczął padać śnieg. Nie był zbyt gęsty, więc z zadowoleniem stwierdziłam, że nie będzie przeszkadzał, a raczej doda przyjemnego klimatu. Niemniej, trzeba było zabezpieczyć stół. Ktoś przytargał spory kawał materiału. Nadal zbyt mały, aby w całości spełnić swoją funkcję, ale wystarczająco duży, aby jego użycie miało sens. W końcu, najważniejsze było zadaszenie stołu, śnieżynki spadające na biesiadników, raczej nie mogły wyrządzić dużej szkody. Pomogłam rozpostrzeć płachtę w odpowiednim miejscu. W tym samym czasie najbardziej zaangażowana w gotowanie Filios, razem z drugą waderą, której imienia nie znam, zakończyły przygotowywanie potraw i w mgnieniu oka rozłożyły je wszystkie na prowizorycznym stole. Fade wyczarował jeszcze płomyczki, uroczo oświetlające zastawiony blat. W tej samej chwili pojawił się Severus. Wyglądał na strudzonego. Prawdopodobnie robił coś ważnego i meczącego przez cały dzień, choć zapewne tajemnicą pozostanie, co dokładnie.
- Severusie, szybciej! Bo nam zaśnieży cały stół! - rzuciła jakaś wadera. Mimo zabezpieczenia, trochę śniegu wciąż dostawało się pod płachtę.
Razem z resztą usiadłam przy stole. Tak samo zrobił oczywiście nasz władca, który ciepłym tonem wygłosił przemówienie.
- Po raz pierwszy spotykamy się w tak licznym gronie, by celebrować Święto Narodzin Shianuraoztanadesa - mówił naprawdę życzliwie, co zdało się odbić na wszystkich, ponieważ na pyskach zebranych pojawiły się uśmiechy - chciałbym wam wszystkim życzyć wielu wspaniałych chwil wraz z pozostałymi wilkami, zdrowia w nadchodzącym roku, powodzenia we wszystkim, czego się tylko podejmiecie i rzecz jasna wielu zaskakujących przygód oraz nowych doświadczeń.
- I prezentów! - dorzuciła Istoria, młoda waderka. Ach, te dzieci.
- I prezentów - odpowiedział z uśmiechem Severus - teraz możemy zmówić modlitwę.
Jako nowa członkini królestwa i przedstawicielka odmiennej religii czułam się nieco zmieszana, ale wykonałam zasugerowaną czynność. Chwilę później, rozpoczęła się uczta. Wilki gawędziły i jadły. Choć właściwie jadły i gawędziły. Początkowo zawsze przeważa spożywanie posiłku. Potem jednak się to zmieniło, uroczysty klimat nieco opadł i przerodził się w miłą, niemal rodzinną atmosferę. Ja sama, jadłam bardzo powoli, wymieniając po kilka zdań z różnymi osobami, jednak nie wdałam się jeszcze w jakąś głębszą rozmowę. Zauważyłam, że Severus z Anonimem i jeszcze jednym wilkiem odchodzą od stołu, choć nie zdziwiło mnie to bardzo. Pewnie musieli ustalić jakieś sprawy organizacyjne.
Pozostałe basiory chciały chyba przejść już do hucznego radowania się. Filios jednak ich uspokoiła, mówiąc, że trzeba jeszcze trochę poczekać i patrząc ganiącym wzrokiem na jednego z osobników, który chwilę wcześniej otwarcie rzucił pomysł napoczęcia jakiegoś trunku.
Mniej więcej wtedy zaczęłam się nudzić. Grupka po mojej lewej stronie rozmawiała na dosyć znośny temat wschodnich ziemi, więc zaczęłam się im przysłuchiwać. Czasami wtrąciłam słowo lub dwa. Spora część przestała już zajadać się smakołykami ze stołu. Dotarliśmy do fazy, w której wszyscy się już nasycili i poprzestali na gadaniu, tudzież powolnym skubaniu jakiegoś konkretnego dania, które przypadło im do gustu. Ja siedziałam jeszcze nad prostym, acz wyjątkowo dobry pasztetem, przyrządzonym prawdopodobnie przez Filios. Czas płynął powoli, choć nie powiedziałabym jeszcze, że wyjątkowo mi to przeszkadzało. Było miło.
Po pewnym czasie, zauważyłam, że ktoś zbliża się do biesiadników. Najwyraźniej nie tylko ja, ponieważ sporo wilków nieco się uspokoiło. Dopiero po chwili wpadłam na oczywisty fakt, że to Severus z towarzyszami. Zdążyłam już zapomnieć, że w ogóle odeszli. Trójka zbliżyła się do stołu. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast dowódcy, grupką przewodził potulnie wyglądający, szary basior. Z pewnością, była to jakaś tutejsza tradycja i nieznajomy osobnik był po prostu przebranym Severusem, ale przyznać trzeba, że kostium został wyjątkowo dobrze przygotowany. O dziwo, stojący po jego prawej stronie, nieznany mi z imienia basior, patrzył na władcę dosyć krzywo. W tym momencie, głos przejęła najbardziej zaangażowana w przygotowanie obchodów Filios. Krzyknęła wesoło:
- Dzieci, Dziadek z brodą przyszedł!
Wszystkie obecne maluchy popatrzyły po sobie pytającym wzrokiem, były to ich pierwsze święta, więc same mogły nie kojarzyć tutejszych zwyczajów. Tylko Istoria zawołała:
- Dziadek z brodą!
Słysząc jej okrzyk, niezorientowane szczenięta, postanowiły po prostu naśladować koleżankę i zaraz w powietrzu zaczęło rozbrzmiewać radosne, dziecięce wołanie. Wszystkie podbiegły do Severusa, a ten rzucił pytające spojrzenie skrzywionemu basiorowi. Dopiero wtedy zauważyłam w oczach "zniesmaczonego" delikatny połysk i zorientowałam się, że używa on jakiegoś zaklęcia, aby władca wyglądał jak starszy wilk o długiej, siwej sierści, a jego nieprzyjemny wyraz pyska jest spowodowany wysiłkiem.
- Witam, dzieci, to ja, Dziadek z brodą! - wykrzyknął wesoło Severus. Wywołało to lekki śmiech dorosłych, szczególnie wader, ponieważ brzmiało zabawnie i nieco sztucznie. Filios uspokoiła jednak zebranych subtelnym ruchem łapy.
- Znacie mnie? - zapytał.
- Tak, Dziadku z brodą - zawołały dzieci. Oczywiście mijało się to z prawdą, ale w chwili obecnej raczej nie miało większego znaczenia.
- Czy wiecie skąd przybywam?
Szczenięta popatrzyły na siebie lekko przestraszonym wzrokiem, ponieważ co dopiero dowiedziały się o istnieniu Dziadka z brodą i nie znały odpowiedzi na to pytanie.
- Ze ściętej mrozem północy - szepnęła z uśmiechem Filios.
- Ze, ze ściętej północy - krzyknęły maluchy. Tylko jeden basiorek popatrzył na rówieśników karcącym wzrokiem i powiedział z ogromnym wyrzutem:
- Ściętej MROZEM północy! Sama ścięta północ nie ma sensu, głuptasy!
Dorośli zaczęli lekko chichotać, jego zachowanie było rozkoszne.
- Dobrze mój drogi, nie denerwuj się, twoi przyjaciele na pewno zrozumieli. Nie musisz nazywać ich głuptasami. Dziadek z brodą nie lubi tych, którzy przezywają innych - odrzekł z nieco aktorskim spokojem Severus. Próbował wczuć się w rolę potulnego staruszka.
<Severus?>
niedziela, 18 czerwca 2017
Od Anonima "Kim ja jestem?" cz. 12 (cd. Skayres)
<Skay? Nie miałam zbytnio pomysłu na to op., dlatego jest w zasadzie o niczym... Swoją drogą najlepszym tekstem tego op. jest "zmieniać na zmianę". Anonim, jesteś genialny. No i po drodze zamiast "dziwak" napisałam "dziwka". Brawo ja.>
środa, 14 czerwca 2017
Od Selene "Pasowanie na rycerza" cz. 4 (c.d. Gall Anonim)
Trzeba jednak przyznać, że rozpadało się niemiłosiernie. Nie była to raczej sytuacja niebezpieczna, ale skrajnie niewygodna. Woda wlewała się do oczu i nosa. Brrr... A jako że pora roku również nie należała do najcieplejszych, to szybko zaczynało się dygotać.
Zaczęłam gonić uciekającą dwójkę. W normalnych warunkach miałabym z tym pewien problem, ale tym razem Anonim dźwigał na grzbiecie Onyxa, co znacząco go spowalniało. Co więcej, szczeniak nie ułożył się stosownie do sytuacji, tylko usilnie starał utrzymać w miejscu napinając łapy, a zadkiem dyndając na boki. Wyglądało to śmiesznie, szkoda tylko ograniczonej widoczności, która nie pozwalała się temu przyjrzeć dokładnie.
Po pewnym czasie, dotarliśmy do zabudowań. Basiory zatrzymały się przy jakiejś chatce. W progu stała biała wilczyca. Onyx, popędził do niej co tchu, natomiast Anonim odwrócił się i popatrzył w moją stronę. Nie wiedziałam, czy mnie zobaczył, czy nie, ponieważ nie spoglądał mi w oczy. Z drugiej strony, czy z takie odległości, w tej ulewie dało się to w ogóle to ocenić? Chwilę później, basior zaczął stąpać w moją stronę. Nieco się przestraszyłam, ale z drugiej strony, nie miałam nic na sumieniu, a wilk nie musiał mieć wrogiego nastawienia. Niekoniecznie zdawał sobie przecież sprawę, że go śledziłam. Wzięłam głęboki oddech przygotowując się w myślach na nieco nieprzyjemną rozmowę.
Nagle, powietrze przeszły blask, a Anonim padł na ziemię. Stało się to w mgnieniu oka i dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że był to piorun. Podeszłam do leżącego. Spojrzałam na chatkę, do której chwilę temu wszedł Onyx, teraz była ona jednak zamknięta. Odezwałam się do poszkodowanego:
- Hej...
Ten zaczął coś mamrotać. Chyba był świadomy, jednak uderzenie musiało wywołać pewien szok i mogło potrwać kilka minut, zanim odzyska pełną przejrzystość myśli. Nie wiedziałam, czy poza tym, stało się coś poważnego. Poleciałam do wspomnianej wcześniej chatki. Zapukałam do drzwi. Wnet otworzyła mi wcześniej stojąca w progu biała wilczyca:
- Wchodź dziecko, pada.
- Wilk został trafiony piorunem, proszę o pomoc, nie wiem, co zrobić.
Wadera wybiegła z domu i pędem pognała w stronę leżącego na ziemi Anonima. Podążyłam za nią. Basior zapewne nie był w stanie krytycznym, bo już zaczął ruszać łapami, chcąc się chyba podnieść, jednak nie otrząsnął się jeszcze na tyle.
- Nie ruszaj się, biedaku - powiedziała nieco wytrącona z równowagi wilczyca.
- Nic mi nie jest - wymamrotał bez zająkania, choć słabo.
Właściwie sama byłabym skłonna mu uwierzyć, bo nie wyglądał wcale źle. Przykre wrażenie robił jednak smród spalonej sierści. Właściwie to przypalonej, ale zapewne doskonale wiecie, że wystarczy zwęglić końcówkę włosa, a ta już zaczyna roztaczać wyraźny odór. Na tę swoistą psychologiczną pułapkę złapała się chyba wadera, ponieważ zwracała się do poszkodowanego, jakby co najmniej stracił łapę.
- Nie panikuj, zaraz przeniesiemy cię w suche miejsce - powiedziała, po czym spojrzała w mają stronę - przynieś prześcieradło.
- Ey... - sapnęłam dając znać, że nie mogę wykonać czynności.
Bądź co bądź, nie wiedziałam, gdzie szukać prześcieradła, czy zdjąć je z posłania w mieszkaniu, czy może poszukać w jakiejś szafce. Zajęłoby mi to pewnie trochę czasu, na czym wilczycy pewnie nie zależało.
- Och - jęknęła nieco zawiedziona - poczekaj chociaż przy nim - powiedziała z wyrzutem, po czym poleciała do chatki.
<Anonimie? Przepraszam, że tyle to trwało.>
niedziela, 4 czerwca 2017
Ogłoszenia 14
Selene - 1 (+33 M i 17 pkt.)
Skayres - 1 (+33 M i 17 pkt.)
Gall Anonim - 1 (+33 M i 17 pkt.)
Vey - 0
Severus - 0
Carlo - 0
Bolt - 0
Alexander - 0!
Lucy - 0!
Będzie to jednak możliwe dopiero po ukończeniu budowy, więc zachęcam do pracy i przede wszystkim do zapraszania nowych chętnych do dołączenia! Im więcej łap, tym lepiej! Brakuje nam jeszcze tylko 37 op.!
Warunki do założenia własnego stada:
- zapłacenie 1000 M,
- posiadanie min. tytułu średniej szlachty (poziom min. 19),
- znalezienie 3 chętnych do dołączenia (mogą to być wilki już należące do CK),
- wybranie 5 postaci niezależnych, które tam mają dołączyć,
- wybranie jednego terenu już należącego do CK, które zostanie początkowo miejscem zamieszkiwanym przez członków stada (dalsze tereny można odkryć dopiero poprzez pisanie przez członków op. o tym),
- opisanie swojego stada i ustalenie ogólnych zasad,
- przynoszenie co miesiąc do CM (Czarnego Miasta) określonej przez króla ilości surowców zdobytych przez ten czas przez członków stada.
wtorek, 16 maja 2017
Od Skayres "Kim ja jestem?" cz. 11 (cd. Anonim)
Nawet nie zauważyłam kiedy się otworzyły, pomyślałam rozbawiona.
Jednak mój wesoły nastrój prysnął jak bańka mydlana, kiedy przypomniałam sobie co odkryłam, a raczej co Gall przez - jak zakładałam - przypadek powiedział.
Ja nic nie pamiętam.
Następne przyszło zdziwienie. W pewnym sensie byłam w stanie wyobrazić sobie co czuje osoba z dziwnymi zawieszeniami i amnezją, ale nie rozumiałam dlaczego zdecydował się okłamać watahę? Skoro jednak oszukał nawet Severusa, to zapewne chciał utrzymać amnezję w tajemnicy, a skoro jest moim przyjacielem, raczej nie powinnam wyjawiać jego sekretu. Po moich głębokich przemyśleniach na temat niedawno zaistniałej sytuacji, zdecydowałam się na powrót do szałasu, rozwieszenie prania i wybranie się do lasu, aby poszukać ziół i obiadu.
Co jeśli zgubiłam się i nikt mnie nie znajdzie, lub co gorsza nie będzie szukał?, przygnębiające myśli zostały jednak szybko pokonane przez mój optymizm.
Dobrze, że zaczyna zapadać zmrok. Może to tajemnicze coś stwierdzi, że pora iść spać.
Sama jednak padnięta i zagubiona, z potarganymi włosami i obdartymi kolanami (co zauważyłam dopiero po zmianie w formę ludzką), poczułam, że zbliża się pora snu. Znając moją doskonałą orientacją w terenie, wiedziałam, że z lasu zapewne nie wylezę dopóki ktoś mnie nie wyprowadzi. Dlaczego więc by się nie zdrzemnąć? Szybko znalazłam sporą polankę, zmieniłam się w wilka, aby nie było mi zimno, ułożyłam się na granicy drzew i usnęłam patrząc w nocne niebo.
Tym razem zbiorę trochę tego zielska. Zobaczymy jakie ma właściwości
Narwałam pełno roślin, następnie wsadziłam je wszystkie do mojej starej, skórzanej torby, po czym wygrzebałam z jednej z mniejszych kieszonek zielnik, pióro i buteleczkę czegoś, czym przyklejałam rośliny. Zrobiłam to tak dawno, że nawet już nie pamiętałam składu. Delikatnie zerwałam jeden z większych i ładniejszych kwiatów, po czym przylepiłam roślinę do jednej z pustych stron. Stwierdziłam, że gdy już wrócę do domu zorientuję się, czy nikt nie odkrył tych roślin przede mną i czy nikt ich już w jakoś sposób nie nazwał. Po wykonaniu niezbędnych czynności przy zabezpieczaniu kwiata przed zwiędnięciem, przesiadłam na ziemi i zaczęłam zastanawiać się nad sposobem powrotu.
Może jeśli znów usnę, obudzę się z powrotem w tym samym miejscu, w którym pierwszy raz zasnęłam?
Jak pomyślałam, tak zrobiłam, jednak nie mogłam zmusić się do tego by chociaż zamknąć oczy na chwilę dłuższą niż jakieś trzy minuty.
Czyli zostanę tu na zawsze? Sama?
A może spróbować zjedzenia jednego kwiatka? Zerwałam świeżą roślinę i ugryzłam jej płatek. Prawie natychmiast ogarnęło mnie dziwne uczucie otumanienia, po czym osunęła się bezwładnie na ziemię, z myślą, że może to nie był taki dobry pomysł.
Jak fajnie byłoby być ptakiem. Polecieć gdzieś wysoko, zobaczyć gdzie się jest, po czym szybko dolecieć na miejsce, do którego chce się wrócić.
Wpadłam na świetny pomysł! Skoro jestem w stanie zmienić się w wilka, to może jestem w stanie zmienić się w inne zwierzę? Chociaż trochę to niedorzeczne, skoro w wilka zmieniałam się od wczesnego dzieciństwa, a w ptaka nigdy nie umiałam. Jednak jeśli spróbuję, to raczej mi nie zaszkodzi. Pełna nadziej i chęci wyobraziłam sobie, jak moje ramiona wydłużają się, porastają piórami i robią się cieńsze, twarz się wydłuża, usta stają się dziobem, a nogi przybierają kształt ptasich. Spojrzałam w dół, na swoje nogi, które powinny być zakończone mocnymi, błyszczącymi szponami. Właśnie, powinny. Oczywiście, nic takiego się nie stało, a ja wpatrywałam się jak głupia w wyskrobany, czerwony lakier do paznokci, na palcach u nóg i stopy w starych, wychodzonych sandałkach.
- Tak? Ja ci jeszcze pokażę. Nie wierzysz we mnie? Ja się zmienię! - krzyknęłam w nicość płosząc kilka małych, niczemu winnych ptaków z gałęzi drzew.
Podskoczyłam i w akcie desperacji zamachałam rękami, wrzeszcząc "Kra" w niebogłosy. I właśnie wtedy spojrzałam w stronę krzaków w najdalszej części polanki, skąd w moją stronę patrzyła, nie, przepraszam. Wgapiała się postać o czarnej jak smoła sierści, z jednym zielonym punkcikiem na pysku. Poczułam się wyjątkowo głupio i właśnie wtedy naprawdę zapragnęłam polecieć gdzieś tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie i niespodziewanie poczułam jak moje ramiona się wydłużają i porastają piórami.
<Anonim? Postanowiłam "odbić" mojego wilka, ponieważ zatęskniłam za pisaniem opowiadań i byciu kimś innym w tej innej rzeczywistości. Aha, Skayres jest na polance tuż obok wodospadu (ze swoją orientacją tego nie ogarnęła)>