niedziela, 31 lipca 2016

Od φίλος "Pobawimy się w chowanego?" cz. 6 (cd. Shammen)

- Śpijcie już. - powiedziałam do dzieci i wyszłam z Shammenem na zewnątrz.
- Co dzisiaj robiliście? - powtórzył pytanie. W moich oczach od razu zebrały się łzy. Szybko je starłam.
- Nic specjalnego. Trochę sobie pochodziliśmy. Onyx wpadł do dziury. - zaśmiałam się smutnie.
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony basior patrząc mi w oczy. Odwróciłam wzrok.
- Nie, nic. Wszystko w porządku. - mój głos wyraźnie się załamywał.
- A teraz powiedz to samo, patrząc mi w oczy.
Spojrzałam na niego niepewnie.
- Nic... Się... - zaczęłam płakać. Shammen przytulił mnie. Teraz mógł zobaczyć szałas Shaten. I świeże odciski łap do niego prowadzące.
- Nie było jej? - spytał po chwili.
- Była. Słyszałam ją. Ale się nie odezwała. Nie wyszła. - łzy wylewały się z moich oczu strumieniami.
- Już w porządku. - powiedział ścierając moje łzy. Wzięłam głęboki wdech.
- Tak. Tak, już w porządku. Wracam już do szałasu.
- Dobrze. Postaram się przyjść jeszcze rano... Jak coś to... obudź mnie. - zaśmiał się cicho i odszedł w stronę swojego szałasu.
Ja również odeszłam w stronę szałasu.
- Zapomniałam spytać się co u niego... - westchnęłam do siebie. Dzieci już spały. Uśmiechnęłam się na widok ich małych zwiniętych w precelki ciałek. Położyłam się koło nich.
***
Obudziły mnie czyjeś kroki.
- Shammen?
- Przepraszam, nie chciałem cię budzić.- odparł basior zmieszany. Otworzyłam oczy. - Będę już iść do pracy.
- Do zobaczenia wieczorem.- odpowiedziałam. Kiedy basior wyszedł odwróciłam się na drugi bok próbując ponownie zasnąć. Jednak nie było mi to dane.
- MAMO!!! - usłyszałam krzyk Istorii. - JESTEM GŁOODNA!!!
- Istoria! - zganił ją Onyx - mama jeszcze śpi, nie przeszkadzaj jej!
- ALE JA JESTEM GŁOOODNA!!! - wyła wniebogłosy waderka.
- Już, już wstaje. - podniosłam się ospale. Ziewnęłam.
- Istoria! Obudziłaś ją!
- Trudno, już nic nie szkodzi. - mruknęłam podchodząc do szczeniąt.
***
Późnym popołudniem postanowiliśmy się przejść. Chciałam zabrać dzieci do Fioletowej Groty.
Ruszyliśmy więc w stronę wodospadu koło którego było przejście. Istoria ciągle podskakiwała podekscytowana nowym miejscem które zobaczy, a Onyx szedł powoli z tyłu oglądając każde najmniejsze źdźbło trawy.
W końcu dotarliśmy do przejścia.
- To tutaj. Ja przechodzę pierwsza, wy zaraz za mną. Jak coś to krzyczcie. - zaśmiałam się i ruszyłam przez przejście. Po chwili byłam już w środku. Mimo że jestem tu niepierwszy raz, odczucie zawsze jest takie same. To miejsce jest piękne.
Zaraz po chwili przybiegła Istoria, która zaczęła piszczeć z radości i biegać po całej wysepce. Onyx kiedy tylko znalazł się w środku przysiadł na krawędzi wyspy wpatrując się intensywnie we własne odbicie w wodzie.
- Podoba wam się tu? - spytałam
- JEST CUUUDOWNIE! - krzyknęła Istoria. Onyx kiwnął głową na znak, że się z nią zgadza.
- Wiedziałam, że się wam spodoba. Chwile tu posiedzimy i pójdziemy odwiedzić tatusia na budowie, co wy na to?
- JEJ! - pisnęła Istoria. Zaśmiałam się. Onyx wciąż nie odrywał swojego spojrzenia od tafli wody.
- Onyx?
- Hej, brat! Haalo! - Istoria zamachała mu łapą przed oczami.
- Mamo... Tam coś się poruszyło. - powiedział cicho.
- Co?
- Tam coś było, jakiś stwór. Długi, i czarny. Jak demon.
- O czym ty... - zaczęłam, ale w jednej chwili Onyx wpadł do wody jak przez kogoś pociągnięty. Krzyknęłam z przerażenia rzucając się żeby mu pomóc, ale w tej chwili wyłonił się z wody zaczerwieniony, a Istoria zaczęła się śmiać.
- Przepraszam, zachwiałem się. - mruknął zawstydzony i wygramolił się z wody. - To pewnie był tylko jakiś glon, czy patyk. - powiedział zrezygnowany.
- Ale mnie przestraszyłeś! - wzięłam głęboki oddech.
- Przepraszam.
- Nie, nic się nie stało. Ale chodźmy już lepiej do tatusia, zanim kogoś jeszcze wciągnie potwór.
Dzieci zaśmiały się, i wyszliśmy z jaskini.

(Shamm? ^^)

piątek, 29 lipca 2016

Od Nickolas'a "Ja należę do tej watahy" cz. 1 (cd. chętny)

Nie mam pojęcia, jak długo czasu zajęło mi zwiedzanie tych wszystkich terenów nowej watahy, ale wiem, że z pewnością nie więcej niż godzinę. Uwinąłem się z tym szybko, ponieważ nie przystawałem co jakiś czas robiąc sobie przerw. To nie w moim stylu. Ale musiałem na sam koniec sobie samemu przyznać, że się zmęczyłem. Z wyraźną niechęcią na pysku, siadłem pod jednym z drzew, w cieniu. Chwilę patrzyłem na roztaczający się wokoło mnie krajobraz, który wywarł na mnie wrażenie. Właściwie, to wszystkie tereny CK potrafią zadziwić swym pięknem, nie da się ukryć. Mimo, iż widoki zasłaniała gęsta mgła ja wytężałem swój wzrok, aby dostrzec tyle, ile tylko się w tej sytuacji dało.
Przebywałem na Łące na Południu i tak przypatrywałem się temu wszystkiemu z zaciekawieniem.
- Ej! – usłyszałem za sobą czyjś głos. Nieoczekiwany dźwięk sprawił, że odruchowo, lekko podskoczyłem zaskoczony. W sekundę się opamiętałem i energicznie odwróciłem łeb za siebie. Zbadałem wzrokiem drzewo, które znajdowało się za mną. To za nim było słychać odgłos. Po chwili zza niego wyłoniła się postać jakiegoś wilka. Nie mogłem zobaczyć obcego na tyle wyraźnie, aby odróżnić mu płeć, ale byłem pewien, iż tajemniczą postacią był wilk. Ten ktoś zbliżył się do mnie o krok, i przystanął wlepiając swoje oczy we mnie.
- Hej, nie rozpędzaj się! Jeszcze jeden krok do przodu i będzie źle – powiedziałem do nieznajomego mi wilka.
- To ty powinieneś zejść mi lepiej z oczu, jeśli ci życie miłe – odrzekł wilk. Wtopiłem swój wzrok jeszcze mocniej w nieznajomego. Niespodziewanie wybuchnąłem śmiechem. Bardzo głośnym, oszalałym śmiechem. To sprawiło, że zdezorientowany obcy cofnął się o krok.
- J-ja? – wykrztusiłem ledwo mogąc się opanować. – JA?
- Tak, ty – potwierdził ktoś nadal ukryty we mgle, nabierając stanowczości.
- A to niby czemu? – zapytałem, już normalnym głosem. Ale w moich oczach wciąż można było dostrzec sarkastyczne rozbawienie, mimo, że nieznajomy miał zapewne takie same możliwości widzenia mnie, jak ja jego. Wilk nabrał nieco powietrza do płuc i po chwili wyjaśnił mi:
- Jesteś na terytorium CK.
Nastała chwila ciszy. Długa chwila ciszy, którą nagle przerwałem ja i ryknąłem śmiechem. Kątem oka wyłapałem mały, zdenerwowany ruch sylwetki stojącej w szarości chmury. Nieznajomy nerwowo drgnął, tak zareagował na mój nieprzewidywalny, psychiczny wrzask.
- Ja należę do tej "watahy" – sprostowałem w krótkiej przerwie między dwoma atakami śmiechu, łapiąc powietrze do płuc. Nie mogłem dostrzec reakcji obcego wilka, mgła wszystko utrudniała, a także nie zrozumiałem tego, jak to skomentował, ponieważ zagłuszył wszystko mój śmiech.

<Ktoś? Basior lub wadera?>

Uwaga! WCK nie jest oficjalnym skrótem! Jest to Czarne Królestwo, słowo "wataha" w linku pojawiło się tylko dla pewności, iż jest to stado wilków. Oficjalny skrót funkcjonujący na tym blogu to po prostu CK.

Nickolas


Ósmy basior w naszych szeregach!
http://orig15.deviantart.net/3a79/f/2016/168/9/b/9b12d843c67b937414f4fee0c0909d96-da6ld3j.png
Autor obrazka: Peaceskiies

Godność: Jego pełnym imieniem jest Nickolas, jednak zazwyczaj przedstawia się jako Nick. Tylko taka mała prośba, lepiej mów mu po pseudonimie

czwartek, 28 lipca 2016

Od Shammen’a „Pobawimy się w chowanego?” cz. 5 (do Filos)

Przez cały dzień, aż na niebie widać było pomarańczowo–fioletowe smugi, które oznajmiały o przybyciu zmroku, przenosiłem na swych barkach deski potrzebne do zrobienia szkieletu Czarnego Pałacu. Co chwila musiałem uważać, czy drewno na pewno się nie zsuwa i prosić inne wilki o pomoc w równym ułożeniu go na grzbiecie. Pod koniec dnia, skończyliśmy szkielet, co oznaczało kolejny etap pracy. Musiałem pilnować ludzkiego urządzenia, które mieszało szarą maź nazywaną cementem. Miałem choć chwilę wytchnienia. Podstawiałem wiadra, aby gęsta ciecz się do nich wlewała, a nie spływała powoli na ziemię. Gdy Severus odwołał wszystkich pozostałych, mogłem i ja w końcu zajrzeć do rodziny. Szedłem przez tak dobrze znajomy mi las, a pewien kruk natrętnie mi się przyglądał. Zignorowałem go. Wylądował na ziemi przede mną i zaskrzeczał głośno. Co on mógł ode mnie chcieć…? Wzbił się znów w powietrze i zajął niską pozycję. Równie dobrze mogłem spróbować, żeby znalazł się w moim pysku, ale o dziwo sam z siebie zacząłem za nim biec. Prowadził mnie w stronę… Kwiecistej Łąki? Przynajmniej tak mi się wydawało.
- „Gdzie mnie prowadzisz?” – Spytałem w mowie ptaków. Chociaż raz ta umiejętność do czegoś się przydała…
- „Ja? Ciebie? Skąd. Po prostu cię zaczepiłem” – Odpowiedział i uniósł się wyżej. Mogłem już usłyszeć tylko jego cichy śmiech. Mała wredota. Niezadowolony znów skierowałem się do szałasu Filos. Tym razem wokół mnie nie było żywej duszy. Tylko ja sam. Dotarłem do celu, gdy niebo było już całe pomarańczowe. Zajrzałem do szałasu. W środku moja partnerka opowiadała coś szczeniakom. Gdy wszedłem, zamilkła.
- Co dziś robiliście? – Zapytałem z wymuszonym uśmiechem. Próbowałem, by był jak najbardziej szczery. Byłem wykończony, a w dodatku przygoda z tym ptakiem… uh.

< Qui? Nie za bardzo wiem, jak rozwinąć opowiadania z budową, ale ćśś .-. >

wtorek, 19 lipca 2016

Od φίλος "Zmęczona tą podróżą" cz. 4 (cd. Florence)

- Skoro pada... Może chcesz przyjść do mnie? - powiedziałam. Krople deszczu spływające po mojej twarzy skutecznie ukrywały łzy niedawno jeszcze z nich ściekające - Zrobię nam herbaty, czy coś.
- Jeśli... Jeśli to nie kłopot dla ciebie, to chętnie.
- Więc chodź. - powiedziałam prowadząc ją do szałasu. Powoli weszła do środka.
- Usiądź, zaraz zaparzę ci herbaty.
- Okej! - usiadła szczęśliwa. Zmieniłam się w człowieka i zaczęłam parzyć herbatę. Zalałam wodą herbaciane liście w korowym kubku.
- Przepraszam cię za moje zachowanie kiedy się z tobą żegnałam. Po prostu... mam pewne problemy z moją przyjaciółką. To... - odetchnęłam - To ona mieszka w tamtym szałasie.
- Rozumiem. Nie musisz o tym mówić jeśli nie chcesz. - powiedziała cicho, czułam jednak podekscytowanie w jej głosie. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaniosłam herbatę do niej. Usiadłam na kanapie podając jej herbatę. Niepewnie spojrzała na kubek.
- Nie umiesz się zmieniać w człowieka? - spytałam
- N... Tak. - powiedziała. W jej głosie słychać było nutkę niepewności, jakby sama nie wiedziała co powiedzieć. Stwierdziłam że może ma jakiś problem lub złe skojarzenia z bycia człowiekiem.
- Nie ma problemu. - uśmiechnęłam się wracając do kuchni. Wzięłam miskę z kory i przelałam do niej herbatę. Podałam to Florence.
- Dzięki.
- Może opowiesz mi trochę o sobie?
- E... Tak, o... Więc pochodziłam z dość dużej watahy, moi rodzice byli Alfami.
- Musiałaś mieć łatwo.
- Nie do końca. Od młodych wymagano dużo. Mieliśmy się zachowywać poważnie, jak na Alfy przystało. Widziałaś kiedyś szczeniaka który uwielbia przesiadywać przy rodzicach, w oddaleniu od innych szczeniąt?
- Zdecydowanie nie. - zaśmiałam się - Szczeniaki są bardzo ruchliwe.
- Więc widzisz, nie było jak w raju. Zmęczyło mnie to. Inne wilki twierdziły, że będę złą Alfą, po prostu byłam zbyt szczęśliwa, ruchliwa. Nie podobało mi się takie życie - siedzenie cały czas w jednym miejscu i dowodzenie wilkami. To nie dla mnie. Więc wyrwałam się. Miała dużo wrogów, więc nikt za bardzo się nie przejął moim odejściem. I tak trafiłam tu. Do Czarnego Królestwa. To może ty też powiesz coś o swojej przeszłości?
Moim pierwszym odruchem było zdecydowane i solidne zaprzeczenie. Tyle tylko, że ta wadera otworzyła się przede mną i liczyła na to samo z drugiej strony.
- Nigdy wcześniej nie należałam do watahy. Moi rodzice byli wyrzutkami, mieszkaliśmy samotnie w niewielkim lesie. Żyło nam się tam dobrze. Byłam jedynym żywym szczeniakiem z pierwszego miotu dzieci mojej matki. Byłam całkiem dobra w polowaniach na zające, używałam do tego kolejno moich żywiołów - lodu, ciszy i... szaleństwa. Pewnego dnia jednak zesłałam na moją rodzinę szaleństwo... Pozabijali się wzajemnie. Uciekłam, i trafiłam do tutejszego lasu. Alfa mnie obroniła, byłam przemarznięta, to były czasy srogiej zimy. Zaaklimatyzowałam się tu - poznałam Shaten i Shammena... I... tak znalazłam się tutaj.
- Twoja historia... Jest dość przykra...- powiedziała Florence. Była dobrym słuchaczem. Nie tak jak ja. - Jeśli mogę spytać kim jest Shaten...?
- To... a z resztą, chodź. - powiedziałam podnosząc się i zamieniając w wilka. Na zewnątrz wciąż padało, ale mało mnie to obeszło. Wybiegłam z szałasu, a Florence pobiegła za mną. Zatrzymałam się u drzwi szałasu Shaten.
- Shaten! Wyjdź proszę! Muszę cię zobaczyć! - znowu odpowiedziała mi cisza - Shaten, proszę! P...proszę... - wyszeptałam do drzwi, a po moim policzku spłynęła łza. Otarłam ją łapą.
- Przepraszam, że pytam, ale... Czy ona istnieje? - mruknęła cicho Florence
- Shaten istnieje, i jeśli nie chcesz w to wierzyć, to lepiej przestań wierzyć że JA istnieję! - krzyknęłam oschle i poczułam... nawrot demona. Nawrot szaleństwa...
Upadłam na ziemię, a obok mnie zjawił się mój demon. Przecież dawno go pokonałam...
- Nie! - wrzasnęłam na ogromny cień wilka. Czułam nad sobą kontrolę. Na jego szyi pojawiły się łańcuchy... Zaczął zamieniać się w coś wyglądającego jak Shaten.
- Więc taka z ciebie przyjaciółka? Beznadziejna. Dlaczego ty cokolwiek w życiu osiągnęłaś? TO JA, JA powinnam być ta lepsza! Myślisz że mnie wykorzystałaś? O nie, to JA wykorzystałam CIEBIE! - krzyknęła. Nie miała siły z nią walczyć. Ona miała racje.
Łańcuchy opadły z cienia, a ten zaczął atakować Florence. Ta zaczęła piszczeć, zmieniła się w człowieka i odbiegła. Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Poza słowami "Shaten" na tym świecie nie istniało już nic...

(Florence? Napisz o swojej ucieczce przed demonem Qui ^^)

Od φίλος "Mroczny anioł stróż" cz. 2 (c.d Shaten)

- Mamo! Mamo! Możemy iść na spacer?! - spytała Istoria.
- Oczywiście, Istorio. Ale nie odchodźcie zbyt daleko. - powiedziałam uśmiechnięta. Odeszłam z Shammenem w drugą stronę. Posłał mi zdziwione spojrzenie, ale się nie odzywał. W sumie nie byłam do końca przekonana żeby puścić dzieci same, ale wątpiłam by coś im się mogło stać. Było tu dość bezpiecznie, a ich słodkie zapewnienia że nie odejdą daleko zmiękczyły moje serce. No tak... Chyba jestem słabą matką.
Minęliśmy szałas Shaten który na pierwszy rzut oka wyglądał na pusty.
- Chyba jej tu nie ma. - powiedziałam skręcając w tamtą stronę.
- Jest. Wiesz że ona nigdy nie daje oznak życia. Dlaczego miałaby stąd wychodzić?
Przeszliśmy się w stronę wodospadu. Chodziliśmy w zupełnej ciszy.
- Filos. - powiedział Shammen, nagle uśmiechając się jak psychopata.
- Tak?
- Zapomniałem o Adelin.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Do tego zawsze dążył. Chciał zapomnieć o przeszłości. Żyć teraźniejszością, nie martwiąc się o jutro.
- Teraz jesteśmy rodziną. - powiedziałam przytulając go. Usiedliśmy zaraz nad wodą. Spoglądałam w swoje odbicie. Miałam bardzo skonsternowaną minę. Zaśmiałam się i uderzyłam powierzchnie wody łapą sprawiając, że zaczęła drgać jeszcze bardziej zakrzywiając moje odbicie.
- Może powinniśmy już wracać? Znaleźć dzieci i wrócić do szałasu.
- Może.
- To chodźmy.
Zapewne teraz bezpowrotnie zepsułam nastrój szczęścia i spokoju który tutaj panował.
Ruszyliśmy w powrotną stronę, by poszukać dzieci.
***
- Onyx! Istoria! - krzyczeliśmy na zmianę z Shammenem. Zza drzewa wyłoniło się rozradowane rodzeństwo.
- Mamo! - usłyszałam krzyk Istori podbiegającej do mnie szczęśliwie.
- Boże, jesteście! - krzyknęłam ze szczęścia
- Mamo! Tato! Istoria nas uratowała! - powiedział Onyx.
- Jak to? - zapytał Shammen
- Mój cień! Zmienił się we mnie z przyszłości i nas uratował! - krzyknęła rozradowana waderka
- Mówiłam żebyście uważali! - jęknęłam - Ale... cień? Jak on wyglądał?
- Czarna, czerwone oczy i z cienia! - mruknęła Istoria
- Jesteście pewni, że tak wyglądała? - spytałam. W głowie kołatała mi tylko jedna myśl: "Shaten"
- Widzieliśmy ją przez moment... była cieniem. Po jakimś czasie zmieniła się w wilka. Nie mieliśmy szansy się jej przyglądnąć - powiedział cicho Onyx
- Filos, jesteś przewrażliwiona... zrozum. Jest tam, zamknięta - Shammen wskazał łapą szałas Shaten - nie wyjdzie stamtąd nawet za koszt swojego życia
Spuściłam wzrok.
- Miałam nadzieję... - mruknęłam cicho
- Zapomnij o niej - powiedział uśmiechnięty Shammen, całując mnie - teraz masz nas. My jesteśmy twoją rodziną, a to był jej wybór - Oddalił się razem ze szczeniętami do szałasu.
- Shaten... nie możesz się tak ukrywać - podeszłam do jej szałasu. Nie wydawało mi się nawet prawdopodobne by tam się znajdowała.
- Wróć do mnie, do nas... bez Ciebie nie jest tak samo - zaczęłam płakać. Usłyszałam cichy dźwięk ze środka. Nie, z pewnością się przesłyszałam.
- Filos zapomnij o niej... nic nie zrobisz... teraz masz inne rzeczy na głowie niż martwienie się o nią - powiedział Shammen, obejmując mnie
- M... masz rację... chodźmy, bo znowu się zgubią - odeszłam z Shammenem.
- Mamo, spójrz! - krzyknęła Istoria.
- Co? - spytałam odwracając się w ich stronę.
- Była tu! - krzyknęły szczenięta
- Dzieci... chodźcie musiało wam się przewidzieć - powiedziałam cicho. Odeszliśmy razem do naszego szałasu. Teraz jesteśmy rodziną. Trzymamy się razem.
Mimo to jedna samotna łza spłynęła po moim policzku uderzając o suchą glebę.

(Proszę , Shaten. Wreszcie xD)

poniedziałek, 18 lipca 2016

Od Florence "Zmęczona tą podróżą" cz.3 (Cd Filos)

Ucieszyłam się, że kogoś już tutaj znam. Bardzo miło było poznać waderę i jej dzieci. Widok wodospadu był naprawdę niezapomniany, a na tą łąkę będę na pewno często wracać! Zaskoczyła mnie tylko końcowa postawa wadery, która wydała się być dość chłodna i opryskliwa. Wolałam jednak nie wszczynać kłótni mojego pierwszego dnia. Nie stawiając się odeszłam do swojego szałasu zostawiając ją samą. Założyłam, że ona pewnie również wróciła do siebie. Położyłam się i rozmyślałam chwilę, lecz w końcu doszłam do wniosku, że właściwie nie jestem jej pieskiem i nie muszę wykonywać jej poleceń. Jak się chwilę nad tym zastanowić, to naprawdę nie rozumiałam, dlaczego, zamiast jeszcze pochodzić, wróciłam posłusznie do siebie. Przypomniał mi się dom... Tak, mój dom... Moje zasady..., które właściwie nie były moje. Ja, miałam ich tylko przestrzegać. Przeciągnęłam się i wystawiłam pyszczek na zewnątrz. Spojrzałam w górę. Zbierały się duże, ciemne chmury. "Niedługo będzie padać" - pomyślałam. Miałam już zostać i przeczekać deszcz, kiedy stwierdziłam, że właściwie, to jeszcze nie pada i odpocznę, kiedy już zacznie. Ruszyłam więc przed siebie. Rozglądałam się dookoła. Właściwie nic szczególnego nie zobaczyłam. Tylko drzewa... Po chwili jednak usłyszałam łamanie się gałązek i kroki, które były coraz szybsze i głośniejsze. Odwróciłam się i szłam przez chwilę tyłem, kiedy wbiegła we mnie... Filos! Momentalnie się odwróciłam i bez słowa się w nią wpatrywałam. Zaczęło padać. My nadal patrzyłyśmy się na siebie bez słowa. Żadna z nas nie wiedziała co powiedzieć i obie wiedziałyśmy, że głupio taką sytuację zostawić bez komentarza. Skapywały po nas krople deszczu, które odbijały się od ziemi. Słychać było tylko jakby ciche stukanie. W końcu wadera otrzepała się...

< Filos? ja również nie mam pojęcia... >

czwartek, 14 lipca 2016

Od φίλος "Pobawimy się w chowanego?" cz. 4 (cd. Shammen)

- Nie miałeś przypadkiem dzisiaj odpracowywać? - spytałam. Basior spojrzał na mnie przerażony. - Stało się coś?
- Przestraszyłem się, myślałem że chodzi o coś ważnego. - wymruczał
- A to nie jest ważne?
- Znaczy jest... Na pewno tylko o to chodzi?
- Tak. - westchnęłam - Widzimy się wieczorem.
- Cześć. - powiedział i odbiegł na budowę. Zrezygnowana wróciłam do szałasu. Coś ostatnio się ze mną dzieje. Zmieniłam się w człowieka i zaparzyłam sobie herbaty. Z herbatą usiadłam pomiędzy jeszcze śpiącymi szczeniakami co jakiś czas głaszcząc je po głowach. Pierwszy obudził się Onyx.
- Jak się spało?- spytałam siląc się na uśmiech.
- Dobrze. - szczeniak ziewnął i usiadł obok siostry. Dopiłam napój i zmieniłam się w wilka. Delikatnie szturchnęłam Istorię.
- Wstawaj, śpioszku. - powiedziałam cicho. Waderka przebudziła się. Nakarmiłam szczenięta.
- Mamo, co będziemy dzisiaj robić?- spytała podekscytowana Istoria.
- To niespodzianka. - powiedziałam uśmiechając się.
- Lubię niespodzianki! - krzyknęła waderka podskakując ze szczęścia. Onyx uśmiechnął się blado.
- To chodźcie, idziemy. - powiedziałam wychodząc z szałasu. Szczenięta wybiegły za mną. Szliśmy w stronę szałasu Skay. Chciałam pożyczyć od niej książkę z bajkami. Kiedy jednak doszliśmy okazało się, że szałas jest pusty. Poszliśmy więc na Kwiecistą Łąkę. Usiadłam na skraju łąki, a dzieciaki poszły poskakać w kwiatach. Myślałam. O tym wszystkim. O Shaten. O mojej nowej rodzinie. O watasze.
Nawet nie zauważyłam kiedy podbiegła do mnie Istoria.
- Coś się stało? - spytałam. Waderka była cała zdyszana.
- Onyx... - przerwała żeby wziąć wdech - Wpadł do... do rowu. - wydyszała
- Gdzie? - podniosłam się gwałtownie
- Koło tamtego drzewa! - Istoria pokazała łapą odległy dąb. Natychmiast zaczęłam tam biec. Pod drzewem faktycznie znajdywała się dość głęboka dziura z której dochodziło skomlenie.
- Onyx! - krzyknęłam zatrzymując się przed dziurą.
- Mamo! Mamo, utknąłem! - piszczał maluch
- Spokojnie, już cię wyciągam. - powiedziałam, zmieniając się w człowieka. Weszłam do dziury. Błoto które w niej się znajdowało sięgało mi do kostek. Podniosłam szczeniaka i wyciągnęłam go z dziury. Sama podciągnęłam się i również z niej wyszłam. Onyx trząsł się ze strachu, ale oprócz tego że cały był ubłocony, chyba nic mu się nie stało.
- Nic ci nie jest, kochanie? - spytałam.
- N-nie... - odpowiedział cicho.
- Powinnam była was pilnować. - jęknęłam - Mama musi się jeszcze duużo nauczyć. Chodźcie maluchy, pójdziemy nad wodospad się umyć. - zmieniłam się z wilka i razem z dziećmi pognaliśmy do wodospadu. Onyx ślizgał się niezdarnie na łapkach śliskich od błota. Po jakimś czasie dotarliśmy do wodospadu. Z powrotem zamieniłam się w człowieka i trzymając Onyxa na rękach zanurzyłam go w wodzie. Szczęśliwy malec zaczął machać łapkami udając że pływa. Istoria zaśmiała się i wskoczyła do wody.
- Istoria! - krzyknęłam. Ona jednak zamiast (według mojego najgorszego scenariusza) się topić, zaczęła sprawnie przebierać łapkami dzielnie utrzymując się nad wodą.
- Wychodź natychmiast, bo sobie coś zrobisz!
Szczeniątko opuściło uszy i wyszło z wody. Sierść sterczała jej zabawnie na wszystkie strony. Onyx zaśmiał się. Dokończyłam jego mycie i sama zmieniłam się w wilka, po czym zanurzyłam się również opłukując się z błota. Wyszłam z wody i otrzepałam się.
- Kiedyś jak będziecie starsi, to przyjdziemy tu z tatą i nauczycie się pływać, co wy na to?
- Jej! - krzyknęła Istoria podskakując. Zaśmiałam się.
- A teraz idziemy. Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę. - "Idziemy do Shaten".

(Shammen? ^^)

Od Alexandra "Jak najdalej stąd" #6 & 7 (cd. wilk z WMW)

Oto szósta oraz siódma część op. od wilków spoza CK. Aby dowiedzieć się nieco więcej o nich oraz o powodzie ich ucieczki, możecie również przeczytać serię op. "Nowy dom?" z BK, w której to Alexander oraz Kira poznają się ze sobą i szybko zaprzyjaźniają się, choć nie jest to widoczne na pierwszy rzut oka.
Op. powstaje ze współpracą WMW.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

środa, 13 lipca 2016

Autorzy obrazków

Od teraz proszę o przesyłanie loginów autorów obrazów z wilkami na Howrse. Można ich znaleźć przez chociażby wyszukiwanie obrazem bądź podpis na rysunku lub w linku.

Od Shammmen’a „Pobawimy się w chowanego?” cz.3 (C.D Filos)

- Wiesz, że nie podsłuchuje się rozmów dorosłych, młoda damo? – Spojrzałem groźnie na córkę. Już nie pierwszy i teraz pewnie nie ostatni, Istoria podsłuchiwała moje rozmowy z Filos, która właśnie wyłoniła się zza mnie.
- Tata ma rację. Tym razem wam odpuszczam, bo podejrzewam, że Onyx’owi niezbyt się spodobał ten pomysł, ale lubi robić to, co ty. Chodźcie, to pójdziemy się pobawić na Łące Wysokich Wysepek. Shammen, idziesz z nami?
Skinąłem porozumiewawczo głową, ale po chwili namysłu dodałem:
- Tylko będę musiał trochę wcześniej skończyć, muszę iść na budowę Czarnego Pałacu.
Wadera nic nie odpowiedziała i razem dotarliśmy do celu. W międzyczasie Ria zdążyła zerwać jakoś pyskiem kilka kwiatków i wręczyła mi mały bukiecik.
- Oj, już dobrze, nie gniewam się – Uśmiechnąłem się ciepło do szczeniaka i zacząłem opowiadać mu śmieszne historie z mojego dzieciństwa. Aby nie było tak nudno, dodawałem parę szczegółów… Bo jednak w mojej wczesnej młodości nie było zbyt wiele ciekawych, jak i zabawnych, zdarzeń. Mimo wszystko zadowoliłem wymagającą słuchaczkę i bez żadnych kłopotów udało się przebyć całą drogę. Graliśmy w berka, jak i w chowanego. Minęła może godzinka, ale zdawałem sobie sprawę, że teraz jestem potrzebny w budowie Pałacu. Podszedłem do Filos i powiedziałem jej tylko, że do szałasu wrócę wieczorem, bo muszę odpracować kilkanaście poprzednich dni i że przez cały tydzień tak będzie. Uśmiechnęła się tylko smutno i wróciła do zabawy ze szczeniakami. Ja potruchtałem na budowę, gdzie czekał już Severus. Wyznaczył mi zadanie i poszedłem do mojego stanowiska.
~*~
Słońce powoli znikało z horyzontu i wszyscy pracownicy mogli już opuścić plac budowy. Wyczerpany, powoli dotarłem do swojego szałasu. Gdy przechodziłem obok szałasu Qui, usłyszałem tylko, jak śpiewa kołysankę, więc zajrzałem, szczeniaki już spały. Powoli oddaliłem się i zdając się na przeczucie, śpiący i wykończony, podszedłem, jak się zdawało w ciemnościach nocy, mojego szałasu. W istocie tak było. Rozpoznałem szafeczkę, albo coś, co miało być szafeczką z kilku gałęzi oraz moje posłanie. Bez zastanowienia położyłem się tam i nim minęło parę chwil, już spałem.
~*~
- Shammen! Shammen! Obudź się ty śpiochu! – Usłyszałem nawoływania Filos. Wstałem jak oparzony i wyszedłem przed szałas. Wadera była naprawdę zdenerwowana.
- Co się stało? – Spytałem, nadal jeszcze zaspany.

< Qui? >

poniedziałek, 4 lipca 2016

Od φίλος "Zmęczona tą podróżą" cz. 2 (cd. Florence)

Przechadzałam się po królestwie ze szczeniakami. Shammen był zmęczony pilnowaniem ich przez noc, więc poprosił mnie żebym z nim wyszła. Od Skay słyszałam, że doszła do nas nowa wadera. Kierowałam się w stronę jej domu. Właśnie z niego wychodziła.
- Tak więc nowa?
Odwróciła się gwałtownie.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Jestem Filos, a to Istoria i Onyx. Moje dzieci.
- Ja... Ja jestem Florence - powiedziała trochę pewniej.
- Może chciałabyś żeby oprowadzić cię po naszych terenach? Jestem na spacerze ze szczeniakami, mogłabym się z tobą przejść.
- Ale fajnie! Właśnie chciałam sobie pochodzić, ale nie byłam pewna co tu jest ciekawego.
- Dobra, to chodź. Pokaże ci najciekawsze tereny.
Wyruszyliśmy w stronę Wodospadu. Istoria i Onyx co chwila przebiegały nam pod łapami. Mieli świetną zabawę. Przy wodospadzie przystanęliśmy. Szczeniaki patrzyły na mnie z wyczekiwaniem, a ja oddychałam lekkim powietrzem, wyraźnie czując zapach kwiatów związany z tym miejscem. Podeszłam do tafli wody. Przez ułamek sekundy zobaczyłam w moim odbiciu Shaten. Otrząsnęłam się i zaczęłam się sobie przyglądać.
Zmieniłam się. Bardzo się zmieniłam. Moje rysy spoważniały, były mniej dziecinne. Niechętnie spoglądałam na siebie piorunującym wzrokiem. Odeszłam od wody.
- Pięknie tu, nieprawdaż?
- Wow... Serio tu ładnie.
Uśmiechnęłam się.
- Chodźmy dalej. Pokaże ci dalsze uroki watahy.
Przeszliśmy koło mojego domu.
- Tu mieszkam z moimi dziećmi... Mimo że to nieprawowite mieszkanie mojego partnera, to też cały czas tu przebywa.
- Uroczo.
Zaśmiałam się cicho spoglądając na szczenięta. Biegły w naszą stronę.
- Mamo, proszę. Możemy wrócić do domu? Obiecujemy, że nie będziemy przeszkadzać tacie. - spytała Istoria.
Westchnęłam.
- No dobrze kochanie, gdyby coś się stało to budźcie tatę.
- Jasne! - krzyknęła i odbiegła. Onyx podążył za nią powoli.
- Słodkie te twoje dzieci.
- Same z nimi kłopoty. - mruknęłam gorzko wyraźnie kończąc ten temat.
Szliśmy przez chwilę w milczeniu aż minęliśmy szałas Shaten.
- Czyj jest ten szałas? - spytała
- Niczyj. - powiedziałam dopiero po chwili zdając sobie z tego sprawę - Znaczy... Jest pusty.
- Aha.
Zaprowadziłam ją na kwiecistą łąkę. Usiadłam na chwilę na trawie wdychając kwiatowy zapach. Florence przyglądała się całej łące.
- Ładnie widoki. Zaprowadzisz mnie gdzieś jeszcze?
- Nie. - powiedziałam chłodno - Muszę wracać do dzieci. Ty lepiej też wróć do domu.
Nie miałam pojęcia dlaczego to robię. Florence rzuciła ciche "Cześć", a ja przez chwilę szłam w stronę szałasu. Kiedy wadera zniknęła mi z oczu zawróciłam i rzuciłam się pędem do Fioletowej Groty. Dopiero kiedy w niej byłam zatrzymałam się. Położyłam się na twardym kamieniu a z moich oczu zaczęły cieknąć łzy.
- Co jest ze mną nie tak? - wyszeptałam chowając pysk w łapach.

(Florence? Nie mam pojęcia co wyjdzie z tego opowiadania)

piątek, 1 lipca 2016

Od Florence "Zmęczona tą podróżą" cz. 1 (cd. chętny)

Zmęczona całą tą podróżą postanowiłam odpocząć. Położyłam się pod drzewem i powoli zamykałam oczy...
- Kim jesteś? - zapytał gruby głos za moimi plecami. Momentalnie wstałam na nogi i przygotowałam się do ataku, lecz chwilę potem uspokoiłam się i przeprosiłam oraz odparłam:
- Właściwie to nikim. Podróżny wilk, odeszłam od mojej watahy... Nic takiego - westchnęłam. - Czy dotarłam może do jakiejś watahy? - zapytałam z nadzieją, że gdzieś w końcu doszłam. Wilk patrzył na mnie z góry.
- Severus, Władca Czarnego Królestwa - przedstawił się.
- Florence Valerie Justs - odwzajemniłam tym samym.
- Proszę za mną - powiedział, po czym ruszył w stronę lasu. Pomyślałam, że to może być początek czegoś niezwykłego! Tylko, czy to już czas, by się osiedlać? Mimo wszystko podążałam za czarnym basiorem.
- To tutaj - wskazał chatę, do której kolejno weszliśmy. - Rozumiem, że szukasz miejsca, do osiedlenia się już na stałe, tak?
- No.. Tak - odpowiedziałam.
- Świetnie! W czym jesteś dobra? Budownictwo? Nauka? Muzyka? - dopytywał
- Bardzo lubię polowania... Walki... - odparłam.
- Jakie są Twoje żywioły? - zapytał
- Ziemia, kryształ oraz iluzja - odpowiedziałam.
- Potrafisz stawać się niewidzialna?
- Tak! Niedawno odkryłam tą umiejętność. Jednak jeszcze nie na długo... Pracuję nad tym.
- Co powiesz, na zamaskowanego mordercę? - zaproponował
- Tak! Coś dla mnie! - zgodziłam się
- Witam w Czarnym Królestwie! - przywitał mnie. Po kilku radach i zasadach opuściłam chatę.
- Tak więc nowa? - zapytał głos
- Taa - odparłam, po czym odwróciłam się....

< Ktoś? >

Florence Valerie Justs

Następna członkini!
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja1flGyfyrNI51Ni0iupPKuSS9-0PrwDx0yEz-JC8TXlJsnHP4IIVQO1aIQEzfVaOIB8P7dOYQ1T6JixNb3y7FPnXO-EdN8rQw9QtCSTETVRA6j7KDSYhyphenhyphenVjH16jIOV9wJp92pPK6uMpw/s1600/onalia.png

Godność: Jej pełne imię brzmi Florence Valerie Justs, ale normalnie każdy zwraca się do niej Florence, bądź po ksywce.
Nomida zaczarowane-szablony