piątek, 29 kwietnia 2016

Pierwsza ciąża!

Filos zaszła w ciążę ze swoim partnerem, Shammenem! Szczeniaki przyjdą na świat 22 maja.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Od φίλος "Serce czy umysł" cz.5

- Shaten... - wymamrotałam. Wyciągnęłam w jej stronę łapę. Ta wyszła na zewnątrz. - Stój!
- Zostaw mnie, albo coś ci zrobię!!! - wysyczała. Widziałam jak Shammen próbuję biec za mną. Powstrzymałam go spojrzeniem.
- Shat, uspokój się.
- Zachowujesz się POTWORNIE! Nie możesz mnie ZOSTAWIĆ?!
- Shat…
- Wracaj do swojego królewicza z bajki. - zarechotała. Jej oczy płonęły czerwienią. Obejrzałam się do tyłu. Za mną rósł już mój "cień".

`Nie pozwól by ciebie poniżała. To zwykła zazdrosna świnia. Odegraj się. Sama na to zapracowałaś, nie możesz pozwolić by ciebie ZNISZCZYŁA`

- Pomóż mi ją powstrzymać!!! - krzyknęłam do mojego cienia.
Poniżana, wyszydzana. Niszczy wszystko...
- Choć raz się do czegoś przydaj.- jęknęłam
`Zniszczmy ją`
- Nie.
`Tak`
-Nie
`Tak`
- NIE!!! - wykrzyczałam. - Już NIGDY NIKT nie będzie mi mówił co mam ROBIĆ!!! - krzyknęłam. Mój demon zmniejszył się. Na jego łapach pojawił się łańcuch, na pysku zawisnął kaganiec.
- Teraz należysz do mnie. - wysyczałam - I to TY już ZAWSZE będziesz robił co ci KAŻĘ!
Demon wybiegł w stronę Shaten. Magią ugasił jej ogień. Iluzją uspokoił. A Harmonią przywrócił porządek.
Shaten opadła z sił. Podbiegłam do niej.
- Shat... - do moich oczu poleciały łzy - Shat, słyszysz mnie? Nie jesteś zazdrosna. Nie jesteś głupia. Nie poniżasz mnie. To wszystko moja wina...- wyszeptałam. Shaten podniosła się.
- To nie twoja wina. - przytuliła mnie - Już wszystko dobrze.

Obudziliśmy się. Wciąż byliśmy u Shaten. Żadne z nas się nie odzywało. Shammen wstał i wyszedł, a ja zostałam z Shaten.
- Udało się. To był mój najgorszy koszmar. Gniew. - wyszeptała
- Shaten, czy to co widzieliśmy to prawda...?
- Nie! - zaprzeczyła głośno. Na twarzy pojawił jej się rumieniec.
- Nie kłam. Posłuchaj, cokolwiek bym zrobiła, gdziekolwiek bym była, kimkolwiek bym była zawsze będę z tobą. Nawet jeśli nie koło ciebie, to w twoim sercu.
- Serce. - wyszeptała Shaten. - Odpowiedź to serce.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Shaten "Serce czy umysł?" cz.4 (c.d Filos)

- Ta... jest problem - wzięłam głęboki wdech - bo musimy od nowa przechodzić nasze koszmary...
- Dlaczego?! - krzyknęli nawzajem.
- Mówiłam! Jak się obudzimy będziemy musieli zacząć wszystko od nowa! - wyjęłam z szafy fioletowe płatki i ponownie zrobiliśmy tą czynność co za pierwszym razem. Tym razem koszmary Filos poszły jak powietrze. Shammen tym razem nie zabił się, a zabrał się z Adelin tam, gdzie nic nie będzie IM.
- Wszystko zrobione?
- Tak! - krzyknęła Filos. Byłam zadowolona, że tym razem poszło tak szybko, ale niestety to szczęście szybko nie trwało. Po chwili wszystko zaczęło się rozmazywać.
- Shaten? - słyszałam ich głosy jak przez mgłę. Mrugnęłam oczami i znalazłam się w innym miejscu. A ja dobrze znałam to miejsce... las Drivewood... ostatnie spotkanie z moją matką...
- Mamo! - krzyknęła jakaś waderka uciekając w moją stronę. Wnet czarna waderka zatrzymała się przede mną i popatrzyła swoimi niebieskimi oczami ze źrenicami. Potem rozległ się strzał.
- Mamo!!! - krzyknęłam razem z waderką i pobiegliśmy w stronę strzału. Biegnąc zobaczyłam jak obok mnie biegnie biała wadera i czarny basior.
- Shaten! - krzyknęła Filos głosem jakby była duchem - coś jest nie tak! Możemy ci pomagać, ale nie będziesz nas widzieć! - Filos zniknęła.
- Filos zrobiła strzał jako iluzje! Musisz radzić sobie sama jak na razie! - zniknęli. 
- Mamo!
- Nightengale! - krzyknęła moja matka i przytuliła małą mnie. Popatrzyła na mnie jakby wiedziała, że tu jestem.
- To nie twoja wina... - powiedziała patrząc na mnie. Zaczęłam się rozglądać żeby sprawdzić, czy nikogo nie ma za mną, ale nie było. Czy ona mówiła... do mnie? Wnet znowu rozległ się strzał. Wadera upadła martwa na ziemię robiąc kałużę krwi.
- Mamo! Mamo obudź się! - Nightengale próbowała obudzić wilczyce - Mamo!! - zaczęła płakać. Polizała jej ranę, by spróbować ją obudzić, ale bezskutecznie. Wtedy właśnie na jej sierści zrobiły się niebieskie spirale, a jej oczy zrobiły się puste. Od razu zmieniła się w człowieka i ją przytuliła jako człowiek. Wstała i uciekła w głąb lasu nadal jako czarnowłosa dziewczynka. Zaczął padać deszcz. Pamiętałam ten koszmar... kiedy miałam wyrzuty sumienia, że to prze ze mnie tego dnia zapomniałam kim jestem... Scena zaczęła się zmieniać. Zobaczyłam Filos, która miała wyraz pyska, jakby mi współczuła. Odwróciłam wzrok i znalazłam się w królestwie.
- To twoja wina! - krzyknął Severus podchodząc do mnie. 
- Przez Ciebie nasza praca poszła na marne! - krzyknął Warror blokując mi drogę.
- Ale o co... - spytałam w niezrozumieniu.
- Nie widzisz?! Zobacz co zrobiłaś! - rozglądałam się i zauważyłam, że były wielometrowe kryształy o kolorze czarnym.
- Ty to zrobiłaś! - Krzyknął Sham.
- Wy mieliście mi pomóc! - krzyknęłam z łzami.
- Nie pomożemy takiemu komuś jak ty! Zabiłaś nas! - odwróciłam się, a za mną były poszarpane wilki, niektóre nawet z kośćmi na wierzchu. Filos podeszła do mnie z rozdartym pyskiem.
- Nie proszę... - oklapły mi uszy - T...to nie ja...
- A kto?! Kto panuje nad kryształami!? - krzyknęła Skay. Moment... to koszmar! 
- Wyganiam Cię z królestwa - powiedział Severus - Zabić ją...
- Nie! - krzyknęła Filos od realistycznego świata i stanęła w mojej obronie jak i Shamn. Wilki zaczęły uciekać na ich widok.
- W samą porę... - poczułam ulgę.
- Ciężko się przedostać przez pnącza - powiedziała Filos. Scena ponownie się zmieniła. Tym razem znowu było królestwo, a ja szłam w stronę Szałasu Shammena.
- O nie... o nie nie nie nie nie - popatrzyłam na towarzyszy - nie patrzcie! - zasłoniłam im ogonem oczy. 
- Hej Filos już... - powiedziałam ja ze snu patrząc na Filos i Shammena jak się całują.
- O hej... - powiedziała niechętnie podchodząc do mnie - nie dostałaś listu? - mruknęła.
- Nie? - przekrzywiła głowę w niezrozumieniu.
- Potrzebowałam Cię dopóki nie zdobędę kogoś, kogo pokocham - zaśmiała się - nie będę się przyjaźnić z takim kimś jak ty. Prawda, skarbie? - powiedziała stając przy Shammenie.
- To ta która nie umie nawet rozmawiać z innymi? - zaśmiał się - nie dziwie się, że wszyscy się Ciebie boją...
- A...ale...
- Idź stąd! Nie chce Cię znać! Mam już kogoś na twoim miejscu - zaśmiała się, ja ze snu uciekła, a ja posmutniałam opuszczając głowę. Dobrze wiedziałam, że widzieli to... 
- Shaten...
- Zamknij się... - wyobraziłam sobie, że mój ogon jest z ostrza - będzie teraz lepiej jak mnie zostawicie... 
- Nie rób tego! Nie budź na... - nie dokończyła, bo pojawiliśmy się w pustce z lustrami.
- Ostatnie miejsce... - podeszłam w stronę luster. Stanęłam przed jednym, gdzie byłam biała niczym śnieg. 
Biała ja wyszła jakby z lustra.
- Zrozum w końcu... nigdy nie będziesz dobra... - zaczęła chodzić wokół mnie - jesteś czarna niczym noc, masz czarne serce niczym najgorszy koszmar... tylko ja jestem dobra. A ty...
- Gdyby twoja słowa były prawdziwe... - przecięłam białą mnie ogonem - nie mówiłabyś tak - moje oczy zrobiły się na chwilę czerwone. Podeszłam do luster na których cały czas byłam ja biała.
- Jesteś oszukiwana... niekochana, niezrozumiała. Jesteś nikim - moje oczy zaczęły "płonąć" na czerwono.
- Zamknij się! - rozbiłam wszystkie lustra swoim tonem jakim wypowiedziałam to słowo. Rozległy się śmiechy. 
- Nie uciekniesz przede mną - nadal się śmiała. Białe miejsce zmieniło się w ciemny las z pełnią księżyca.
- Shaten. Nie uciekniesz przed nią - powiedział jakiś kobiecy głos. Przede mną stanęła moja matka, a w tle nadal był jej śmiech.
- Nie uciekniesz przed swoim cieniem - zaczęło wstawać słońce, a moim cieniem byłam ja, ale biała.
- Co...? - popatrzyłam na miejsce, gdzie była kobieta, ale zniknęła. 
- Serce czy umysł...? - to pytanie obiło mi się o uszy. Zamknęłam oczy i od nowa widziałam wszystkie koszmary jakie przeżyłam. Zatrzymałam się na tym z Filos i Shammenem. Wnet obudziliśmy się.
- Shaten...? - Filos chciała mnie dotknąć, ale się odsunęłam.
- Zostaw mnie... - wymamrotałam.
- Ale Shaten...
- Powiedziałam, ZOSTAW MNIE! - podniosłam głos tak, że fala dźwiękowa odepchnęła ich do ściany, a mój wazon się stłukł. Dyszałam wściekła, a ta popatrzyła na mnie z łzami w oczach. Odwróciłam się w stronę drzwi, a kiedy popatrzyłam na nich kątem oka natychmiast moje oczy jak i futro "zapłonęło" na czerwono. Moje futro znowu było czarno-niebieskie, ale oczy nadal płonęły na czerwono, a moje jedno oko było czerwone. Wyszłam wściekła, smutna. Zaakceptowałam już to...
Jestem zła, byłam i będę na zawsze... Nic tego nie zmieni nawet przemiana...

Filos? Masz dwa wyjścia. Albo pozwolisz mi zniszczyć las i źródło życia wszystkich lasów. Albo do jasnej ciasnej mnie opamiętasz!!!
Wgl sorki, ale miałam brak weny

piątek, 22 kwietnia 2016

Od φίλος "Walentynki" cz. 6

- Shaten, zostawisz nas na chwile samych? Chcę porozmawiać z Filos. - powiedział Shamm uśmiechając się. Shaten zachichotała i oddaliła się w stronę teatru.
- Coś się stało, Shammen? - spytałam zaniepokojona. Shamm odwrócił się w stronę Shaten upewniając się że nic nie słyszy. Odwrócił głowę do mnie.
- Czy zostaniesz moją partnerką?
Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. W gardle miałam kulę, a całe moje ciało popadło w jakiś taki stan lekkości. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Zaczęłam kaszleć bo czułam się jakby coś mnie dusiło.
- Wszystko okey? - spytał zawstydzony Shamm.
Ja kaszlałam dalej. Po chwili się uspokoiłam.
- Tak. Wszystko okey.
- A.....
- Co?
- No.... Co z tym pierwszym pytaniem? - celowo udało mi się wprowadzić go w zakłopotanie.
- Którym pytaniem? - udałam, że nie mam pojęcia o co chodzi.
- Czy zostaniesz moją partnerką?
- Tak! - wykrzyknęłam i fala pozytywnych emocji, których nigdy nie czułam zalała moje ciało. Shammen uśmiechnął się, a ja wychyliłam się. Nasze nosy zetknęły się. Zaśmiałam się na widok zarumienionego Shamma. Ze śmiechem pobiegłam w stronę amfiteatru, a Shamm za mną. Byłam tak szczęśliwa, że nie zauważyłam gdzie mnie łapy niosą. Zrobiło się już ciemno, więc Shamm odprowadził mnie pod szałas. Pocałował mnie na pożegnanie i odszedł.
Usiadłam w moim szałasie. Przykryłam cię kocem i położyłam. Długo jeszcze nie mogłam spać.
- Co się ze mną dzieje? - szepnęłam.- Czym jest to co czuje? Czy to miłość?

czwartek, 21 kwietnia 2016

Od Shammen’a „Walentynki” cz.5 (C.D Filos)

- Boję się, jak to wpłynie na naszą przyjaźń damsko–męską, która często prowadzi do tego, co zdarzyło się ostatnimi czasy. Chodzi mi o nic innego, niż o to, że coś w stosunku do ciebie poczułem. Prędzej czy później by się tak zdarzyło. – Z napięciem oczekiwałem odpowiedzi wadery i wpatrywałem się w ziemię. Po chwili zdobyłem się na popatrzenie się jej prosto w parę miodowych oczu. Powoli moja szyja wraz z głową podniosły się.
- Shamm. Nic z tego nie zrozumiałam. Ja... po prostu cię kocham. – Po tych słowach wypowiedzianych melodyjnym głosem Qui, zwyczajnie ją przytuliłem. Nie byłem w takiej sytuacji od rozstania z Adelin. To tego mi brakowało. Poczucia pewności, że jest ktoś, na kim mi zależy i wzajemnie. Nie wykluczam, że o byłej partnerce pamiętałem, ale dzieliły nas setki, jak nie tysiące kilometrów, o ile wilczyca jeszcze żyje. Przemogłem się i spróbowałem na chwilę, na ten jeden jedyny moment zapomnieć o tym, co było kiedyś. Wczułem się w tą chwilę, nie żyjąc przeszłością, która minęła i teraz nie była ważna. Filos pomogła mi przestać męczyć się tym, co było KIEDYŚ. Doceniałem, że jej się to udało. Owszem, nie wymażę tego ‘wszystkiego’ z pamięci, ale mogę przynajmniej przestać się tym martwić.
- Proponuję spacer. Co ty na to? – Powoli się odsunąłem, potykając się tym samym o gałązkę. Wywinąłem kozła, a do mych uszu doszedł delikatny, cichy śmiech wadery, do którego się przyłączyłem. Niekiedy jestem prawdziwą niezdarą. Powoli, uważając na przeszkody na mej drodze zwanymi gałązkami, kamykami i śliskimi liśćmi, które miały kąpiel w kroplach deszczu parę godzin temu, wstałem.
- Oczywiście. – Qui również się uśmiechnęła i szliśmy bok w bok… sam nie wiem gdzie. Po prostu, gdzieś, nie interesowało nas to. Moim jedynym uczuciem było szczęście. Nie byłem już kłębkiem nerwów, nie tłumiłem swoich emocji, czułem się wolny od ograniczeń i wszelkich możliwości. Spacerowaliśmy po Lesie Conteilaxne i Condiamida, a gdzieś w dali dochodziły nas dźwięki wodospadu. Czuć było zapach wielu kwiatów, rozsianych po całym lesie, tworzyło to wyjątkową, przyjemną atmosferę. Miałem niezwykłe przeczucie, że zostanę w Czarnym Królestwie na długo. Tym bardziej po usłyszeniu pogłosek na temat rodziny Severusa, jego bracie z Białego Królestwa, co jeszcze bardziej upewniło mnie o słuszności założenia watahy-królestwa. Niespodziewanie zatrzymałem się, i delikatnie białymi zębami zerwałem najzwyczajniejszą w świecie stokrotkę o płatkach białych jak śnieg, a środek zdawał się być małym słońcem. Nie byłem na tyle czuły, by łodyga nie naderwała się, ale mimo to z szerokim uśmiechem podarowałem go waderze. Ta tylko zaśmiała się cicho swoim melodyjnym, pięknym głosem, a ja włożyłem kwiat Filos za ucho. Wyglądałem może wcześniej jak głupek, szeroki uśmiech, w pysku delikatnie trzymałem kwiat stokrotki, a łodyga była nadłamana. Cóż, jestem jaki jestem, czyli przede wszystkim szczęśliwy. Niezmiernie szczęśliwy. Wolałem zakochać się dwa razy, niż nigdy. Być może wtedy nie wiedziałbym, co oznacza kochanie i nie tęskniłbym za tym uczuciem. Sam nie byłem nawet wyobrazić sobie świata bez czułości. Oczywiście, bez przesady, ale uczucie większej sympatii do drugiego wilka jest naprawdę przyjemne, mówię tu także o przyjaźni. Każda więź jest wyjątkowa, inna i wspaniała, chyba prawie każdy z nas stracił kiedyś przyjaciela. Na myśl od razu przyszła mi Adelin, rodzina, wataha – przeszłość. To wszystko było parę, dobrych lat temu, może miesięcy, straciłem rachubę czasu. Zyskałem jednak nową rodzinę, którą jest Czarne Królestwo. Z jednymi mam na pieńku, a z drugimi pozytywne stosunki, jednak nie tylko z przyjaciół świat się składa. Nawet, jeśli wrogów mam niedużo, to bez nich nudno byłoby na tym świecie. Nieświadomie uśmiechnąłem się w rzeczywistości. Nadal rozmyślałem o przeszłości, gdy poza myślami, wywinąłem kozła potykając się o wystający korzeń z ziemi. Filos pokładała się ze śmiechu, ja do niej dołączyłem, zamyśliłem się do tego stopnia, że nie rozróżniałem rzeczywistości od fikcji. Szybko powstałem z ziemi i razem z wilczycą zbliżaliśmy się coraz bliżej do wodospadu. Dźwięki szumiącej wody stawały się wyraźniejsze i głośniejsze. Gdy wyszliśmy zza krzaków, ujrzeliśmy Shaten stojącą przy brzegu i wpatrującą się w lustrzaną taflę wody.
- Shat! – Moja towarzyszka podeszła do swojej przyjaciółki z optymistycznym, szerokim uśmiechu na śnieżnobiałym pysku.
- O, cześć Qui. – Domyślałem się, ile wysiłku stworzyło Rav uśmiechnięcie się. Dokonała tego. – I Shamm.
Odwzajemniłem ‘krzywienie pyska’, po czym zbliżyłem się do wader.
- Proponuję przechadzkę. – Po moich słowach obie wilczyce uporczywie się we mnie wpatrywały, co miało chyba oznaczać, żebym zdecydował o celu spaceru. Po chwili więc dodałem.– Może Amfiteatr Mortiteminate?
Filos i Shaten energicznie pokiwały głowami i w trójkę podążaliśmy w stronę wyznaczonego miejsca. Drodze towarzyszyły śmiechy, rozmowy, te krótkie i dłuższe, lub błoga cisza, wymieniająca się z pozostałymi dwiema okolicznościami. Wspaniale było spacerować razem, atmosfera była przyjemna, adekwatna do przechadzki. Las powoli przerzedzał się, a my z niego wychodziliśmy. Mały wróbel ćwierkał, a jednocześnie przelatywał, bądź przeskakiwał z gałęzi na gałąź, by nas obserwować. Lekko rozśmieszyło mnie jego zachowanie, uważał nas widocznie za wilczych intruzów. Obie wadery pogrążone w rozmowie, nie zauważyły małego ptaka, który najwyraźniej chciał również przykuć nie tylko moją, ale i towarzyszek. Wątpiłem, żeby zaczynało się już przedstawienie, było dopiero późne popołudnie. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do budynku Amfiteatru.
- Shaten, zostawisz nas na chwilę samych? Chcę porozmawiać z Filos. – Uśmiechnąłem się do Shat, która zaraz podążała dalej do miejsca docelowego. Zaskoczona Qui odeszła ze mną na bok drogi.
- Coś się stało Shammen?
- Czy zostaniesz moją partnerką?

< Filos? Brak weny. >

wtorek, 19 kwietnia 2016

Od Anonima "Kim ja jestem?" cz. 6 (cd. Skayres)

Skay zatrzasnęła tom tuż przed moim nosem. Stałem w bezruchu i wpatrywałem się w punkt, w którym jeszcze przed chwilą była kartka z tekstem.
- Podobało się? - zapytała. Delikatnie pokręciłem głową. To, co przed chwilą mi przeczytała było rzeczą absolutnie niepojętną.
- To takie bajki czytaliście dzieciom na dobranoc? - odpowiedziałem ledwo słyszalnym pytaniem.
- Tak, to straszne, że ludzie są... no... tacy straszniiiii... - Urwała, a następnie kichnęła. Na szczęście w przeciwnym kierunku. - A tak przy okazji, to skąd się wzięło twoje imię, i czy twoje imię to Gall, czy Anonim, i czy...
- Zwolnij trochę, Skayres - przerwałem jej - Ja również mam całe mnóstwo pytań, ale nie obrzucam nimi dowolnie wybranych wilków.
- Jasne, jasne... ale mnie możesz śmiało pytać o co zechcesz. - Oznajmiła z szerokim uśmiechem. Obrzuciłem ją beznamiętnym spojrzeniem.
- Budzi się?
- Nie...
- Oddycha?
- Głąbie, chyba sam widzisz.
Znowu te głosy. Znowu wróciły. Wciąż badałem waderę wzrokiem, chcąc się upewnić, że faktycznie tego nie słyszy. Było tak, jak myślałam. Nieświadoma tych nieistniejących rozmów dalej wpatrywała się we mnie tym swoim niecierpliwym spojrzeniem.
- To powiesz mi nieco o sobie? - zapytała, odsuwając książkę.
- A kiedy się wybudzi?
- Nigdy.
- Jak to nigdy?
- Baranie, sam się nie obudzi, my będziemy musieli go odłączyć.
- To będzie go boleć?
- Nie wiem, pewnie tak.
Później rozmowy chłopców zaczęły się zlewać z tym, co mówiła Skay, przez co nie mogłem rozróżnić jednego od drugiego. Zacząłem się wpatrywać w podłogę szeroko otwartym okiem. To szalone. Nienormalne. Jak mogę rozmawiać z jedną osobą, słysząc inne?
- Zamknijcie się... - warknąłem, głupio sądząc, że usłyszą.
- Co? - zapytała osłupiała Skayres.
- Dasz mu jakieś tabletki przeciwbólowe?
- Sam musi sobie z tym poradzić.
- Jak to?
- Anonim? Wszystko w porządku?
- Tak to. Musi być twardy, da sobie radę.
- A wujek wie?
- Jasne, że wie. To on to w końcu zaproponował.
- Anonim? Co się dzieje?
- Ale dlaczego? Może i się na tym nie znam, ale...
- Nie wymądrzaj się, tylko słuchaj! Gdy będzie już gotów do samodzielnego poruszania się, wtedy go odłączymy. To będzie wyjątkowo kruchy zabieg, może na tym sporo ucierpieć...
- Gallu Anonimie! Panie nieznajomku! - Skay próbowała zażartować, ale w jej głosie kryła się rozpacz. Zaczęła mną potrząsać.
- ...jego psychika. Utrata pamięci jest tutaj rzeczą pewną. Przy dobrych wiatrach nie potraci zmysłów.
- Zaraz... że co?!
Zamarłem. Utrata pamięci? Jest pewna? Strata zmysłów? Co tam się do cholery dzieje?
- Przepraszam, muszę już iść - oznajmiłem, wstając.
- Nie odpowiedziałeś mi! I do kogo mówiłeś? Tak dziwnie się zawiesiłeś... wezwać Severusa? Albo Shaten? Może coś ci dolega?
- Nie, wszystko....
- No tak. Jeżeli to przeżyje to będzie cud.
- ...wszystko...
- Jak to cud?! Co wy mu w ogóle zrobiliście?!
- ...wszystko...
- Ratujemy mu życie i zdrowie.
- ...jest...
- Stojąc na granicy ze śmiercią?!
- ...w jak największym...
- Zrozum, nie ma innego wyjścia... jeżeli chcemy, aby do nas wrócił, trzeba zaryzykować.
- ...porządku...
- Ale nie tak!
- Przecież widzę, że nie! Mówisz tak, jakbyś sam nie wiedział, co przed chwilą oznajmiłeś. Nikt normalny nie przerywa co wyraz i nie powtarza trzy razy "wszystko"! Albo powiesz, co się dzieje, albo sama pójdę po kogoś... - zaczęła kaszleć, przez co dalsze rozmowy chłopców były zagłuszone przez papraninę dźwięków. Oparłem się o ścianę, ciężko dysząc. Głowa bolała jeszcze mocniej. Łapy również. Dosłownie wszystko.
Kim ja jestem?
Kim ja do cholery jasnej jestem?!
I co tu robię?!
Po co?!
Po co to wszystko?!
Zwalczając mdłości odwróciłem się w stronę drzwi, szybko je otworzyłem i wyszedłem na zewnątrz. Rozmawiające na dworze wilki ponownie zakłócały moje "wizje", przez co jedyne co słyszałem, to szmer. Nawet nie zauważyłem, że Skayres wybiegła ze swojego domku pomimo choroby i zaczęła wykrzykiwać moje imię... a raczej ksywkę.
To wszystko jest chore. Najgorsza jest chyba myśl, że nikt mi nie odpowie na te wszystkie pytania. Nagle wszystko zamilkło. Zatrzymałem się.
- ANONIM! - do moich uszu dobiegł wrzask Skay. Odwróciłem się za siebie i patrzyłem na nią beznamiętnym spojrzeniem. Stała kilkanaście metrów za mną. Wcześniej zapewne zaczęła biec w moim kierunku, ale zrezygnowała. Musiała być porządnie przejęta moim stanem. Tylko dlaczego? Przecież właściwie się nie znamy. Po co się przejmować kimś obcym? Wadera na nowo ruszyła w moim kierunku. Tym razem pozwoliłem jej stanąć ze mną pysk w pysk, choć wolałem być w tej sytuacji sam. W sytuacji, gdy po raz kolejny uderzało mnie to, jak bardzo zagubiony jestem. Staliśmy tak przez chwilę. Skay dostała zadyszki przez tak krótki dystans i zaczęła kaszleć.
- Lepiej wracaj do siebie, bo jeszcze zapalenia płuc dostaniesz.
- Nie... - sapnęła.
- W takim razie o co ci chodzi?

<Skay? Wybacz, że tak krótko i tak długo czekałaś, ale kryzys twórczy trwa nadal... Już od bodajże dwóch miesięcy ;/ >

środa, 13 kwietnia 2016

Od Shammen’a „Serce czy umysł?” cz.3

- To teraz moja kolej… - Szepnąłem. Znów nas wszystkich otoczyła biel. Widziałem Siebie i Adelin. Shaten, ja i Qui byliśmy ukryci w krzakach, gdyż Ja i Moja partnerka w koszmarze byliśmy w lesie. Widziałem z dala Oberona. Pora odciągnąć Sennego Mnie od Adelin, a Oberona również.
- Mój koszmar, to przechadzka moja i Adelin, gdy Oberon przybiega i zabiera mi ją… Nieważne, Filos, ty odciągniesz Sennego Mnie, rzuć we Mnie śnieżką, czy coś. Ty Shaten, odciągnij uwagę Oberona. Przypomnę, że jest chciwy i z pewnością zainteresuje się kryształami. Ja zajmę się Adelin. – Znów robiłem coś głupiego. Ale nie ma innej rady. Qui rzuciła we Mnie śnieżką, Shaten pobiegła w osłonie lasu do Oberona, wyczarowała za nim kryształy i wypowiedziała jego imię. Ten obrócił się i zaczął biec do iluzjonistycznych klejnotów. Senny Ja obejrzałem się i rzeczywiście pobiegłem w stronę, skąd pochodziła śnieżka. Teraz pora zająć się Adelin. Podszedłem do niej.
- Chodź, zaprowadzę cię gdzieś. – Uśmiechnąłem się do niej, a ona zrobiła to samo. Nie wiedziałem gdzie iść, bo do końca nie znałem mojego snu, oprócz klifu, gdzie we śnie spadłem. Cóż, warto spróbować. Zaprowadziłem tam znaną mi waderę. Zobaczyłem biegnącego, Sennego Mnie. Od razu zasłoniłem Mnie przed Adelin.
- Coś się stało? – Spytała zdziwiona. Potrząsnąłem głową, co miało oznaczać „nie” i wszedłem z waderą na sam koniec klifu. Kątem oka obserwowałem, co się dzieje. Dostrzegłem Oberona, biegnącego do nas. Wiedziałem, co mam zrobić. Zasłoniłem ciałem Adelin. Jednak przyszło mi na myśl, że i tak Adelin jest w łapach Oberona… ale chodzi tu tylko o koszmar. Gdyby Oberon mnie zabił, obudziłbym się i nie nękał mnie sen, jak to mój rodzony brat zabiera mi partnerkę. Wilk powalił mnie na ziemię, zamknąłem oczy i spadłem z klifu. Obudziłem się. Obie wadery jeszcze spały. Zaraz obudziła się Shaten.
- Twój brat jest żałosny. Żeby tak biec za iluzją, bo jest się tak chciwym… - Skinąłem tylko głową i popatrzyłem na Filos. Budziła się.
- I jak poszło? – Uśmiechnąłem się do wadery, która ospale podniosła głowę.
- Zainteresował się jakimś zającem przebiegającym nieopodal. – Qui potrząsnęła głową, by się ‘rozbudzić’ i wyjść z sennego transu. – Teraz pora na koszmar Shaten.

< Nie wiem jaki ten koszmar, a kompletnie nie wiedziałam, jak mam odpisać. Shaten? Bądź mą nadzieją. >

piątek, 1 kwietnia 2016

Od φίλος "Prima Aprilis!" cz. 1 (c.d. Skay)

- FILOS! - usłyszałam wrzask w uchu.
- Co dzisiaj jest? - stwierdziłam, że zawsze kiedy ktoś mnie budzi to musi być jakaś okazja.
- Szałas się pali! - krzyknęła przerażona Skay.
- Jaki szałas?
- Szałas Shammena! - to podziałało na mnie jak płachta na byka. Zerwałam się ze snu i wybiegłam z szałasu. Moje nogi same prowadziły mnie w stronę szałasu. Skay dzielnie biegła za mną. Wyhamowałam nagle przed szałasem. Skay dobiegła do mnie.
- Prima Aprilis!
Moje oczy zrobiły się czerwone. Powoli wychodził ze mnie mój demon. Mimowolnie warknęłam.
- Już, spokój. - mruknęłam do demona. Przerażona Skay zaczęła się cofać.
- Qui, daj spokój. To tylko żarty. - mówiła drżącym głosem. Kiedy zobaczyłam, że demon przypiera ją do muru krzyknęłam - Shammen! Ten wybiegł szybko. Sam jego widok włączył moją inną twarz. Demon zaczął blednąć.
- Powiedz cokolwiek.
- Cokolwiek. - wymamrotał. Jego głos również zadziałał na mnie kojąco i demon znikł.
- Co tu się... - zaczął, a ja podjęłam natychmiastową decyzję, żeby przywrócić tu harmonię. Postanowiłam stworzyć żywiołem iluzji fałszywe wspomnienia, które sprawią, że wszystko będą pamiętać inaczej.
- Cześć Shammen. - powiedziała Skay. - miło, że spotkaliśmy na swojej drodze... AAAA! ZA TOBĄ! - wykrzyknęła. Biedny Shamm obrócił się przerażony.
- Prima Aprilis! - krzyknęłyśmy razem ze Skay.
- Ach... - wymruczał Shamm. - No to cześć. - i wrócił do swojego szałasu.
- To kogo teraz idziemy powkręcać? - rzuciłam do Skay i odeszłyśmy od szałasu.

(Skay? Odzew proszony natychmiastowo)
Nomida zaczarowane-szablony