niedziela, 2 lipca 2017

Od Selene "Pasowanie na rycerza" cz.6 (c.d. Gall Anonim)

Po krótkiej sprzeczce z Filos, która była zła, że pozwoliłam Anonimowi wstać i odejść, popędziłam za basiorem. Wadera miała sporo racji, nie spisałam się, ale wyglądało na to, że poszkodowany ucieszył się, mogąc spokojnie odejść. Tak, przynajmniej on, nie będzie miał do mnie żadnych pretensji za to, co zaszło. Niemniej, udał się mniej więcej w tę stronę, w którą i ja zamierzałam podążyć, więc postanowiłam nie tracić go jeszcze z oczu. Nie mogłam na tym nic stracić, a w wypadku, gdyby wilk doznał jakiegoś opóźnionego szoku wywołanego piorunem, mogłabym mu jakoś pomóc. Choć, jak ustaliliśmy, nie jestem zbyt dobra w pomaganiu. Wróćmy jednak do śledzenia. Anonim szedł dosyć szybko, ale chyba jeszcze nie do końca otrząsnął się z niedawnego wypadku, więc go dogoniłam. Niemniej, byłam pod wrażeniem, jak szybko odzyskał sprawność. Ja po czymś takim leżałabym nieprzytomna ze trzy dni. Tak, cała ja, mizerota.
Rozmyślania przerwał mi, w samą porę, dźwięk przede mną. Basior odwrócił się i zaczął pędzić z powrotem. Schowałam się prędko w krzakach i na szczęście, nie zauważył mnie. Albo zauważył i olał. Bo w końcu w Królestwie nie było jeszcze wielu dróg i nie można było się dziwić, że jakąś idę. Duże prawdopodobieństwo, że akurat ta prowadzi do mojego szałasu. Tak zresztą było.
Niemniej, bardzo zaskoczył mnie odwrót Anonima. Nie miałam pojęcia, co mogło spowodować jego zachowanie. Przyszła mi do głowy myśl, że coś niebezpiecznego stało przed nami na ścieżce. Przerażająca myśl. Przeszłam jeszcze jakieś sto metrów do przodu, nic. Bogu dzięki. W takim razie, Anonim, o czymś sobie przypomniał? O czym? Nie, to dziwne. A może po prostu nie myślał jeszcze do końca jasno po wypadku... Prawdopodobne? Nie wiem, nie znam się na porażeniach prądem. A jeśli jest w jakimś dziwnym transie i nie panuje nad sobą? Nie chciało mi się w to wierzyć. Na dziewięćdziesiąt procent nie. Jednak pozostałe dziesięć wciąż budziło niepokój. Co sił popędziłam z powrotem, za basiorem. Miałam duże szczęście, bo dogoniłam go. Nie biegł specjalnie szybko, raczej truchtał. Choć muszę przyznać, że dopadłam go w ostatniej chwili. Ledwo co pojawił mi się w polu widzenia, a już wszedł do jakiejś chaty.
Nie wiedziałam, co zrobić. Budynek wyglądał strasznie, wręcz się rozpadał. Po chwili zastanowienia, postanowiłam zajrzeć przez okno. Kiedy jednak do niego podeszłam, zauważyłam, że żadnego nie ma. No tak. Za to możliwe było spojrzenie przez szparę w ścianie. Tak, ten domek nie był w dobrym stanie. W środku dojrzałam Anonima leżącego na łóżku. Może to jednak jest jego dom, pomyślałam. Po chwili, basior zaczął się niespokojnie wiercić. Było to dziwne, szybko oddychał. Wszystko wskazywało na to, że uderzenie pioruna wywołało jakieś długotrwałe... uszkodzenia. Mózgu? Nie wiem. Z każdą sekundą wił się coraz bardziej.
Przestraszona powoli skierowałam się do drzwi, o ile można było nazwać tak dziurę w opadniętej konstrukcji. Przekroczyłam próg i powoli, bezszelestnie weszłam do środka. Chciałam coś powiedzieć, nie miałam odwagi. Kilka kroków do przodu... Wtedy zorientowałam, że jeśli Anonim zda sobie sprawę, iż ktoś stoi tak blisko niego, może się poważnie przestraszyć. Co ja wyrabiam. Basior zdawał się lekko uspokajać. Podniosłam tylną łapę, aby cofnąć się do tyłu...
*trzask!*
Jakaś nieco zbutwiała, nieco źle umocowana deska, pękła, kiedy na niej stanęłam. Wilk natychmiast podniósł się i głośno krzyknął. Szybko się uspokoił i nieprzyjaźnie zmierzył mnie swoim okiem.
- To nie tak, jak myślisz... - powiedziałam cicho.
- Co tutaj robisz? - burknął.
- Bo jakoś się tak... Heh, już idę - starałam wymknął z sytuacji bez wszczynania kłótni.
Anonim z grymasem spojrzał na zniszczony kawałek podłogi.
- A, tak, mam coś z tym zrobić, głupia ja, tak? - zapytałam. Niestosowne było poważne uszkodzenie komuś mieszkania i wyjście bez próby zrobienia czegoś z tym.
- Ten szałas i tak się już rozpada...
- Tak, tak! Znaczy niekoniecznie! Ale może... Ja zbieram glinę, widzę, że deski zostały położone na niezbyt solidnie wykonanym klepisku. Właściwie chatka...
- Szałas...
- Szałas! Jest skromny i podłoga była zbędna... Zainwestowałabym raczej we wzmocnienie ścian, ale najpierw...
- Wyjdź.
- A tak, to powinnam zrobić na samym początku - powiedziałam i trochę zawstydzona skierowałam się do wyjścia.

<Anonimie? Tam pewnie wcale nie miało być podłogi, wybacz, chyba bardzo nie popsuło Ci to koncepcji własnego mieszkania...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony