niedziela, 25 czerwca 2017

Od Selene "Narodziny Shianuraoztanadesa" cz. 2 (c.d. Severus)

Dzień narodzin Shianuraoztanadesa, jak to dziwnie brzmi. Nie zdążyłam się jeszcze zbyt dobrze zapoznać z wierzeniami tutejszych wilków, czas najwyższy, ale to pewnie jakiś ważny bóg. Nie pogardzam ich religią, niemniej mogli sobie wymyślić krótsze imię. Wystarczy usunąć środek i wyjdzie Shiades, bardzo zgrabna nazwa.
Niemniej święta trwały. Było to obchody tak powszechne wśród niemal wszystkich społeczności, że z lekkim uśmieszkiem słuchałam tutejszych określeń, które przecież występują w prawie wszędzie. Ot święto, zorganizowane, oby pokrzepić lud zmartwiony ciągnącym się chłodem. Ale nie ważne, inicjatywa jest słuszna, więc trzeba było ją poprzeć. Szczególnie, że nasz władca ogłosił dzisiaj wczesnym rankiem, że mamy wolne. Na dodatek zawarł to wypowiedzenie w kilku zdaniach, więc uniknęłam długiego słuchania. Same plusy. Co prawda jeden wilk słusznie zauważył, że wieść przydałaby się nam wczoraj, ponieważ nie musielibyśmy się tak wcześnie zrywać, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Kiedy dowiedziałam się, że nie muszę brać udziału w budowie, udałam się, nie zgadniecie, do domu. Niby powinnam rozmawiać z innymi, bo taki był zamysł święta, ale wiedziałam, że zdążę się pobratać z watahą podczas wieczerzy. Tak, nieprędko stanę się aktywna społecznie.
Zazwyczaj, kiedy nie mam jakichś naglących obowiązków, sprzątam mieszkanie. Nie traktuję tego jako pracy. Robię to powoli. Bo skoro ma to być odpoczynek, to po co się spieszyć. Dziś jednak zauważyłam, że potrzebuję drewna na opał. Wyszłam z szałasu, przyniosłam, ile mogłam. Potem przygotowałam sobie trochę jedzenia. Oczywiście byłam tutaj oszczędna, ponieważ wieczorem szykowała się wielka uczta. Głupotą byłoby obżeranie się teraz. Potem, pouporządkowywałam co się dało, a dało się niewiele, ponieważ jako niezbyt zamożna mieszkanka królestwa, nie mam dużo dobytku. Choć nie mogę też narzekać na biedę. Po tym wszystkim, a przypomnę, że robiłam to powoli, zauważyłam, że zaczęło się ściemniać. Zachowawczo wyszłam z domu i skierowałam się w stronę wskazanego wcześniej przez Severusa miejsca. Cała wataha miała spożyć tam posiłek. Nie chciałam wychodzić na ostatniego odludka (odwilczka?) i egoistkę, więc pomyślałam, że pojawię się tam, aby trochę pomóc. A jeśli na nic się nie przydam, to i tak nie będzie można mi zarzucić, że nie chciałam pracować.
Kiedy dotarłam na miejsce, przygotowywania były już w końcowym etapie. Wtedy to właśnie zaczął padać śnieg. Nie był zbyt gęsty, więc z zadowoleniem stwierdziłam, że nie będzie przeszkadzał, a raczej doda przyjemnego klimatu. Niemniej, trzeba było zabezpieczyć stół. Ktoś przytargał spory kawał materiału. Nadal zbyt mały, aby w całości spełnić swoją funkcję, ale wystarczająco duży, aby jego użycie miało sens. W końcu, najważniejsze było zadaszenie stołu, śnieżynki spadające na biesiadników, raczej nie mogły wyrządzić dużej szkody. Pomogłam rozpostrzeć płachtę w odpowiednim miejscu. W tym samym czasie najbardziej zaangażowana w gotowanie Filios, razem z drugą waderą, której imienia nie znam, zakończyły przygotowywanie potraw i w mgnieniu oka rozłożyły je wszystkie na prowizorycznym stole. Fade wyczarował jeszcze płomyczki, uroczo oświetlające zastawiony blat. W tej samej chwili pojawił się Severus. Wyglądał na strudzonego. Prawdopodobnie robił coś ważnego i meczącego przez cały dzień, choć zapewne tajemnicą pozostanie, co dokładnie.
- Severusie, szybciej! Bo nam zaśnieży cały stół! - rzuciła jakaś wadera. Mimo zabezpieczenia, trochę śniegu wciąż dostawało się pod płachtę.
Razem z resztą usiadłam przy stole. Tak samo zrobił oczywiście nasz władca, który ciepłym tonem wygłosił przemówienie.
- Po raz pierwszy spotykamy się w tak licznym gronie, by celebrować Święto Narodzin Shianuraoztanadesa - mówił naprawdę życzliwie, co zdało się odbić na wszystkich, ponieważ na pyskach zebranych pojawiły się uśmiechy - chciałbym wam wszystkim życzyć wielu wspaniałych chwil wraz z pozostałymi wilkami, zdrowia w nadchodzącym roku, powodzenia we wszystkim, czego się tylko podejmiecie i rzecz jasna wielu zaskakujących przygód oraz nowych doświadczeń.
- I prezentów! - dorzuciła Istoria, młoda waderka. Ach, te dzieci.
- I prezentów - odpowiedział z uśmiechem Severus - teraz możemy zmówić modlitwę.
Jako nowa członkini królestwa i przedstawicielka odmiennej religii czułam się nieco zmieszana, ale wykonałam zasugerowaną czynność. Chwilę później, rozpoczęła się uczta. Wilki gawędziły i jadły. Choć właściwie jadły i gawędziły. Początkowo zawsze przeważa spożywanie posiłku. Potem jednak się to zmieniło, uroczysty klimat nieco opadł i przerodził się w miłą, niemal rodzinną atmosferę. Ja sama, jadłam bardzo powoli, wymieniając po kilka zdań z różnymi osobami, jednak nie wdałam się jeszcze w jakąś głębszą rozmowę. Zauważyłam, że Severus z Anonimem i jeszcze jednym wilkiem odchodzą od stołu, choć nie zdziwiło mnie to bardzo. Pewnie musieli ustalić jakieś sprawy organizacyjne.
Pozostałe basiory chciały chyba przejść już do hucznego radowania się. Filios jednak ich uspokoiła, mówiąc, że trzeba jeszcze trochę poczekać i patrząc ganiącym wzrokiem na jednego z osobników, który chwilę wcześniej otwarcie rzucił pomysł napoczęcia jakiegoś trunku.
Mniej więcej wtedy zaczęłam się nudzić. Grupka po mojej lewej stronie rozmawiała na dosyć znośny temat wschodnich ziemi, więc zaczęłam się im przysłuchiwać. Czasami wtrąciłam słowo lub dwa. Spora część przestała już zajadać się smakołykami ze stołu. Dotarliśmy do fazy, w której wszyscy się już nasycili i poprzestali na gadaniu, tudzież powolnym skubaniu jakiegoś konkretnego dania, które przypadło im do gustu. Ja siedziałam jeszcze nad prostym, acz wyjątkowo dobry pasztetem, przyrządzonym prawdopodobnie przez Filios. Czas płynął powoli, choć nie powiedziałabym jeszcze, że wyjątkowo mi to przeszkadzało. Było miło.
Po pewnym czasie, zauważyłam, że ktoś zbliża się do biesiadników. Najwyraźniej nie tylko ja, ponieważ sporo wilków nieco się uspokoiło. Dopiero po chwili wpadłam na oczywisty fakt, że to Severus z towarzyszami. Zdążyłam już zapomnieć, że w ogóle odeszli. Trójka zbliżyła się do stołu. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast dowódcy, grupką przewodził potulnie wyglądający, szary basior. Z pewnością, była to jakaś tutejsza tradycja i nieznajomy osobnik był po prostu przebranym Severusem, ale przyznać trzeba, że kostium został wyjątkowo dobrze przygotowany. O dziwo, stojący po jego prawej stronie, nieznany mi z imienia basior, patrzył na władcę dosyć krzywo. W tym momencie, głos przejęła najbardziej zaangażowana w przygotowanie obchodów Filios. Krzyknęła wesoło:
- Dzieci, Dziadek z brodą przyszedł!
Wszystkie obecne maluchy popatrzyły po sobie pytającym wzrokiem, były to ich pierwsze święta, więc same mogły nie kojarzyć tutejszych zwyczajów. Tylko Istoria zawołała:
- Dziadek z brodą!
Słysząc jej okrzyk, niezorientowane szczenięta, postanowiły po prostu naśladować koleżankę i zaraz w powietrzu zaczęło rozbrzmiewać radosne, dziecięce wołanie. Wszystkie podbiegły do Severusa, a ten rzucił pytające spojrzenie skrzywionemu basiorowi. Dopiero wtedy zauważyłam w oczach "zniesmaczonego" delikatny połysk i zorientowałam się, że używa on jakiegoś zaklęcia, aby władca wyglądał jak starszy wilk o długiej, siwej sierści, a jego nieprzyjemny wyraz pyska jest spowodowany wysiłkiem.
- Witam, dzieci, to ja, Dziadek z brodą! - wykrzyknął wesoło Severus. Wywołało to lekki śmiech dorosłych, szczególnie wader, ponieważ brzmiało zabawnie i nieco sztucznie. Filios uspokoiła jednak zebranych subtelnym ruchem łapy.
- Znacie mnie? - zapytał.
- Tak, Dziadku z brodą - zawołały dzieci. Oczywiście mijało się to z prawdą, ale w chwili obecnej raczej nie miało większego znaczenia.
- Czy wiecie skąd przybywam?
Szczenięta popatrzyły na siebie lekko przestraszonym wzrokiem, ponieważ co dopiero dowiedziały się o istnieniu Dziadka z brodą i nie znały odpowiedzi na to pytanie.
- Ze ściętej mrozem północy - szepnęła z uśmiechem Filios.
- Ze, ze ściętej północy - krzyknęły maluchy. Tylko jeden basiorek popatrzył na rówieśników karcącym wzrokiem i powiedział z ogromnym wyrzutem:
- Ściętej MROZEM północy! Sama ścięta północ nie ma sensu, głuptasy!
Dorośli zaczęli lekko chichotać, jego zachowanie było rozkoszne.
- Dobrze mój drogi, nie denerwuj się, twoi przyjaciele na pewno zrozumieli. Nie musisz nazywać ich głuptasami. Dziadek z brodą nie lubi tych, którzy przezywają innych - odrzekł z nieco aktorskim spokojem Severus. Próbował wczuć się w rolę potulnego staruszka.

<Severus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony