sobota, 19 listopada 2016

Od Shammen’a „Ja należę do tej watahy” cz.4 (C.D Nickolas)

Lukrowane ciasteczko rozpływało mi się w pysku. Było to coś pysznego. Owszem, to przysmak ludzi i może mi zaszkodzić, ale było to tak pyszne, że nie zwróciłem na to uwagi. Ewentualnie zakończy się to serią wymiotów.
- Ludzie to mają dobrze z tymi słodyczami – Powiedziałem z wypchanym pyskiem. Tak, tak, nie przestrzegam zasad kultury, bla, bla… Mojego rozmówcę to pewnie nawet nie obchodzi.
- Rzeczywiście, ale bycie wilkiem nie jest złe. Ma swoje zalety.
Przytaknąłem tylko głową. Ma rację, ale te wypieki zamąciły mi chyba w głowie. Chwila. Coś mi nie pasuje. Skąd on je ma?
- Pracujesz w cukierni? – Zaprzeczył gestem głowy. Grubo. – Skąd je masz?
- Jakoś dostałem.
- Ukradłeś je, prawda?
Nie odpowiedział. Stał i po prostu się we mnie wpatrywał. No to już wszystko wiemy.
- Chodźmy się przejść. I pamiętaj o regularnym zmienianiu opatrunku na uchu. Filos ci pomoże, umie przemienić się w człowieka. Ludzkie dłonie bardziej się do tego nadają, niż wilcze łapy.
- Tak, jasne. Łąka na Wschodzie? Małe wodospady, dużo skałek… woda pewnie będzie już bardzo zimna, bo idzie zima. Ale to i tak przyjemność dla oka. - Mój pomysł bardzo mi się spodobał i nie zniósłbym sprzeciwu, bo to chyba jedyne miejsce, gdzie chciałbym się udać. Po prostu mnie odpręża, nic więcej, żadne wspomnienia nie są z nim związane.
Aby dostać się na wschodnią część królestwa musieliśmy przejść przez Las… e… nie pamiętam, nie mam głowy do tak skomplikowanych nazw. Coś na N w każdym razie. Wokół nas panowała cisza. Nie była ona w żaden sposób  niezręczna. Podziwialiśmy tylko niewielkie ilości śniegu pokrywające bladozieloną trawę ‘opatuloną’ szronem, krzaki oraz korony drzew. Nadchodzi najtrudniejsza pora roku dla każdego zwierzęcia drapieżnego – Pora Nagich Drzew, Pora Śnieżnego Puchu, czy jak kto woli, zima. Polowania są coraz trudniejsze, nie tylko z powodu burz śnieżnych, choć i tak zelżały już one podczas kilku lat, grubego śniegu, ale jeśli chodzi o nasz gatunek to poduszki łap ułatwiają przebycie przez zdradziecką zawieruchę, ale również z mniejszej ilości zwierząt hasających sobie po ziemi, a nie w krainie hibernacji. Prawdopodobnie parę wilków będzie musiało wziąć udział w jednym polowaniu, bo w pojedynkę będzie o wiele trudniej. Mimo, że byłem zamyślony, usłyszałem, jak coś poruszyło się w krzakach. Zarówno ja i Nick stanęliśmy i obserwowaliśmy stronę, z której pochodził dźwięk. Skupiłem się. Nie byłem przygotowany na schwytanie zwierzyny, ale… kto wie? Zrobiłem dosłownie jeden kroczek. Moim oczom ukazał się ogromny, czarny ptak. Wzleciał ponad konary i odleciał na północ. Westchnąłem cicho. To na pewno nie był normalny gatunek. Ma w sobie coś nadprzyrodzonego. Porozmawiam o tym później z Qui, może ona coś wie. Dalej kierowaliśmy się ścieżką wydeptaną przez różne zwierzęta. Racja, chodzimy „różnymi drogami”. Aczkolwiek jest jedna główna, która przecina las. Teraz mało kto tędy przechodzi. Wolą trzymać się w swoich mieszkankach – szałasach, jaskiniach, grotach, norach, lub dziuplach. Sami jesteśmy teraz narażeni na wiele niebezpieczeństw. Nadal nie kojarzymy naszych „sąsiadów”, czyli innych watah. Nie jest wykluczone, że jakiś nieznany wilk wyjdzie nam na spotkanie. Zdarzyło mi się tak tylko raz, czy dwa, ale byli oni nieszkodliwi. Miałem ich w zasięgu wzroku. Wymieniliśmy przelotne spojrzenia i odeszliśmy w swoje strony. Zupełnie pokojowo nastawieni. Właściwie to były to nasze tereny… mniejsza z tym, po prostu przeżyłem już spotkanie z nieznajomymi. Nie wymieniliśmy ani słowa. Tak, jakby nie było drugiego. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Było mi to obojętne. Szliśmy dwadzieścia, może trzydzieści minut, ale dotarliśmy do celu. Wokół nas rosły pojedyncze sosny o wiecznie zielonych igłach, kamieniste wzniesienia i polany w towarzystwie szronu, śniegu i szarych chmur na niebie. Nie można było zapomnieć o dwóch małych wodospadach, u których ‘nóg’ znajdował się niewielki zbiornik wodny. Aktualnie temperatura tego była z pewnością poniżej zera i pokryta była cieniusieńką warstwą lodu, ale nadal było widać, choć niedokładnie, co dzieje się pod nią. Czyli nic ciekawego. Terytorium niby ponure i szare, ale mimo wszystko nie przygnębiało mnie. Lubiłem tu przebywać. Gdy spojrzałem na mojego towarzysza, ten stał i bacznie przyglądał się wszystkiemu wokół.
- Fajnie tu. Nie za kolorowo, nie za wesoło… - Szepnął. Jemu chyba też się tutaj spodobało.
Uśmiechnąłem się delikatnie i powędrowałem w stronę trzech skałek, które tworzyły... okrąg? Albo coś na jego podobieństwo. Możliwie chroniły one przed wiatrem, ale zależało to też od jego kierunku. Za sobą słyszałem powolne człapanie. Zadowolony usiadłem przy jednej  z większych skałek. Poszczęściło mi się, bo idealnie zasłaniała mnie od podmuchów wiatru. Nie oznacza to, że w ogóle go nie czułem. Stał się słabszy. Do głowy przyszło mi pewne pytanie.
- Nick, czy ty masz rodzinę? Nie musisz odpowiadać… po prostu… chcę się czegoś o tobie dowiedzieć.

< Nick? Nie wiem, co miałam napisać, ostatnio słabo mi idzie pisanie na watahach… >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony