<cd. Lucy?>
Czarne Królestwo
niedziela, 12 listopada 2017
Od Skayres "Piżamowa impreza" cz. 3 (cd. Lucy)
<cd. Lucy?>
piątek, 8 września 2017
Od Lucy „Piżamowa impreza” cz. 2 (cd. Skayres)
(Skay?)
czwartek, 31 sierpnia 2017
Oferta specjalna dla nowych członków!
poniedziałek, 21 sierpnia 2017
Ogłoszenie 17
Carlo - 1 (+34 M i 25 pkt.)
Severus - 1 (+34 M)
Skayres - 1 (+34 M i 25 pkt.)
Gall Anonim - 0
Bolt - 0 (nieobecność)
Vey - 0!!
Alexander - 0!!!
Lucy - 0!!!
poniedziałek, 31 lipca 2017
Od Skayres "Kim ja jestem" cz. 13 (cd. Anonim)
Kilka tygodni? Przecież to cholernie dużo czasu.
Myśli tego typu kłębiły się w mojej głowie, kiedy Anonim, a raczej dość naburmuszony Anonim zarządził powrót do watahy.
Byłam zbyt podniecona na myśl o tym, że nie dość, że odkryłam możliwość przemiany w wielkiego, dość dostojnego ptaka, to jeszcze zebrałam nowe zioła, aby zwracać uwagę na jego humor.
- Czy to nie wspaniałe? Mogę latać w postaci ptaka! To jest jeszcze fajniejsze od normalnego latania!
- Mam dziwne wrażenie, że już to słyszałem. - Anonim nie wydawał się być tak samo zadowolony z sytuacji jak ja. - kilka razy.
Po tej wymianie zdań zapadła dość niezręczna cisza. A przynajmniej niekomfortowa była tyko dla mnie - Anonim zdawał się być z niej zadowolony.
***
Gdy razem z Severusem skończyliśmy omawiać moje kilkutygodniowe zniknięcie, zaczynało się zmierzchać. Wracałam do swojego szałasu, położonego na samym skraju watahy, kiedy usłyszałam delikatne popiskiwania, połączone z warczeniem. Niewiele myśląc, zakradłam się pod szałas - jak poznała po zapachu - Anonima. Leciutko uchyliłam drzwi, by zobaczyć jak mięśnie chłopaka, a raczej mężczyzny, drgają, prawie jak przy ataku padaczki. Swoją drogą miał całkiem ładnie wyrzeźbiony brzuch. Na moment tracąc koncentrację, pozwoliłam aby drzwi - skrzypiąc - otworzyły się kilka centymetrów szerzej. Gall - nie zważając na to, że ma na sobie tylko bokserki - zerwał się, po czym już w postaci wilka rzucił się na mnie, przygniatając mnie do ziemi.
- Anonim, Anonim. Słyszysz mnie? To ja, Skay. Anonim! - bełkotałam, śmiejąc się histerycznie. Od dziecka reagowałam tak na stresujące sytuacje.
Basior dopiero wtedy ocknął się z półsnu, w którym mnie zaatakował, zmienił się w człowieka, po czym z kamienną twarzą pomógł mi wstać.
- Co ty tu robisz?
- Miałeś zły sen, piszczałeś.
- I ty uważasz, że jest to dobry powód, aby wejść do sypialni wilka, którego nie znasz, wilka który nie zna swojej przeszłości, aby wybudzić go z koszmaru? Poza tym, wchodząc do szałasu, z którego wydobywają się dziwne dźwięki, mogłaś spodziewać się... różnych widoków. - po ostatnim zdaniu uniósł brew, a moja twarz momentalnie zmieniła kolor na czerwony.
- Wiesz co? Dobranoc, ja już pójdę, w końcu jest noc i nie będę ci przeszkadzała, do jutra, pa.
Nie dając mu dość czasu na odpowiedź, wypadłam z jego szałasu, potykając się przy tym o wystający korzeń, boleśnie ryjąc kolanami w ziemi, po czym zażenowana wpadłam do swojego szałasu.
Jutro wielki dzień, muszę coś zrobić z zebranymi kwiatami, zanim zwiędną.
<Anonim. Przepraszam za ten krótki, raczej nudny i mało wnoszący rozdział (lub opowiadanie,, zależy jak kto woli), ale moja wena najwidoczniej zrobiła sobie wakacje.>
środa, 26 lipca 2017
Od Carlo "Everything is fine" cz. 4
czwartek, 6 lipca 2017
Od Severusa "Piżamowa impreza" cz. 1 (cd. chętny)
- Sev, wstawaj!
Sapnąłem z niezadowoleniem i zabrałem z twarzy rękę, którą musiałem położyć tam przez sen. Naprawdę nie miałem chęci by wstawać. Stawało się coraz cieplej i powoli lenistwo brało nade mną górę. Podniosłem się i usiadłem na brzegu łóżka. Dziewczyna znowu zaczęła uderzać pięścią o zamknięte drzwi.
- Lucy, przecież wiesz, że nawet ich nie zamykam - powiedziałem znużonym głosem i potarłem ręką twarz. Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła ciut zawstydzona dziewczyna.
- No tak, ciągle o tym zapominam. Tak poza tym to cześć - oznajmiła z uśmiechem - Spałeś dziś dość długo. Wczoraj znowu do późna czytałeś?
- Masz rację, powinienem odkładać książki wcześniej - rzekłem, nie pozwalając jej tego powiedzieć - Co cię tak wcześnie do mnie sprowadza?
- Piżama party!
Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, próbując sobie przypomnieć, co ma przez to na myśli, ale mój zaspany umysł nie chciał mi tego podsunąć. Mruknąłem więc tylko:
- Piżama party, rozumiem...
- Nie rozumiesz, przecież widzę - roześmiała się i oparła o ramę otwartych drzwi. Spojrzałem na jej rozpromienioną twarz.
- Doskonale mnie znasz - stwierdziłem - Raczyłabyś mi przypomnieć, na czymże polega to całe... jak dobrze mniemam, piżama party?
- Impreza piżamowa - zaśmiała się ponownie i usiadła obok mnie. Podążyłem za nią wzrokiem. Zaczesała swoje kasztanowe włosy na bok i wciąż na mnie patrząc, tłumaczyła dalej: - Wszyscy bierzemy piżamy i nocujemy pod gołym niebem. Wcześniej mamy jakieś atrakcje, a ty obiecywałeś chociażby seans.
- Ach, rzeczywiście - odpowiedziałem zakłopotany. Miała absolutną rację, że było coś takiego.
- To jak? Bierzemy się do roboty? - Usiadła po turecku - Czy wolisz jeszcze trochę tu posiedzieć?
- Najpierw chciałbym się ubrać.
- Więc się ubieraj. Ja chętnie popatrzę - Mówiąc to, patrzyła ze złośliwym uśmieszkiem na moją obnażoną klatkę piersiową. Zmrużyłem oczy.
- Lucy...
- No dobra, dobra - Ponownie się zaśmiała i wstała. Miała dziś zaskakująco dobry humor - Już idę.
- Ubrany?
Zwróciłem twarz ku Lucy, który wciąż rozpromieniona opierała się o ścianę mojego domu.
- Jak widać.
- W takim razie idziemy najpierw do Carlo - oznajmiła, odrywając się od swojego dotychczasowego oparcia.
- Dlaczego akurat do Carlo?
- Podobno chce grać rolę księcia w tym przedstawieniu.
- Książę Carlo? - Zaśmiałem się cicho na tę wizję - Dlaczego akurat on?
- No wiesz, jest przystojny, odważny... - Wyliczała, ukradkowo na mnie zerkając. Przy okazji już ruszyła wybrukowaną ścieżką ku alei, gdzie mieścił się prawdopodobnie jego szałas.
- Uważaj, bo się zrobię zazdrosny - Powiedziałem, podążając za nią.
- Ty? Zazdrosny? - Zaśmiała się. Odpowiedziałem milczeniem, lecz wciąż się lekko uśmiechałem. Swoją uwagę skupiłem na widokach. Po naszej lewej stronie znajdowało się gołe jeszcze poletko, na którym niebawem powinniśmy coś posiać, po prawej zaś mieścił się pachnący las. Wciąż ciężko było mi uwierzyć w to, że udało mi się założyć własne stado i właśnie byliśmy podczas budowy własnego miasta. Kto wie, może kiedyś uda nam się sprowadzić tutaj kupców z całego świata, jak to było w przypadku Białego Królestwa.
- A ty co taki zamyślony?
- Po prostu... Uważam, że późna wiosna to najzacniejsza pora roku - oznajmiłem, nieco upraszczając moje rozmyślania. Pokiwała z uznaniem głową. Niedługo potem skręciliśmy w prawo, zagłębiając się w las. Trafiliśmy na aleję, gdzie dostrzegłem szałas Carlo. Przeczucie jednak mówiło mi, że nie ma go w środku. Lucy już chciała zapukać w sfatygowane drzwi, kiedy usłyszałem zza siebie:
- Co was do mnie sprowadza?
Moja przyjaciółka z przestrachem obróciła się za siebie. Ja zrobiłem to samo, lecz z większym spokojem. Nie zdumiało mnie również to, że niebieskowłosy mężczyzna nie był wilkiem, lecz człowiekiem. Zdecydowanie nietrudno było się domyślić, iż woli przyjmować tę postać.
- Przedstawienie. Chcesz grać księcia?
- Tak, jaśnie pani - Mówiąc to, teatralnie przyklęknął na jednym kolanie przed Lucy, wziął jej dłoń i delikatnie ucałował po zewnętrznej stronie - Czy zechciałabyś być mą ukochaną?
- Najpierw udowodnij swą waleczność - mówiła, z trudem powstrzymując śmiech.
- Zaprawdę nie ma nigdzie żadnego smoka, którego mógłbym pokonać, ale przypodobanie się twemu ojcu jest już równe walce stoczonej z najstraszliwszą bestią.
- Zrób więc tak, mój miły - odparła sztucznie słodkim głosem, teraz już nie mogąc powstrzymać chichotu. Carlo wstał, podszedł do mnie i się ukłonił. Patrzyłem na niego chłodnym spojrzeniem.
- Cóż to za wygłupy? - zapytałem, chcąc przerwać tę szopkę, ale na niewiele się to zdało. Wyglądało na to, że ma mowa idealnie wpasowała się w niepisany scenariusz.
- Przybywam z odległego kraju i chciałbym prosić o rękę twej czarującej córki, albowiem jestem godnym kandydatem. Pieniędzy mam niemało...
- Bzdura. To nie moja córka.
Carlo tym razem odsunął się z takim przestrachem, że sam już zwątpiłem w to, czy robił to dla żartu, czy na poważnie. Kątem oka zauważyłem, że Lucy się popłakała ze śmiechu.
- Gdzieżże podziewa się cudowna Alexandra?
To był cios. Alexandra, tak?
- Alexander - poprawiłem.
- Alexander?! - wykrzyknął. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że on chciał stworzyć postać fikcyjną, a ja właśnie opowiadam swoją historię życia. Zamaszyście zarzucając wyimaginowaną peleryną odwrócił się do mnie plecami i odszedł kilka kroków - Toż to skandal! Jak to księżniczką mógł zostać książę?!
Zatrzymał się i mógłbym się założyć, że miał minę wyrażającą skomplikowane kalkulacje. Wtedy odwrócił się z powrotem i na nowo podszedł bliżej. Wyciągnął w moją stronę wyprostowany palec wskazujący.
- I tak chcę zapragnąłem go odnaleźć! Alexandrze, twój wybawca nadchodzi!
Aż musiałem się odsunąć, gdy niespodziewanie w jego dłoni pojawił się misternie zdobiony lodowy miecz. Zamachnął się nim wysoko nad głową. Spojrzałem na Lucy, która wciąż śmiała się tak bardzo, że musiała się podeprzeć drzewa i ocierać łzy palcami. Wyśmienicie. I jak teraz przerwać tę szopkę? Odchrząknąłem.
- Carlo... Jeśli chcesz, możemy odegrać to na scenie.
W końcu opuścił miecz, który w jego dłoniach zaczął się rozpływać, aż nie została sama woda i mokra kałuża przy jego prawym boku. Jego oczy cały czas się śmiały.
- Jestem jak najbardziej za. I równie dobrze może to być improwizacja.
Nieco się skrzywiłem, bo nie radziłem sobie tak swobodnie w takich sytuacjach jak on i wolałem mieć scenariusz, tak jak na zajęciach sztuki w Białym Królestwie, gdy byłem jeszcze młodym basiorem, ale chyba nie pozostawało mi nic innego. Lucy uniosła kciuk na znak, że ona również się zgadza. Powoli zaczynała odzyskiwać dech.
- Przydałoby się kilka rekwizytów. Właściwie pewnie jesteście zajęci, więc mogę się sam tym zająć - Odwrócił się na pięcie i skierował się ścieżką na nasze prawo. - Do zobaczenia, moje gołąbki!
- Gołąbki? - powtórzyłem z niezadowoleniem. Lucy w lot chwyciła mnie pod ramię.
- Brzmi bardziej smakowicie niż jaszczur.
- Lub Jeleń! - dorzucił Carlo. Był już zaskakująco daleko. Westchnąłem cicho. Wciąż nie miałem zielonego pojęcia, co mu do głowy strzeliło, by nazywać mnie mianem tego rogatego leśnego stworzenia.
- Czyli przedstawienie mamy z głowy - powiedziałem cicho - Niezbyt zadowala mnie to wyjście, ale chyba nie mamy innej alternatywy.
- Będzie super, zobaczysz - oznajmiła, ciągnąc mnie naprzód. Ruszyłem z miejsca tak, jak chciała, więc teraz szliśmy spacerowym krokiem. Wyglądała na bardzo zadowoloną. - Nie mogę się doczekać.
- Mhm... - mruknąłem - Co jeszcze mamy do zrobienia?
- Musimy zorganizować jakieś jedzenie i miejsce do spania.
- Sądzę, że w tym też potrzebujemy znaleźć kogoś do pomocy. Masz jakieś propozycje?
- Tak właściwie, to przychodzi mi taki ktoś do głowy. Możemy się już do niego udać.
Nie mówiąc mi już, kogo ma na myśli, pociągnęła mocniej, zarzucając tym samym szybsze tempo.
<Ktoś chętny?>