poniedziałek, 31 lipca 2017

Od Skayres "Kim ja jestem" cz. 13 (cd. Anonim)

Kilka tygodni? Przecież to cholernie dużo czasu.
Myśli tego typu kłębiły się w mojej głowie, kiedy Anonim, a raczej dość naburmuszony Anonim zarządził powrót do watahy.
Byłam zbyt podniecona na myśl o tym, że nie dość, że odkryłam możliwość przemiany w wielkiego, dość dostojnego ptaka, to jeszcze zebrałam nowe zioła, aby zwracać uwagę na jego humor.
- Czy to nie wspaniałe? Mogę latać w postaci ptaka! To jest jeszcze fajniejsze od normalnego latania!
- Mam dziwne wrażenie, że już to słyszałem. - Anonim nie wydawał się być tak samo zadowolony z sytuacji jak ja. - kilka razy.
Po tej wymianie zdań zapadła dość niezręczna cisza. A przynajmniej niekomfortowa była tyko dla mnie - Anonim zdawał się być z niej zadowolony.

***

Gdy razem z Severusem skończyliśmy omawiać moje kilkutygodniowe zniknięcie, zaczynało się zmierzchać. Wracałam do swojego szałasu, położonego na samym skraju watahy, kiedy usłyszałam delikatne popiskiwania, połączone z warczeniem. Niewiele myśląc, zakradłam się pod szałas - jak poznała po zapachu - Anonima. Leciutko uchyliłam drzwi, by zobaczyć jak mięśnie chłopaka, a raczej mężczyzny, drgają, prawie jak przy ataku padaczki. Swoją drogą miał całkiem ładnie wyrzeźbiony brzuch. Na moment tracąc koncentrację, pozwoliłam aby drzwi - skrzypiąc - otworzyły się kilka centymetrów szerzej. Gall - nie zważając na to, że ma na sobie tylko bokserki - zerwał się, po czym już w postaci wilka rzucił się na mnie, przygniatając mnie do ziemi.
- Anonim, Anonim. Słyszysz mnie? To ja, Skay. Anonim! - bełkotałam, śmiejąc się histerycznie. Od dziecka reagowałam tak na stresujące sytuacje.
Basior dopiero wtedy ocknął się z półsnu, w którym mnie zaatakował, zmienił się w człowieka, po czym z kamienną twarzą pomógł mi wstać.
- Co ty tu robisz?
- Miałeś zły sen, piszczałeś.
- I ty uważasz, że jest to dobry powód, aby wejść do sypialni wilka, którego nie znasz, wilka który nie zna swojej przeszłości, aby wybudzić go z koszmaru? Poza tym, wchodząc do szałasu, z którego wydobywają się dziwne dźwięki, mogłaś spodziewać się... różnych widoków. - po ostatnim zdaniu uniósł brew, a moja twarz momentalnie zmieniła kolor na czerwony.
- Wiesz co? Dobranoc, ja już pójdę, w końcu jest noc i nie będę ci przeszkadzała, do jutra, pa.
Nie dając mu dość czasu na odpowiedź, wypadłam z jego szałasu, potykając się przy tym o wystający korzeń, boleśnie ryjąc kolanami w ziemi, po czym zażenowana wpadłam do swojego szałasu.
Jutro wielki dzień, muszę coś zrobić z zebranymi kwiatami, zanim zwiędną.

<Anonim. Przepraszam za ten krótki, raczej nudny i mało wnoszący rozdział (lub opowiadanie,, zależy jak kto woli), ale moja wena najwidoczniej zrobiła sobie wakacje.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony