Zaczęło mi się nudzić ciągłe siedzenie w szałasie. Może się przejdę i
zapoznam z terenami? A co innego mogę porobić? Nic. Wyszłam z szałas i
rozejrzałam się. Było tu nawet ładnie. Trochę mało kwiatów. Może to
kiedyś zmienię. Przechadzając się zobaczyłam kilka domów i szałasów. Po
dziesięciu minutach miałam ochotę na medytację. Znalazłam najbliższe
źródełko i tam usiadłam. Zaczęłam medytować. Kiedy powoli zaczęłam się
odpręża coś mi to przerwało. Otworzyłam szybko oczy i wstałam. Jakiś
wilk obok mnie stał. Miał czerwoną sierść. Na brzuchu, klatce piersiowej
i na nogach jej barwa była biała. Posiadał wielkie, kruczo-czarne
skrzydła. Był przystojny, ale nie do końca w moim typie.
- Kim jesteś? - spytał się. Nie mogłam w jego głosie rozszyfrować uczucia. Może lekka radość? Chyba nie.
- Jestem Noodle. - nie chciało mi się z nim droczyć - A ty?
- Jestem Jemito. Należę do Czarnego Królestwa.
- Ja również. - wyglądał na zdziwionego. Chyba się nie orientował z nowinkami. - Należę już tak około dwóch tygodni.
- OK. - powiedział wolno - Jakimi władasz żywiołami, jeśli mogę wiedzieć?
- Wodą, ciszą i naturą. A ty? - ta rozmowa była jakaś sucha.
- Mrokiem, śmiercią i życiem. - Szczerze myślałam, że będzie miał coś wspólnego z ogniem, a tu proszę.
<Jemito? Nie mam specjalnie pomysłów>
środa, 15 kwietnia 2015
piątek, 10 kwietnia 2015
Od Warrora "Jak dołączyłem?"
Była noc. Biegłem przez jakieś zarośnięte, opuszczone pole. Za sobą
słyszałem powarkiwanie trzech wilków, gonili mnie chyba. Trochę
przesadziłem z tym żartem, ale żeby od razu się tak denerwować?
Nie zwalniałem. Musiałem ich jakoś zgubić. Przyśpieszyłem i dotarłem na polanę. Poznawałem to miejsce, choć było ciemno i jedyne światło dawał jasny księżyc.
Wbiegłem na ścieżkę, przeskoczyłem kilka zwalonych drzew oraz rów z wodą. Wilki były coraz dalej, ale to jeszcze nie fakt, że zgubiłem ich na dobre. Biegłem dalej skręcając w zarośla, lecz potknąłem się o wystający korzeń. Padając z hukiem, uniosłem głowę i ujrzałem zawieszone pnącza nad jaskinią odchyliłem je łapą. Okazało się, że to przejście, chociaż przechodziłem tą drogą dużo razy, a owego korytarzu nie zauważyłem. Od razu wszedłem tam, zakryłem przejście i szybko
dotarłem na koniec tunelu. Kolejny raz byłem na łące, ale na ładniejszej niż tamta: trawa była bardziej miękka i łaskotała w łapy. Zaciekawiony pobiegłem dalej. Drzewa układały się w ścieżkę. Natychmiast wyczułem, że niedaleko mieszka jakaś wataha. Postanowiłam się tam udać.
- Ciekawe czy mnie przyjmą - wyszeptałem sam do siebie i zbliżałem do nich coraz bardziej. Było jeszcze wcześnie i ciemno, dlatego usiadłem pod drzewem, iż pomyślałem że w dzień będzie lepiej jak do nich pójdę. Ogarnął mnie sen. Nie wiem ile spałem, ponieważ kiedy otworzyłem oczy świeciło poranne słońce, a obok stał duży basior. Przyglądając mi się pewnie próbował odgadnąć kim jestem i co tu robię, oraz jakie mam zamiary. Wstałem i spojrzałem na niego zaciekawiony.
- Cześć - rzekłem spokojnie.
- Cześć co tutaj robisz? To zajęty teren.
- Tak, wiem... mógłbym dołączyć?
- Oczywiście, że możesz. Miejsca jest dużo. - powiedział spokojnie.
- Dzięki - odparłem lekko zdziwiony, ale zadowolony z odpowiedzi.
- Jak się nazywasz?
- Warror.
- Oprowadzić cię po terenie? - spojrzał w moją stronę.
- Nie trzeba, poradzę sobie - pobiegłem zwiedzić moją nową watahę i zawyłem radośnie.
Nie zwalniałem. Musiałem ich jakoś zgubić. Przyśpieszyłem i dotarłem na polanę. Poznawałem to miejsce, choć było ciemno i jedyne światło dawał jasny księżyc.
Wbiegłem na ścieżkę, przeskoczyłem kilka zwalonych drzew oraz rów z wodą. Wilki były coraz dalej, ale to jeszcze nie fakt, że zgubiłem ich na dobre. Biegłem dalej skręcając w zarośla, lecz potknąłem się o wystający korzeń. Padając z hukiem, uniosłem głowę i ujrzałem zawieszone pnącza nad jaskinią odchyliłem je łapą. Okazało się, że to przejście, chociaż przechodziłem tą drogą dużo razy, a owego korytarzu nie zauważyłem. Od razu wszedłem tam, zakryłem przejście i szybko
dotarłem na koniec tunelu. Kolejny raz byłem na łące, ale na ładniejszej niż tamta: trawa była bardziej miękka i łaskotała w łapy. Zaciekawiony pobiegłem dalej. Drzewa układały się w ścieżkę. Natychmiast wyczułem, że niedaleko mieszka jakaś wataha. Postanowiłam się tam udać.
- Ciekawe czy mnie przyjmą - wyszeptałem sam do siebie i zbliżałem do nich coraz bardziej. Było jeszcze wcześnie i ciemno, dlatego usiadłem pod drzewem, iż pomyślałem że w dzień będzie lepiej jak do nich pójdę. Ogarnął mnie sen. Nie wiem ile spałem, ponieważ kiedy otworzyłem oczy świeciło poranne słońce, a obok stał duży basior. Przyglądając mi się pewnie próbował odgadnąć kim jestem i co tu robię, oraz jakie mam zamiary. Wstałem i spojrzałem na niego zaciekawiony.
- Cześć - rzekłem spokojnie.
- Cześć co tutaj robisz? To zajęty teren.
- Tak, wiem... mógłbym dołączyć?
- Oczywiście, że możesz. Miejsca jest dużo. - powiedział spokojnie.
- Dzięki - odparłem lekko zdziwiony, ale zadowolony z odpowiedzi.
- Jak się nazywasz?
- Warror.
- Oprowadzić cię po terenie? - spojrzał w moją stronę.
- Nie trzeba, poradzę sobie - pobiegłem zwiedzić moją nową watahę i zawyłem radośnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)