niedziela, 5 lutego 2017

Od Anonima "Pasowanie na rycerza" cz. 1 (c.d. Onyx lub chętny)

- Jesteś zabawny, wiesz?
- Dlaczego tak uważasz?
- Sądzisz, że ktoś to kupi?
- A dlaczego nie?
- Błagam cię, nie ma go w szkole już od lat.
- Nadal o nim mówią. Nie zapomnieli.
Cisza.
- Ostatni raz w szkole był pięć lat temu i to jeszcze łącznie na może dwa tygodnie. Jakim cudem mogą go pamiętać?
- Calineczki nie zapomną. Twierdzą, że nie mogą się doczekać, aż będą mogli go zadręczać. Wymsknęło ci się coś o jego powrocie, prawda?
- Może... Nie wiem. Chcę wierzyć w to, że powróci do dawnych sił - mruknął z nutą niepewności Trick.
- Co rozumiesz przez "dawnych"? Przecież nawet nie umiał dobrze chodzić.
- Lepsze to niż bezczynne leżenie na łóżku. Nawet nie jest w stanie samodzielnie oddychać - syknął.
- Ale żyje.
- To chyba za duże słowo. Egzystuje, ale czy żyje to już nie wiem.
- Ja wierzę, że nas słyszy i rozumie.
- Ale nie pamięta. Amnezja. Coś ci to mówi?
- Nie jestem durniem. Wiem, co to takiego.
- To świetnie, że wiesz. Obawiam się jednak tego, jak zareaguje, kiedy uda nam się go wybudzić... i o ile to się kiedykolwiek stanie.
- Na pewno się ocknie. Trzeba w to wierzyć.
- Nie będzie nas pamiętać. Nie wie, kim jesteśmy, ani co mu zrobiliśmy.
- Wystarczy mu powiedzieć.
- Co? "Cześć, braciszku, jesteś teraz cyborgiem, baw się dobrze"? Na litość, nie ma nawet o tym mowy. Będzie w szoku. Możemy w ten sposób jeszcze bardziej zniszczyć jego psychikę.
- Albo naprawić. Może brak wspomnień spowoduje, że nie będzie miał już chęci się zabić?
- Lekarze mówili, że jest takim człowiekiem i jego przeszłość nie ma tu nic do rzeczy.
- Może się mylili?
- Słuchaj, nie sądzisz, że już za dużo tego gdybania? Liczą się fakty.
- Trzeba myśleć pozytywnie.
- "Do widzenia sentymencie, On się teraz nie liczy" - zanucił. Miał melodyjny, czysty chłopięcy głos. Wtedy sielankową rozmowę przyszył krzyk:
- Gdzie wy jesteście?! Spóźnicie się do szkoły!
- Co powiesz na wagary? - wyszeptał ten, który jeszcze przed chwilą śpiewał.
- To się nie uda. Rodzice będą wściekli.
- Przecież ten tutaj zostawał, jak mu się nie podobało. Najwyżej też pogrozimy, że inaczej skoczymy pod auto. Poza tym, wujek Biscuit na pewno się zgodzi.
- Herbatnik... kto w ogóle wymyślił tę idiotyczną ksywkę?
- Chyba tata. A przynajmniej tak mi się wydaje. Rozumiesz, żeby był mniej rozpoznawalny podczas porozumiewania się na misji.
- W takim razie jaki pseudonim miał tata?
Drzwi od pokoju musiały się otworzyć.
- Tutaj jesteście! Dalej, ruchy, bo niedługo ósma!
- Wujku, możemy zostać dzisiaj w domu? Nadrobimy wszystkie lekcje. Jest piątek... możesz napisać, że to przez gorączkę albo coś.
- No nie wiem...
- Nie powiemy nic tacie - dodał chłopak nazywany Amorem.
- Niech wam będzie. Co zamierzacie przez ten czas robić?
- Zacząć stawiać System. Coś w końcu musi go uratować. Chciałbym, aby to było oprogramowanie z największą masą obliczeniową na świecie.
- W takim razie powodzenia życzę - powiedział dorosły z odrobiną rozbawienia w głosie - Widzę, że masz niezłe ambicje. W razie problemów z kodem, możesz mnie wezwać.
- Jasne... Na razie dam sobie radę sam.
- A ty, Amor?
- Ja... chyba tutaj posiedzę.
- Nie ma mowy! - zbuntował się Trick.
- No to... Może posprzątam mieszkanie i upiekę placek? Do tego jakieś ciasteczka, albo coś...
- Byłbym za. W razie jakbyś skończył wcześniej, zapraszam do mojego biura. Będę pisać artykuł o tegorocznym Taste of London Festival.
- O! Byliśmy tam!
- W rzeczy samej. Możesz pomóc.
- Możecie skorzystać ze zdjęć, które zrobiłem - stwierdził monotonnym tonem głosu Trick, odsuwając krzesło.
- Ok.
Dźwięk zamykanych drzwi. Stukanie o klawisze komputera.
Otworzyłem oko. Leżałem tak przez chwilę, wgapiając się w coś, co chyba mogę nazwać sufitem szałasu, po czym usiadłem na łóżku i wstałem. Już dość tego podsłuchiwania... właśnie, czego? Już nawet nie miałem siły ponownie rozmyślać nad źródłem głosów. Nadal słyszałem niezwykłe szybkie stukanie palców o klawiaturę, ale miało to w sobie coś kojącego. Dało się o tym zapomnieć.
Stojąc już przed drzwiami szałasu, wypatrzyłem kątem oka wysoką sylwetkę przemykającą między drzewami. Wzdrygnąłem się, ale postanowiłem skierować się w tamtym kierunku. Postać zniknęła. Już miałem zawrócić i pójść w drugą stronę na spacer, kiedy ktoś mnie przytulił silnymi ramionami od tyłu. Wyprostowałem się.
- Cześć, podobno nazywasz się Gall Anonim. Skąd taki pomysł? - wyszeptał mi do ucha. Pytanie o tak błahą rzecz zabrzmiało mimo wszystko niezwykle zmysłowo. Chwyciłem obejmującą mnie rękę i spróbowałem odciągnąć od siebie. Puścił mnie bez większego oporu.
- Nie lubisz się przytulać?
Zawahałem się. Nigdy nad tym szczególnie nie rozmyślałem.
- Nie bardzo.
- Rozumiem - stanął przede mną, uśmiechając się szeroko. Miał zadbane, niebieskie włosy i coś, co w pewnym sensie było kozią bródką. Radosne, zielone oczy patrzyły na mnie w głębokiej fascynacji. Mężczyzna był wyższy i lepiej zbudowany ode mnie. Odruchowo objąłem się ramionami i spuściłem wzrok. - My się chyba już znamy. Pamiętam, jak krwawiłeś. Już ci lepiej?
- Tak... chyba tak - powiedziałem ledwo słyszalnie. Czułem się w jego towarzystwie dziwnie nieswojo. Jakbym nie wiedział czegoś, co powinienem był wiedzieć.
- To świetnie. Przejdziemy się? - zapytał, odrobinę się garbiąc. Miał teraz twarz na wysokości mojej. Przełknąłem ślinę. Wtedy doznałem olśnienia. Jego styl bycia... bardzo mi kogoś przypominał. Nie do końca, ale zawsze jednak.
- Mogę cię nazywać "Amor"?
Wyglądał na odrobinę zaskoczonego.
- Pewnie. Skąd taki pomysł, jeśli mogę zapytać?
- Tak jakoś... Nie wiem. Tak mi się skojarzyło - wzruszyłem ramionami, dając się prowadzić przez rzadki las.
- To całkiem ciekawe, bo z wielu względów jestem tak nazywany przez moich znajomych.
Pokiwałem w zamyśleniu głową. Niezły zbieg okoliczności. Zerknąłem na niego. Wyglądał na zatopionego w swoich rozmyślaniach, ale przy tym się lekko uśmiechał. Odchrząknąłem. Zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Coś się stało?
- Nic konkretnego. Sprawdzałem, czy kontaktujesz.
- Oj, tak, tak... - zrobił pauzę, jakby decydował się nad czymś. - Podobasz mi się.
- W jakim sensie? - uniosłem brew.
- Fizycznie, psychicznie... jako całość. Jesteś przystojny, a twój sposób bycia jest intrygujący. Chętnie bym cię pocałował.
Zrobiło mi się trochę słabo. Co on powiedział? Że jestem przystojny? Na pewno żartował. Szczególnie z tym ostatnim. Jest niepoważny. Pewnie już ma jakąś dziewczynę, albo chłopaka. Z takim wyglądem jest to wprost pewne.
- Wiem, że nie czujesz tego samego... - dodał, skruszony - Poza tym kogoś mi przypominasz.
- Kogo? - zapytałem. Uśmiechnął się tajemniczo. Wyszliśmy na polanę, gdzie stała już cała wataha. Wszyscy patrzyli w naszym kierunku. Aż przystanąłem.
- Co się dzieje?
- Pasowanie na rycerza.
Wtedy pokuśtykał do mnie Severus. Aby nie czuł się poniżony przez różnicę wzrostu, również zmieniłem formę na wilczą.
- Zostałeś wybrany na pierwszego rycerza Czarnego Królestwa. Tak zadecydowali członkowie stada. To niezwykle ważny i dostojny tytuł. Czy przyjmujesz tę szlachecką funkcję?
Przez chwilę patrzyłem w bezruchu i zastanawiałem się, czy nie żartuje. Pysk miał całkowicie poważny. Jak to Severus. Zerknąłem jeszcze na pozostałe wilki. Cholera. To chyba naprawdę nie były żarty.
- Jeśli odmówię, zostanie wybrany kto inny?
- Owszem.
Szybko przemyślałem wszystkie "za" i "przeciw". Już po dwóch sekundach odparłem:
- Zgoda.
Niektóre wadery stojące na łące zmieniły się w ludzi i zaczęły klaskać. Inne nawet wyły. Właściwie basiory zachowywali się podobnie. Zmarszczyłem brwi. Skąd u nich ta radość? To tylko tytuł, który niewiele zmieni w moim życiu. Dałem się zaprowadzić na środek łąki. Tam wilki zbliżyły się i otoczyły nas ciaśniejszym kołem. Nieprzyjemnie. Wszyscy we mnie wbijali spojrzenie. Powinienem przyklęknąć? Chyba w formie wilczej było to niemożliwe. Severus rozpoczął przemowę:
- Wysłuchaj o Panie naszej modlitwy i łaskawie pobłogosław swoim majestatem ten miecz, który twoi słudzy podniosą, aby bronić Świątyń, – wdów i sierot, oraz wszystkich twoich sług dla obrony przed tymi co sieją strach i śmierć. Każdy, kto chce być rycerzem, musi być wielkodusznym, wolnie urodzonym, szczodrym, doskonałym i mężnym. Zanim jednakże uczynicie ślubowanie swego stanu, usłyszycie z należną rozwagą zasady reguły. Taką zaś jest reguła stanu rycerskiego: przede wszystkim słuchać codziennie ceremonii świętej z pobożnym rozpamiętywaniem Shianuraoztanadesa i innych bogów; odważnie walczyć w obronie wiary wilczej; święte Świątynie wraz z jego sługami uwalniać od jakichkolwiek napastników; wdowy i sieroty wspierać w potrzebie, unikać wojen niesprawiedliwych; nie domagać się niesłusznego żołdu; stoczyć pojedynek w obronie każdego niewinnego; stawać na turnieje dla ćwiczeń rycerskich a nie dla pustej sławy; miłość w sercu nosić; prawdę sercem i usty wyznawać, żyć nienagannie wobec bogów i istot na tym świecie. Jeżeli zaś będziecie przestrzegać tych zasad rycerskiej reguły, osiągniecie doczesną chwałę na ziemi a po tym życiu – chwałę niebios. - Zrobił chwilę przerwy i skierował wzrok na mnie - Czy pragniesz, więc przyjąć rycerski stan w imię bogów i spełniać wedle twej możności regułę wyjaśnioną ci według powyższego tekstu?
- Chcę.
Dał znak głową, aby Lucy się zbliżyła. Zmienił się w człowieka i wziął w prawą dłoń przyniesiony przez nią miecz. Ja również zmieniłem postać w ludzką i zgrabnie przyklęknąłem na jedno kolano. Trzykrotnie delikatnie uderzył ostrzem miecza o moje ramiona, zaczynając od lewego.
- Mianuję cię rycerzem na cześć wszechmogących bogów i przyjmuję do grona rycerskiego. A pamiętaj, że Zbawiciel świata był za ciebie wyszydzony wobec innych, poniżony przez potężnych i porzucony na pastwę losu. Jednak oto powrócił, by głosić swą potęgę ponad inne bóstwa. Zwracam ci uwagę byś pamiętał o Jego hańbie, radzę ci przyjąć jego cierpienie, wzywam cię byś głosił Jego upadek i powstanie.
- Niech tak się stanie - odpowiedziałem. Z tego co zdążyłem się zorientować, w tej wierze był to zamiennik "Amen", które powtarzano w takich sytuacjach w Kościele katolickim. Byłem niemalże pewien, że to właśnie to wyznanie przyjąłem w... rzeczywistości, o ile tak mogę to nazwać.
- Odrzuć wszelkie diabelskie pokusy, bądź czujny i wierny bogom oraz zawsze godny pochwały. Obyś nigdy nie użył miecza w niesłusznej sprawie i ran nikomu nie zadał.
- Niech tak się stanie - tym razem odpowiedzieli ze mną wszyscy członkowie stada. Severus dał mi znak, abym wstał i wręczył mi miecz.
- Oto oręże, z którego będziesz od dziś korzystać. Przyjmij ten dar i wykorzystuj go w słusznym celu. - Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, król dodał: - Od teraz nasz nowy rycerz, zwany Gallem Anonimem poszukuje swego ucznia, giermka. Czy ty, Onyxie, godzisz się przyjąć tę funkcję? - zapytał, uśmiechając się przyjaźnie do szczeniaka, który teraz zrobił wielkie oczy.
Nie mówicie mi tylko, że będę zmuszony zgodzić się na "nauczanie" jakiegoś obcego szczeniaka... Tyle czasu udało mi się unikać zbytecznego towarzystwa członków Czarnego Królestwa. Teraz będę zmuszony to wszystko zaprzepaścić na rzecz... dziecka. Najchętniej bym to rzucił jak najdalej w kąt i zapomnieć, ale z drugiej nie chciałem mu sprawiać przykrości. Teraz decyzja należała do niego.

<Onyx? Ktokolwiek chętny?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony