sobota, 22 października 2016

Od Nickolasa "Ja należę do tej watahy" cz. 3 (C.D. Shammen)

Obserwowałem uważnie oddalającego się basiora, aż do chwili gdy zniknął mi z pola widzenia. Wtedy chwilę stałem w zamyśleniu, a potem zacząłem nerwowo kręcić się wokół własnej osi. Nie miałem pomysłu na to, co mógłbym teraz zrobić, a według mojej logiki to niedopuszczalne. Więc ostatecznie postanowiłem zapolować na coś. Dopiero gdy przemyślałem tę sugestię parę razy zrozumiałem, że mój żołądek bardzo wyraziście domagał się jedzenia, zatem niezwłocznie już popędziłem w poszukiwaniu jakiegoś zwierzęcia do polowania.
Po kilkunastu minutach natrafiłem na trop jelenia, który w miarę gdy nim podążałem stawał się coraz bardziej wyraźny. W końcu znalazłem swój cel i przyszykowałem się do ataku. Przez chwilę oceniałem, w jaki sposób się do niego dobrać by w odpowiednim momencie zabić parzystokopytnego.
I w momencie, gdy miałem już skoczyć moja ofiara ujrzała skradającego się mnie kilka metrów za sobą i spłoszony samiec stanął dęba, raz wierzgnął w powietrzu kopytami i popędził przed siebie. Natychmiast porwałem się do biegu.
Na prostej przewagę miałem zdecydowanie ja, ponieważ szybko doganiałem jelenia, ale ten znowu często zmieniał kierunek biegu. A ja na tak ostrych zakrętach nie sprawuję się dobrze.
Gdy już miałem skoczyć na grzbiet parzystokopytnego, ten znów wykonał swój manewr w którym miał przewagę. Z impetem zahamowałem, mając nadzieję szybko nadgonić jelenia, ale nie zdążyłem zrobić tego w porę i wpadłem w krzaki, wypadając z nich po drugiej stronie. Wpadłem na jakiegoś wilka i razem zatoczyliśmy się kilka metrów dalej.
Podniosłem się z ziemi, próbując okiełznać ból głowy, a gdy doszedłem do siebie przeniosłem swój wzrok na wilka, na którego to wpadłem.
- A, to znowu ty - wymamrotałem wbijając tępo swój wzrok w Shammena. Ten obdarzył mnie pełnym wyrzutu spojrzeniem. Basior podniósł się nie spuszczając ze mnie wzroku. Zrobiłem krok ku Shammenowi.
- Wybacz, że na ciebie wpadłem - powiedziałem uważnie przyglądając się czarnemu wilkowi. Ten momentalnie zmienił swój wyraz pyska na widocznie zdziwiony i zdezorientowany.
- Ty mnie przepraszasz? Wybacz, ale nie sądziłem, że ktoś taki jak ty...
- Mam lepszy dzień - przerwałem i obróciłem się tyłem do wilka na pięcie, po czym skierowałem się w kierunku, z którego dobiegał do moich nozdrzy zapach jelenia, który to miał zostać moim obiadem. Ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to bezsensu ponownie ruszać w pogoń za jeleniem, który już z pewnością oddalił się ode mnie kilka kilometrów. Westchnąłem i jednym, szybkim ruchem odwróciłem się przodem do Shammena obdarzając go takim spojrzeniem spod przymrużonych oczu, które znaczyło "Jeszcze się odwdzięczę za utratę obiadu". Nie umknął mi szczegół, iż wilk bardzo uważnie mi się przyglądał. Teraz dostrzegłem, że miał postrzępione lewe ucho, które mocno krwawiło.
- No i co się tak gapisz? - zapytał zirytowany.
Ze światem nabrałem powietrza do płuc i spojrzałem z wyrzutem na wilka. No bo przecież ten cały incydent nie miałby miejsca, gdyby Shammen nie przechodził tą ścieżką. On by nie stracił sporej części ucha prawdopodobnie nabijając go na jakiś ostry kamień, a ja bym szybko nadrobił straty i już zapewne ze smakiem pałaszowałbym świeże mięso, którego to nie miałem ani kęsa w gardle od wczorajszego ranka.
Skrzywiłem się, z uwagą mierząc samca wzrokiem. Jego ucho wyglądało naprawdę tragicznie, ale nie odzywał się ani słowem. Sam jego kwaśny wzrok, którym mnie lustrował świadczył o tym, jakie to nieprzyjemne było to spotkanie.
- Pomóc ci czy coś? - zapytałem. Jego wyraz pyska momentalnie się zmienił na nieco zaskoczony.
- Poradzę sobie.
- A jak to zrobisz? W jakiś magiczny sposób wyczarujesz sobie ucho? - zakpiłem i nie dając odpowiedzieć basiorowi kontynuowałem swoją wypowiedź: - Pokaż. Może i oficjalnie to medykiem nie jestem, aczkolwiek jakieś tam wykształcenie medyczne posiadam - mruknąłem oglądając okaleczoną część ciała Shammena.
- A co w tobie się tak nagle odezwała dobra dusza?
Na to pytanie natychmiast spiorunowałem wilka wzrokiem.
- Mówiłem już: mam po prostu lepszy dzień - wycedziłem i powędrowałem wzrokiem na resztki ucha Shammena. Basior zapewne uznał, iż lepiej już dalej nie ciągnąć dyskusji, więc milczał. I dobrze.
***
Chwilę przyglądałem się prowizorycznemu bandażowi z liści, który to mocno przesiąknięty krwią coraz bardziej zsuwał się z ucha Shammena pod wpływem zbyt dużej ilości wilgoci. Przerzuciłem swój wzrok na basiora.
- Może zrobimy wypad do miasta po lepszy opatrunek? - zaproponowałem. Wilk milczał, spoglądając na mnie kątem oka.
- Aha, rozumiem. Nie potrafisz zmienić się w człowieka.
- Umiesz czytać w myślach? - zapytał jakby zainteresowany Shammen. Spojrzałem na niego przelotnie.
- Może.
- To nie jest konkretna odpowiedź.
- Z tego słynę: nie odpowiadam konkretnie. - Było to ostatnie zdanie, które padło podczas tej dyskusji. Później milczeliśmy.
Swoim spojrzeniem dałem do zrozumienia basiorowi, by na mnie czekał w tym miejscu i nigdzie się nie ruszał - po czym pobiegłem w stronę miasta.
***
Wróciłem do Shammena zaopatrzony w świeżo kupione bandaże, wodę utlenioną, kilka drobniejszych rzeczy potrzebnych do opatrzenia rany i paczkę pysznych ciasteczek bogato ozdobionych kremem i posypką przeróżnych kolorów. Wszystko to wyjąłem ze swojej skórzanej torby, którą zabrałem ze swojego szałasu w drodze do miasta.
Najpierw wilk nie zauważył słodyczy, ale już po chwili ciasteczka przyciągnęły jego uwagę. Pociągnął nosem, aby wchłonąć zapach ciastek.
- Co to? - zapytał zainteresowany. Jego wzrok co chwilę uciekał w stronę apetycznego pożywienia.
- To lukrowane ciasteczka. Tylko w świecie ludzi znajdziesz takie pyszności! Częstuj się - zachęciłem i za pomocą telekinezy bez trudu otworzyłem opakowanie. Wziąłem do pyska jedno ciastko, po czym zająłem się obandażowywaniem ucha Shammena.
- Smakują ci?
- Pyszne. Nigdy czegoś takiego nie jadłem - potwierdził.

<Shammen?>

Uwagi: "pobiegłem w stronę miasta" - z tym, że musiałby biec jakieś 3 dni bez przerwy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony