Mozolnie maszerowałam za Severusem. Jałowa ziemia, zero istot wokół, brak sklepów, a co najgorsze... Żadnej kawiarni!
- A nie możemy zamieszkać w mieście? Gdzieś, gdzie są ludzie? Albo
chociaż jakaś trawa? - zamruczałam smętnie, szurając pazurami po piachu.
- Nie przesadzaj, to miejsce potrzebuje tylko trochę pracy. -
odpowiedział potulnie, rozglądając się z uśmiechem po zakamarkach
doliny.
- Ale przez praca... - tu wzdrygnęłam się teatralnie - rozumiesz budowanie tego wszystkiego od podstaw?
- Dokładnie tak. - zamachał ogonem przyglądając się z podziwem tutejszym
drzewom, jakby oceniał ich jakość i szukał dogodnego miejsca na
stworzenie prowizorycznego schronienia.
- W takim razie życzę powodzenia! - prychnęłam siadając naprzeciw niego. Basior stanął zaskoczony, jakby uraziły go moje słowa.
- Mogłaś pójść do Białego Królestwa. - burknął wymijając mnie, a ja
natychmiast poczułam wyrzuty sumienia, ale przecież nie mogłam
przeprosić, na pewno nie tak od razu.
- Jak sobie chcesz. - wzruszyłam ramionami i z gracją powędrowałam w
głąb lasu. Nie chciałam gdziekolwiek iść. Lubiłam go. Może nawet bardzo.
A już na pewno nie miałam serca zostawiać go tu samego, chociaż pewnie
poszłoby mu szybciej, gdyby nie chodziła za nim natrętna, nienaturalnie
bijąca brązem wadera. Chyba powinnam go przeprosić. Albo zrobię coś
lepszego!
***
- Severus... - wyszeptałam przepraszająco pukając w drewniane drzwi
prowadzące do małej, przytulnej chatki. Poszło mu naprawdę szybko. I
nagle w mojej głowie pojawia się lekko nieprzyzwoita myśl o Sevciu
układającym pale... W ludzkiej wersji... Bez koszulki... Dziewczyno, o
czym ty do cholery myślisz?!
- Lucy? - chłopak pomachał mi dłonią przed oczami. Dopiero teraz
zorientowałam się, że stoję z nieobecnym wzrokiem, otwartym pyskiem i
odrobinę wyciągniętym na wierzch językiem. Natychmiast odchrząknęłam,
wyprostowałam się i zmieniłam w człowieka.
- Mam niespodziankę. Chodź. - z uśmiechem chwyciłam go za nadgarstek i
pociągnęłam za sobą zupełnie tak, jakby wcześniejsza sprzeczka w ogóle
nie miała miejsca. Gdy byliśmy już wystarczająco blisko mojego drobnego
upominku stanęłam za nim i zasłoniłam mu rękoma oczy, prowadząc do
zbudowanego przeze mnie szałasu, gdzie na zrobionym prędko stoliczku
czekała parująca kawa w kamiennych kubkach.
- Jak ty to zrobiłaś? - spytał mile zaskoczony, wpatrując się w naczynie.
- Nigdy się nie dowiesz. - roześmiałam się cicho, siadając na służącym
za krzesło głazie. Severus spoważniał, sprawdzając konstrukcję.
- Jednak przy mocniejszym wietrze się zawali. - westchnął. Ściągnęłam
brwi. Pierwszy raz ruszyłam się bezinteresownie, żeby go czymś
zaskoczyć, a on krytykuje. To, że jest władczy często mnie irytuje.
Moje zdenerwowane spojrzenie skierowane do tyłu jego głowy jednak szybko
ustąpiło delikatnemu uśmiechowi, na widok kawowego wąsika przy ustach
chłopaka. Wzięłam chusteczkę i zbliżyłam dłoń do jego twarzy, jednak ten
odsunął się nieco.
- Co ty próbujesz zrobić? - zapytał niepewnie.
- Ja tylko... - przechyliłam się, żeby wytrzeć mu górną wargę. -
chciałam pomóc. Przepraszam, jeśli... - tu przerwałam, przygryzając
wewnętrzną część policzka. Spuściłam wzrok i oparłam brodę o dłoń,
natomiast łokieć ułożyłam na brzegu stolika.
<Sevciu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz