sobota, 17 września 2016

Od Anonima "Kim ja jestem?" cz. 10 (cd. Skayres)

Zapukałem kilkakrotnie w drewniane drzwi, jednak odpowiedziała mi głucha cisza. Gdzieś wyszła, czy może mnie ignoruje? Spróbowałem raz jeszcze, jednak przyniosło to taki sam skutek. Zrezygnowany obróciłem się... i niemalże upadłem. Coś, a raczej ktoś zechciał mnie staranować, wysypując na mnie kosz pełen ludzkich ubrań.
- Kim ty jesteś, żeby sterczeć pod moim szałasem, a potem mnie bezkarnie atako... - postać urwała, wpatrując się w moim kierunku. Strząsnąłem z nosa coś, co musiało być częścią garderoby wszystkich kobiet, by przyjrzeć się Skay - a, to ty.
- Tak, to ja - mruknąłem z niezadowoleniem. W tej chwili zacząłem sobie w duchu zadawać pytanie, co tutaj właściwie robię i przeklinać tą niezręcznie głupią sytuację.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała, przemieniając się w ludzką formę i podnosząc pozostałe ubrania rozsypane na ziemi. Doszedłem do wniosku, że zapewne robiła pranie, gdyż wszystko było wciąż wilgotne. Jako, że rzadko kiedy przemieniałem się w człowieka ze względu na częste problemy z tym powiązane, nie miałem potrzeby by robić to, co ona. Poza tym przez te trzy miesiące zdążyłem zauważyć, że w formie ludzkiej się nawet nie pocę...
- Przyszedłem cię przeprosić - powiedziałem, nie mogąc wymyślić lepszej wymówki. Dziękowanie w tej sytuacji zdało mi się być niezwykle idiotycznym pomysłem. Skay aż z wrażenia znieruchomiała, a swój wzrok utkwiła na moim pysku.
- Po trzech miesiącach?! - urwała, uchylając drzwi od swojego szałasu - O widzę, że już nie straszysz tym swoim "bezokiem"... Wejdź. Porozmawiamy.
Niepewnie wszedłem do środka, spoglądając na dziewczynę.
- Śmiało, nie ugryzę...
Była dość nieprzewidywalna, więc przez to odnosiłem niewytłumaczalne wrażenie, że zaraz puści drzwi, by te uderzyły mnie z dość sporą siłą w zad. Na szczęście nic takiego się nie stało. Zmierzyłem ją wzrokiem, po czym spróbowałem przemiany w człowieka. Tym razem udało się to bez większego problemu. Na szczęście. Wolałem nie utkwić w formie przypominającej świecącą żarówkę, jak to było ostatnio, jednocześnie odnosząc wrażenie, że zaraz się spalę i utopię jednocześnie. Obróciłem się w jej kierunku. Udawała, że się opiera o ścianę szałasu, jednak wiedziałem doskonale, że jeśli by to zrobiła naprawdę, cały mógłby ulec rozpadowi.
- No więc? - zapytała. Na jej czole pojawiała się marna inicjacja marsa i z nieznanego mi powodu przymrużyła jedną powiekę. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co wyprawia, ale już nawet nie miałem ochoty pytać. Już zdążyłem dostrzec, jak bardzo jest niezrównoważoną waderą.
- Ehh, przyszedłem żeby cię przeprosić - podrapałem się odruchowo jedną ręką po karku - za to, że byłem... Taki... Takim...
- Chcesz mnie przeprosić za to, że mnie oszukałeś, tak?
Patrzyłem na nią dłuższą chwilę w środku kalkulując, czy to może mieć sens.
- Eee... Tak, o to mi chodziło.
Na twarzy Skay pojawił się naprawdę szeroki (wręcz przerażający uśmiech). Wzięła zamach jedną ręką, jednak nie zdążyłem się uchronić. Cios, który miał być chyba braterskim szturchnięciem skończył się na uderzeniu godnym dorodnego siniaka, a przynajmniej na to wskazywało moje zachwiane ciało. Nawet nie poczułem jej dotyku...
- To teraz jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Przyjaciółmi? - zapytałem już kompletnie zbity z tropu.
- No tak! Wiesz to takie osoby, które bardzo się lubią i...
- Znam definicję słowa przyjaciel - przerwałem jej.
- O, to świetnie! A masz obiad? Znaczy się... Czy jesteś już gdzieś zaproszony na obiad?
- Nie, ale ja nie... - nie dokończyłem, bo tym razem to ona miała w planach nie wysłuchać mnie do końca:
- To świetnie! Chodź! Upolujemy coś na obiad!
- Skay, nie jestem głodny - oznajmiłem z powagą, jednak ona już zmieniła się w wilka i z wyśmienitym wręcz humorem wymaszerowała z jej skromnego mieszkania. Nuciła sobie jakąś wesołą melodię pod nosem. Westchnąłem i wywracając okiem podążyłem w ślad za nią. Również przeszedłem w formę wilka.
- Teraz wybacz, ale zaraz wrócę do swojego szałasu i...
- Oj, no już nie bądź taki sztywny! - wykrzyknęła - Raz na jakiś czas musisz spędzić choć odrobinę czasu ze znajomymi! Najwyżej mi pomożesz i tylko ja będę jeść.
- Jestem zajęty. Muszę wracać - odpowiedziałem.
- Czym?
- Muszę trochę posprzątać.
- Później to zrobisz!
- Naprawdę jest tam niezły bałagan... nie uwinę się z tym zbyt szybko - dalej próbowałem się wykręcić.
- W takim razie ci pomogę! Teraz idziemy!
Prychnąłem i przekląłem kilkakrotnie pod nosem. Skay zdawała się tego nawet nie usłyszeć. Wyglądało na to, że nie mam innego wyjścia.
- Kiedy się obudzi?
- Przestaniesz mnie w końcu o to pytać? Wszystko nadejdzie w swoim czasie.
- To już tyle trwa! Nie boisz się, że będzie w śpiączce do końca życia? - cisza - Słyszysz? Jesteś bezuczuciowy! Nie obchodzi cię to nic a nic! Jak umrze, to się nawet nie przejmiesz! To wszystko twoja wina! Twoja i tylko twoja, a ciebie nawet to nie obchodzi! Masz go głęboko gdzieś! Sądzisz, że naprawdę nie widzę tego, że starasz się go uśpić na coraz dłużej? Powiem o wszystkim wujkowi jeszcze dziś! Rozumiesz?!
Trzask tłuczonego szkła.
- Jak chcesz to go odłącz już i teraz! Umrze w twoich oczach! Jak nie chcesz mnie wysłuchać, ani tym bardziej zrozumieć, to proszę bardzo!
- Zamknij się!
- Sam zasypujesz mnie falą pytań, a teraz każesz mi milczeć?! Cały ty! Można było się tego spodziewać! Rób sobie co chcesz, ale ja nie...
- Anonim? Czemu stoisz w miejscu?
- Rozumiesz?! Nie możesz mi zabronić mówić!
- Zamknij mordę!
Trzaskanie drzwiami.
- Pieprzony skurwiel... gdzie są te jebane fajki? Czemu nigdy ich nie ma, kiedy są mi potrzebne? - głos najprawdopodobniej starszego z chłopców zaczął się trząść. Szuranie. Cichy szloch. - Gdzie? Gdzie są?...
- Anonim! Co się znowu stało? Czemu stoisz w miejscu? - spanikowana Skay podbiegła bliżej - Twoje oko dziwnie lśni. Chcesz płakać?
Nie odpowiadałem. Poczułem ból w klatce piersiowej. Nie wiedziałem, co się działo i dlaczego. Zasmuciło mnie to, co usłyszałem. Chciałem pomóc... ale nie jestem do tego zdolny. Słyszę inny wymiar. Dlaczego? Przecież to sprawia mi tylko więcej bólu.
- Jeżeli mi teraz nie powiesz, co się dzieje, będzie tylko gorzej. Może zdołam ci pomóc.
Pokręciłem przecząco głową. To jej zamknęło usta. Wyglądała na równie przestraszoną.
- Trick, czy to prawda? Pokaż te wyniki! - usłyszałem męski głos w swojej głowie.
- N-nie...
- Wstawaj z tej podłogi i daj te papiery. Jeśli się okaże, że ma rację to...
- To co? Naskarżysz mojemu tacie? Dasz mi karę na komputer? Przecież wiesz, że jestem jedyną osobą, która opanowała informatykę i genetykę na takim poziomie, aby choć próbować go obudzić. Wy możecie go zabić!
Cisza.
- Gdzie są te wyniki?
- Nie ma. Są tylko te aktualne.
- Nie drukujesz żadnych wyników dla porównania?
- Po co? Chyba liczy się tu i teraz - zaśmiał się niewesoło - Poza tym siedzę tu częściej, niż się wam wydaje. Obserwuję wszystkie dane. Wszystko utrzymuje się w normie... jedynie umysł jest wciąż bardzo aktywnym organem. Niewykluczone, że nawet nas słyszy.
Zrobiło mi się słabo. Chyba zacząłem mieć podejrzenia, co tak naprawdę zaszło... Mam mętlik w głowie.
- Anonim? Co ci dolega? Boli cię coś? Mam iść do Severusa? Albo do lekarza? Wezwać pomoc? A może coś sobie przypomniałeś? Odpowiedz, proszę - Skay wyrzucała z siebie potok słów.
- N-nie... wszystko jest w porządku. Mówiłem, że muszę już wracać.
- I nie chodzi o sprzątanie, prawda?
Nie odpowiedziałem. Zawróciłem i ze spuszczoną głową zacząłem iść w kierunku swojego szałasu. Po chwili przystanąłem, przypominając sobie, po co tak właściwie do niej przyszedłem:
- Dziękuję za prezent.
- Nie ma za co... I jesteś całkowicie przekonany, że nie chcesz trochę ze mną pobyć? Tyle czasu się nie widzieliśmy, a to jedna z nielicznych okazji.
- Tak, jestem pewien - powiedziałem niemalże szeptem i powoli ruszyłem dalej.
- Nikt nie chce ze mną spędzać czasu. Nikt nie może mnie przyjąć dobrze. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć. Sądziłam... sądziłam, że chociaż ty się ze mną zaprzyjaźnisz. Wiesz, że samotność jest straszna? Nie możesz sobie tak ciągle wmawiać, że chcesz być sam... Nawet nie chcesz nikomu zdradzić tego, dlaczego masz takie dziwne imię! Aż tak nam nie ufasz? Chciałam cię traktować jak rodzinę! - wykrzyknęła. Jej głos też zaczął się trząść. Dlaczego wszystko musi się walić akurat w takich momentach?
- Skay, nadal tego nie widzisz? Niczego nie pamiętam. Niczego - powiedziałem ledwo słyszalnie i zniknąłem za drzewami. Skay chyba nadal stała i patrzyła w moim kierunku.
- Trick... od kiedy palisz? - zapytał mężczyzna.
- Od dawna. Nie da się żyć inaczej w tym stresie.
- Gdybyś tylko choć raz zajął się czymś innym, niż ciężką pracą i trochę odpoczął... Nie możesz choć udawać zwykłego ucznia szkoły ponadpodstawowej?
Cichy ironiczny śmiech.
- Jestem nadczłowiekiem. Lubię swój pracoholizm.
- Po oczach poznaję, że jednocześnie go nienawidzisz. Przepracujesz się. Jesteś jeszcze tak młody...
- Stojąc w miejscu nigdy niczego nie osiągnę. I tak niewiele jeszcze potrafię. Wszystko się ułoży dopiero po tym, jak osiągnę upragniony poziom w tym co robię.
- Zgaduję, że ten nigdy ten dzień nie nastąpi...
- Zgadłeś. Jestem do niczego.
- Nigdy nie wątpiłem w twój geniusz... lecz teraz jestem pewien, że powinieneś się zmienić, inaczej to się źle skończy.
- Wujku, wszystko będzie w porządku. Kiedy on się obudzi, i ja będę szczęśliwy. Nawet jeśli go wcześniej krzywdziłem. Naprawdę walczę o to całym sobą, aby był zdrowy. Aby mógł chodzić. Aby umiał z nami rozmawiać. Aby do nas wrócił raz na zawsze i przestał próbować uciekać.
Cisza.
- Mama woła na obiad - oznajmił chłopiec nazywany Amorem.
- Już idziemy - odpowiedział mężczyzna. Następnie zapewne ponownie zwrócił się do Tricka - Zrób sobie dzień przerwy od nauki i szukania rozwiązania. Zobaczysz, to sprawi, że już kolejnego dnia znajdziesz odpowiedź na luki, które masz w projekcie.
- Nie bardzo w to wierzę... ale zgaduję, że nie mam innego wyjścia.
- A teraz odłóż tę paczkę i chodź na obiad. Twoja mama zrobiła wyśmienitego indyka.
- Ok... - powiedział lekko słyszalnie. Następne dźwięki butów na kafelkach wskazywały na to, że wyszli z pomieszczenia. Teraz już i druga część mnie została sama.


<Skay? Tak swoją drogą - w moim op. było wspomniane, że Anonim chciał jej podziękować za prezent, a nie przeprosić za swoje zachowanie... Przeczytaj może po raz kolejny jego formularz i przeanalizuj opowiadania.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony