sobota, 3 września 2016

Od φίλος "Pobawimy się w chowanego?" 8 (cd. Shaten)

- Shammen? - szepnęłam w stronę niewyraźnego, czarnego kształtu.
- Tak, to ja. Ale śpij, przyjdę jutro.
- Nie, w porządku. Teraz i tak nie zasnę. - podniosłam się. Widziałam że Onyx również nie spał, więc ruchem pyska wskazałam mu by na mnie zaczekał. Uśmiechnął się lekko i niemo przytaknął.
Wyszliśmy z Shamm'em z szałasu. Rozgwieżdżone niebo wyglądało naprawdę przecudnie. Wzniosłam głowę w stronę nieba, i nie mogąc się powstrzymać zawyłam. Shammen przybliżył się do mnie. Brakowało mi takich chwil.
- Co dzisiaj...
- Szzzz... Nic nie mów. Po prostu przez chwilę pocieszmy się ciszą.
Shammen zamilkł i również zaczął lustrować wzrokiem niebo.
Droga mleczna, mały wóz, wielki wóz - moje oczy wodziły po gwiazdach rozpoznając kolejne gwiazdozbiory. Wielka niedźwiedzica. Strzelec.
Spoglądałam jeszcze przez chwilę w górę, po czym przeniosłam wzrok na Shamm'a.
- Więc co chciałeś powiedzieć? - spytałam szeptem. Basior również spojrzał na mnie.
- Co dzisiaj robiliście?
- Poszliśmy na spacer do Fioletowej Groty. Chcieliśmy cię odwiedzić, ale akurat nigdzie cię nie widzieliśmy.
- Musiałem akurat być zajęty. - mruknął. Chwilę jeszcze posiedzieliśmy na mrozie, po czym przerwałam ciszę.
- Idę już. Jest późno, a ja chcę się wyspać.
- Jasne... Może... przyjdę rano?
- Nie zawracaj sobie tym głowy. Jakoś sobie poradzimy. - uśmiechnęłam się szczerze i wróciłam do szałasu. Onyx już spał wtulony w swoją siostrę. Zaśmiałam się pod nosem i również dołączyłam do mojej kochanej rodzinki.
***

Ranek jak zwykle upłynął szybko. Pobudka, karmienie, i chwila leniuchowania. Pogoda była dzisiaj trochę mroźniejsza, dlatego nie widziałam sensu w kolejnych spacerach. Postanowiłam więc tylko szybko wyskoczyć do Skay po książkę z opowieściami.
- Zaczekajcie chwilę, pamiętajcie, nigdzie się nie ruszajcie. Za sekundę będę z powrotem - uprzedziłam szczeniaki i opuściłam szałas. Widać było zbliżającą się jesień, liście żółkły, zaczynało się chmurzyć, w dodatku było coraz zimniej. Pocieszał mnie tylko fakt że po zimie następuje jesień.
- Już rok należę do watahy. To tak szybko zleciało. - mruknęłam do siebie. Wydaje mi się, że jeszcze wczoraj byłam przemarzniętą waderą skuloną w kupce śniegu.
Ruszyłam szybszym tempem, by jak najszybciej znaleźć się z powrotem w szałasie.
Nawet nie zauważyłam kiedy mroźne krople zaczęły uderzać we mnie, i ziemię znajdującą się na około mnie. Przeszłam do biegu, dzięki czemu już po chwili znalazłam się pod szałasem Skayres.
Zapukałam głośno. Otworzyła mi wiecznie szczęśliwa wadera.
- Cześć! - przywitała się głośno. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Mogłabyś mi pożyczyć tą twoją książkę z opowieściami? Chciałabym coś pożyczyć szczeniakom.
- Jasne! Czekaj chwilkę. - powiedziała znikając gdzieś w szałasie. Chwilę się grzebała, ale po chwili wróciła do mnie z tomem opowieści w rękach.
- Proszę. W ogóle, wpadnij kiedyś z młodziakami.
- Jasne, jak tylko pogoda zrobi się bardziej sensowna. Dzięki, postaram się ją oddać jak najszybciej.
- Nie śpiesz się! Miłego dnia! - pożegnała się, a ja zamieniłam się w człowieka by wygodnie trzymać grubą księgę. Biegłam szybko w stronę powrotną, przeskakując ledwo co stworzone kałuże.
To co zobaczyłam kiedy zobaczyłam próg mojego szałasu przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Czarna wadera z zupełnie białymi oczami przyglądała się w ciszy moim przerażonym szczeniakom.
Shaten. To była Shaten.

(Shat?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony