poniedziałek, 7 września 2015

Od Lucy "Tajemnicze przejście" cz. 5 (cd. Severus)

Uwielbiam poranki. Świat budzi się do życia, Helios popędzając swoje cztery białe rumaki wzbija się pod nieboskłon, rześki wiatr zmywa z ziemi resztki niepokoju sprowadzanego razem z ciemnością nocy. A co najważniejsze... Można boso, wyłącznie w piżamie spacerować po lesie trzymając w dłoniach kubek parującej kawy prosto z wyspy Sumatra! W takich momentach łatwo zapomnieć, że za kilogram tych ziaren zapłaciłam cztery tysiące złotych, których brak znacznie uszczuplił zakres moich oszczędności, zdobytych jeszcze w czasie pracy jako baristka. Jednak mając w ustach najdroższy gatunek świata i rozkoszując się uczuciem łaskoczących ździebeł trawy pod stopami, zupełnie się tym nie przejmuję. Jedyną niedogodnością jest fakt, iż żeby móc w pełni wykorzystać tą porę, muszę wcześnie wstawać, bo nie tylko ja jestem rannym ptaszkiem watahy. A przekonać się o tym mogłam, kiedy przed moim rytualnym wyjściem na zewnątrz dotarła do mnie informacja o zebraniu. Natychmiast się przebrałam w coś gustowniejszego od białego szlafroku i przemieniając postać na czworonożną, ruszyłam odświeżyć się i ugasić pragnienie. Kiedy oba te warunki zostały spełnione, poszłam nad Wodospad Adrtemetdri, gdzie zaczęły zbierać się wilki.
***
Narada dobiegła końca, zdążyłam poznać imię nowego basiora, dowiedzieć, iż trzeba wziąć się w garść i rozpocząć rozbudowę Królestwa, oraz dostrzec, że to nie ja jestem najbardziej niepunktualną wilczycą w stadzie, co delikatnie mnie pocieszyło. W każdym razie, właściwie nie zostały poruszone żadne poważniejsze sprawy, więc mogłam się wsłuchać w głos Severusa. Nadal uważałam, że nie jestem w nim zakochana, ale całkiem przyjemną czynnością było wyobrażenie sobie w nim delikatnej chrypki spowodowanej zadurzeniem, mówiącym zupełnie co innego... Lucy! Chyba trzeba ograniczyć kofeinę. Chociaż, kogo ja oszukuję, moja grupa krwi to spienione mleko do latte macchiato.
Gdy już otrząsnęłam się z tych jakże głębokich rozważań, zauważyłam naszego króla, który zamyślony podążał w stronę Lasu Conteilaxne i Condiamida. Nie przemyślałam nawet za i przeciw tego pochopnego działania, a już szłam za jego śladami, zastanawiając się, czy spełniłam już wszystkie warunki do stania się stalkerem. I prawdopodobnie trwałabym dalej w tej zadumie, gdybym nie zorientowała się, że jestem już w lesie, Sevcio zniknął mi z oczu, a pusty żołądek głośno domaga się pożywienia. Z ostatniego powodu, który uznałam za najważniejszy, tymczasowo odpuściłam tą akcję godną złodzieja czającego się na staruszkę z okazałą torebką i rozejrzałam się za krzakiem oferującym jakikolwiek z leśnych owoców. Kiedy już takowy znalazłam, szybko spałaszowałam co najmniej połowę dóbr biednej roślinki, po czym wróciłam do poprzedniego zajęcia. Na szczęście długo nie musiałam szukać i po chwili z ukrycia obserwowałam Severusa usiłującego złapać rybę, co parokrotnie skwitowałam prychnięciem, którego przez całkowite skupienie nie usłyszał. Kilka nieudanych prób później basiorowi udało się pochwycić łuskowate stworzenie w pysk, a ja postanowiłam wyjść z prowizorycznej kryjówki, jednak on zamiast na brzeg skierował się pod wodospad, co odrobinę mnie zdziwiło. Za kaskadą wody ujrzałam go dopiero po dłuższej chwili, a moja ciekawość na temat jego przebywania tam wzrosła, lecz nie na tyle, by zamoczyć się w tej chłodnej wodzie, zniszczyć świeżo pomalowane pazurki i to sprawdzić, dlatego stałam na brzegu i bacznie się przyglądałam.
- Możesz mi powiedzieć co robisz? - spytałam przechylając łeb na lewą stronę, gdy samiec mnie zauważył i podpłynął do brzegu.
- Zauważyłem coś interesującego i chciałem to sprawdzić, ale wolałbym nie robić tego sam... - wytłumaczył się, chyba odrobinę speszony, że widziałam całą tą sytuację.
- A mogę ci pomóc? - wyszczerzyłam się przy tym tak szeroko, że przypominałam następczynię Jokera.
- Jeśli chcesz, to dobrze. - odpowiedział spokojnie, nie zwracając większej uwagi na mój uśmiech.
- Tylko... Jest pewien problem. - przyznałam, kiedy Severus znów obrócił się w kierunku swojego odkrycia.
- Jaki? - przystanął, strzygąc uchem.
- Średnio idzie mi pływanie. - wyjaśniłam zawstydzona.
- I co teraz zrobimy?
- Weź mnie na plecy i zanieś. - roześmiałam się, jednak on najwyraźniej potraktował to poważnie, zmarszczył brwi i popadł w lekką zadumę.
- Zgoda. - zmienił się w dwunożną postać i podszedł do mnie, na co ja zachichotałam jeszcze głośniej.
- Tylko żartowałam!
- A widzisz inne rozwiązanie? - spytał, odwracając się do mnie plecami.
- Jesteś pewny? - bez pośpiechu również przeobraziłam się w człowieka i delikatnie objęłam dłońmi jego ramiona. W odpowiedzi kiwnął tylko głową, a ja wdrapałam się na niego, po czym ruszyliśmy. Woda co prawda nie była przeraźliwie głęboka, lecz od szyi w dół byłam całkowicie przemoczona. Choć bardziej przejmowałam się faktem, że mogę wykorzystać okazję do szczelnego objęcia Sevcia, co pewnie utrudniało mu pływanie. Gdy dotarliśmy pod wodospad nakierowałam wiatr na wodę tak, aby przynajmniej moje włosy pozostały w ładzie. Chwilę później byliśmy już na kamiennym podłożu, otoczonym podobnymi ścianami. Nie byłoby nic wyjątkowego w tej jaskini, gdyby nie złocisty portal umiejscowiony na samym jej środku. Wirujące obłoki energii przeszywane były przez błyszczący pył, a sam teleport lewitował, napędzany mocą. Zauważyłam to jednak dopiero po chwili, gdyż kurczowo zaciskając powieki nadal tuliłam Severusa.
- Lucy... Możesz mnie puścić, to tutaj. - powiedział, cicho sycząc, zakładam, że przez to, iż wbijałam długie paznokcie w jego skórę. Natychmiast przeprosiłam i z niego zeszłam.
- To jak, wchodzimy?
- Po to tu jesteśmy. - chłopak wszedł przodem, a ja tuż za nim.
***
Otworzyłam oczy na tyle, na ile było to możliwe, ponieważ rażące światło boleśnie zwężało moje źrenice. Kiedy już przywyknęłam do blasku, rozejrzałam się, wzrokiem poszukując Sevcia, który jak się okazało, leżał... Pode mną.
- Przepraszam! - wypiszczałam, schodząc z niego. Z drugiej strony, miałam wyjątkowo miękkie lądowanie.
- Nic się nie stało... Gdzie my jesteśmy? - chłopak podniósł się zaraz po mnie. To, co ujrzeliśmy, zapierało dech w piersiach. Otóż staliśmy na jednej z wiszących w powietrzu pomimo grawitacji malutkich wysp, które bardziej przypominały duże skały pokryte krzewami i drobnymi drzewami. Wysepka ta była umiejscowiona wraz z innymi w kotlinie otoczonej górami, a razem tworzyły krąg wokół jednego większego odłamku latającej ziemi, której powierzchnia całkowicie zajęta była przez ogromne, mieniące się złotą barwą drzewo.
- Nie mam pojęcia, ale to najpiękniejsze miejsce, jakie widziałam. - odparłam rozmarzona. Severus podzielił moje zdanie i stwierdził, że trzeba się rozejrzeć.

<Sevciu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony