- Shaten... - wymamrotałam. Wyciągnęłam w jej stronę łapę. Ta wyszła na zewnątrz. - Stój!
- Zostaw mnie, albo coś ci zrobię!!! - wysyczała. Widziałam jak Shammen próbuję biec za mną. Powstrzymałam go spojrzeniem.
- Shat, uspokój się.
- Zachowujesz się POTWORNIE! Nie możesz mnie ZOSTAWIĆ?!
- Shat…
- Wracaj do swojego królewicza z bajki. - zarechotała. Jej oczy płonęły
czerwienią. Obejrzałam się do tyłu. Za mną rósł już mój "cień".
`Nie pozwól by ciebie poniżała. To zwykła zazdrosna świnia. Odegraj się.
Sama na to zapracowałaś, nie możesz pozwolić by ciebie ZNISZCZYŁA`
- Pomóż mi ją powstrzymać!!! - krzyknęłam do mojego cienia.
Poniżana, wyszydzana. Niszczy wszystko...
- Choć raz się do czegoś przydaj.- jęknęłam
`Zniszczmy ją`
- Nie.
`Tak`
-Nie
`Tak`
- NIE!!! - wykrzyczałam. - Już NIGDY NIKT nie będzie mi mówił co mam
ROBIĆ!!! - krzyknęłam. Mój demon zmniejszył się. Na jego łapach pojawił
się łańcuch, na pysku zawisnął kaganiec.
- Teraz należysz do mnie. - wysyczałam - I to TY już ZAWSZE będziesz robił co ci KAŻĘ!
Demon wybiegł w stronę Shaten. Magią ugasił jej ogień. Iluzją uspokoił. A Harmonią przywrócił porządek.
Shaten opadła z sił. Podbiegłam do niej.
- Shat... - do moich oczu poleciały łzy - Shat, słyszysz mnie? Nie jesteś
zazdrosna. Nie jesteś głupia. Nie poniżasz mnie. To wszystko moja
wina...- wyszeptałam. Shaten podniosła się.
- To nie twoja wina. - przytuliła mnie - Już wszystko dobrze.
Obudziliśmy się. Wciąż byliśmy u Shaten. Żadne z nas się nie odzywało. Shammen wstał i wyszedł, a ja zostałam z Shaten.
- Udało się. To był mój najgorszy koszmar. Gniew. - wyszeptała
- Shaten, czy to co widzieliśmy to prawda...?
- Nie! - zaprzeczyła głośno. Na twarzy pojawił jej się rumieniec.
- Nie kłam. Posłuchaj, cokolwiek bym zrobiła, gdziekolwiek bym była,
kimkolwiek bym była zawsze będę z tobą. Nawet jeśli nie koło ciebie, to w
twoim sercu.
- Serce. - wyszeptała Shaten. - Odpowiedź to serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz