- Boję się, jak to wpłynie na naszą przyjaźń damsko–męską, która
często prowadzi do tego, co zdarzyło się ostatnimi czasy. Chodzi mi o
nic innego, niż o to, że coś w stosunku do ciebie poczułem. Prędzej czy
później by się tak zdarzyło. – Z napięciem oczekiwałem odpowiedzi wadery
i wpatrywałem się w ziemię. Po chwili zdobyłem się na popatrzenie się
jej prosto w parę miodowych oczu. Powoli moja szyja wraz z głową
podniosły się.
- Shamm. Nic z tego nie zrozumiałam. Ja... po prostu cię kocham. – Po
tych słowach wypowiedzianych melodyjnym głosem Qui, zwyczajnie ją
przytuliłem. Nie byłem w takiej sytuacji od rozstania z Adelin. To tego
mi brakowało. Poczucia pewności, że jest ktoś, na kim mi zależy i
wzajemnie. Nie wykluczam, że o byłej partnerce pamiętałem, ale dzieliły
nas setki, jak nie tysiące kilometrów, o ile wilczyca jeszcze żyje.
Przemogłem się i spróbowałem na chwilę, na ten jeden jedyny moment
zapomnieć o tym, co było kiedyś. Wczułem się w tą chwilę, nie żyjąc
przeszłością, która minęła i teraz nie była ważna. Filos pomogła mi
przestać męczyć się tym, co było KIEDYŚ. Doceniałem, że jej się to
udało. Owszem, nie wymażę tego ‘wszystkiego’ z pamięci, ale mogę
przynajmniej przestać się tym martwić.
- Proponuję spacer. Co ty na to? – Powoli się odsunąłem, potykając się
tym samym o gałązkę. Wywinąłem kozła, a do mych uszu doszedł delikatny,
cichy śmiech wadery, do którego się przyłączyłem. Niekiedy jestem
prawdziwą niezdarą. Powoli, uważając na przeszkody na mej drodze zwanymi
gałązkami, kamykami i śliskimi liśćmi, które miały kąpiel w kroplach
deszczu parę godzin temu, wstałem.
- Oczywiście. – Qui również się uśmiechnęła i szliśmy bok w bok… sam nie
wiem gdzie. Po prostu, gdzieś, nie interesowało nas to. Moim jedynym
uczuciem było szczęście. Nie byłem już kłębkiem nerwów, nie tłumiłem
swoich emocji, czułem się wolny od ograniczeń i wszelkich możliwości.
Spacerowaliśmy po Lesie Conteilaxne i Condiamida, a gdzieś w dali
dochodziły nas dźwięki wodospadu. Czuć było zapach wielu kwiatów,
rozsianych po całym lesie, tworzyło to wyjątkową, przyjemną atmosferę.
Miałem niezwykłe przeczucie, że zostanę w Czarnym Królestwie na długo.
Tym bardziej po usłyszeniu pogłosek na temat rodziny Severusa, jego
bracie z Białego Królestwa, co jeszcze bardziej upewniło mnie o
słuszności założenia watahy-królestwa. Niespodziewanie zatrzymałem
się, i delikatnie białymi zębami zerwałem najzwyczajniejszą w świecie
stokrotkę o płatkach białych jak śnieg, a środek zdawał się być małym
słońcem. Nie byłem na tyle czuły, by łodyga nie naderwała się, ale mimo
to z szerokim uśmiechem podarowałem go waderze. Ta tylko zaśmiała się
cicho swoim melodyjnym, pięknym głosem, a ja włożyłem kwiat Filos za
ucho. Wyglądałem może wcześniej jak głupek, szeroki uśmiech, w pysku
delikatnie trzymałem kwiat stokrotki, a łodyga była nadłamana. Cóż,
jestem jaki jestem, czyli przede wszystkim szczęśliwy. Niezmiernie
szczęśliwy. Wolałem zakochać się dwa razy, niż nigdy. Być może wtedy nie
wiedziałbym, co oznacza kochanie i nie tęskniłbym za tym uczuciem. Sam
nie byłem nawet wyobrazić sobie świata bez czułości. Oczywiście, bez
przesady, ale uczucie większej sympatii do drugiego wilka jest naprawdę
przyjemne, mówię tu także o przyjaźni. Każda więź jest wyjątkowa, inna i
wspaniała, chyba prawie każdy z nas stracił kiedyś przyjaciela. Na myśl
od razu przyszła mi Adelin, rodzina, wataha – przeszłość. To wszystko
było parę, dobrych lat temu, może miesięcy, straciłem rachubę czasu.
Zyskałem jednak nową rodzinę, którą jest Czarne Królestwo. Z jednymi mam
na pieńku, a z drugimi pozytywne stosunki, jednak nie tylko z
przyjaciół świat się składa. Nawet, jeśli wrogów mam niedużo, to bez
nich nudno byłoby na tym świecie. Nieświadomie uśmiechnąłem się w
rzeczywistości. Nadal rozmyślałem o przeszłości, gdy poza myślami,
wywinąłem kozła potykając się o wystający korzeń z ziemi. Filos
pokładała się ze śmiechu, ja do niej dołączyłem, zamyśliłem się do tego
stopnia, że nie rozróżniałem rzeczywistości od fikcji. Szybko powstałem z
ziemi i razem z wilczycą zbliżaliśmy się coraz bliżej do wodospadu.
Dźwięki szumiącej wody stawały się wyraźniejsze i głośniejsze. Gdy
wyszliśmy zza krzaków, ujrzeliśmy Shaten stojącą przy brzegu i
wpatrującą się w lustrzaną taflę wody.
- Shat! – Moja towarzyszka podeszła do swojej przyjaciółki z optymistycznym, szerokim uśmiechu na śnieżnobiałym pysku.
- O, cześć Qui. – Domyślałem się, ile wysiłku stworzyło Rav uśmiechnięcie się. Dokonała tego. – I Shamm.
Odwzajemniłem ‘krzywienie pyska’, po czym zbliżyłem się do wader.
- Proponuję przechadzkę. – Po moich słowach obie wilczyce uporczywie się
we mnie wpatrywały, co miało chyba oznaczać, żebym zdecydował o celu
spaceru. Po chwili więc dodałem.– Może Amfiteatr Mortiteminate?
Filos i Shaten energicznie pokiwały głowami i w trójkę podążaliśmy w
stronę wyznaczonego miejsca. Drodze towarzyszyły śmiechy, rozmowy, te
krótkie i dłuższe, lub błoga cisza, wymieniająca się z pozostałymi
dwiema okolicznościami. Wspaniale było spacerować razem, atmosfera była
przyjemna, adekwatna do przechadzki. Las powoli przerzedzał się, a my z
niego wychodziliśmy. Mały wróbel ćwierkał, a jednocześnie przelatywał,
bądź przeskakiwał z gałęzi na gałąź, by nas obserwować. Lekko
rozśmieszyło mnie jego zachowanie, uważał nas widocznie za wilczych
intruzów. Obie wadery pogrążone w rozmowie, nie zauważyły małego ptaka,
który najwyraźniej chciał również przykuć nie tylko moją, ale i
towarzyszek. Wątpiłem, żeby zaczynało się już przedstawienie, było
dopiero późne popołudnie. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do budynku
Amfiteatru.
- Shaten, zostawisz nas na chwilę samych? Chcę porozmawiać z Filos. –
Uśmiechnąłem się do Shat, która zaraz podążała dalej do miejsca
docelowego. Zaskoczona Qui odeszła ze mną na bok drogi.
- Coś się stało Shammen?
- Czy zostaniesz moją partnerką?
< Filos? Brak weny. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz