wtorek, 19 kwietnia 2016

Od Anonima "Kim ja jestem?" cz. 6 (cd. Skayres)

Skay zatrzasnęła tom tuż przed moim nosem. Stałem w bezruchu i wpatrywałem się w punkt, w którym jeszcze przed chwilą była kartka z tekstem.
- Podobało się? - zapytała. Delikatnie pokręciłem głową. To, co przed chwilą mi przeczytała było rzeczą absolutnie niepojętną.
- To takie bajki czytaliście dzieciom na dobranoc? - odpowiedziałem ledwo słyszalnym pytaniem.
- Tak, to straszne, że ludzie są... no... tacy straszniiiii... - Urwała, a następnie kichnęła. Na szczęście w przeciwnym kierunku. - A tak przy okazji, to skąd się wzięło twoje imię, i czy twoje imię to Gall, czy Anonim, i czy...
- Zwolnij trochę, Skayres - przerwałem jej - Ja również mam całe mnóstwo pytań, ale nie obrzucam nimi dowolnie wybranych wilków.
- Jasne, jasne... ale mnie możesz śmiało pytać o co zechcesz. - Oznajmiła z szerokim uśmiechem. Obrzuciłem ją beznamiętnym spojrzeniem.
- Budzi się?
- Nie...
- Oddycha?
- Głąbie, chyba sam widzisz.
Znowu te głosy. Znowu wróciły. Wciąż badałem waderę wzrokiem, chcąc się upewnić, że faktycznie tego nie słyszy. Było tak, jak myślałam. Nieświadoma tych nieistniejących rozmów dalej wpatrywała się we mnie tym swoim niecierpliwym spojrzeniem.
- To powiesz mi nieco o sobie? - zapytała, odsuwając książkę.
- A kiedy się wybudzi?
- Nigdy.
- Jak to nigdy?
- Baranie, sam się nie obudzi, my będziemy musieli go odłączyć.
- To będzie go boleć?
- Nie wiem, pewnie tak.
Później rozmowy chłopców zaczęły się zlewać z tym, co mówiła Skay, przez co nie mogłem rozróżnić jednego od drugiego. Zacząłem się wpatrywać w podłogę szeroko otwartym okiem. To szalone. Nienormalne. Jak mogę rozmawiać z jedną osobą, słysząc inne?
- Zamknijcie się... - warknąłem, głupio sądząc, że usłyszą.
- Co? - zapytała osłupiała Skayres.
- Dasz mu jakieś tabletki przeciwbólowe?
- Sam musi sobie z tym poradzić.
- Jak to?
- Anonim? Wszystko w porządku?
- Tak to. Musi być twardy, da sobie radę.
- A wujek wie?
- Jasne, że wie. To on to w końcu zaproponował.
- Anonim? Co się dzieje?
- Ale dlaczego? Może i się na tym nie znam, ale...
- Nie wymądrzaj się, tylko słuchaj! Gdy będzie już gotów do samodzielnego poruszania się, wtedy go odłączymy. To będzie wyjątkowo kruchy zabieg, może na tym sporo ucierpieć...
- Gallu Anonimie! Panie nieznajomku! - Skay próbowała zażartować, ale w jej głosie kryła się rozpacz. Zaczęła mną potrząsać.
- ...jego psychika. Utrata pamięci jest tutaj rzeczą pewną. Przy dobrych wiatrach nie potraci zmysłów.
- Zaraz... że co?!
Zamarłem. Utrata pamięci? Jest pewna? Strata zmysłów? Co tam się do cholery dzieje?
- Przepraszam, muszę już iść - oznajmiłem, wstając.
- Nie odpowiedziałeś mi! I do kogo mówiłeś? Tak dziwnie się zawiesiłeś... wezwać Severusa? Albo Shaten? Może coś ci dolega?
- Nie, wszystko....
- No tak. Jeżeli to przeżyje to będzie cud.
- ...wszystko...
- Jak to cud?! Co wy mu w ogóle zrobiliście?!
- ...wszystko...
- Ratujemy mu życie i zdrowie.
- ...jest...
- Stojąc na granicy ze śmiercią?!
- ...w jak największym...
- Zrozum, nie ma innego wyjścia... jeżeli chcemy, aby do nas wrócił, trzeba zaryzykować.
- ...porządku...
- Ale nie tak!
- Przecież widzę, że nie! Mówisz tak, jakbyś sam nie wiedział, co przed chwilą oznajmiłeś. Nikt normalny nie przerywa co wyraz i nie powtarza trzy razy "wszystko"! Albo powiesz, co się dzieje, albo sama pójdę po kogoś... - zaczęła kaszleć, przez co dalsze rozmowy chłopców były zagłuszone przez papraninę dźwięków. Oparłem się o ścianę, ciężko dysząc. Głowa bolała jeszcze mocniej. Łapy również. Dosłownie wszystko.
Kim ja jestem?
Kim ja do cholery jasnej jestem?!
I co tu robię?!
Po co?!
Po co to wszystko?!
Zwalczając mdłości odwróciłem się w stronę drzwi, szybko je otworzyłem i wyszedłem na zewnątrz. Rozmawiające na dworze wilki ponownie zakłócały moje "wizje", przez co jedyne co słyszałem, to szmer. Nawet nie zauważyłem, że Skayres wybiegła ze swojego domku pomimo choroby i zaczęła wykrzykiwać moje imię... a raczej ksywkę.
To wszystko jest chore. Najgorsza jest chyba myśl, że nikt mi nie odpowie na te wszystkie pytania. Nagle wszystko zamilkło. Zatrzymałem się.
- ANONIM! - do moich uszu dobiegł wrzask Skay. Odwróciłem się za siebie i patrzyłem na nią beznamiętnym spojrzeniem. Stała kilkanaście metrów za mną. Wcześniej zapewne zaczęła biec w moim kierunku, ale zrezygnowała. Musiała być porządnie przejęta moim stanem. Tylko dlaczego? Przecież właściwie się nie znamy. Po co się przejmować kimś obcym? Wadera na nowo ruszyła w moim kierunku. Tym razem pozwoliłem jej stanąć ze mną pysk w pysk, choć wolałem być w tej sytuacji sam. W sytuacji, gdy po raz kolejny uderzało mnie to, jak bardzo zagubiony jestem. Staliśmy tak przez chwilę. Skay dostała zadyszki przez tak krótki dystans i zaczęła kaszleć.
- Lepiej wracaj do siebie, bo jeszcze zapalenia płuc dostaniesz.
- Nie... - sapnęła.
- W takim razie o co ci chodzi?

<Skay? Wybacz, że tak krótko i tak długo czekałaś, ale kryzys twórczy trwa nadal... Już od bodajże dwóch miesięcy ;/ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony