środa, 31 sierpnia 2016

Od Skayres "Kim ja jestem?" cz. 9 (cd. Anonim)

Pogwizdując wracałam właśnie z nad małej rzeczki przepływającej obok watahy, dźwigając kosz pełen świeżo upranych ubrań, w tym większości bielizny. Minęły ponad trzy miesiące odkąd ostatnio rozmawiałam z Anonimem. Pewnie mnie już nie pamięta... Szkoda. Myślałam, że się zaprzyjaźnimy...
- ŁUP!
Zaklęłam pod nosem.
- Kim ty jesteś, żeby sterczeć pod moim szałasem, a potem mnie bezkarnie atako... - nie dokończyłam. Pod moimi drzwiami stał Gall we własnej osobie - a, to ty.
Basior skierował na mnie chłodne spojrzenie:
- Tak, to ja.
Po czym zdezorientowany popatrzył na swój nos, a następnie strząsną z niego mój biustonosz.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam zmieniając się w człowieka i zdejmując z niego pozostałe ubrania. Miał szczęście, że przynajmniej były czyste. Basior przez chwilę nie był pewien co powiedzieć:
- Przyszedłem cię przeprosić
Kompletnie mnie zamurowało.
- Po trzech miesiącach?!
Dopiero teraz zauważyłam czarną opaskę na jego oku, a raczej na miejscu gdzie ono powinno się znajdować.
- O widzę, że już nie straszysz tym swoim "bezokiem"* - otworzyłam drzwi do szałasu - wejdź. Porozmawiamy.
Gall niepewnie postawił pierwszą łapę za progiem szałasu, a następnie równie powoli zaczął stawiać następne kroki.
- Śmiało, nie ugryzę - powiedziałam cicho.
Basior łypną na mnie jednym okiem i zmienił się w człowieka.
- No więc? - mówiąc to, starałam się podnieść jedną brew. Tak starałam się. Wyszło mi okropnie, a efektu lepiej nie opisywać.
- Ehh, przyszedłem żeby cię przeprosić - podrapał się jedną ręką po karku - za to, że byłem... Taki... Takim...
- Chcesz mnie przeprosić za to, że mnie oszukałeś, tak?
Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale szybko się zreflektował:
- Eee... Tak, o to mi chodziło
Klepnęłam go przyjacielsko w bark, chyba trochę za mocno, bo chłopak się zachwiał.
- To teraz jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Basior wyglądał na kompletnie zmieszanego.
- Przyjaciółmi?
- No tak! Wiesz to takie osoby, które bardzo się lubią i...
- Znam definicję słowa przyjaciel - mruknął.
- O, to świetnie! A masz obiad?
Zabrzmiało to bezgranicznie głupio, więc postanowiłam to w jakimś stopniu odkręcić:
- Znaczy się... Czy jesteś już gdzieś zaproszony na obiad?
- Nie, ale ja nie...
- To świetnie! Chodź! Upolujemy coś na obiad!

<Cd. Anonim. Przepraszam, że tak długo czekałaś, i że jest tak krótko, ale nie mam weny :C>

*Bezoko- Skay się poplątała i zdenerwowała, więc nie wiedziała co mówi

piątek, 26 sierpnia 2016

Od Carlo "Everything is fine" cz. 2

Obserwowałem ogień tańczący na ciemniejącym kawałku drewna w kominku. W pokoju panował półmrok, a jedynym źródłem światła było właśnie to jedno okienko. Poczułem, że ciepłe ciało Paris się do mnie przybliża. Przejechała dłonią po moich mięśniach brzucha i wyszeptała:
- Jak było tym razem?
- Doskonale - uśmiechnąłem się do niej. Odpowiedziała tym samym. Wyglądała na niezwykle zadowoloną. Spojrzałem w jej kierunku. Położyła się, a jej długie kasztanowe loki rozsypały się na poduszce.
- Tym razem też uciekniesz, nim się obudzę?
- Znając życie, tak - westchnąłem, spoglądając ponownie w stronę trzaskającego cicho ognia. Cały czas miałem przed oczami wizję płonących dłoni własnego brata... Cały czas kojarzył mi się on tylko ze złem i niszczeniem.
- W takim razie wygląda na to, że muszę ci przekazać teraz wiadomość.
Zmarszczyłem brwi.
- Jaką wiadomość?
- Przedstawił się jako Cerber...
- Cholera... i co mówił? Czego znowu ode mnie chce?
Przez chwilę milczała.
- Spotkania jutro po południu w kawiarni "Tenebris"...
- Typowe. Co on tutaj w ogóle robi? - warknąłem.
- Nie mam pojęcia... to ktoś dla ciebie ważny? - zapytała zaskoczona.
- I tak i nie.
- Twój eks?
Zaśmiałem się bez cienia radości. Wolałem sobie nawet tego nie wyobrażać.
- Nie. To w tej chwili jest najmniej istotne. - Również opadłem na poduszkę i popatrzyłem w ciemne oczy kochanki. - Chciał czegoś jeszcze?
- Nie...
Pokiwałem w zamyśleniu głową, po czym przytuliłem kobietę.
- Miejmy tylko nadzieję, że ponownie nie zrujnuje mojego życia - wyszeptałem w jej włosy.
***
Stanąłem przed drzwiami kawiarni, nad którymi wisiał zniszczony napis z jednym słowem: "Tenebris". Znaczyło ono dla mnie i Cerbera znacznie więcej, niż by się mogło zdawać, ale starałem się zapomnieć o tym epizodzie, który skłócił jego i resztę jego rodziny już na zawsze. Po chwili minąłem próg zatęchłej kawiarni, w której podawali kawę, która przypominała raczej zimną, mętną lurę. Na sali było całkowicie pusto... prócz jednej osoby siedzącej z gazetą w ręce. Zasłaniał twarz papierem. Nawet nie musiałem się zastanawiać nad tym, czy to jest osoba, której szukam, gdyż co jak co, ale nigdy się nie spóźniał. Zawsze zjawiał się na miejscu przede mną.
- Czego chcesz? - zapytałem, stojąc naprzeciwko dwuosobowego stoliku, przy którym przysiadł mężczyzna. Opuścił gazetę, za którą ujawniła się jego przystojna twarz. Z uśmiechem wskazał drugie krzesło.
- Siadaj.
Nie spuszczając go z oczu, wykonałem polecenie. Co on znowu knuje? Przez chwilę w milczeniu obserwowałem, jak kończy czytać artykuł, a następnie splata dłonie, nachyla się nieco nad stolikiem i stwierdza:
- Ile my się już nie widzieliśmy? Siedem zim?
- No, coś koło tego - poruszyłem się niespokojnie na krześle. Nie czułem się zbyt komfortowo w jego obecności.
- Ściąłeś włosy - stwierdził jak gdyby nigdy nic.
- A ty zapuściłeś - oznajmiłem, wywracając oczami. Zaśmiał się lekko, kręcąc głową. Jego długie, proste blond włosy rozsypały się na ramionach.
- Fakt. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że w ogóle przyszedłeś.
- Możesz mówić do rzeczy? Mogę sobie zaraz pójść.
- Oczywiście. Myślałeś o powrocie do życia w wilczej formie?
Znieruchomiałem. Co on planował? Nie brzmiało to zbyt zachęcająco. Pewnie były jakieś haczyki, ale powstrzymałem się od pytań, wiedząc, że sam zaraz wyjaśni o co chodzi.
- W Polsce znajduje się olbrzymie wilcze królestwo, zwane Białym. Stolica wszystkich magicznych stworzeń - powiedział podekscytowany. Przez ten czas jednak to się ani trochę nie zmieniło: cały czas emocjonował na na myśl wszystkiego, co niedostępne dla większości ludzi. Popukał kilkakrotnie palcem w stół. - To właśnie tam przychodzą wilki z całego świata, rozumiesz? Do legendarnego Białego Królestwa!
- I?
- Nie chciałbyś się tam znaleźć? Zobaczyć, jak żyją? Poznać tajniki ich życia? Doskonale wiesz, że z naszymi umiejętnościami moglibyśmy zostać celebrytami - Jego zielone oczy lśniły. Pokręciłem przecząco głową.
- Niestety nie. Nie ufam tobie.
- To doskonała okazja, abyś zaczął - dotknął mojej dłoni - Tak jak kiedyś. Możemy jeszcze nadrobić te kilka lat, które straciliśmy. Nie masz chętki na prawdziwą podróż z przybranym bratem? To będzie zupełnie jak te twoje podróże w czasie, tyle, że będziesz miał wpływ na to, co się stanie. Zamki, pałace, piękne sale, księżniczki, królowie, wielkie bale i przyjęcia, prawdziwe intrygi... są też slumsy, do których znając życie przylegniesz i nie będziesz chciał się odczepić. Naprawdę nie chciałbyś się znaleźć wśród swoich, którzy nie traktują naszych ciągłych przemian i rzucania czarów za coś niezwykłego?
- Mam tutaj własne życie... - mruknąłem, jednak on mi znowu przerwał:
- Amor, naprawdę powinieneś to przemyśleć. Jeśli idziesz ze mną, to zjaw się jutro rano pod tą kawiarnią. Obiecuję, że poczekam na ciebie.
Patrzyłem na ciemną lurę, którą miał w niegdyś białej filiżance. Zastanawiałem się nie tylko nad tym, czy ją wypije, ale i nad tym, jakim cudem odnalazł mnie w tym małym francuskim miasteczku... Nie mogłem przecież zapominać o tym, że najprawdopodobniej poszedł w ślady ojca i dorabia sobie na czarno, mordując za pieniądze, jednak pokusa dowiedzenia się tego, czy żałuje i jak bardzo zmienił się przez te lata była naprawdę silna. Popatrzyłem na blizny ciągnące się wzdłuż moich nadgarstków...
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero Cerber, który z szelestem papieru zwinął gazetę, wstał z krzesła i założył kurtkę. Ku mojemu zaskoczeniu wylał zimną kawę do najbliższej doniczki i odstawił filiżankę z powrotem na spodek. Popatrzył na mnie zaskoczony.
- Ty nie idziesz?
Otrząsnąłem się i wstałem.
- Idę, idę...
Kiedy wyszedłem na zewnątrz, zauważyłem, że zaczął prószyć śnieg. Odwróciłem się za siebie, by zapytać o coś Cerbera, ale przekonałem się o tym, że już zniknął. Mogłem się tego domyślić. Od zawsze miał tendencję do pojawiania się i znikania niezauważonym, nawet jeśli ubierał się zwykle w jaśniejsze kolory. Włożyłem ręce do kieszeni kurtki i wpatrywałem się w zamyśleniu w opustoszałą ulicę. I co ja mam teraz zrobić?
***
- Jak było? - zapytała Paris, stojąc w drzwiach - Widzę, że jednak nie aż tak źle.
Podniosłem na nią wzrok. Od razu uśmiech zniknął z jej twarzy. Zacisnąłem mocniej pięści.
- Muszę odejść.
- Jak to... ale... Carlo? - odezwała się, nie dowierzając. Choć już jej wielokrotnie tłumaczyłem, że ten związek nie ma przyszłości, ta i tak była zaskoczona.
- Przyszedłem po rzeczy.
- Tak... tak, oczywiście - wykrztusiła. Wszedłem do mieszkania. - Piłeś?
Nie odpowiedziałem. Miała rację. Będąc lekko wstawionym lepiej się myśli. Łatwiej popełnić błąd, ale podejmowanie spontanicznych decyzji należało do mojej specjalności. Szczególnie, gdy byłem pijany. Świat zdawał się być wtedy nieco mniej porąbany.
- Wyjeżdżasz? - zapytała, kiedy już upychałem ubrania do torby. Pokiwałem niemalże niezauważanie głową. Gdy podniosłem głowę, dostrzegłem, że opierała się o ramę drzwi i... płakała. Tusz do rzęs rozmazał jej się na całej twarzy. - Dlaczego?
Milczałem.
- Nie wrócisz, prawda? - dopytała. Podszedłem bliżej i ucałowałem delikatnie jej czubek głowy.
- Nie wiem... naprawdę nie wiem.
Kobieta wtuliła się we mnie tak mocno, jakby nie miała mnie już nigdy puścić. Staliśmy tak dobre kilka minut, kiedy oznajmiła, że teraz mogę już odejść. Została w mieszkaniu sam na sam z własną rozpaczą.
***
Dziś nocuję na ulicy... no chyba, że przez ten czas będę się szlajał po uśpionym mieście. To zdawało się być najlepszym wyjściem z tej sytuacji, gdyż pewnie i tak nie zdołałbym usnąć. Było zimno, mój oddech zamarzał, jednak starałem się na to nie zwracać uwagi. Otuliłem się lepiej szalikiem, który otrzymałem na gwiazdkę w prezencie od Paris i wędrowałem dalej poprzez chodniki pokryte coraz to grubszą powłoką białego puchu. Nie potrafiłbym jej spojrzeć tej nocy w oczy ze świadomością, że kilka godzin ją opuszczę. Wolałem mieć to szybciej z głowy. Wtedy będzie miała przynajmniej więcej czasu na zrozumienie mojej decyzji. Prędzej się z tym pogodzi. Mimo, że zrywałem już tak wiele razy, to i tak to zabolało. Mój związek z nią należał do jednego z tych dłuższych...
Niespodziewanie ktoś zakrył mi zmarzniętymi dłońmi oczy.
- Zgadnij kto to - zadrwił.
- Cerber? - zapytałem nie do końca pewien swoich słów, jednak mężczyzna mnie puścił. Odwróciłem się i ku swojemu zaskoczeniu ujrzałem tego właśnie blondyna we własnej osobie. Wyglądał na niezwykle uszczęśliwionego moim widokiem. - Śledziłeś mnie?
- Nie... po prostu wyszedłem się przejść. Zobaczyłem cię i pomyślałem, że może... no właśnie, zdecydowałeś się już?
Pokiwałem głową bez przekonania.
- I jak? Zostajesz z Paris, prawda?
Wolałem nawet nie wiedzieć, skąd zna imię mojej partnerki, ale zdecydowałem się pominąć ten temat.
- Nie. Dam ci jeszcze jedną szansę. Ten jeden raz. Sądzę, że się zmieniłeś i zasługujesz na to, bym ci uwierzył.
Aż zaniemówił z wrażenia.
- Naprawdę? - zapytał po chwili. Głos mu się trząsł ze wzruszenia. Oczy mu lśniły, ale wiedziałem, że jest dość twardy, by się nie rozpłakać. Skinąłem głową. - Musimy to jakoś uczcić! Co powiesz na grzaniec?

Zabawne, ale nawet siedząc nad kubkiem i czując ostry zapach przypraw, nie czułem się ani trochę lepiej. Wciąż nie dawało mi spokoju to, że zostawiłem ją tak po prostu bez większych wyjaśnień.
- Coś cię dręczy - oznajmił Cerber, popijając grzane wino.
- Powiedzmy... - mruknąłem. Nie byłem pewien, czy to właściwy moment, by już mu się zwierzać, ale warto choć zaryzykować.
- Co dokładnie, jeśli można zapytać?
- Paris.
- Mogłem się tego domyślić... Ach, kobiety... zawsze był z nimi kłopot. Z tego co pamiętam, nigdy jakoś szczególnie nie przywiązywałeś się do swoich dziewczyn - powiedział, naciskając szczególnie na ostatni wyraz - Nie jednak będę mówić, że w Białym Królestwie znajdziesz nową, bo każda jest jedyna w swoim rodzaju, ale przynajmniej pocieszaj się tym, że masz obok siebie kogoś, kto ma mniej szczęścia do kobiet, niż ty. Na ciebie lecą nawet faceci.
Uśmiechnąłem się blado.
- Nadal sobie żadnej nie znalazłeś?
Prychnął cicho, biorąc kolejny łyk napoju. Uznałem to za potwierdzenie mojej racji. Nie spodziewałem się tego, ale to rzeczywiście nieco podniosło mnie na duchu. Mimo tak wielu przeszkód Cerber sobie radził, więc dlaczego ja nie mógłbym zrobić tego samego? Jakby nie patrzeć jemu zawsze było pod górkę, a ja umiałem się poddać już po jednej próbie. Nie wiedziałem, że kiedykolwiek to przyznam, ale... mogę pod tym względem brać z niego przykład. Umiałem wiele, ale z niczego nie byłem na mistrzowskim poziomie. On za to chciał wszystkiego wyuczyć się do perfekcji. To już wyraźna oznaka jego wytrwałości, której ja nie posiadałem.
Uniosłem swój kubek i oznajmiłem:
- Za zdrowie naszej wyprawy i nowych związków!
Zaśmiał się lekko, po czym dołączył do mojego toastu, stukając swoim kubkiem w mój.
- Zdrowie!

<C.D.N.>

środa, 3 sierpnia 2016

Druga prywatna budowa!

Filos zakupiła Łąkę Wysokich Wysepek i zamierza tam postawić nowy dom. Aby jej pomóc należy napisać 12 op. o budowie (nie zapominając o wspomnieniu na końcu o tym, że jest to skierowane do tej, a nie innej budowy). Szczegóły możecie odnaleźć w zakładce z terytoriami.
Uwaga! Nie można być zatrudnionym na dwóch budowach prywatnych!

Wynagrodzenie za op. o budowie: 8 BM

Od Shammen’a „Pobawimy się w chowanego?” cz.7 (C.D Filos)

Było południe. Słońce umiejscowiło się dokładnie na środku nieba, mocno grzejąc. Wokół niego nie było ani jednej chmurki. Żar lał się z nieba. Kilka wilków co chwila kładło się pod drzewem ze zmęczenia upałem. Ja na szczęście nie należałem do tej małej grupki.
Przenosiłem wraz z niewielką „ekipą” wiadra z wodą dla spragnionych zwierząt pracujących na budowie. Niezbyt interesujące zajęcie, lecz bez takich jednostek jak my, wiele ich padło by z pragnienia. Takie upalne dni nie zdarzały się często i niby powinniśmy się cieszyć, że w lato nie zaczął padać śnieg, ale wolałbym, żeby chociaż deszcz padał. No, może nie deszcz, bo wtedy zbudowanie Czarnego Pałacu graniczyłoby z cudem, jednakże jakiś kapuśniaczek nie zaszkodzi. Lub gdyby nawet chmury na chwilę zasłoniły potężną, nagrzaną gwiazdę. Nie można było nawet spojrzeć na niebo i zorientować się, jaka jest pora, bo promienie słoneczne były oślepiające. Jeden z najgorszych letnich dni, jakie przeżyłem. Chciałem, aby był wieczór. Po pierwsze, spotkałbym się z rodziną. Po drugie, nie byłoby już takiego upału. Po trzecie, nie musiałbym wykonywać monotonnego zadania, jakim było przenoszenie wody dla spragnionych towarzyszy. Zaprzątałem sobie głowę podczas pracy takimi błahostkami jak to, czy w zimę mój szałas przeżyje wszystkie opady śniegu, czy uda mi się pogodzić z Shaten, o ile jestem z nią rzeczywiście pokłócony. I tak do zmierzchu. W końcu, jeśli ma się taką nudną robotę… chyba takie myśli to codzienność? Mniejsza z tym. Miałem przynajmniej okazję zobaczyć, jak słońce chowa się za horyzontem, zostawiając za sobą pomarańczowe niebo. Widok wspaniały. Severus rutynowo podziękował za naszą pracę i zapraszał poszczególne wilki na jutrzejszą pracę. Wymienił również mnie. W końcu. Jutro ostatni dzień, a później pracuję już na zmiany. Nie, żebym był przeciwny rozwojowi królestwa. Po prostu chciałbym połowę dnia poświęcić znajomym, rodzinie i rozrywkom. Teraz był czas na drugą przyjemność tego dnia, chyba że nie liczy się przywitanie z własną żoną. Mogłem odetchnąć, idąc lasem, wdychając ten zapach, a pod łapami mając piaszczystą ścieżkę. Chciałem, aby taki spacer był możliwy codziennie. Za parę miesięcy nie będzie już to możliwe. Nadejdą chłody, każdego dnia może nagle lunąć, spaść grad lub zacznie prószyć śnieg. Polowanie będzie trudniejsze, ze względu na połacie białego puchu i brak zwierzyny. Moim zdaniem zima, to najtrudniejszy okres w roku. Może do tej grupki należy również lato, gdyż jest gorąco, ale wtedy można iść nad rzekę. W zimę raczej w szałasie się nie ogrzejesz. Możesz ewentualnie przemienić się w człowieka i zerwać trochę mchu i innych leśnych darów, którymi jako tako można się przykryć. Ja akurat nie mam takiego przywileju, ale Qui?...
- Później się tym będę martwić – Szepnąłem nieświadomie sam do siebie.
Czy wariowałem? Być może. Zapewne przez cały dzień w pracy. Wykańczała mnie już po kilku dniach. Wiedziałem, że raczej nie powinno tak być. Jestem widocznie zbyt słaby. Trzeba przyznać, że otoczenie i aktualne sytuacje również mogą mnie męczyć.
Z takimi rozmyśleniami wparowałem również do szałasu mojej… śpiącej rodzinki? Tak, owszem, Filos przytulona do szczeniaków spała jak suseł. Jedynie Onyx otworzył oczy i uśmiechnął się widząc mnie. Położyłem się obok niego i wysunąłem w jego stronę łapę. On swoją małą łapkę położył na mojej. Kąciki mojego pyska lekko się uniosły. Urocze. Przez chwilę wpatrywałem się w jego niebieskie oczy. Wyrwał mnie z tego ruch Qui. Otworzyła lekko oczy.

< Qui? W końcu chyba skończą się całe dnie w robocie, więc może będzie ciekawiej :P >

Od Carlo "Everything is fine" cz. 1

Stukałem palcami o kierownicę, bacznie obserwując czerwone światło. Z radia wydobywały się dźwięki jednego z najnowszych hitów, więc postanowiłem je nieco podgłośnić i się zrelaksować. Niespodziewanie do moich uszu dotarł szaleńczy rok silnika, niebezpiecznie zbliżający się do krzyżówki, na której aktualnie stałem. Towarzyszyły mu piski, wydobywające się z wozów policyjnych. Pościg. Poczułem dziwny niepokój. Przeczucie mówiło mi, że zaraz stanie się coś, czego zupełnie nie spodziewałem się tego ranka. Wtem zza rogu wyłonił się czarny motor, który z rozpędu zahaczył o bok mojego auta, a motocyklista z hukiem przetoczył się po mojej masce, dachu i spadł z tyłu pojazdu. Na szczęście zdążyłem się schylić i ukryć głowę między rękoma, inaczej z całą pewnością ucierpiałbym w tej kolizji. Popatrzyłem w górę i ujrzałem lekkie wgniecenie. Coś mi mówiło, że będę musiał złożyć wizytę w salonie samochodowym.
- Ręce do góry! - wykrzyknął policjant, wyskakujący z wozu, którego słyszałem bardzo dobrze, gdyż w ten upał postanowiłem otworzyć okno. Zorientowałem się, że mówił do postaci leżącej na ziemi. Wyskoczyłem z samochodu i obróciłem się w jej kierunku. Kobieta ze złością zrzuciła z głowy kask. Czarne, lekko falowane włosy okalały jej bladą twarz. Wyzywająco popatrzyła na policjanta i stękając cicho podniosła się z ziemi. Jej ciemny strój motocyklistki był miejscowo podarty, a ona krwawiła, jednak nie mocno. Miała nienaturalnie zielone oczy, które zdawały się samoczynnie błyszczeć. Mocny makijaż dodawał jej mocy i pogardy, którą najwyraźniej darzyła całe swoje otoczenie. Podobała mi się.
- Słuchajcie, chyba nie ma sensu jej zastraszać bronią - powiedziałem, zwracając się do trzech policjantów - Zapłaci wam jakiś mandat i po sprawie. Odszkodowania nawet nie chcę, mam dość pieniędzy, by to naprawić. - Poklepałem wgniecenia blachy. Popatrzyli po sobie, po czym powoli opuścili pistolety, jednak nie spuszczając wzroku z kobiety.
- Sprawiła zagrożenie dla przechodniów - oznajmiła brytyjska strażniczka prawa - Powinna zostać zamknięta za duże wykroczenie.
- A ja spłacę jej kaucję - rzekłem, opierając się o samochód - Ile płacę?
- Zna ją pan? - zapytał jeden z policjantów. Odwróciłem głowę w stronę motocyklistki, która miała minę, jakby miała rozerwać ich na strzępy.
- Jak się nazywasz? - zadałem jej pytanie, na co ta posłała mi równie wściekłe spojrzenie, jednak ujrzałem w jej oczach nutkę zdezorientowania. Zrozumiałem, że nie rozumie, co do niej mówię. - Skąd jesteś?
- Dupek - warknęła w języku, który od razu rozpoznałem. Polski. Miała szczęście, że niegdyś ktoś mnie go nauczył, więc od razu zszedłem z angielskiego na jej ojczysty:
- Jak masz na imię?
- A co cię to? - zapytała ze złością. Popatrzyłem na policjantów.
- Niestety nie bardzo. Wiem tylko tyle, że jest z Polski - oznajmiłem już po angielsku.
***
Patrzyłem, jak kobieta próbuje uruchomić motor. Ten jednak zacharczał tylko i nie ruszył z miejsca. Po kilku próbach zeskoczyła z maszyny i z furią kopnęła pojazd, przez co przewrócił się na chodnik. Uśmiechnąłem się lekko. Było widać, że jest dość porywcza, a ten dzień nie należał do jej ulubionych. Mieliśmy już całą sprawę z płatnościami załatwioną, a policjanci odjechali kilka minut temu.
- Podwieźć cię? - zapytałem po chwili.
- Wal się. Sama sobie dam radę - mruknęła, nieruchomiejąc. Zaciskała dłonie w pięści.
- Jak sobie życzysz. W takim razie żegnaj... - Oznajmiłem, wsiadając do samochodu. Kobieta jednak po chwili podbiegła i przytrzymała ręką drzwi.
- Poczekaj...
- Zmieniłaś zdanie? - Zapytałem, z nutką ironii w głosie. Skinęła lekko głową, na co ja poklepałem ręką siedzenie obok mnie. - W takim razie zapraszam.
Żwawo zajęła miejsce po moim boku, jednak nie wyglądała na szczególnie zachwyconą moim towarzystwem. To jednak już coś, że postanowiła skorzystać z mojej pomocy.
- Pozbędą się tego złomu? - zadała pytanie, kiedy ja przekręcałem kluczyk. Silnik bez oporu się uruchomił. Od razu zrozumiałem, że chodziło o jej motor.
- Tak. Mogą go sobie przywłaszczyć do komisu, albo skończy na złomowisku. Nie żal ci go?
- Nie. Mogę zawsze sprawić sobie nowy. Niech się głupcy cieszą, a ja wtedy sprawię, że wybuchnie.
Nie zapytałem, co miała przez to na myśli, gdyż odnosiłem wrażenie, że mam do czynienia z osobą równie utalentowaną pod względem zaklęć, co ja. Może i nawet lepszą. Pozostała jednak kwestia gatunku. Czarodziejka? Czarownica? Może jakaś wróżka?
- To gdzie mam cię zawieźć?
- Do dupy... - mruknęła niezadowolona, jednak ja udałem, że nie usłyszałem jej wypowiedzi.
- Co proszę?
- Na lotnisko - oznajmiła głośniej. Teraz domyśliłem się, że pewnie zwyczajnie nie wie, gdzie to jest i nie ma zamiaru wypytywać miejscowych, tym bardziej, że nie zna języka angielskiego. Pokiwałem w zamyśleniu głową i skręciłem w lewo.
- Ktoś tam na ciebie czeka?
Prychnęła.
- Nie. Jest tam tylko taka para idiotów, przez których chce mi się rzygać.
- To dlaczego do nich jedziesz? To twoi rodzice?
Zaśmiała się lekko.
- Oni? Zgłupiałeś? Są młodsi ode mnie i wybitnie idiotyczni. Nic, tylko się liżą. Najchętniej bym tego babsztyla do najbliższego rowu wrzuciła.
- Jesteś zazdrosna?
- Nienormalny czy jak? - wydała z siebie dźwięk podobny do hamowanego kaszlu - Nawet dwumetrowym kijem przez szmatę bym go nie tknęła.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Czego się cieszysz?
- Jesteś urocza i zabawna za razem.
- Że co? - zapytała obrzydzona. Kątem oka dostrzegłem, że jednak ją tym nieco zaskoczyłem.
- Nic istotnego... - oznajmiłem. - Tak w ogóle to jestem Carlo. Teraz dobrze by było, abyś ty również zdradziła swoje imię.
- Kazuma - burknęła.
- A więc droga Kazumo... co robisz w Londynie, nie znając nawet angielskiego?
Milczała. Miałem wrażenie, że sama się nad tym zastanawia. Wyglądało na to, że wiozłem na lotnisko piękną i zarozumiałą kobietę o imieniu Kazuma, która ma poważne problemy z prawem oraz rozumieniem tego, co jest słuszne, a co nie. W końcu zaciekle przekonywała, abym nie płacił jej mandatu, choć ta nie miała pieniędzy przy sobie. Chciała być na siłę samodzielna. Miałem również wrażenie, że przeżyła jakąś traumę, przez którą nie chce nikomu ani niczemu ufać.
- "Miłość jest niedos­ko­nała, po­lega na zaufa­niu in­nych. Niena­wiść możesz tworzyć samodzielnie". Słyszałaś kiedyś o takim cytacie? - zapytałem po kilku minutach. Pokręciła głową. Wyglądała na nieco zdezorientowaną. - Odnoszę wrażenie, że to może i równie dobrze być twoim życiowym mottem. Zawiodłaś się kiedyś na kimś, przez co bezpodstawnie nienawidzisz resztę świata, czyż nie?
Nie odpowiedziała. Siedziała ze spuszczonym wzrokiem, wpatrując się w swoje dłonie. Były pokryte cienką warstwą zakrzepłej krwi. Jeszcze kilka minut temu miała na nich zadrapania, a teraz były z powrotem w jednym kawałku. Tak, to zdecydowanie osoba ze zdolnościami magicznymi.
- Mogę włączyć? - zapytała po kolejnych kilku minutach ciszy. Spojrzałem w jej kierunku. Wskazywała palcem, którego paznokieć był pomalowany na czarno w kierunku radia.
- Możesz.
Uruchomiła urządzenie. Samochód wypełniły mocne, gitarowe dźwięki oraz zachrypnięty głos wokalisty. Już po kilkunastu sekundach dostrzegłem, że zaczęła rytmicznie stukać obcasem o wykładzinę.
- Co to jest? - zapytała.
- AC/DC. Lubisz rock?
Zawahała się, po czym niepewnie skinęła głową. Wsłuchiwaliśmy się w piosenkę, aż w końcu na refrenie dołączyłem do Briana Johnsona. Kobieta popatrzyła na mnie zdezorientowana, ale niczego nie skomentowała. Po chwili jednak zrobiła to samo, przekręcając przy tym znaczną część słów i urywając w kilku momentach.
Kiedy piosenka "Highway to Hell" dobiegła do końca, nieco ściszyłem głośność, gdyż leciał już jakiś spokojniejszy kawałek, który mniej wpadał w ucho.
- Masz ładny głos - oświadczyłem szczerze. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć, więc odwróciła twarz w stronę okna i rzuciła tylko:
- Ty też.
- Dziękuję - odparłem - Jeżeli mogę zapytać... Jesteś magiczną istotą, prawda? Nie potrafię jednak poznać, jaką dokładnie. Mogłabyś mi rozwiać wszystkie wątpliwości?
Zesztywniała, ale po chwili mruknęła:
- Magiczny wilk. Jestem magicznym wilkiem.
Szczerze zaskoczyła mnie tym. Nie spodziewałem się, abym spotkał w takich warunkach przedstawiciela tej samej rasy, której i ja jestem.
- Witaj w klubie - powiedziałem pogodnie - Zgaduję, że mieszkasz w jakiejś polskiej watasze. Mam rację?
- Tak - zrobiła pauzę - Umiesz czytać w myślach?
- Nie, a przynajmniej jeszcze nie. Może kiedyś się nauczę. Dlaczego pytasz?
- Ciekawość - rzekła wymijająco. Już po chwili pojąłem, o co może jej chodzić. Chyba nie na co dzień znajdowała kogoś, kto by ją rozumiał tak dobrze. Możliwe, że nawet nigdy nie miała takiej osoby.
- No i jesteśmy na miejscu - oświadczyłem, skręcając na parking - Tak właściwie to po co chcesz ich odwiedzić?
Zatrzymałem się na jednym z wolnych miejsc.
- Żeby im zepsuć wyjazd - rzekła, wyskakując z samochodu. Wyłączyłem silnik i dołączyłem do Kazumy, która już śpieszyła do środka. Była dość... nieprzewidywalna. Zupełnie, jakby na siłę próbowała być wrzodem na dupie. Przeszła przez automatyczne drzwi i usiadła na jednym z wolnych plastikowych krzesełek. Opadła łokcie na kolanach, a głowę o nadgarstki. Kiedy usiadłem tuż obok, popatrzyła na mnie zaskoczona.
- A ty tu czego?
- Potowarzyszę ci. I tak miałem wracać do domu, w którym nikt na mnie nie czeka.
W ciszy wpatrywaliśmy się w bramki, przez które przechodzili pasażerowie. Kiedy już wszyscy zniknęli, postanowiłem zapytać:
- Kiedy dokładnie przylecą?
- Za godzinę.
Westchnąłem i oparłem się o parapet, który cały czas miałem za plecami.
***
Kazuma drgnęła niespokojnie. Zorientowałem się, że zapewne wypatrzyła swój "cel". Po chwili poderwała się z miejsca i ku mojemu zaskoczeniu wyciągnęła spod skórzanej kurtki pistolet.
- Czekaj... co ty chcesz zrobić? - zapytałem lekko przestraszony. Również podniosłem się z krzesełka, ale w tym momencie wystrzeliła. Raz, drugi, trzeci... rozległy się krzyki, a dziewczyna, w którą celowała niemalże upadła, ale chwycił ją jej partner. Wtedy zaczęła i w niego strzelać.
- Przestań! - krzyknąłem, wyrywając jej z ręki pistolet. Jednakże już pędzili do nas ochroniarze. Wiedziałem, że teraz nie ma innej opcji, niż zostanie zamkniętym za bycie wspólnikiem terrorystki.

Cofnąłem się w czasie o te kilkanaście sekund. Kazuma podrywała się z miejsca, ale w chwili, kiedy wyciągała broń, wyrwałem ją jej z ręki.
- Co ty robisz?! - wykrzyknęła, rzucając się na mnie z próbą odebrania mi przedmiotu.
- Terroryści!! - wrzasnął ktoś, a ludzie dostrzegający, że mamy prawdziwą broń, zaczęli panicznie uciekać. Kobieta, z którą się siłowałem, jednak chwyciła broń tak, że nacisnęła spust i wystrzeliliśmy w stronę sufitu. Za tym razem również zbliżali się do nas funkcjonariusze. Szlag.

Kolejna próba, po raz następny wyrywam jej pistolet i ponownie się na mnie rzuca.
- Przestań, bo nas zatrzymają...
- W dupie to mam! Chcę ich zabić, rozumiesz?! - krzyknęła dziko. Ludzie siedzący obok popatrzyli na nas z trwogą, a na przedmiot w mojej ręce zareagowali tak samo, jak wcześniej. Zorientowałem się, że skończy się to tak samo, więc po raz kolejny cofnąłem czas, tym razem o jakieś dwie minuty.

Wstałem z miejsca.
- Co robisz? - zapytała Kazuma.
- Idę rozprostować nogi - powiedziałem wymijająco, po czym ruszyłem w kierunku bramek, zza których miała się wyłonić roześmiana para. W końcu ich dostrzegłem i od razu stanąłem przy ich boku.
- Witam państwa! Wygraliście państwo wycieczkę na szczyt Mount Everest!
- Proszę? - zapytał zdezorientowany mężczyzna - Nie jesteśmy alpinistami i nie braliśmy udziału w żadnym konkursie.
- Nauczymy was jak się wspinać! Wspaniała okazja! Jesteście w końcu tysięczną osobą przechodzącą przez te bramki!
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ponownie rozległ się huk i padł na ziemię. Jego dziewczyna bądź żona pisnęła cicho i rzuciła się w jego kierunku. Dostał kulką w łeb. Wyglądało na to, że to sytuacja bez wyjścia, a ja muszę pogrzebać w nieco dalszej przeszłości.

- Mamy jeszcze kwadrans do ich przylotu. Może pójdziemy coś zjeść? - zapytałem.
- Wtedy się spóźnimy i mi gdzieś uciekną.
- Nie spóźnimy się... w pobliżu jest bar, w którym podają pyszne i tanie jedzenie.
- Nie jestem głodna.
- A ja jestem.
- To idź sam.
- Żebyś mi zwiała i zrobiła coś głupiego? - zaśmiałem się - Przypominam ci, że w takim przypadku nawet byś się z ludźmi nie dogadała. W tej chwili jestem twoim prywatnym tłumaczem.
Kazuma niechętnie zgodziła się się na taki układ. Patrząc na jej kościste palce i chudą twarz, odnosiłem lekkie wrażenie, że może być anorektyczną. Dalsze głodzenie jej nie zdawało się być dobrym pomysłem. Gdy byliśmy na miejscu, ta jednak oświadczyła, że nie chce nawet frytek. Zapytałem ją o przynajmniej szklankę wody, gdyż słońce zaczęło nieźle prażyć. Na szczęście przyjęła ten "prezent". Siedząc przy stoliku i patrząc w zamyśleniu na Kazumę, która popijała małymi łyczkami napój, zapytałem:
- Jesteś na coś chora?
Odpowiedziała mi tylko przelotnym spojrzeniem. Nie odpowiedziała, więc pewnie miałem rację. Podejrzewałem anoreksję bądź inne schorzenie powiązane z układem pokarmowym. Skoro nie chciała mówić, nie chciałem jej dłużej męczyć. Kiedy skończyłem jedzenie, spojrzałem na na złoty zegarek, który nosiłem na ręce.
- Która godzina? - mruknęła ozięble.
- Spóźniliśmy się... - oświadczyłem z udawanym smutkiem. Zabrzmiało to jednak na tyle realnie, że ona tylko podniosła się z miejsca tak gwałtownie, że krzesełko upadło, po czym wybiegła z baru. Podążyłem w ślad za nią. Zaskoczony dostrzegłem, iż musiała mieć jakiś dziwny instynkt, gdyż już po trzech minutach drogi odnalazła parę.
Dziewczyna roześmiana odrzuciła swój długi, czarny warkocz, a chłopak objął ją w pasie. W drugiej ręce ściskał rączkę walizki. Zapatrzyłem się w nich aż za bardzo, gdyż dopiero z zamyślenia wyrwał mnie huk wystrzału. Dziewczyna zachwiała się i upadła na chłopaka, który aby ją utrzymać, upuścił walizkę. Tym razem znajdowali się w mało ruchliwej uliczce, ale i tak zdarzyła się tragedia, której nie chciałem. Cofnąłem się w czasie.

Po raz kolejny patrzyłem, jak dziewczyna zarzuca warkoczem, ale zaraz po tym zwróciłem się w stronę Kazumy. Celowała, więc pierwszą rzeczą, którą mi przyszła do głowy, było rzucenie się naprzód i osłonienie pary własnymi plecami. Poczułem chłód w okolicach łopatki, który pozbawił mnie tchu. Kątem oka dostrzegłem, że Kazuma stojąca za jednym z koszów na śmieci popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, po czym zniknęła w cieniu jednego z zaułków. Nogi zgięły mi się w kolanach, przez co upadłem na ziemię. Czułem, jak krew wlewa się do jednego z moich płuc. Zacząłem się krztusić. Dziewczyna podbiegła i padła na ulicę tuż obok mnie.
- Proszę pana! - krzyknęła przerażona - Nath! Wezwij karetkę!
- Nic się nie stało... - wykrztusiłem, spoglądając w jej hipnotyzujące stalowoszare oczy - Przeżyję... - zakaszlałem - Prze...żyję.

<C.D.N.>

Carlo



 Kolejny basior!
 https://pre08.deviantart.net/99f4/th/pre/f/2016/216/2/4/day_3___carlo_by_devastatore-dackkif.jpg
Autor obrazka: właścicielka Carlo, Simka Animka/Devastatore

Godność: Było sporo zamieszania z moim imieniem, ale z tego co mi wiadomo, jestem Carlo.

Od Nicolasa "Uważaj!" cz. 3 (cd. Shaten)

Szczerze mówiąc, nieco rozbawiła mnie ta wadera, nadal nie ustępując. Ale ja nigdy nie daję łatwo za wygraną. Gdy w formie cienia wślizgnęła się do swojego szałasu, jednym susem znalazłem się przy jego "drzwiach". Zapukałem kilka razy, dopóki nie poczułem mocnego szarpnięcia na, i tak już rozbolałym karku. Syknąłem z bólu. Szybko odwróciłem łeb do tyłu, ale od razu coś szarpnęło moim uchem, po czym czyjeś pazury ześlizgnęły się na mój nos, pozostawiając na nim nie małe zadrapanie. Ujrzałem ptaka, który krążył nad moim łbem. Zamachnąłem się łapą w górze, ale on wzleciał wyżej unikając tym samym ciosu.
- Spadaj stąd, ptaku! – zawyłem z bólu, po czym ścisnąłem swoje wargi w wąską kreskę. Odprowadziłem go wzrokiem, a on po chwili zniknął mi z oczu gdzieś za tyłem szałasu.
- Wredne ptaszysko. – skomentowałem gniewnie, a potem do moich poharatanych uszu dobiegł stłumiony śmiech tamtej samicy. Dopiero po dobrej chwili zauważyłem ten cały ból, jaki przeszywał moje ciało. Tego już było za wiele. Zdenerwowany z całej siły wyważyłem "drzwi" mieszkania i wparowałem do środka.
- Dobry wieczór. Jakżeśmy się dawno nie widzieli... – powiedziałem ironicznie do wadery, która spoglądała raz na mnie, a raz na wyrwane z zawiasów drzwi. Uśmiechnąłem się krzywo i ze sztucznością, po czym przeniosłem swój wzrok na ptaka, który zaczął przeraźliwie skrzeczeć.
- A ty draniu uważaj, bo ci szybko dziób zakleję taśmą z castoramy – warknąłem do niego.
- Będziesz płacił za te drzwi wyremontowanie! ROZUMIESZ? – wrzasnęła wilczyca.
- A ty za wszystkie leki i opatrunki dla mnie! – odgryzłem się wbijając w nią swoje spojrzenie. – A z resztą, masz! – powiedziałem i odwróciłem wzrok w stronę leżących na ziemi "drzwi". Podszedłem do nich i podparłem spód swoją głową, po czym podniosłem w to miejsce, gdzie powinny być.
- Jesteś większym idiotą, niż sądziłam! – zaśmiała się sarkastycznie. – Myślisz, że będą tak sobie po prostu stać, a gdy będę chciała wyjść to będę je przestawiać na bok? Debil... – skomentowała. Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Nie zaprzeczam, że może być tak jak mówisz i jestem idiotą. – powiedziałem po czym całą swoją uwagę skupiłem na jednym z zawiasów, górnym. Po chwili zasklepił się ze swoim drugim końcem, znajdującym się na tych prowizorycznych drzwiach. I tak samo zrobiłem z tym od dołu, aby było stabilnie. Środkowy załatwiłem na końcu. "No, brawo Nick, choć ten jedyny raz myślałeś całkiem logicznie... jak na ciebie" odezwała się we mnie podświadomość.
- Dobra, przyznaję, punkt dla ciebie. – rzuciła samica. Zacząłem się po chwili zastanawiać, jak ja to do cholery zrobiłem... ach, no tak, moich mocy nie da się bliżej określić.
- Równie dobrze mogę je wyrwać jeszcze raz, jeśli chcesz. – prychnąłem w stronę wilczycy. Ptak zaskrzeczał głośno i przeleciał całe pomieszczenie, lądując na ramieniu... swojej pani, jak mi się zdawało. Zmierzył mnie przenikliwym wzrokiem.
- Widać, że Snow nie pała do ciebie specjalną sympatią. – uśmiechnęła się złośliwie do mnie.
- Trudno, widać będę musiał przeżyć. – odpowiedziałem patrząc spod oka na ptaszysko. – Ten diabeł i tak już trafił na moją czerwoną listę – dodałem marszcząc lekko pysk.
- Ale wiesz, że ja i tak ci nie powiem, kim jestem? – zapytała wadera odwracając się do mnie tyłem. Zaczęła głaskać ptaka, który nadal nie spuszczał ze mnie czujnego wzroku.
- A ty wiesz, że ja łatwo nie dam za wygraną...? – Na moim pysku pojawił się chytry uśmiech i po sekundzie wilczyca ponownie leżała na ziemi, przykuta przeze mnie. Zaśmiała się cicho i zmieniła swoją formę na cień.
- Jesteś debilem, wiesz? – powiedziała po przybraniu swojego normalnego kształtu i znalezieniu się przy ścianie szałasu.
- Chyba coś o tym wiem... – potwierdziłem sarkastycznie. Cóż, a więc pora na plan B, skoro pierwszy się nie powiódł – czas na to, co potrafię najlepiej. Czyli wnerwianie innych, prościej ujmując... – Przepraszam, księżniczko, czy raczy mi się panienka łaskawie przedstawić? – zacząłem anielskim i niby niewinnym niczemu tonem.
- Chyba NIE. I nie nazywaj mnie tak – odrzekła nieco zirytowana i zlustrowała mnie wzrokiem.
- Jak sobie księżniczka życzy – uśmiechnąłem się sarkastycznie. Wadera nabrała powietrza do płuc, które po chwili wypuściła powoli przez nozdrza. – Ale coś za coś. Przedstaw się.
- Już omawialiśmy ten temat. Nie potrzebne ci to.
- A może jednak?
- Nie.
- A co jeżeli tak? – zapytałem z naciskiem.
- Zamknij ryj, do cholery! – wrzasnęła. I ptak zaczął nagle krakać, a po chwili wylądował na moich plecach i wbił w nie swoje szpony. Syknąłem z bólu i zacisnąłem powieki, lekko unosząc łeb do góry. Potem zwolnił nieco uścisk.
- Błagam, zlituj się kobieto i odczep ode mnie tą wredotę! I powiedz, aby nigdy się do mnie więcej nie zbliżał! – wykrztusiłem cicho. – NIGDY! – wrzasnąłem po chwili, aż cały szałas się zatrząsł. Zatkałem sobie łapą pysk, gdyż czasem mój krzyk potrafił stworzyć niebezpieczeństwo i zdawałem sobie z tego sprawę doskonale. Jedna z wad wilków, których geny pomieszane są z chaosem i muzyką zarazem...

<Shat? Tylko się pilnuj, bo jeszcze Nick ci niechcący mieszkanie zdemoluje... XD>

wtorek, 2 sierpnia 2016

Od Shaten "Uważaj!" cz. 2 (C.d Nickolas)

Patrzyłam na przebieg budowy. Jak mam być szczera, bardzo dobrze sobie radzili, a według mnie było to dobry pomysł, by zacząć sobie jakoś dorabiać. W sumie... nie zaszkodzi jak ja trochę pomogę. Poszłam na poszukiwanie jakiś materiałów, a przy okazji mogłam pozwiedzać tereny. Fajne jest to, że Severus pozwolił na takie rzeczy. Znalazłam dużo surowców. Podeszłam do wilków.
- Ej - położyłam surowce na odpowiedniej kupce - chodźcie, znalazłam sporo surowców potrzebnych do budowy - parę wilków poszło za mną i każdy wziął po trochę. Inni więcej, inni mniej. Wszyscy byli zaangażowani, a ja mogłam przy okazji pomóc na budowie. To chyba jedna z nielicznych rzeczy, które mi poprawiają humor - pomoc innym.
- Uważaj. – w tym momencie odwróciłam głowę w stronę głosu. Gregory posłał basiorowi mordercze spojrzenie. Basior atakowany, natychmiast się skrzywił, a potem przejechał wzrokiem po ranie basiora. Gregory oddalił się od niego. Tamten natomiast podniósł blachę i poszedł  gdzieś. Nie mogłam tolerować takiego zachowania.
- Ej! - podeszłam do niego - nie wiem czy wiesz, ale wypadki się zdarzają i nie wolno atakować ani grozić nikomu na mojej budowie w MOJEJ obecności!
- Nie wiedziałem.
- TO teraz wiesz! - warknęłam - no już do roboty, bo zetnę ci pensję - wilk popatrzył na mnie krzywo i poszedł do roboty. Zaczęłam się rozglądać za basiorem, ale nie mogłam go znaleźć. Ruszyłam, by pomóc innym w budowie.
***
Poszłam powoli do szałasu. Po chwili zmęczona usiadłam przy jakimś drzewie. Zobaczyła tego samego wilka, co był zaatakowany przez Gregory'ego. Zaczęłam go śledzić wzrokiem. Gdy ten popatrzył na mnie odwróciłam wzrok. Po chwili wyczułam jak zaczyna się do mnie zbliżać. Szybko skoczyłam w jakieś krzaki.
- Zaczekaj! - usłyszałam jak gniewnie prycha i skoczył na mnie.
- Złaź ze mnie! - warknęłam wściekle, patrząc na niego.
- Kim jesteś?! - warknął.
- A co cię to obchodzi?! - warknęłam i zmieniłam się w cień, a po chwili stałam za nim.
- Właśnie oto chodzi, że mnie nie interesuję.
- To po cholerę pytasz? - warknęłam, a ten wyglądał na zakłopotanego.
- Właśnie.
- A co cię to obchodzi? - nie dawał za wygraną.
- A czemu Cię obchodzi to kim jestem?
- Właściwie to nie obchodzi.
- TO CZEMU PYTASZ?! - warknęłam i odwróciłam się.
- Właściwie to nie wiem - wywróciłam oczami i poszłam przed siebie.
- Czekaj!
- Co znowu? - spytałam zrezygnowana.
- Nie odpowiedziałaś mi. Kim jesteś? - popatrzyłam na niego kątem oka.
- Każdym bólem jaki istnieje na tym świecie - zmieniłam się w cień i pobiegłam do swojego szałasu. Zmieniłam się w normalną formę. Po chwili usłyszałam pukanie.
- Ej! Jeszcze nie skończyłem! - warknął.
- Ale ja tak! A teraz stąd iść! - warknęłam.
- Nie, dopóki mi się nie przedstawisz!
- ALE CO CIĘ TO INTERESUJE?! - warknęłam. Po chwili usłyszałam jak krzyczy.
- Au! Au! Au! Spadaj stąd ptaku! Au! Au! - przyłożyłam ucho do drzwi. Po chwili krzyki ustały, a z okna wyleciał zadowolony Snow. Cicho się zaśmiałam.

<Nick? xDDD>

Od Nickolas'a "Uważaj!" cz. 1 (cd. chętny)

Gdy dopadły mnie poranne promienie słońca i zbudziły ze snu, dobrą chwilę poświęciłem na całkowite oprzytomnienie. Zamrugałem kilka razy dla wyostrzenia wzroku, po czym leniwie przewróciłem się na drugi bok. Okazało się to błędem, ponieważ wtedy spadłem z przyczepionego do ściany "łóżka". A przynajmniej płaskiego (zarówno od góry jak i dołu), pokrytego grubą warstwą mchu i kamienia pełniącego rolę mojego łoża. Energicznie postawiłem się na cztery łapy, choć z początku lekko się zachwiałem. Nieco bolał mnie łeb, ale zignorowałem to. Wytruchtałem na zewnątrz i szybkim ruchem wskoczyłem na szczyt mojego szałasu. Jeszcze nie zdążyłem się zbytnio przyzwyczaić do nowego mieszkania, ale powoli się z nim oswajałem.
Zastanawiałem się nad tym, czemu wokoło było tak cicho.
- Haaalo-o...? – rozejrzałem się dookoła i ze znudzeniem stwierdziłem, iż w pobliżu nie było żadnego wilka. Ten dzień źle się zapowiadał... A w moim języku słowo "źle" oznacza "nudno".
Co prawda głód mnie nie dopadał, lecz mimo to udałem się na polowanie. Choćby po to, aby przechować zdobyte pożywienie na później. Spojrzałem w dół, a następnie ześlizgnąłem się gładko po dachu szałasu. Gdy wylądowałem na ziemi zacząłem kierować się dalej w las, lecz po jakimś czasie zrezygnowałem z polowania – i udałem się na budowę. Szczerze mówiąc, to ja mam wiele przeciw ciężkim pracom, ale tak jakoś odezwała się we mnie ta dobroduszna strona i z czystej nudy postanowiłem po prostu trochę tam pomóc... Ale w głowie siedziały mi też inne plany.
Po jakimś czasie dotarłem tam, gdzie wilki pracowały przy budowie Czarnego Królestwa. Zacząłem się z zakłopotaniem zastanawiać jak mógłbym się udzielić, aż postanowiłem trochę poprzynosić surowców budującym. Zacząłem krążyć w tę i z powrotem, taszcząc na plecach surowce potrzebne do tej budowy. Wcześniej poukładane w stosach różne metalowe materiały przenosiłem i odstawiałem przy wilkach zajmujących się budową. Kiedy po drodze krawędź jednej metalowej blachy gwałtownie zsunęła mi się z pleców i otarła mocno o kończynę jakiegoś wilka, ten warknął do mnie:
- Uważaj. – posłał mi mordercze spojrzenie. Skrzywiłem się i przejechałem wzrokiem po świeżej ranie wilka, który zaczął ode mnie się oddalać. Podniosłem blachę i ruszyłem dalej.
~*~
Nastał już późny wieczór i większość wilków kierowało się już do swoich mieszkań. Tak jak i ja. Zakręciło mi się w głowie, kiedy po moim już wolnym od ciężaru karku przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Spojrzałem za siebie i moją uwagę przyciągnęła sylwetka jakiegoś wilka siedzącego przy drzewie, w cieniu. Spojrzał na mnie, ale po chwili odwrócił swój wzrok w inną stronę. Nie wiem czemu, ale ten wilk szczególnie przykuł moją uwagę. Jako, że słońce już powoli chowało się za horyzontem, mogłem dostrzec jedynie niewyraźne zarysy sylwetki nieznajomego. Zawróciłem i zacząłem się zbliżać w jego stronę. Gdy znalazłem się na tyle blisko, aby móc już prawie dostrzec wilka w całej swej okazałości, ten szybko czmychnął w pobliskie krzaki, a po chwili mogłem już tylko usłyszeć oddalające się odgłosy szelestów krzewów.
- Zaczekaj! – prychnąłem gniewnie i pędem ruszyłem za nieznajomym. Szybko go dogoniłem, naskoczyłem na niego i przygwoździłem do ziemi.

<Ktoś, kto jest na tyle odważny, by pisać op. z tym osobnikiem? C: >

Pierwsza prywatna budowa!

Shaten zdecydowała, iż zakupi jeden z terenów - Łąkę Czarnej Wieży. Od teraz za zwiedzanie tejże budowli należy zapłacić 15 BM.
Ponadto Shaten chce wybudować blok, w którym to będzie wynajmować mieszkania i park. Będzie można się w nim wyciszyć oraz pospacerować. Poszukiwani są budowniczy, którzy napiszą min. 1 op. na temat powstawania tychże obiektów. Poniżej podałam wynagrodzenie dla tych osób. Zgłoszenia są niepotrzebne - wystarczy napisać op., z dopiskiem na końcu, iż jest to skierowane do powstawania budowli na Łące Czarnej Wieży. Więcej informacji możecie uzyskać w zakładce "Terytoria".

Budowa bloku: 20 BM za op.
Budowa parku: 10 BM za op.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Ogłoszenia 6

Tutaj będą się pojawiać najnowsze wilcze wiadomości z sierpnia.
  ***
Dawno podsumowania żeśmy nie mieli... chyba musiałabym się ogarnąć i do niego wrócić, także na dzień dobry chciałabym oznajmić, że szykują się małe zmiany. Tak, ogłoszenia wrócą do łask... 
Poniżej macie podsumowania zaległych miesięcy. Na samym końcu jest wynik każdego z członków z ostatniego pół roku. Osoby skreślone są wyrzucone (a raczej ich postacie trafiają do zakładki z wilkami, które teoretycznie zamieszkują CK, ale nie można z nimi pisać op.), te, które mają zero z wykrzyknikiem zostaną wyrzucone w przyszłym miesiącu, jeżeli nie wezmą się w garść. Te z samym zerem mogą liczyć na wyrzucenie za 2 miesiące. Teraz tak będzie wyglądać system pozbywania się osób nieaktywnych. Wciąż macie spory luz, ale... meh, nie chcę, aby tu było pusto.
 ***
PODSUMOWANIE lutego CK (01.08)
 Filos - 6 (+100 M i 50 pkt.)
Shammen - 3 (+50 M i 25 pkt.)
Shaten - 2
Segra - 2
Severus - 1
Skayres - 1
Noodle - 0
Gall Anonim - 0
Warror - 0
Naomi - 0
Anays - 0
Raven - 0
Tadashi - 0
Lucy - 0
Poison - 0
Arya - 0
Ravyn - 0
Alexander - 0
Kira - 0
 
PODSUMOWANIE marca CK (01.08)
Kira - 1 (+50 M i 25 pkt.)
Shati - 1 (+50 M i 25 pkt.)
Shaten - 0
 Filos - 0
Noodle - 0
Gall Anonim - 0
Segra - 0
Warror - 0
Naomi - 0
Anays - 0
Raven - 0
Tadashi - 0
Shammen - 0
Severus - 0
Skayres - 0
Lucy - 0
Poison - 0
Arya - 0
Ravyn - 0
Alexander - 0
 
PODSUMOWANIE kwietnia CK (01.08)
 Filos - 3 (+100 M i 50 pkt.)
Shammen - 2 (+50 M i 25 pkt.)
Shaten - 1
Gall Anonim - 1
Noodle - 0
Segra - 0
Warror - 0
Naomi - 0
Anays - 0
Raven - 0
Tadashi - 0
Severus - 0
Skayres - 0
Lucy - 0
Poison - 0
Arya - 0
Ravyn - 0
Alexander - 0
Kira - 0
Shati - 0  

PODSUMOWANIE maja CK (01.08)
  Filos - 4 (+100 M i 50 pkt.)
Shaten - 3 (+50 M i 25 pkt.)
Shammen - 2
Skayres - 1
Allas - 1
Noodle - 0
Gall Anonim - 0
Segra - 0
Warror - 0
Naomi - 0
Anays - 0
Raven - 0
Tadashi - 0
Severus - 0
Lucy - 0
Poison - 0
Arya - 0
Ravyn - 0
Alexander - 0
Kira - 0
Shati - 0  
Onyx - 0
Istoria - 0
 
PODSUMOWANIE czerwca CK (01.08)
Shaten - 2 (+100 M i 50 pkt.)
Onyx - 1 (+14 M i 7 pkt.)
Istoria - 1 (+14 M i 7 pkt.)
Gall Anonim - 1 (+14 M i 7 pkt.)
Alexander - 1 (+14 M i 7 pkt.)
 Filos - 0
Noodle - 0
Segra - 0
Warror - 0
Naomi - 0
Anays - 0
Raven - 0
Tadashi - 0
Shammen - 0
Severus - 0
Skayres - 0
Lucy - 0
Poison - 0
Arya - 0
Ravyn - 0
Kira - 0
Shati - 0   
Allas - 0
 
PODSUMOWANIE lipca CK (01.08)
 Filos - 5 (+100 M i 50 pkt.)
Shammen - 2 (+25 M i 13 pkt.)
Florence - 2 (+25 M i 13 pkt.)
Alexander - 1
Nickolas - 1
Shaten - 0
Noodle - 0
Gall Anonim - 0
Segra - 0
Warror - 0
Naomi - 0
Anays - 0
Raven - 0
Tadashi - 0
Severus - 0
Skayres - 0
Lucy - 0
Poison - 0
Arya - 0
Ravyn - 0
Kira - 0
Shati - 0    
Allas - 0
Onyx - 0
Istoria - 0 

PODSUMOWANIE lutego-lipca CK (01.08)
 Filos - 18 (+450 M i 225 pkt.)
Shammen - 9 (+125 M i 63 pkt.)
Shaten - 8 (+150 M i 75 pkt.)
Florence - 2 (+25 M i 13 pkt.)
Alexander - 2 (+14 M i 7 pkt.)
Gall Anonim - 2 (+14 M i 7 pkt.)
Segra - 2
Skayres - 2
Kira - 1 (+50 M i 25 pkt.)
Onyx - 1 (+14 M i 7 pkt.)
Istoria - 1 (+14 M i 7 pkt.)
Severus - 1
Allas - 1
Nickolas - 1 
Warror - 0
Naomi - 0
Anays - 0
Raven - 0
Tadashi - 0
Shati - 0
Lucy - 0!
Poison - 0!
Arya - 0!
Ravyn - 0!
Noodle - 0
Nomida zaczarowane-szablony