Szczerze mówiąc, nieco rozbawiła mnie ta wadera, nadal nie ustępując.
Ale ja nigdy nie daję łatwo za wygraną. Gdy w formie cienia wślizgnęła
się do swojego szałasu, jednym susem znalazłem się przy jego "drzwiach".
Zapukałem kilka razy, dopóki nie poczułem mocnego szarpnięcia na, i tak
już rozbolałym karku. Syknąłem z bólu. Szybko odwróciłem łeb do tyłu,
ale od razu coś szarpnęło moim uchem, po czym czyjeś pazury ześlizgnęły
się na mój nos, pozostawiając na nim nie małe zadrapanie. Ujrzałem
ptaka, który krążył nad moim łbem. Zamachnąłem się łapą w górze, ale on
wzleciał wyżej unikając tym samym ciosu.
- Spadaj stąd, ptaku! – zawyłem z bólu, po czym ścisnąłem swoje wargi w
wąską kreskę. Odprowadziłem go wzrokiem, a on po chwili zniknął mi z
oczu gdzieś za tyłem szałasu.
- Wredne ptaszysko. – skomentowałem gniewnie, a potem do moich
poharatanych uszu dobiegł stłumiony śmiech tamtej samicy. Dopiero po
dobrej chwili zauważyłem ten cały ból, jaki przeszywał moje ciało. Tego
już było za wiele. Zdenerwowany z całej siły wyważyłem "drzwi"
mieszkania i wparowałem do środka.
- Dobry wieczór. Jakżeśmy się dawno nie widzieli... – powiedziałem
ironicznie do wadery, która spoglądała raz na mnie, a raz na wyrwane z
zawiasów drzwi. Uśmiechnąłem się krzywo i ze sztucznością, po czym
przeniosłem swój wzrok na ptaka, który zaczął przeraźliwie skrzeczeć.
- A ty draniu uważaj, bo ci szybko dziób zakleję taśmą z castoramy – warknąłem do niego.
- Będziesz płacił za te drzwi wyremontowanie! ROZUMIESZ? – wrzasnęła wilczyca.
- A ty za wszystkie leki i opatrunki dla mnie! – odgryzłem się wbijając w
nią swoje spojrzenie. – A z resztą, masz! – powiedziałem i odwróciłem
wzrok w stronę leżących na ziemi "drzwi". Podszedłem do nich i podparłem
spód swoją głową, po czym podniosłem w to miejsce, gdzie powinny być.
- Jesteś większym idiotą, niż sądziłam! – zaśmiała się sarkastycznie. –
Myślisz, że będą tak sobie po prostu stać, a gdy będę chciała wyjść to
będę je przestawiać na bok? Debil... – skomentowała. Przewróciłem oczami
i westchnąłem.
- Nie zaprzeczam, że może być tak jak mówisz i jestem idiotą. –
powiedziałem po czym całą swoją uwagę skupiłem na jednym z zawiasów,
górnym. Po chwili zasklepił się ze swoim drugim końcem, znajdującym się
na tych prowizorycznych drzwiach. I tak samo zrobiłem z tym od dołu, aby
było stabilnie. Środkowy załatwiłem na końcu. "No, brawo Nick, choć ten
jedyny raz myślałeś całkiem logicznie... jak na ciebie" odezwała się we
mnie podświadomość.
- Dobra, przyznaję, punkt dla ciebie. – rzuciła samica. Zacząłem się po
chwili zastanawiać, jak ja to do cholery zrobiłem... ach, no tak, moich
mocy nie da się bliżej określić.
- Równie dobrze mogę je wyrwać jeszcze raz, jeśli chcesz. – prychnąłem w
stronę wilczycy. Ptak zaskrzeczał głośno i przeleciał całe
pomieszczenie, lądując na ramieniu... swojej pani, jak mi się zdawało.
Zmierzył mnie przenikliwym wzrokiem.
- Widać, że Snow nie pała do ciebie specjalną sympatią. – uśmiechnęła się złośliwie do mnie.
- Trudno, widać będę musiał przeżyć. – odpowiedziałem patrząc spod oka
na ptaszysko. – Ten diabeł i tak już trafił na moją czerwoną listę –
dodałem marszcząc lekko pysk.
- Ale wiesz, że ja i tak ci nie powiem, kim jestem? – zapytała wadera
odwracając się do mnie tyłem. Zaczęła głaskać ptaka, który nadal nie
spuszczał ze mnie czujnego wzroku.
- A ty wiesz, że ja łatwo nie dam za wygraną...? – Na moim pysku pojawił
się chytry uśmiech i po sekundzie wilczyca ponownie leżała na ziemi,
przykuta przeze mnie. Zaśmiała się cicho i zmieniła swoją formę na cień.
- Jesteś debilem, wiesz? – powiedziała po przybraniu swojego normalnego kształtu i znalezieniu się przy ścianie szałasu.
- Chyba coś o tym wiem... – potwierdziłem sarkastycznie. Cóż, a więc
pora na plan B, skoro pierwszy się nie powiódł – czas na to, co potrafię
najlepiej. Czyli wnerwianie innych, prościej ujmując... – Przepraszam,
księżniczko, czy raczy mi się panienka łaskawie przedstawić? – zacząłem
anielskim i niby niewinnym niczemu tonem.
- Chyba NIE. I nie nazywaj mnie tak – odrzekła nieco zirytowana i zlustrowała mnie wzrokiem.
- Jak sobie księżniczka życzy – uśmiechnąłem się sarkastycznie. Wadera
nabrała powietrza do płuc, które po chwili wypuściła powoli przez
nozdrza. – Ale coś za coś. Przedstaw się.
- Już omawialiśmy ten temat. Nie potrzebne ci to.
- A może jednak?
- Nie.
- A co jeżeli tak? – zapytałem z naciskiem.
- Zamknij ryj, do cholery! – wrzasnęła. I ptak zaczął nagle krakać, a po
chwili wylądował na moich plecach i wbił w nie swoje szpony. Syknąłem z
bólu i zacisnąłem powieki, lekko unosząc łeb do góry. Potem zwolnił
nieco uścisk.
- Błagam, zlituj się kobieto i odczep ode mnie tą wredotę! I powiedz,
aby nigdy się do mnie więcej nie zbliżał! – wykrztusiłem cicho. – NIGDY!
– wrzasnąłem po chwili, aż cały szałas się zatrząsł. Zatkałem sobie
łapą pysk, gdyż czasem mój krzyk potrafił stworzyć niebezpieczeństwo i
zdawałem sobie z tego sprawę doskonale. Jedna z wad wilków, których geny
pomieszane są z chaosem i muzyką zarazem...
<Shat? Tylko się pilnuj, bo jeszcze Nick ci niechcący mieszkanie zdemoluje... XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz