Mimo, że umiałam nad nią panować, właśnie mnie pochłonęła. Członki
zesztywniałe miałam z zimna. Chociaż grota chroniła przed stuprocentowym zimnem to
i tak traciłam zmysły.
Tu działały starożytne siły. Byłam już wyczerpana trzynastodniowym
utrzymywaniem mnie przy życiu. Zapadłam się w zimny śnieg. Znowu
odleciałam.
Od czasu mojego pobytu tu mój organizm co jakiś czas włączał tryb oszczędzania energii.
Świadomość po prostu przestała działać. I w głowie zostały tylko wspomnienia. Jak stopklatki.
Zając, krzycząca ja, biegnąca ja, moja rodzina miotająca się w szale,
moja ucieczka, kradzenie resztek lasagne ze śmietnika. Już to
przerabialiśmy. I zwolnienie. Przybliżenie na twarz mamy trzymającą
mnie.
- Będą problemy. Urodziła się w niewłaściwym czasie. Dzisiaj niedziela, 7 lipca, 7:00. Widmowa data.
- Nie martw się. - tu głos taty - jest silna. Nie opętają jej demony...
- Halo? Hej, żyjesz? Halo? - ten głos nie pochodził ze wspomnienia.
Rozszerzyłam oczy. Nade mną stał basior. Spojrzałam prosto w jego oczy i
z krzykiem zemdlałam...
<Severus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz