Przechadzałam się po królestwie ze szczeniakami. Shammen był zmęczony
pilnowaniem ich przez noc, więc poprosił mnie żebym z nim wyszła. Od
Skay słyszałam, że doszła do nas nowa wadera. Kierowałam się w stronę jej
domu. Właśnie z niego wychodziła.
- Tak więc nowa?
Odwróciła się gwałtownie.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Jestem Filos, a to Istoria i Onyx. Moje dzieci.
- Ja... Ja jestem Florence - powiedziała trochę pewniej.
- Może chciałabyś żeby oprowadzić cię po naszych terenach? Jestem na spacerze ze szczeniakami, mogłabym się z tobą przejść.
- Ale fajnie! Właśnie chciałam sobie pochodzić, ale nie byłam pewna co tu jest ciekawego.
- Dobra, to chodź. Pokaże ci najciekawsze tereny.
Wyruszyliśmy w stronę Wodospadu. Istoria i Onyx co chwila przebiegały
nam pod łapami. Mieli świetną zabawę. Przy wodospadzie przystanęliśmy.
Szczeniaki patrzyły na mnie z wyczekiwaniem, a ja oddychałam lekkim
powietrzem, wyraźnie czując zapach kwiatów związany z tym miejscem.
Podeszłam do tafli wody. Przez ułamek sekundy zobaczyłam w moim odbiciu
Shaten. Otrząsnęłam się i zaczęłam się sobie przyglądać.
Zmieniłam się. Bardzo się zmieniłam. Moje rysy spoważniały, były mniej
dziecinne. Niechętnie spoglądałam na siebie piorunującym wzrokiem.
Odeszłam od wody.
- Pięknie tu, nieprawdaż?
- Wow... Serio tu ładnie.
Uśmiechnęłam się.
- Chodźmy dalej. Pokaże ci dalsze uroki watahy.
Przeszliśmy koło mojego domu.
- Tu mieszkam z moimi dziećmi... Mimo że to nieprawowite mieszkanie mojego partnera, to też cały czas tu przebywa.
- Uroczo.
Zaśmiałam się cicho spoglądając na szczenięta. Biegły w naszą stronę.
- Mamo, proszę. Możemy wrócić do domu? Obiecujemy, że nie będziemy przeszkadzać tacie. - spytała Istoria.
Westchnęłam.
- No dobrze kochanie, gdyby coś się stało to budźcie tatę.
- Jasne! - krzyknęła i odbiegła. Onyx podążył za nią powoli.
- Słodkie te twoje dzieci.
- Same z nimi kłopoty. - mruknęłam gorzko wyraźnie kończąc ten temat.
Szliśmy przez chwilę w milczeniu aż minęliśmy szałas Shaten.
- Czyj jest ten szałas? - spytała
- Niczyj. - powiedziałam dopiero po chwili zdając sobie z tego sprawę - Znaczy... Jest pusty.
- Aha.
Zaprowadziłam ją na kwiecistą łąkę. Usiadłam na chwilę na trawie wdychając kwiatowy zapach. Florence przyglądała się całej łące.
- Ładnie widoki. Zaprowadzisz mnie gdzieś jeszcze?
- Nie. - powiedziałam chłodno - Muszę wracać do dzieci. Ty lepiej też wróć do domu.
Nie miałam pojęcia dlaczego to robię. Florence rzuciła ciche "Cześć", a
ja przez chwilę szłam w stronę szałasu. Kiedy wadera zniknęła mi z oczu
zawróciłam i rzuciłam się pędem do Fioletowej Groty. Dopiero kiedy w
niej byłam zatrzymałam się. Położyłam się na twardym kamieniu a z moich
oczu zaczęły cieknąć łzy.
- Co jest ze mną nie tak? - wyszeptałam chowając pysk w łapach.
(Florence? Nie mam pojęcia co wyjdzie z tego opowiadania)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz