czwartek, 12 maja 2016

Od φίλος "Chwila słabości czasem nie pokazuje nic dobrego" cz. 4 (c.d Shaten)

Nie byłam w stanie pogodzić się z tym, że Shaten chce odejść. Załamana siedziałam w swoim szałasie, raz po raz wyglądając przez okna by zobaczyć czy Shat nie podąża w moim kierunku. Chciałam żeby to wyjaśniła, porozmawiała na spokojnie. Chciałam żeby została.
Zwinęłam się w kulkę na podłodze.
- Coś się stało? - spytał Shammen
- Nic... Znowu chodzi o Shat.
- Nie martw się o nią. Mam z nią porozmawiać?
- A mógłbyś?
- Jeśli tego chcesz. - uśmiechnął się i wyszedł. Ja zmieniłam się w człowieka i zaparzyłam sobie herbatę. Shammen długo nie wracał, miałam szczerą nadzieję że przekonuję Shaten by nie odchodziła. Ja stałam i wpatrywałam się w okno. Słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo przybierało szkarłatną barwę. Gęste chmury na niebie sprawiały, iż widok był cudowny i nieziemski. Wyglądało to tak nierealnie, a jednak było prawdą.
Kiedy szkarłat nieba przeszedł w cień, zaczęłam się martwić. Shammen nie wrócił, a przecież minęło już dużo czasu. Zaczynałam się martwić, czy coś mu się stało.
Gdy zapadł już totalny zmrok, u drzwi szałasu stanął Shammen. Kulał i był poobijany.
- Co ci się stało?! - krzyknęłam
- Nic... E... było już ciemno jak wracałem i zahaczyłem o jakiś pień.
Przewróciłam oczami. Teraz to już w nic nie uwierzę.
- A Shaten?
- Ona... zgodziła się
- Mógłbyś przestać kłamać? - ziewnęłam - Jest już późno, idę spać.
***
Obudziłam się, zanim jeszcze wstało słońce. Dręczył mnie niepokój. Tak jakby coś się stało Shaten. Wstałam na chwiejnych łapach. W głowie mi się kręciło. Próbowałam przejść kawałek, ale nie czułam nóg. Z trudem utrzymałam równowagę. Usiadłam na podłodze. Shammen spał kawałek stąd. Wystarczy tylko, że go obudzę.
- Shamm! - jęknęłam
- Co się stało? - spytał przerażony Shamm.
- Coś z Shat... a ja... nie mogę stać...
- Spokojnie. - Shammen wstał i pomógł mi się położyć na łóżku. - Mogę rano sprawdzić co z nią.
- Ale jej się może TERAZ coś dziać! - krzyknęłam
- Spokojnie. Śpij, ja pójdę sprawdzić co z nią.
Położyłam się. Głowa straszliwie mnie bolała, i dręczyło mnie straszliwe poczucie niepokoju.
Uspokajała mnie jedynie myśl, że Shammen poszedł sprawdzić co się dzieje Shaten, więc szybko zasnęłam.
Nie miałam pojęcia, że Shammen stoi zaraz za drzwiami szałasu. I patrzy, kiedy zasnę.
***
Resztę nocy przespałam spokojnie. Nie budziłam się już. Wydawało mi się, że z Shaten wszystko w porządku. Choć w rzeczywistości, nie miałam pojęcia co się u niej dzieje.
Obudziłam się około ósmej. Shammen przyniósł mi jadalne liście, które zjadłam na śniadanie. Wciąż lekko bolała mnie głowa i brzuch.
Wyszłam z Shammem na krótką przechadzkę. Kiedy się zmęczyłam, położyliśmy się na słońcu. Wtuliłam się w Shammena.
- Co się wczoraj stało z Shat?
- Nic... Tak jak mówiłem. - spoważniał nagle
- Ale... Sham, ja mówię tak na serio.
- Nic się nie stało. Obiecuję
- Mam nadzieję. - westchnęłam spoglądając w niebo i zastanawiając się, co myśli Shaten, gdzieś daleko, ale blisko, zamknięta w swoim szałasie...

(Shat?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony