Spojrzałam na Shaten. Nie wyglądała jakby była w najlepszym humorze.
Wciąż nie doszła do siebie po tym jak prawię wysadziła całe królestwo.
Rzuciła mi krótkie, smutne spojrzenie i westchnęła.
- W sumie, możemy. - mruknęła.
- Więc gdzie?
- Co powiecie na Las Contelinaxne i Codiamida?
- Okey. - mruknęła Shaten cicho.
- Dobry pomysł. Ogarniemy tu jeszcze z Shat i kończymy.
- Widzimy się później.
- Pa. - mruknęłam i odwróciłam się. Shaten spuściła wzrok.
- Coś się stało?
- Po prostu... nie czuję się najlepiej.
- To przeze mnie?
- Nie. - zaprzeczyła bez przekonania. - po prostu nie mam humoru.
- Jeśli nie chcesz jutro z nami iść, to powiedz.
- Mogę pójść, no chyba że będę wam przeszkadzać.
- Nie...
- Uważaj! - krzyknęła w chwili, gdy zaraz za mną zaczął spadać kamienny
blok. Odepchnęła mnie na bok i próbowała odskoczyć. Nie zdążyła jednak i
kawałek skały przygniótł jej nogę.
Zawyła z bólu.
- Shaten!
- Nic... nic mi nie jest. - wyjąkała. Spróbowała wyciągnąć przywaloną łapę. Bezskutecznie.
- Czekaj. Pomogę ci.
- Nie potrzebuje pomocy. - warknęła
- Leż bez ruchu.
Shaten chwilę się pomotała, ale wreszcie stwierdziła, że nie da rady sama.
Uderzyłam w skałę próbując ją przesunąć.
- Nic z tego. Spróbuję jeszcze czegoś poszukać.
Zmieniłam się w człowieka i rozglądnęłam. Nie było tu zbyt wiele,
większość narzędzi została zabrana i schowana. Znalazłam tylko jakiś
twardy pień. Postanowiłam, że posłużę się nim jako dźwignią. Podsunęłam
patyk pod kamień i podważyłam go. Shaten wyczołgała się. Jej noga nie
wyglądała najlepiej. Cała od krwi.
Spróbowała stanąć, ale szybko się przewróciła.
- Oszalałaś? Zaniosę cię.
Shaten przewróciła oczami. Nienawidziła kiedy ktoś chce jej pomóc.
Przyklękłam i wzięłam Shaten na ręce. Odruchowo warknęła, kuląc się.
- Spokojnie.
Zaniosłam Shaten do jej szałasu i położyłam.
- No dobra, zgaduję że muszę jakoś opatrzyć ranę. - mruknęłam
- Najpierw przemyj wszystko wodą i sprawdź czy kość nie jest zmiażdżona.
Wykonałam polecenie. Sięgnęłam po czystą szmatkę i zanurzyłam ją w wodzie. Przemyłam ranę.
- No i jak?
- Nie wiem jak to nazwać. Rana nie sięga do kości. Z tego co czuję to... złamanie się przemieściło, ale kość nie jest zmiażdżona.
- Tyle dobrze. No dobra, będziesz musiała mi nastawić tą kość.
Wedle instrukcji Shat, udało mi się przestawić kość na właściwe miejsce.
- Wypadałoby ją czymś usztywnić.
- Jakimś patykiem?
- Najlepiej, ale znajdź coś oszlifowanego.
- W takim razie lecę na budowę.
Pobiegłam w kierunku budowy. Rozglądnęłam się trochę, aż w oczy wpadł mi dosyć gładki patyk. Wzięłam go i wróciłam do szałasu.
- Mam.
- Ujdzie w tłumie.
(Shat? Pamiętaj, to luźne op. Nie chcemy tu armagedonu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz