Poszłam
do swojego szałasu tak mniej-więcej o czwartej nad ranem. Byłam wykończona po
pracy nad budową królestwa... poszłam do domku omijając ogromnym łukiem
dom Filos i Shammena. Weszłam do domku i walnęłam się na łóżko. Chyba
nigdy nie byłam tak zmęczona... przykryłam się kocem i poszłam
spać. Spokojne sny mnie witały, a nikt mi nie wbijał do domku w którym
mogłam odpocząć. Wtulona w koc śniłam o moim ulubionym miejscu, a mówię
tu o sercu lasu. Siedzę tam i patrzę w swoje odbicie, które nie jest
mną, a Evets. Czemu mnie to nie martwi? Bo jezioro w sercu puszczy
pokazuje nasze złe strony. Do końca nie wiem dlaczego, ale to miejsce
tak czy siak mnie uspokajało mimo tego, że to był tylko mój sen.
Poczułam jak ktoś dyszy mi na kark.
- Powinnaś pomyśleć nad tym... - odparł basior, który podszywał mi się pod matkę.
-
Nie przemyślę! I wynoś się z mojej głowy! Nie jesteś moją rodziną! -
wstałam i zaczęłam warczeć. Basior zniknął, a ja usłyszałam jak ktoś
puka do drzwi. Ta... ktoś mi wbił do szałasu... a było tak spokojnie.
****
- Shaten! Shaten! - usłyszałam krzyki Shammena, które mnie wzbudziły ze snu. Odwróciłam się od niego próbując zasnąć.- Śpię... przyjdź później... - wymamrotałam.
- Shaten, chodzi o Filos! - nie przestawał krzyczeć Shamm.
- Nie zmienię swojej decyzji... daj mi spać...
- SHATEN! FILOS! - krzyknął ponownie.
- Shammen na litość boską... daj mi spać... spałam raptem dwie godziny... - wymamrotałam wtulając się w koc.
- JUŻ CZAS! - krzyknął. Popatrzyłam na niego ospałym okiem.
- Na co czas? Na pogodzenie się? Sorki, ale nie teraz... - wtuliłam się w koc, a Shamm mnie odkrył. Zrobiłam irytującą minę.
-
FILOS!! TO JUŻ TERAZ! - słysząc te cztery słowa niczym oparzona wstałam
z łóżka i wzięłam apteczkę i pobiegłam z nim do szałasu. Wparowałam do
drzwi, a tam leżała Filos, która szybko oddychała i była przerażona.- Uspokój ją... - powiedziałam spokojnym, a zarazem poważnym tonem i wyjęłam z apteczki wszystko co trzeba. Podbiegłam do nich i położyłam obok rzeczy.
- Filos na mój znak... raz... dwa... TRZY!
****
O dziesiątej rano na świat przyszły dwa szczeniaczki. Filos tak samo jak ja i
Shamm byliśmy zmęczeni. Widziałam jak pyskami głaszczą swoje
szczeniątka... Wyszłam niezauważalnie z oklapniętymi uszami. Wpadłam na
Allasa.
- Patrz jak chodzisz! - krzyknęłam mając łzy w oczach.
- Przepraszam... - odparł - wszystko gra?
- Nie czepiaj się - ruszyłam dalej z łzami. Zamknęłam się w szałasie i usiadłam w kącie powstrzymując łzy. Usłyszałam pukanie.
- Można? - spytał Allas wchodząc do szałasu.
- Czego chcesz?! - krzyknęłam z łzami.
- Czemu tak zareagowałaś? - spytał.
- Niech Cię to nie obchodzi! - zaczął podchodzić do mnie.
- Shaten, może Ci pomogę - powiedział.
-
Idź stąd! - krzyknęłam cofając się bardziej do kąta. Allas popatrzył na
mnie i przytulił. Przestałam się wiercić i byłam sparaliżowana.
- C... co ty robisz?! - krzyknęłam odpychając go.
- Pieczęć przyjaźni.
-
NIE PRZYJAŹNIMY SIĘ! A TERAZ WON! - krzyknęłam, a ten wyszedł z domu
bez problemu. Oparłam głowę o drzwi i lekko je podrapałam pazurami.
(Filos?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz