poniedziałek, 2 maja 2016

Od Shammen’a „Dzień za dniem mija... ale każdy jest inny” cz.1 (cd. Filos/Shaten)

Obudziłem się. Leżałem na kępce mchu w moim szałasie, w którym spędzałem niemalże każdą noc, oczekując następnego, czasem monotonnego, dnia. Leniwie podniosłem się z posłania i wyszedłem z szałasu. Zastałem słoneczny poranek, gdzieniegdzie na błękitnym niebie zdołałem ujrzeć nieliczne białe, puszyste chmury, uporczywie kierujące się na zachód. Uświadomiłem sobie nagle, iż powinienem znajdować się teraz na placu budowy. Jeszcze śpiący i lekko osowiały, powolnym krokiem dążyłem do roboty, prosto mówiąc. Czekała mnie 'harówka' przy budowie Czarnego Królestwa, ale przynajmniej poznam inne wilki, o ile ktoś nie zrazi się moim zachowaniem bądź wyglądem. Do moich uszu dobiegał już głos Severusa wydającego polecenia pozostałym budowniczym. Powoli wychodziłem z zagajnika, który dzielił mnie od placu. Samiec Alfa, władca Czarnego Królestwa, wyglądał majestatycznie stojąc na skale o wysokości mniej - więcej półtora metra, nie można tego ukryć. Zauważył mnie, a ja z grzeczności lekko się ukłoniłem (co ma oznaczać samo schylenie szyi razem z głową), oraz podążyłem w kierunku wyznaczonym przez Severusa. Moim zadaniem było wyłącznie przenoszenie bali drewna do dwóch pozostałych basiorów, formujących kształt jednej z budowli. Wyglądało na to, że w dniu jutrzejszym, czeka mnie przenoszenie cegieł, bądź cementu. Sam mało znam się na tym fachu, a robię budowlaną pracę tak, jak mi powiedzą, nie mogę mędrkować na temat architektury, ba, nawet mi nie wolno! Wyróżnianie się z tłumu na ten sposób nie jest wyjątkowo dobrym pomysłem. Gdybym tylko mógł, w ogóle bym tego nie robił, ale dobrze by było poznać chociaż część watahy. Znam tylko trzy wilki i nikogo poza tym. Nie narzekam na to towarzystwo, ale Filos, Shaten i Severus nie są wielką gromadą. Ładowałem deski na moje barki, jednak zdawało się, że ich nie ubywa, chodziłem raz w jedną, raz w drugą stronę, monotonna to była praca, ale przynosząca efekty. Każdy był małą jednostką, składającą się na cały zespół budowniczych, dzięki którym możliwy jest rozwój Królestwa. Zauważyłem Filos rozmawiającą na uboczu z Shaten. W pamięci wciąż miałem wczorajszy dzień, niezwykły, wręcz magiczny. Podszedłem na chwilę do dziewczyn.
- Cześć! – Z uśmiechem na twarzy przywitałem się z waderami.
- O, cześć Shamm. – Jednocześnie odpowiedziały. – My mieszamy cement, a ty?
- Przenoszenie desek. Jak zazwyczaj. – W moim głosie nadal można było usłyszeć podniecenie spowodowane dniem wczorajszym. Filos miała chyba takie same odczucia. Shaten przyglądała nam się zdziwiona, gdy szeroko się do siebie uśmiechaliśmy. Najwyraźniej nie wie jeszcze o związku moim z Qui. Nie chciałem jednak mówić o tym Shat, Filos, jako przyjaciółka, powie jej wtedy, gdy będzie uważała za słuszne. Odwróciłem się i wróciłem do pracy. Pomiędzy późnym rankiem a popołudniem znalazła się chwila na odpoczynek, ale potem, aż do późnego wieczora, praca wyciskała ze mnie siódme poty. Z Qui i Shaten skończyliśmy o tej samej porze, co oznaczało wspólny powrót.
- Wybieramy się gdzieś jutro? – Zapytałem moje towarzyszki.

< Filos? Shaten? BW. Zresztą to tylko początek. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony