Przerwałem mój pusty i bezsensowny monolog. Czy te słowa miały jakiekolwiek znaczenie dla mnie? Nie, były puste jak wydrążony przez robaki pień, stary spróchniały i gnijący. Słońce dawno już zeszło, a jak zwykle sam stałem na wysokim klifie. Pode mną była kilkudziesięciometrowa przepaść. Tylko jeden mały krok i to zakończę, ale czy na pewno warto? Nie wiem, to jedna z wielu na którą nigdy nie znam odpowiedzi. Chociaż dziś jestem bardziej bliski odpowiedzi "Tak". Rana w boku pali, powyłamywane skrzydła niezdolne do lotu, zbędne, ciągną się za mną jak dwie szmaty. Przed oczami wszystko mi się dwoiło. Uśmiechnąłem się sam do siebie, z ukrytych dla mnie powodów bawiło mnie to wszystko. W tak tragicznym położeniu jeszcze nigdy się nie znalazłem. Niewiele dzieliło mnie od śmierci, a jeszcze mniej od szaleństwa. Chociaż kto wie może już byłem szaleńcem?
Wędrowanie przez Białe Królestwo jest stanowczo dobrym pomysłem skończonego idioty, no nic każdy kiedyś musi zrobić coś durnego. Jednak zdecydowanie jeszcze gorszym wymysłem jest skakanie z klifu. Tak, zastanawiałem się czy to powtórzyć. Jeden raz mnie nie zabił, niestety. Za to dla zrównoważenia trochę mnie pokaleczył. Jednak to nie był najciekawszy z moich pomysłów na życie.
Znacznie lepsze było to że właśnie wszedłem na teren Czarnego królestwa, co prawda raczej nikt za często tu nie bywał. Niedaleko płynęła rzeka o urwistych brzegach. Powoli kulejąc ruszyłem w tamtym kierunku. Nie, to raczej był bieg rannej zwierzyny. Nie wiem po co i z jakich powodów to robiłem, po prostu kolejna moja głupota tego dnia. Była coraz bliżej nie nie zwolniłem, odbiłem się od brzegu i skoczyłem w lodowatą i rwącą toń. Woda porwała mnie i poniosła niczym piórko. Przeklinałem w głowie mój dzień słabości i wszystkie dziwne pomysły jakie mi wpadły do łba. Po jakimś dłuższym czasie obijania się o kamienie dobroczynna rzeka wyrzuciła mnie na brzeg. Chciałem wstać, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Powoli zamknąłem oczy.
***
Otworzyłem oczy, dalej byłem na brzegu i dalej byłem mokry. Teraz jednak był dzień, a jakieś siedem metrów dalej siedziała mała biała waderka i patrzyła się na mnie badawczo.
- Wreszcie się obudziłeś - stwierdziła dosyć radośnie, jak na szczeniaka przystało.
- Najwyraźniej tak...
Wstałem powoli i chwiejnie. Czułem się równie fatalnie co wczoraj, ale przynajmniej miałem nieco jaśniejsze myśli, a po głupich pomysłach pozostały tylko wyłamane skrzydła i głęboka rana w boku.
- To ja już pójdę
Wadera spojrzała na mnie dziwnie.
- Wyglądasz nie najlepiej, i gdzie ty zamierzasz pójść? - zapytała z dziecinną prostotą.
To pytanie uzmysłowiło mi że nie mam dokąd iść, usiadłem zrezygnowany na pisaku i spojrzałem w niebo.
Istoria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz