środa, 9 grudnia 2015

Od Anonima "Mikołajki!" cz.2 (cd. Shaten)

Znudzony całą tą sytuacją stanąłem na samym tyle, oczekując na to, cóż takiego niezwykle ważnego mieliby nam przekazać. Większość obecnych zdradzała swój entuzjazm i chociażby najmniejsze pojęcie o tym, co mamy mieć ogłoszone, szerokimi uśmiechami malującymi się na pyskach. Usiadłem w śniegu, a Shaten kilka sekund później zrobiła to samo. Czyżby sądziła, że swoją bliskością sprawi, że wykażę nią jakieś większe zainteresowanie? Jeśli jednak w końcu pomyśli, że tak się stało, będzie w błędzie. Być może sądzi nawet, że jesteś do siebie podobni... Brutalna prawda jest taka, że niektóre rzeczy po prostu robi się z grzeczności.
Nie upłynęła minuta, kiedy to wcześniej już poznana przeze mnie, dość irytująca Skay podeszła do naszej dwójki.
- Oho, jak nie jeden, tak druga smutna. No, uśmiechnijcie się! Co wam szkodzi?
Shaten popatrzyła na nią jak na głupią, a ja po prostu wbijałem w nią puste spojrzenie. Jednak chyba tego nie zauważyła, bo szybko odwróciła się na pięcie i przechodząc między grupką wilków, wykrzyknęła radośnie:
- Dobra, wilki! Zrobimy Severusowi niespodziankę! Wszyscy, którzy tu są zaangażują się w dekoracje i piosenki i co najważniejsze... w prezenty!
Zaraz... Ale o co chodzi? Wszyscy obecni prócz wadery sąsiadującej mojemu prawemu ramieniu i jak można się domyślić - prócz mnie samego, unieśli głowy i zaczęli głośno wyć. Dźwięk odbił się echem od milczących drzew wciąż przykrytych grubą warstwą śniegu tak, że zapewne było to słychać na naprawdę dużym obszarze, jak nie sięgającym aż poza tereny Czarnego Królestwa.
- Dobra... to nasi smutacy zajmą się dekoracjami.
Smutacy... Doprawdy, nie potrafiła znaleźć lepszego słowa? Dekoracje do czego? Czy naprawdę wszyscy, a to wszyscy wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, prócz mnie? Dlaczego ja zawsze dowiaduję się wszystkiego jako ostatni? No tak, w końcu uznali, że jestem doskonale poinformowany, gdyż nie zdawali sobie nawet z tego sprawy, że mam niewielkie pojęcie o świecie, ponieważ utraciłem pamięć z bliżej nieokreślonej przyczyny. Wadera skierowała się za największe z drzew. Jak się okazało, popychając głową średniej wielkości, na wpół przemoknięty karton, częściowo umorusany śniegiem, rzuciła krótką uwagę, że wewnątrz powinny się znajdować owe "dekoracje". Shaten nie wyrażając ani odrobiny dobrych chęci podniosła się i poczłapała do kartonu. Jedną łapą rozchyliła wieko i zajrzała do środka.
Nie należałem raczej do ciekawskich osób, które wtykają nos w nieswoje sprawy, lecz wciąż nie potrafiłem pojąć, co takiego miało się wydarzyć, że trzeba aż tyle zrobić. Wilki zaczęły się rozchodzić, najprawdopodobniej dlatego, aby jak najprędzej wykonać przydzieloną im pracę. Jaką dokładnie, to już się nie wsłuchiwałem, doskonale wiedząc, że mnie się to nie tyczy.
- Czemu akurat my mamy dekoracje...? - mruknęła niby to do siebie wadera, którą dotychczas znałem głównie z widzenia. Zajrzałem do kartonu. Leżały w nim wszelkiego rodzaju łańcuchy, lodowe gwiazdki, czy pozrywane gałęzie drzew iglastych, w jakiś sposób przyozdobione tak, żeby albo połyskiwały, albo miały jakiś nietypowy kolor.
- Bo ktoś musiał... - odrzekłem, jakby to była rzecz absolutnie oczywista. W rzeczywistości powód, dla którego musimy akurat zrobić to, a nie cokolwiek innego, nie był do końca jasny. Może była to spontaniczna decyzja Skay, co było do niej całkiem prawdopodobne.
- Ta... no musiał... dobra... - mruczała do siebie. Ja w tym czasie przystanąłem z boku i po prostu bacznie obserwowałem, jak wyciąga poszczególne elementy przyszłego wystroju lasu i niezdarnie nimi wymachuje, chyba nie bardzo wiedząc, cóż począć.
- Pomożesz mi czy będziesz się patrzeć? - zapytała, posyłając mi wściekłe spojrzenie.
- Chętnie popatrzę... - odparłem i leniwie usiadłem na ziemi. Byłem naprawdę ciekaw, cóż takiego wymyśli, dlatego też nie zamierzałem się udzielać. Shaten, coraz bardziej tracąc na humorze, wdrapała się na drzewo i po prostu rzuciła jednym z łańcuchów tak, że niechlujnie zwisał po jednej i drugiej stronie szałasu. Zmarszczyłem nos. Jeśli tak zamierzała "przyozdobić" wszystko, to już naprawdę kończą mi się pomysły odnośnie tego, jaki będzie efekt końcowy. Rzuciła kolejny łańcuch, kolejny i kolejny, a gwiazdeczki krzywo natknęła na gałęzie. Nie miałem zielonego pojęcia, czy widzi to, że z jedne strony drzewa jest całe mnóstwo lodowych ozdób, a z drugiej niemalże wcale.
- Może pomożesz? - bąknęła w którymś momencie.
- Nie, świetnie sobie radzisz - odparłem, z niechęcią obserwując jej dziwaczne poczynania.
- Łapy są do kitu, jeśli chodzi o takie rzeczy... - mruknęła, jakby myśląc, że tego nie usłyszę. Zauważyłem, że ma zabawne przyzwyczajenie mówienia do samej siebie, nawet w obecności innych.
- O wiele lepiej... - mówiła dalej. Wywróciłem oczami, a wtedy na chwilę jej ręce zawisły w powietrzu, by powiedzieć tym razem głośno i wyraźnie:
- A tak się spytam... czemu nie mówisz swojego prawdziwego imienia?
- Jak ty to mówiłaś: nie chcę o tym rozmawiać - warknąłem niemalże od razu, po zakończeniu jej wypowiedzi, patrząc, jak ponownie wraca do pracy. Nie znosiłem takich pytań, bo doskonale wiedziałem, że to droga do nikąd.
- Ta... ja to mówię, bo mam swoje sprawy... a ty to mówisz, bo coś ukrywasz...
Zapadła cisza. Teraz wzięła w dłonie gałązki, choć pierwszą z nich upuściła, kłując się w palec. Wzięła go do ust i ssąc obolałe miejsce, na siłę wciskała między konar a odstającą gałąź ozdobę. Wtedy puściły mi nerwy.
- Robisz to źle.
Odwróciła się do mnie i położyła ręce na biodrach.
- Taaak? No co ty nie powiesz! Siedzisz sobie tylko na tym dupsku i sam pewnie nie zrobiłbyś tego lepiej.
Może miała rację... Ale poczucie, że rozplanowałbym to lepiej nie dawała mi spokoju.
- No zobaczymy... - mówiąc to wstałem i jednym, zdecydowanym ruchem łapy ściągnąłem jeden z łańcuchów, stanąłem na tylnych łapach i starannie zacząłem haczyć jego fragmenty o kolejne gałęzie, z których był zbudowany szałas. Następnie wziąłem dwie czerwone gałązki, wetknąłem je w jednym miejscu, poprawiłem nieco ich ułożenie i na sam środek włożyłem lodową gwiazdę, wcześniej zabraną z pobliskiego drzewa. Odwróciłem się w stronę towarzyszki. Choć stała ze skrzyżowanymi rękoma z obrażoną miną, to po jej sposobie patrzenia z łatwością poznałem, że jest nieco zazdrosna, jaki i zażenowana czy zakłopotana. Najwidoczniej wyszło mi to trochę lepiej, niż jej.
- Nie powinnaś tym rzucać byle jak. Trzeba to ułożyć jak należy i dopasować do tego odpowiednie wykończenie - na nowo stanąłem na czterech łapach - Co jak co, ale sądziłem, że skoro jesteś dziewczyną, pójdzie ci to znacznie łatwiej.
Wywróciła oczami, mrucząc coś pod nosem i ściągnęła łańcuch z innego szałasu. Tym razem zrobiła zamaszysty ruch ręką i położyła ozdobę w taki sposób, że zrobiła krąg na mieszkaniu. Pokręciłem niezadowolony głową.
- Chyba wciąż nie rozumiesz. Przyłóż się.
- Nie potrafię. Totalnie tego nie łapię.
Podszedłem do niej. Mimowolnie poczułem się dziwnie niski przy jej wyprostowanej sylwetce. Zdecydowanie było to ukłucie zazdrości. Wiedziałem, że gdy jeszcze znajdowałem się w tym - powiedzmy sobie wprost - nawiedzonym lesie, byłem człowiekiem. Wiedziałem, że dużo łatwiej byłoby mi się dostosować do właśnie takiej postaci, aczkolwiek nie miałem pojęcia, czy w tej skórze było to w ogóle możliwe. Ponownie stanąłem na tylnych łapach i wskazałem na łańcuch.
- Weź to i popatrz uważnie na szałas.
Niechętnie zrobiła co kazałem, po czym posłała mi pytające spojrzenie. Pewnie zastanawiała się, do czego ma to prowadzić.
- Posłuchaj mnie uważnie. Żeby to dopasować, wystarczy to poczuć. Pomyśl, czego tu brakuje i jak byś ten brak uzupełniła. Jakiego koloru tu nie ma?
- Nie wiem.
Westchnąłem.
- Tak naprawdę do bieli możesz dużo dopasować, bo niemalże każdy kolor z nią kontrastuje, lecz z zielenią igieł może już być nieco ciężej. Mamy niebieskie gałązki, czerwone i złote. Które twoim zdaniem pasują tutaj bez żadnych innych akcesoriów?
- Czerwone - odparła bez zastanowienia.
- Dokładnie. A gdybyś dodała beżowy łańcuch, który trzymasz w dłoniach?
- Nie pasowałby tutaj.
- Dokładnie. Więc co zrobisz?
Nie odpowiedziała, tylko bez słowa odłożyła łańcuch i wyciągnęła z kartonu kilka czerwonych gałązek i zaczęła wtykać między gałęzie szałasu. Tym razem wyglądało to o niebo lepiej. Za drugi wzięła się już bez pytania. Powywieszała na nim beżowy łańcuch i dodała trzy lodowe gwiazdki. Po skończonej robocie odwróciła się w moją stronę. Kiwnąłem głową na znak, że jest dobrze.

<Shaten? W Anonimie obudził się instynkt projektanta. ;p A tak wgl to... Jest moc! Odpisałam po jednym dniu! Co prawda opublikowałam dopiero kolejnego, ponieważ rodzice się nieco zdenerwowali, bo po godzinnej pracy, gdy już miałam kliknąć ładny, pomarańczowy przycisk, tata wyłączył internet i upierał się, że nie wolno mi go włączyć. Właściwie trudno się dziwić, skoro była już 23... Ale z drugiej strony komu zrobi różnicę minuta w tę, czy wew tę? Cóż, moim rodzicom najwidoczniej tak. xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony