- Daj głos! - wykrzyknęła moja oprawczyni.
- Ekhm, mogłabyś mnie wypuścić? - zasugerowałem.
Poczułem mocne szarpnięcie na i tak już obolałym karku.
- Powiedziałam, daj głos!
Przewróciłem oczami:
- Hau, hau?
Ach, no tak, mam żywioł ognia, dlaczego go nie wykorzystać? Siłą woli
dałem Filos odporność na ogień, by zaraz potem ją podpalić. Od razu
poczułem jak lodowe kajdanki znikają, a ja staję się wolny. Spojrzałem
na waderę, i parsknąłem śmiechem. Samica biegała wokół jakiegoś drzewa z
płonącym ogonem.
- Takie to śmieszne? - warknęła - lepiej mi pomóż
- Podaj mi dwa powody, dla których miałbym to zrobić.
- Bo...
- No właśnie.
Westchnąłem i pstryknąłem palcami, pozostawiając wymęczoną samicę z
dymiącym ogonem, za mną. Błąd. Qui skorzystała z okazji i wgryzła mi się
w ogon. Poczułem jak jej zęby przebijają skórę, i pomyślałem, że musi
wyglądać jak futrzana przeróbka piranii. Tak, wielkiej, włochatej,
żarłocznej piranii.
- Auuu! Zwariowałaś?!
- Pff, ty zacząłeś.
Tego było już za dużo dla mojej osobowości, poczułem jak pysk mi się
wydłuża, łapy sztywnieją, szczęka zmienia kształt. Bolało. Zawsze tak
jest, jednak zaraz ból złagodzi chłodna, czerwona ciecz pochodząca z
lodowego wilka. Ja, a raczej moja druga osobowość, odwróciłem się i z
sykiem szepnąłem:
- Dziesięć sekund.
<Cd. Filos, sory, że musiałaś tyle czekać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz