Przeciągnęłam się, wychodząc z cienia. Może i nie lubiłam słońca, ale
nie da się funkcjonować tylko w nocy. Arya jak zawsze wylegiwała się na
słońcu, mrucząc niczym kociak. Czasami naprawdę jej nie rozumiem. No bo
jak można lubić słońce?! Ono jest takie... takie... takie jasne, no!
Pamiętam jak kiedyś prosiła mnie, żebym z nią poleżała. Od razu
odmówiłam, patrząc na nią jak na idiotkę. Przecież dobrze wie, iż
nienawidzę długiego przebywania na słońcu. Ale wtedy Arya, jak to ona,
zrobiła tak słodką, tak zranioną minkę... i skończyło się tak, że
leżałam z nią na tej polance, przeklinając swoje miękkie serce. Mała,
wredna manipulantka.
Uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie. Moja urocza siostrzyczka była
bardzo dobrą aktorką i wspaniale wiedziała co na mnie najmocniej
działa. I do tego była taka słodka...
Nadal z uśmiechem na ustach ruszyłam w las. Musiałam coś upolować, bo
małej zdarzało się zapomnieć w wylegiwaniu. Kiedyś leżała tak cały
dzień, a potem marudziła, że jest głodna. A mi się po prostu serce
krajało na widok jej smutnej minki. Nagle zwęszyłam stadko łosi. Piżmowa
woń drażniła lekko mój nos, powodując burczenie w brzuchu. Cichcem
podkradłam się do zwierząt, cały czas trzymając się od nawietrznej, żeby
one przypadkiem mnie nie wyczuły. Upatrzyłam sobie największego samca, z
ogromnym porożem. Napięłam wszystkie mięśnie, gotowa do ataku. Czekałam
chwilę, tak aby ofiara obróciła się przodem do mnie, i rzuciłam się na
przód.
Skoczyłam prosto pomiędzy poroże zwierza, zahaczając łapą o jeden z
rogów, i wylądowałam na jego grzbiecie. Wbiłam pazury, by nie spaść,
podczas gdy łoś zaczął swój szaleńczy bieg. Na szczęście byłam przodem
do "kierunku jazdy", więc udawało mi się uchylić przed wszystkimi
gałęziami. Poczułam nagły zastrzyk sił, dlatego też szarpnęłam się z
całej siły w bok, powalając koniowatego. Szybko go dobiłam i zaczęłam
jeść. Nawet nie wiedziałam, że jestem tak głodna.
Uwielbiałam to wspaniałe, niepowtarzalne uczucie jakie dawała
adrenalina krążąca w żyłach. Arya nie lubiła takich "wygłupów", ale dla
mnie to było cudowne. Miałam wtedy wrażenie, że nic mnie nie może
powstrzymać... dlatego też byłam tak skuteczna w walkach w mojej starej
watasze. W momentach, w których inni już dawno by odpuścili, ja dalej
atakowałam. Ciągnęłam walkę tak długo, aż mój wróg opadał ze zmęczenia.
Ta wytrwałość czyniła mnie jedną z tamtejszych najlepszych wojowniczek.
- Cześć, Xena! - zawołał basior, wyłaniając się z pomiędzy drzew.
Spojrzałam na niego kątem oka. Jego sierść miała czarną barwę z białymi
wzorami.
- Nie nazywam się Xena, musiałeś mnie z kimś pomylić - odparłam chłodno.
To wcale nie jest tak, że nienawidzę wszystkich przedstawicieli płci
męskiej. Po prostu zdecydowana większość z nich zachowuje się jak ON, co
doprowadza mnie do granic wściekłości. No, a co do synów Władców, to
akurat jestem uprzedzona do wszystkich. Nie miałam z nimi zbyt dobrych
wspomnień.
- Nie? A jesteś taka wojownicza i piękna jak ona - uśmiechnął się
olśniewająco. Moje serce zabiło nieco szybciej na te słowa, ale nie
dałam po sobie tego poznać. Cóż, miałam najzwyczaniej w świecie słabość
do komplementów. - Co tak piękna wadera robi sama w lesie? - zapytał
- Nic co by cię obchodziło - mruknęłam, powracając do posiłku. W mojej
głowie rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. On był synem Władcy, co dało
się rozpoznać po tej dumie i pewności w jego głosie, a do tego miał
ogromne ego. Wypisz wymaluj ON!
- Masz partnera? - zapytał uwodzicielsko, podchodząc na mój gust zdecydowanie zbyt blisko.
- Nie - warknęłam zirytowana
- A chcesz mieć? - jego łapa znalazła się w moich włosach i nie
wytrzymałam. To była naprawdę przesada. Nienawidziłam, gdy KTOKOLWIEK
mnie dotykał. No, prócz Aryi, ale to moja siostra, nie liczy się.
- Zabierz tą łapę, bo zaraz ją stracisz - powiedziałam niebezpiecznym głosem, jednak on tylko się roześmiał
- A co taka słodka waderka może mi zrobić? - spytał kpiąco
- Może słyszałeś o Muertanach? - zapytałam słodko, odwracając się do
niego - Tak się składa, że to ja jestem tą Ravyn, która wybiła tą całą
watahę
- Jasne, a ja jestem Maurice, syn Władcy Muertan! - wypiął dumnie pierś i zaraz się roześmiał - Jesteś zbyt urocza, by nią być.
Cóż, to co zrobiłam później, raczej jest oczywiste. Swoje artystyczne
morderstwo zakończyłam wyrysowaniem jego krwią swojego imienia na
trawie. Niech wiedzą z kim zadarł.
Nagle na polanę wpadła zziajana Arya. Miała zmierzwione od biegu futro.
- Ay, pomóż - poprosiłam. Ten durny biasior był strasznie ciężki.
- Znowu?! - zajęczała moja mała siostrzyczka
- Mówiłam łapy przy sobie, ale nie słuchał! To nie moja wina! -
zaprotestowałam. Waderka przez chwilę stała w miejscu. Pewnie usiłowała
się uspokoić, ale nie miałam pewności, bo z tych jej czarnych oczu nie
da się nic wyczytać. Serio, one są takie... puste. Niezadowolona Arya
pomogła mi zamaskować trupa, ale cały czas burczało jej w brzuchu.
- Ktoś tu nie zjadł śniadanka - zadrwiłam - Tak się zajęłaś tym
wylegiwaniem, że zapomniałaś o jedzeniu? - mała pokazała mi język -
Dobra, dobra! W takim razie dziś jesz po wegetariańsku, bo znalazłam
zarąbistą polankę pełną jagódek.
***
- Lepiej dmuchać na zimno, mała. Spadamy stąd! - powiedziałam i
puściłam się pędem. Wataha tego dupka szybko się zorientowała, że go nie
ma i zaczęła już poszukiwania. Ups.
- Ray! Ray, zaczekaj! - krzyczała Arya, ale wiedziałam, że mnie nie
zgubi. Była szybka i zwinna, a ślepota nie przeszkadzała jej w
tropieniu. Nagle brązowa plama rzuciła się na mnie z boku i powaliła na
ziemię. - Tam ktoś jest - syknęła postać, która okazała się Ay - Więc z
łaski swojej nie pędź tak! - doszły nas odgłosy przedzierania się przez
podszycie - Chowaj się, Ray, ja zorientuję się w sytuacji.
Posłusznie wtopiłam się w cień. Nie lubiłam, gdy mała mnie tak
odsyłała, ale wiedziałam, że tak jest lepiej. Arya była znacznie
spokojniejsza ode mnie, ja wychowałam się na wojowniczkę. Właściwie
walka to jedyne na czym się znałam... starałam się wychować Ay na
normalnego wilka, ale to nie było do końca możliwe. Bo jak ktoś, kto nie
wie co to miłość ma kogoś jej nauczyć? To po prostu niemożliwe.
Spojrzałam na moja siostrzyczkę, która wczuwała się w rolę. Miała tak
zrozpaczoną minkę, że ledwo się powstrzymałam od wyskoczenia i
pocieszenia jej. Była wspaniałą aktorką. Nagle poderwała się do pozycji
obronnej.
- Nie zbliżajcie się! - pisnęła przerażona
- Spokojnie, mała, nie chcemy ci nic zrobić - powiedział uspokajająco czarny basior o czerwonych oczach
- Co tu robisz? - zza wilka wyjrzała brązowa wadera. Bardzo
charakterystyczne w jej wyglądzie było to, ze nie ma źrenic, tylko złote
tęczówki. Tylko na nią spojrzałam, a już wiedziałam, że to jej cieniem
się stanę. Jeszcze nie teraz, ale za niedługo.
- Zgubiłam się... - mruknęła Ay, pociągając noskiem
- Och, moja biedactwo! - zawołała wilczyca. Łatwo było stwierdzić, że u
niej instynkty macierzyńskie działają pełną parą - Do jakiej watahy
należysz?
- Ja... - urwała Arya. Co ona im powie? Przecież nie oznajmi im, że jej
starsza siostra wymordowała jej rodzinę! - Oni nie żyją. - spuściła
głowę, a część grzywki spadła jej na oczy.
- Jak się nazywasz? - spytał basior
- Aria.
- Jesteś tu sama? - uniósł brwi. No tak, mała wadera sama w lesie może
wyglądać podejrzanie. Jednak moja siostrzyczka miała smykałkę do
kłamstw, więc wiedziałam, że coś wymyśli.
- Nie mogę znaleźć mojej siostry! - jęknęła ze łzami w czarnych jak
otchłań oczach - Tylko my zostałyśmy z watahy, a ja się zgubiłam! -
szybko przetarła twarz, nie chcąc by słone krople zwilżyły jej futro.
- Kiedy się zgubiłyście? Może jest niedaleko.
- N-nie wiem... - zaszlochała mała. Jednak basior musiał coś poczuć, bo
zaczął uważnie lustrować okolice. Cofnęłam się o krok, dla pewności, że
mnie nie wypatrzy.
- Sprawdzałaś wszędzie? - wypytywała moją siostrę obca wadera
- Jej siostra stoi tam - powiedział wilk, wskazując w moją stronę głową.
Ostrożnie wyszłam z cienia, lustrując uważnie sylwetki obcych postaci,
jednak przerwała to Aria. Rzuciła się na mnie z radosnym piskiem,
zwalając mnie z łap.
- Ray! - zawołała szczęśliwa
- Na chwilę cię spuścić z oka, Ay - potarmosiłam jej włosy na czubku głowy - A ty już się gdzieś zapodziewasz.
- Głodna byłam! - fuknęła urażona moją uwagą i poprawiła sobie włosy.
Zawsze intrygowało mnie jakim cudem to robi, skoro nawet nie wie jak
wygląda - Dziękuję - powiedziała z uśmiechem do obcych - To właśnie jest
Ravyn, moja siostra - przedstawiła mnie z radosnymi iskierkami w oczach
- Jestem Severus... - zaczął basior, ale jego towarzyszka zaraz mu przerwała
- A ja Lucy! - pisnęła podekscytowana - Skoro wasza wataha nie żyje, to
może szukacie jakiejś by dołączyć? Bo wiecie, jakby co to możecie być z
nami, my z chęcią was przyjmiemy, bo...
- Lucy, spokojnie - wtrącił się Severus
Ale bardziej interesowała mnie Arya. Już na pierwszy rzut oka można
było określić, że ten pomysł się jej bardzo spodobał. Ja nie byłam tak
przekonana do tego, bo jeśli słyszeli już o moich wybrykach, to raczej
nie będzie tu jej dobrze. Zostanie napiętnowana jako siostra
morderczyni. Może i sama zabiła kogoś, ale zadbałam, by wszyscy uznali,
że to ja to zrobiłam.
- Ray, możemy?! Ray, proszę, Ray! - zawołała skacząc jak piłeczka. Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu na ten widok.
- Jeśli chcesz, mała... No, i oczywiście jeśli Władca pozwoli -
spojrzałam na Severusa. Może i nie byłam przekonana co do słuszności
tego przedsięwzięcia, ale chciałam, żeby Arya była szczęśliwa.
<Severus? Lucy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz