niedziela, 27 grudnia 2015

Od Ravyn "Na chwilę spuścić cię z oka, Ay" cz. 3 (cd. Severus lub Lucy)

Przeciągnęłam się, wychodząc z cienia. Może i nie lubiłam słońca, ale nie da się funkcjonować tylko w nocy. Arya jak zawsze wylegiwała się na słońcu, mrucząc niczym kociak. Czasami naprawdę jej nie rozumiem. No bo jak można lubić słońce?! Ono jest takie... takie... takie jasne, no!
Pamiętam jak kiedyś prosiła mnie, żebym z nią poleżała. Od razu odmówiłam, patrząc na nią jak na idiotkę. Przecież dobrze wie, iż nienawidzę długiego przebywania na słońcu. Ale wtedy Arya, jak to ona, zrobiła tak słodką, tak zranioną minkę... i skończyło się tak, że leżałam z nią na tej polance, przeklinając swoje miękkie serce. Mała, wredna manipulantka.
Uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie. Moja urocza siostrzyczka była bardzo dobrą aktorką i wspaniale wiedziała co na mnie najmocniej działa. I do tego była taka słodka...
Nadal z uśmiechem na ustach ruszyłam w las. Musiałam coś upolować, bo małej zdarzało się zapomnieć w wylegiwaniu. Kiedyś leżała tak cały dzień, a potem marudziła, że jest głodna. A mi się po prostu serce krajało na widok jej smutnej minki. Nagle zwęszyłam stadko łosi. Piżmowa woń drażniła lekko mój nos, powodując burczenie w brzuchu. Cichcem podkradłam się do zwierząt, cały czas trzymając się od nawietrznej, żeby one przypadkiem mnie nie wyczuły. Upatrzyłam sobie największego samca, z ogromnym porożem. Napięłam wszystkie mięśnie, gotowa do ataku. Czekałam chwilę, tak aby ofiara obróciła się przodem do mnie, i rzuciłam się na przód.
Skoczyłam prosto pomiędzy poroże zwierza, zahaczając łapą o jeden z rogów, i wylądowałam na jego grzbiecie. Wbiłam pazury, by nie spaść, podczas gdy łoś zaczął swój szaleńczy bieg. Na szczęście byłam przodem do "kierunku jazdy", więc udawało mi się uchylić przed wszystkimi gałęziami. Poczułam nagły zastrzyk sił, dlatego też szarpnęłam się z całej siły w bok, powalając koniowatego. Szybko go dobiłam i zaczęłam jeść. Nawet nie wiedziałam, że jestem tak głodna.
Uwielbiałam to wspaniałe, niepowtarzalne uczucie jakie dawała adrenalina krążąca w żyłach. Arya nie lubiła takich "wygłupów", ale dla mnie to było cudowne. Miałam wtedy wrażenie, że nic mnie nie może powstrzymać... dlatego też byłam tak skuteczna w walkach w mojej starej watasze. W momentach, w których inni już dawno by odpuścili, ja dalej atakowałam. Ciągnęłam walkę tak długo, aż mój wróg opadał ze zmęczenia. Ta wytrwałość czyniła mnie jedną z tamtejszych najlepszych wojowniczek.
- Cześć, Xena! - zawołał basior, wyłaniając się z pomiędzy drzew. Spojrzałam na niego kątem oka. Jego sierść miała czarną barwę z białymi wzorami.
- Nie nazywam się Xena, musiałeś mnie z kimś pomylić - odparłam chłodno.
To wcale nie jest tak, że nienawidzę wszystkich przedstawicieli płci męskiej. Po prostu zdecydowana większość z nich zachowuje się jak ON, co doprowadza mnie do granic wściekłości. No, a co do synów Władców, to akurat jestem uprzedzona do wszystkich. Nie miałam z nimi zbyt dobrych wspomnień.
- Nie? A jesteś taka wojownicza i piękna jak ona - uśmiechnął się olśniewająco. Moje serce zabiło nieco szybciej na te słowa, ale nie dałam po sobie tego poznać. Cóż, miałam najzwyczaniej w świecie słabość do komplementów. - Co tak piękna wadera robi sama w lesie? - zapytał
- Nic co by cię obchodziło - mruknęłam, powracając do posiłku. W mojej głowie rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. On był synem Władcy, co dało się rozpoznać po tej dumie i pewności w jego głosie, a do tego miał ogromne ego. Wypisz wymaluj ON!
- Masz partnera? - zapytał uwodzicielsko, podchodząc na mój gust zdecydowanie zbyt blisko.
- Nie - warknęłam zirytowana
- A chcesz mieć? - jego łapa znalazła się w moich włosach i nie wytrzymałam. To była naprawdę przesada. Nienawidziłam, gdy KTOKOLWIEK mnie dotykał. No, prócz Aryi, ale to moja siostra, nie liczy się.
- Zabierz tą łapę, bo zaraz ją stracisz - powiedziałam niebezpiecznym głosem, jednak on tylko się roześmiał
- A co taka słodka waderka może mi zrobić? - spytał kpiąco
- Może słyszałeś o Muertanach? - zapytałam słodko, odwracając się do niego - Tak się składa, że to ja jestem tą Ravyn, która wybiła tą całą watahę
- Jasne, a ja jestem Maurice, syn Władcy Muertan! - wypiął dumnie pierś i zaraz się roześmiał - Jesteś zbyt urocza, by nią być.
Cóż, to co zrobiłam później, raczej jest oczywiste. Swoje artystyczne morderstwo zakończyłam wyrysowaniem jego krwią swojego imienia na trawie. Niech wiedzą z kim zadarł.
Nagle na polanę wpadła zziajana Arya. Miała zmierzwione od biegu futro.
- Ay, pomóż - poprosiłam. Ten durny biasior był strasznie ciężki.
- Znowu?! - zajęczała moja mała siostrzyczka
- Mówiłam łapy przy sobie, ale nie słuchał! To nie moja wina! - zaprotestowałam. Waderka przez chwilę stała w miejscu. Pewnie usiłowała się uspokoić, ale nie miałam pewności, bo z tych jej czarnych oczu nie da się nic wyczytać. Serio, one są takie... puste. Niezadowolona Arya pomogła mi zamaskować trupa, ale cały czas burczało jej w brzuchu.
- Ktoś tu nie zjadł śniadanka - zadrwiłam - Tak się zajęłaś tym wylegiwaniem, że zapomniałaś o jedzeniu? - mała pokazała mi język - Dobra, dobra! W takim razie dziś jesz po wegetariańsku, bo znalazłam zarąbistą polankę pełną jagódek.
***

- Lepiej dmuchać na zimno, mała. Spadamy stąd! - powiedziałam i puściłam się pędem. Wataha tego dupka szybko się zorientowała, że go nie ma i zaczęła już poszukiwania. Ups.
- Ray! Ray, zaczekaj! - krzyczała Arya, ale wiedziałam, że mnie nie zgubi. Była szybka i zwinna, a ślepota nie przeszkadzała jej w tropieniu. Nagle brązowa plama rzuciła się na mnie z boku i powaliła na ziemię. - Tam ktoś jest - syknęła postać, która okazała się Ay - Więc z łaski swojej nie pędź tak! - doszły nas odgłosy przedzierania się przez podszycie - Chowaj się, Ray, ja zorientuję się w sytuacji.
Posłusznie wtopiłam się w cień. Nie lubiłam, gdy mała mnie tak odsyłała, ale wiedziałam, że tak jest lepiej. Arya była znacznie spokojniejsza ode mnie, ja wychowałam się na wojowniczkę. Właściwie walka to jedyne na czym się znałam... starałam się wychować Ay na normalnego wilka, ale to nie było do końca możliwe. Bo jak ktoś, kto nie wie co to miłość ma kogoś jej nauczyć? To po prostu niemożliwe.
Spojrzałam na moja siostrzyczkę, która wczuwała się w rolę. Miała tak zrozpaczoną minkę, że ledwo się powstrzymałam od wyskoczenia i pocieszenia jej. Była wspaniałą aktorką. Nagle poderwała się do pozycji obronnej.
- Nie zbliżajcie się! - pisnęła przerażona
- Spokojnie, mała, nie chcemy ci nic zrobić - powiedział uspokajająco czarny basior o czerwonych oczach
- Co tu robisz? - zza wilka wyjrzała brązowa wadera. Bardzo charakterystyczne w jej wyglądzie było to, ze nie ma źrenic, tylko złote tęczówki. Tylko na nią spojrzałam, a już wiedziałam, że to jej cieniem się stanę. Jeszcze nie teraz, ale za niedługo.
- Zgubiłam się... - mruknęła Ay, pociągając noskiem
- Och, moja biedactwo! - zawołała wilczyca. Łatwo było stwierdzić, że u niej instynkty macierzyńskie działają pełną parą - Do jakiej watahy należysz?
- Ja... - urwała Arya. Co ona im powie? Przecież nie oznajmi im, że jej starsza siostra wymordowała jej rodzinę! - Oni nie żyją. - spuściła głowę, a część grzywki spadła jej na oczy.
- Jak się nazywasz? - spytał basior
- Aria.
- Jesteś tu sama? - uniósł brwi. No tak, mała wadera sama w lesie może wyglądać podejrzanie. Jednak moja siostrzyczka miała smykałkę do kłamstw, więc wiedziałam, że coś wymyśli.
- Nie mogę znaleźć mojej siostry! - jęknęła ze łzami w czarnych jak otchłań oczach - Tylko my zostałyśmy z watahy, a ja się zgubiłam! - szybko przetarła twarz, nie chcąc by słone krople zwilżyły jej futro.
- Kiedy się zgubiłyście? Może jest niedaleko.
- N-nie wiem... - zaszlochała mała. Jednak basior musiał coś poczuć, bo zaczął uważnie lustrować okolice. Cofnęłam się o krok, dla pewności, że mnie nie wypatrzy.
- Sprawdzałaś wszędzie? - wypytywała moją siostrę obca wadera
- Jej siostra stoi tam - powiedział wilk, wskazując w moją stronę głową.
Ostrożnie wyszłam z cienia, lustrując uważnie sylwetki obcych postaci, jednak przerwała to Aria. Rzuciła się na mnie z radosnym piskiem, zwalając mnie z łap.
- Ray! - zawołała szczęśliwa
- Na chwilę cię spuścić z oka, Ay - potarmosiłam jej włosy na czubku głowy - A ty już się gdzieś zapodziewasz.
- Głodna byłam! - fuknęła urażona moją uwagą i poprawiła sobie włosy. Zawsze intrygowało mnie jakim cudem to robi, skoro nawet nie wie jak wygląda - Dziękuję - powiedziała z uśmiechem do obcych - To właśnie jest Ravyn, moja siostra - przedstawiła mnie z radosnymi iskierkami w oczach
- Jestem Severus... - zaczął basior, ale jego towarzyszka zaraz mu przerwała
- A ja Lucy! - pisnęła podekscytowana - Skoro wasza wataha nie żyje, to może szukacie jakiejś by dołączyć? Bo wiecie, jakby co to możecie być z nami, my z chęcią was przyjmiemy, bo...
- Lucy, spokojnie - wtrącił się Severus
Ale bardziej interesowała mnie Arya. Już na pierwszy rzut oka można było określić, że ten pomysł się jej bardzo spodobał. Ja nie byłam tak przekonana do tego, bo jeśli słyszeli już o moich wybrykach, to raczej nie będzie tu jej dobrze. Zostanie napiętnowana jako siostra morderczyni. Może i sama zabiła kogoś, ale zadbałam, by wszyscy uznali, że to ja to zrobiłam.
- Ray, możemy?! Ray, proszę, Ray! - zawołała skacząc jak piłeczka. Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu na ten widok.
- Jeśli chcesz, mała... No, i oczywiście jeśli Władca pozwoli - spojrzałam na Severusa. Może i nie byłam przekonana co do słuszności tego przedsięwzięcia, ale chciałam, żeby Arya była szczęśliwa.

<Severus? Lucy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony