piątek, 11 grudnia 2015

Od Skayres "Kim ja jestem?" cz.3 (cd. Anonim)

Jeszcze chwilę stałam w miejscu, wpatrując się w czarną, coraz mniejszą plamkę, nim ruszyłam się z miejsca, by pójść do Shaten. Cała trzęsąca się i z zamarzającym futrem wpadłam do jej szałasu. Dosłownie. Przed wejściem potknęłam się o prowizoryczną wycieraczkę.
- Ojejku, Skay! Co ci się stało?! - rozpoczęła swój monolog lekarza Shaten - Dalej, połóż się!
Wadera opatuliła mnie kocami, kazała zmienić się w człowieka i zmusiła mnie do otworzenia ust w celu zbadania mi gardła. Następnie, wlała we mnie napar ziołowy, po czym zaczęła zadawać pytania przeznaczone do typowych pacjentów. Nie miałam siły się z nią sprzeczać i opowiedziałam jej o tym, co się wydarzyło.
- I takim cudem jestem brudna, zmęczona, mokra i... zmęczona - Zakończyłam swoją historię.
- Masz tu herbatę z ziół leczniczych, połóż się i nie ruszaj się z domu przez najbliższy tydzień. Przyjdę zobaczyć co u ciebie jutro - wydała diagnozę dziewczyna.
- Ja?! Jakim cudem mam się nie ruszać przez tydzień, skoro rozpiera mnie energia?! - chciałam krzyczeć, jednak zamiast tego wydałam żałosny jęk i sturlałam się z łóżka.
***
Nie mam pojęcia, jakim cudem (chyba dzięki drzewom, o które miałam zaszczyt się podtrzymywać) doszłam do szałasu, ale udało mi się. Położyłam się do ciepłego, prowizorycznie zbudowanego wyrka i sięgnęłam po starą książkę z bajkami. Tę lekturę zabrałam z mojej dawnej watahy, ponieważ od zawsze był to mój ulubiony zbiór baśni. Czytając, patrzyłam na piękne obrazki, kojarzące się z moim dzieciństwem, jednak dość szybko zrezygnowałam z zbyt długiego przeglądania rysunków, ponieważ kończyło się to bardziej zasmarkaną stroną. Wyjrzałam przez okno. Piękne widoki. Ośnieżone drzewa sprawiały wrażenie otulonych białym puchem, a czasem jakiś zając przebiegł w poszukiwaniu pożywienia. Było coś koło trzeciej, słońce chyliło się ku zachodowi. Upadek i kąpiel miały miejsce coś koło jedenastej, wizyta u Shaten: plus jedna godzina to będzie coś przy dwunastej, czyli czytam już godzinę, a Anonim powinien przyjść potem, czyli powinien być teraz. Z braku czegoś lepszego do roboty zaczęłam uporczywie wpatrywać się w ręcznie zrobione drzwi wejściowe. Nic. Nikogo nie było, nikt nie wszedł. Czyli nie przyjdzie. Jednak na ludziach można się zawieść, ale czemu nie przyszedł? W tym momęcie dzrwi skrzypnęły, a ja posłałam godny psychopaty uśmiech w stronę czarnego, jednookiego basiora.

<cd. Anonim, mam nadzieję, że Skay jest do wytrzymania>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony