poniedziałek, 21 grudnia 2015

Od Aryi "Znowu?!" cz. 1 (cd. Severus lub Lucy)

Wylegiwałam się na słońcu. Ciepłe promienie muskały moje miękkie futro, podczas gdy ja mruczałam z zadowoleniem. Chciałam jak najwięcej nacieszyć się tym doznaniem, bo wiedziałam, że zaraz wpadnie tu Ravyn i zacznie mnie o coś prosić. Na przykład o kolejne przeniesienie się, bo dała w pysk jakiejś ważnej osobistości z okolicznej watahy, ewentualnie o pomoc przy ukrywaniu ciała jakiegoś zbyt nachalnego basiora. Jak na razie przez długi czas nie wpadała w żadne kłopoty, więc mogłam się odprężyć.
Moją idyllę przerwało burczenie w brzuchu. W okolicy było mało cienia, co znaczyło, że mamy już południe. Z niezadowolonym mruknięciem podniosłam się, otrzepując z trawy i zaczęłam węszyć. Niestety to było tak spokojne miejsce, iż nic prócz ptaków tu nie mieszkało. Rozciągnęłam się, by rozruszać zastałe mięśnie i pobiegłam przed siebie. Wiedziałam, że dam radę tu wrócić, zawsze dawałam. Jeszcze nigdy się nie zgubiłam.
Dopiero dwa kilometry dalej namierzyłam jakieś stadko łosi. Nadal niewidzialna w cieniu podkradłam się bliżej i zaczęłam nasłuchiwać. Już miałam rzucić się ofierze do gardła, gdy usłyszałam cichy szelest z prawej. Skupiłam się i zaczęłam analizować drobne ruchy powietrza wokół tej postaci. Nawet bez tego wiedziałam, że to nie Ray, ona by się nie skradała tak.
Wadera była na pewno większa ode mnie. No, ale co to za zaskoczenie, przecież ja wyglądam jak szczeniak... nieważne. W każdym razie wilczyca dosyć długie włosy, a na nich wianek z jakiś drobnych kwiatków. Te same roślinki miała na ogonie, który drgał delikatnie. Czyli ona też polowała. Obca skradała się cichutko w stronę zwierząt, ale nadepnęła na gałązkę, płosząc je. Miałam wielką ochotę zakląć, ale nie chciałam zwrócić jej uwagi.
Ale to i tak mi nie wyszło. Znaczy, to nie była moja wina, ja stałam nieruchomo i bezdźwięcznie, tylko ona mnie zaskoczyła. Biegła na początku niedaleko, ale potem gwałtownie skręciła, wpadając prosto na mnie. Sądząc po pisku jaki z siebie wydała też się tego nie spodziewała. Wadera podniosła się szybko, czułam na sobie jej wzrok.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - zaczęła paplać - Jestem straszną gapą, zawsze na coś wpadam... - zerwałam się na cztery łapy i zaczęłam biec - Hej, zaczekaj! - krzyknęła i również puściła się sprintem. Była ode mnie szybsza. Już prawie mnie dogoniła, nie przestając przepraszać, gdy się potknęła i przewaliła.
Moja milsza natura mówiła mi, że powinnam zawrócić i jej pomóc, ale wiedziałam też, iż Ravyn nie byłaby zadowolona, gdybym ściągnęła nam na głowę pościg. Pewnie już za sprawą jakże wspaniałego taktu Ray miałyśmy zatarg z jej watahą.
Długo kluczyłam, dla pewności, że wilczyca mnie nie namierzy. Zziajana wpadłam na polankę, na której była moja siostra. I to nie sama. Wszędzie roznosił się miedziany zapach krwi.
- Ay, pomóż! - poprosiła wadera. Usiłowała przepchać biasiora gdzieś w las, ale ciało było dla niej zbyt ciężkie. Westchnęłam głęboko, ale nie udało mi się stłumić jęku
- Znowu?! - wilczyca w odpowiedzi fuknęła urażona.
- Mówiłam łapy przy sobie, ale nie słuchał! To nie moja wina!
"Głęboki wdech, Arya, nie zamorduj jej, to w końcu twoja siostra" powtarzałam sobie w myślach. Może i to moja siostra, ale to naprawdę przesada zaczyna być.
Niezadowolona pomogłam jej ukryć basiora i zatrzeć ślady przy ciągłym akompaniamencie mojego burczącego brzucha.
- Ktoś tu nie zjadł śniadanka - zadrwiła moja towarzyszka - Tak się zajęłaś tym wylegiwaniem, że zapomniałaś o jedzeniu? - pokazałam jej język w odpowiedzi, a ta zaśmiała się - Dobra, dobra! W takim razie dzisiaj jesz po wegetariańsku, bo znalazłam zarąbistą polankę pełną jagódek.
***
Obudziło mnie szturchanie w bok. Mruknęłam coś i przewróciłam się na drugą stronę, ale Ray nie dawała za wygraną.
- Śpiochu, musimy się zmywać - powiedziała cicho
- Kim był ten basior? - zapytałam, podnosząc się. Wiedziałam, iż to właśnie tamta sytuacja między nim, a Ravyn musiała mieć spore znaczenie.
- Ay, wiesz, że mam uczulenie na synów Władców! - syknęła
- Ray, ale to już przechodzi wszelkie pojęcie! - zawarczałam, na co zaraz mnie uciszyła - Nikogo tu nie ma. Usłyszałabym.
- Lepiej dmuchać na zimno, mała. Spadamy stąd! - oznajmiła i pobiegła. Przewróciłam oczami i ruszyłam za nią w pogoń. Na szczęście byłam na tyle szybka, że jej nie zgubiłam.
- Ray! - krzyknęłam - Ray, stój! - przeniosłam się cieniem i rzuciłam na nią, powalając waderę na ziemię - Tam ktoś jest - wysyczałam - Więc z łaski swojej nie pędź tak! - doszły mnie odgłosy przedzierania się przez podszycie; wyczułam swoim "powietrznym radarem" dwójkę wilków. Basior ("znowu kłopoty będą z Ray" pomyślałam) i wadera. Widać zaniepokoiłam ich swoim krzykiem. Sądząc po tym jak szli, był to Władca i ktoś wysoko postawiony, pewnie jego doradczyni. Po tym z jaką gracją stawiała łapy, można było stwierdzić, że bardzo lubi być w centrum zainteresowania. - Chowaj się, Ray, ja się zorientuję w sytuacji.
Moja towarzyszka posłusznie zniknęła w cieniu. Często tak robiłyśmy. Ravyn była bardzo porywcza jeśli chodziło o kontakty z przedstawicielami płci przeciwnej lub o mnie. A poza tym ja robiłam milsze wrażenie na wilkach.
"Powoli, tak jak cię siostra uczyła" skupiłam się i cała moja broń zniknęła. Pozostało mi mieć nadzieję, że tylko ją uniewidzialniłam, a nie wysłałam gdzieś, bo tak też się kiedyś zdarzyło. Zrobiłam najbardziej smutną minkę na jaką było mnie stać, z domieszką rozpaczy i niepewności. Po powaleniu Ravyn miałam w trochę skołtunioną sierść, w której była trawa i jakieś gałązki. Powinnam wypaść przekonywująco.
Krzaki zaszeleściły i w momencie, w którym osoba pełnosprawna wzrokowo mogłaby zobaczyć przybyszy, cofnęłam się, pusząc sierść i szczerząc kły. Zadbałam też o odpowiednią dozę rozpaczy w spojrzeniu.
- Nie zbliżajcie się! - warknęłam cienko. Spoglądałam raz na jednego, raz na drugiego wilka. A przynajmniej miałam nadzieję, że na nich.
- Spokojnie, mała - wspominałam już, że nienawidzę tego przezwiska? - nie chcemy ci nic zrobić - powiedział uspokajająco basior
- Co tu robisz? - wtrąciła się wadera. Przestałam się już szczerzyć i przysiadłam. Pociągnęłam cicho nosem.
- Zgubiłam się... - mruknęłam lekko zawstydzona
- Och, moje biedactwo! - zawołała wilczyca. Tja, mój wygląd szczeniaczka wzbudza instynkty macierzyńskie w większości wader. Widać na nią też zadziałała moja słodycz - A do jakiej watahy należysz?
- Ja... - zacięłam się, po czym westchnęłam smutno - Oni nie żyją. - spuściłam łeb.
Wilczyca bez żadnych zastrzeżeń uwierzyła, ale wciąż czułam na sobie uważny wzrok basiora. Chyba nie nabrał się na moją bajeczkę. W sumie to była prawda, ale inaczej przedstawiona. Tamta wataha już nie żyje, a my z Ravyn błąkamy się od ponad roku po świecie, więc można powiedzieć, iż się zgubiłyśmy. Wniosek prosty - nie skłamałam.
- Jak się nazywasz? - spytał basior
- Aria - odparłam. Dobra, to akurat było kłamstwo, ale i bez tego pewnie tak by na mnie mówili. Arya czy Aria, niektórym to nie robi żadnej różnicy.
- Jesteś tu sama? - zadał kolejne pytanie. I wtedy uświadomiłam sobie, że musiał usłyszeć jak wołałam Ravyn.
- Nie mogę znaleźć mojej siostry - jęknęłam żałośnie - Tylko my zostałyśmy z watahy, a ja się zgubiłam! - w moich oczach pojawiły się łzy. Chyba ciutkę za mocno się wczułam w rolę, ale trudno. Przetarłam łapą oczy, nie chcąc by słone krople zwilżyły mi futro. Nawet gra aktorska ma swoje granice. Nie miałam zamiaru płakać przy obcych wilkach. Nawet udawanie.

<Severus? Lucy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony