wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Saphiry "Zakurzone stronnice mojego życia" cz. 2 (cd.chętny)

Miałam tylko 10 miesięcy kiedy to się stało... Moja przybrana rodzina była spoko. Dan był wspaniały. Uczył nas wszystkiego co mogłoby się nam przydać. Dlatego już 2 miesięczne szczeniaki dobrze polowały (wiem, to mało prawdopodobne, ale ten basior działał cuda!). Daria natomiast była sztywna i oziębła, ale tylko z pozoru, wszystkich nas kochała. Wiedziałam to od, może nie początku, ale już dłuższego czasu (jak na mój wiek). Z April mimo wieku zostałyśmy przyjaciółkami. Założyłyśmy zespół, tak jakby. Ona śpiewała, ja tańczyłam. Dawałyśmy pokazy dla całej naszej ogromnej rodziny. Rebecka pisała tekst i różne opowiadanie, które później odczytywała. Najlepiej chyba było w długie, zimowe wieczory, kiedy Daria będąca wilkiem światła (choć krążyły plotki, że miała w rodzinie też wilka innej, bardziej ponurej rasy) manipulowała blaskiem księżyca odbijającego się od śniegu tworząc reflektory na śnieżnej scenie stworzonej przez Kordelie (wilka śniegu czy coś w ten deseń). Wtedy w raz z innymi tworzyliśmy istne przedstawienie: Dan opowiadał żarty, Rebecka czytała, ja tańczyłam, April śpiewała itd. Było wtedy cudownie. Jednak latem kiedy był czas na pływanie i różne zabawy nad jeziorem dowiedziałam się prawdy o rodzinie. Otóż oni (ci prawdziwi) mnie nawiedzali, przychodzili i grozili Danowi i Darii. Chcieli mnie odzyskać, mówili, że chcą zobaczyć swą córeczkę Livię... Oczywiście to ja byłam Livią. Zamurowało mnie, w końcu zdenerwowana poszłam bardziej w las, a moja przybrana rodzina pływać. Kiedy wróciłam oni się topili.
- Uciekaj, szybko, teraz! Nie ratuj nas! - usłyszałam.
Jednak weszłam do wody i poczułam przeraźliwy ból, woda bolała. Ze mnie uniosła się chmura dymu, a ja czułam się potwornie. Nie mogłam się ruszyć, woda mnie pochłaniała. MUSIAŁAM uciekać, jednak nie chciałam zostawić ich. W końcu utonęli, a ja byłam w wodzie, w której była moja krew. Wszystko mnie bolało. Uwolniłam skrzydła i wyleciałam z wody, ze mnie dalej lała się krew. Bolało, tak potwornie bolało!
W końcu upadłam na ziemię...

***Jakiś czas później...***
Obudziłam się koło nieznajomych, a jednak znanych wilków.
- Cześć Liv. Idź spać, malutka, idź spać... I się nie budź! - odezwali się. Nie chciałam spać tylko uciekać, co szybko zrobiłam. Zwiałam daleko, jak najdalej się dało, byle nie być blisko (jak się domyśliłam) mojej biologicznej rodziny, która chciała mojej śmierci... Po drodze zgubiłam piórka i postanowiłam zostawić skrzydła na swojej postaci na zawsze (normalnie umiałam je chować, czego po długim nie używaniu zapomniałam jak to się robi). Tulałam się gdzieś po świecie dość długo. W końcu jednak już jako dorosła napotkałam na swojej drodze jakiegoś wilka.
- Siema! Wiesz może czy jest tu gdzieś jakaś wataha? - zawołałam (wiem, zachowałam się jak chora umysłowo, ale od dawna nie gadałam z żadnym wilkiem i już mi odwalało).
- Wataha nie, jednak ma tu siedzibę: Czarne Królestwo. Chcesz dołączyć? - odpowiedział nieznajomy wilk, nie byłam w stanie określić jego płci, przez długi brak kontaktu z innymi.
- Czarne? A nie Białe? - spytałam, gdyż obiła mi się o uszy legenda o tym królestwie.
- Tak, Czarne. Jak masz na imię?
- Saphira, a ty to...? - odparłam.

<Ktoś zechce skończyć?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony