- Uciekaj, szybko, teraz! Nie ratuj nas! - usłyszałam.
Jednak weszłam do wody i poczułam przeraźliwy ból, woda bolała. Ze mnie uniosła się chmura dymu, a ja czułam się potwornie. Nie mogłam się ruszyć, woda mnie pochłaniała. MUSIAŁAM uciekać, jednak nie chciałam zostawić ich. W końcu utonęli, a ja byłam w wodzie, w której była moja krew. Wszystko mnie bolało. Uwolniłam skrzydła i wyleciałam z wody, ze mnie dalej lała się krew. Bolało, tak potwornie bolało!
W końcu upadłam na ziemię...
***Jakiś czas później...***
Obudziłam się koło nieznajomych, a jednak znanych wilków.- Cześć Liv. Idź spać, malutka, idź spać... I się nie budź! - odezwali się. Nie chciałam spać tylko uciekać, co szybko zrobiłam. Zwiałam daleko, jak najdalej się dało, byle nie być blisko (jak się domyśliłam) mojej biologicznej rodziny, która chciała mojej śmierci... Po drodze zgubiłam piórka i postanowiłam zostawić skrzydła na swojej postaci na zawsze (normalnie umiałam je chować, czego po długim nie używaniu zapomniałam jak to się robi). Tulałam się gdzieś po świecie dość długo. W końcu jednak już jako dorosła napotkałam na swojej drodze jakiegoś wilka.
- Siema! Wiesz może czy jest tu gdzieś jakaś wataha? - zawołałam (wiem, zachowałam się jak chora umysłowo, ale od dawna nie gadałam z żadnym wilkiem i już mi odwalało).
- Wataha nie, jednak ma tu siedzibę: Czarne Królestwo. Chcesz dołączyć? - odpowiedział nieznajomy wilk, nie byłam w stanie określić jego płci, przez długi brak kontaktu z innymi.
- Czarne? A nie Białe? - spytałam, gdyż obiła mi się o uszy legenda o tym królestwie.
- Tak, Czarne. Jak masz na imię?
- Saphira, a ty to...? - odparłam.
<Ktoś zechce skończyć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz