poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Od Severusa "Pojedynek na pokaz" cz. 2 (cd. Noodle)

- Całkiem dobrze.
- Cieszę się z tego powodu - zaśmiała się wadera. - Mam szanse stać się lepsza od ciebie?
Popatrzyłem na nią uważnie. Trudne pytanie. Od szczeniaka wmawiano mi, że jako członek rodziny królewskiej dysponuję większą mocą, niż pozostałe wilki. Mówiono, że mam potężne korzenie, więc z tego powodu mój żywioł jest w stanie osiągnąć więcej. Nie wiedziałem, ile w tym jest prawdy i szczerze powiedziawszy, nadal nie znam na to odpowiedzi.
- Kto wie... może kiedyś... - rzekłem po chwili namysłu.
- Czyli że teraz uważasz się za lepszego ode mnie? - zapytała, podnosząc się z pnączy. Te natychmiast po pozbyciu się jej ciężaru powróciły na swoje miejsce.
- Pamiętaj, że mamy różne żywioły i z tego powodu ciężko je przyrównać do siebie. Ponadto ty jesteś bardzo młoda, a mnie niebawem zaczną nazywać starcem - zaśmiałem się bez cienia wesołości.
- Nie przesadzaj - wywróciła oczami. - Póki zachowasz formę, nikt nie zauważy. Jak na moje oko wyglądasz na 3-latka.
- Tylko tak mówisz.
- Wcale, że nie - mrugnęła do mnie jednym okiem. Nie odpowiedziałem, tylko pogrążyłem się w głębokich przemyśleniach. Noodle ma trochę racji. W rzeczywistości nie można było mnie nazwać młodzianem, ani też staruszkiem. Pięć i pół roku - niby nie dużo, ale jednak nadal robi wrażenie. W świecie ludzi tłumaczą to sobie na około 40 lat. Podobno większość mężczyzn w tym wieku przechodzi tak zwany "kryzys wieku średniego". Nie wiem dokładnie, na czym to polega, ponieważ w mieście zamieszanym całkowicie przez ludzi byłem tylko ten jeden, jedyny raz. Nie nauczyłem się też zbyt wiele z ksiąg pochodzących z Biblioteki, gdyż większość zawierała treści na temat magii, legend oraz wszelkiego rodzaju klątw. A co jeśli ów kryzys także będzie mnie dotyczył?
- Sevo, orient! - krzyknęła rozbawiona Noodle. Tym samym brutalnie wyrwała mnie z melancholii. Z zaskoczeniem malującym się na pysku w ostatniej chwili odskoczyłem od pnączy, które próbowały się na mnie rzucić i spętać ciało.
- Noodle, co to za napastowanie niewinnych wilków? - zapytałem odsuwając się od kolejnych natrętnych roślin, które wytworzyła magia błękitnej wadery.
- To tylko zabawa! - śmiała się dalej, używając coraz bardziej wymyślnych zaklęć. Nie były one szkodliwe dla życia, ani zdrowia, ale i tak bliskie spotkanie z pokrzywą nie byłoby dla mnie dobrym kontaktem.
- Kto by pomyślał, że zjawiłem się w okolicy tylko po to, żeby spożyć posiłek, a nie toczyć walkę z gałęziami - mruknąłem pod nosem, schylając się, by nie oberwać w łeb od twardych owoców jakiejś z roślin. Noodle najwyraźniej to usłyszała i wybuchnęła kolejną porcją donośnego śmiechu. Cała sytuacja z jej punktu widzenia musiała wyglądać niezwykle komicznie.
- Może po prostu oddasz mi zająca i będzie po problemie? - zapytałem z nikłą nadzieją w krwistoczerwonych ślepiach. Patrzyłem na wciąż dyndającego w powietrzu gryzonia.
- Nie!
- Dlaczego?
Zwróciłem pytający wzrok w jej stronę.
- Bo wtedy nie będzie zabawy! Walcz! - odkrzyknęła bojowo Noodle. Oczywiście całe starcie nie będzie wzięte za prawdziwy pojedynek na śmierć i życie, ale ona i tak uparcie upierała się przy swoim. Westchnąłem. Wolałem obywać się bez przemocy, ale w tym wypadku chyba nie miałem innego wyjścia. Zamknąłem oczy i skupiłem część energii w jednym punkcie. Zgodnie z momentem otworzenia oczu wokół mnie dosłownie wybuchnęły pokłady wiatru, sprawiając, że Noodle poleciała i upadła kilkanaście metrów ode mnie, a rośliny odgarnęły się na taką odległość, żebym mógł spokojnie zrobić duże koło o średnicy ponad pięciu metrów. Swobodnie uniosłem się nad ziemię, by z wysokości nie tylko ustalić, czy waderze nic nie dolega, ale też sięgnąć zająca i go zjeść. Jak postanowiłem, tak zrobiłem... a przynajmniej częściowo. Okazało się, że tak jak myślałem, błękitna była tylko ogłuszona i zdezorientowana, ale już wracała do siebie, podnosząc się zbolała z krzaków, w których wylądowała.
- Przepraszam, ale nic innego mi nie przychodziło do głowy. Inaczej pewnie byś mi nie oddała obiadu, a jestem bardzo głodny. Jeszcze raz przepraszam za tą nieuprzejmość z mojej strony - tłumaczyłem się.
- Nic nie szkodzi... - odparła Noodle kołysząc się na boki, zupełnie jakby wypiła przynajmniej pięć litrów alkoholu. Zatroskany stwierdziłem, że zając w tej sytuacji nie jest moim priorytetem i podleciałem do niej. Gładko wylądowałem obok, w ostatniej chwili ratując ją przed upadkiem. Jej łeb wylądował na moim boku, a łapy niemalże całkowicie osunęły się na ziemię.
- Na pewno nic ci nie jest?
- Tak, tak... - Noodle powoli stanęła należycie, najwyraźniej odzyskując już świadomość. Ulżyło mi.
- To co? Bierzesz w końcu tego zająca, czy nie? - zapytała po chwili.
- Owszem.
Ponownie uniosłem się nad ziemią, podleciałem do martwego zwierzęcia i pochwyciłem w paszczę. Następnie wylądowałem i zabrałem się do jedzenia. Noodle po prostu stała i na mnie patrzyła.

<Noodle?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony