W pewnej wiosce, znajdującej się z dala od ludzi, żyła wadera. Miała ona pewien problem, bardzo chciała mieć szczenięta, niestety nigdy nie zdołała zajść w ciążę. Jednak, pewnego dnia, los się do niej uśmiechnął. Do wioski przybyła stara, doświadczona szamanka. Wadera natychmiast skorzystała z okazji, i pobiegła szybko do chatki wynajętej przez szamankę. Gdy starsza wilczyca otworzyła drzwi, ta natychmiast padła do jej łap niemalże płacząc:
- Proszę, pomóż mi! Marzę o pięknym małym szczenięciu, delikatnym jak płatek róży i pięknym jak słoneczny dzień!
Na te słowa doświadczona zielarka zaprosiła niedoszłą matkę do środka, gdzie zastanowiła się nad jej problemem. Po dłuższej chwili wyjęła z torby kwiat złotej róży.
- Weź ten kwiat, i opiekuj się nim jak okiem w głowie, a kto wi...
Klientka szamanki usłyszała strzał, porwała różę, i przykryła ją swoim ciałem, ratując przed spadającym dachem.
- Ha, ha, ha! To się dzisiaj obłowimy! Na skórach zarobimy krocie! - wilczyca przycisnęła kwiat jeszcze bardziej do siebie. - No! Trzeba je oskórować!
Szamanka rzekła słabnącym głosem do wadery:
- Szybko, obok kominka jest obluzowana płyta. Uratuj małą i siebie - po czym zmarła.
Wadera skorzystała z rady nieboszczyka i podczołgała się do owego przejścia. Uciekła! Uszła z życiem!
* * *
Miesiąc później wilczyca siedziała przy parapecie trzymając małą
różyczkę na kolanach. Co jakiś czas zagubiona łza skapywała na jej
delikatne płatki:- Czemu, och, czemu nie możesz nic powiedzieć, dlaczego nie ożyjesz? - mówiła do siebie - Tak bardzo marzę, byś mogła nazwać mnie mamą!
Kolejna łza skapnęła na złote płatki, lecz tym razem spłynęła po łodyżce, by zniknąć w ziemi. Wtedy zaczęło dziać się coś dziwnego, listki zaczęły odpadać, tak jak i płatki. Wadera odskoczyła od parapetu, zrzucając przy okazji doniczkę z różą.
(ilustracja)
- Mamusiu! - krzyknęło dziecko - uważaj troszeczkę! Ale nie ważne, w końcu możesz mnie przytulić!
Matka dziecka otworzyła szerzej ślepia, starając się opanować strach, zawiedzenie, a także ślepą nienawiść. Czyli uratowała życie tego, tego dwu-nożnego stwora?! To coś ośmiela nazywać się ją matką?!
- Nie zbliżaj się do mnie potworze! - wykrzyknęła
- Mamo, jak możesz tak mówić? Przecież tak bardzo mnie pragnęłaś! Dlatego ożyłam!
- I tego żałuję najbardziej. Wynoś się stąd, nie ma tu miejsca dla ciebie, na co, do cholery, czekasz!?
Dziewczynka zaczęła płakać na dobre. Zaraz potem wyszła przez szczelinę w uchylonym oknie. Jak ta kobieta mogła jej to zrobić? Tylko dlatego, że nie ma futra? Dziewczynka nie miała co ze sobą zrobić, więc poszła nad rzekę, wypłakać swe smutki i żale. Wtedy, do dziecka podeszła pół-przeźroczysta nimfa wodna:
- Jak się zwiesz, drogie dziecko?
- J-ja? N-nie wiem?
- Jak to, nie masz imienia? Zabiorę cię do króla, może on coś wymyśli. Nie masz ani skrzydeł, ani zdolności przemiany. Co tu począć?
Po godzinie chodzenia nimfa z dzieckiem dotarła do niewielkiego jeziorka.
- Tu mamy pałac - powiedziała nimfa wskazując palcem ta gładką taflę wody - Teraz musisz bardzo mocno wstrzymać powietrze - mówiąc to, wepchnęła dziewczynkę do głębokiej wody.
Dziewczynka spadała w dół bardzo powoli, na koniec upadła na muliste dno. Popatrzyła zamglonym wzrokiem na niebo, a to co tam zobaczyła, bardzo ją przeraziło. Nimfa, nie była już więcej nimfą, była wstrętnym chochlikiem, który sprowadził na dziecko niechybną śmierć.
(ilustracja)
Dziewczynka usłyszała głos, gdzieś w zakamarkach umysłu:
- Idź zemścić się na nich, pokaż na co cię stać, oni cię nienawidzą, pokaż im! Pokaż im kim jesteś! Jesteś...
- ...Amelią... - Wybełkotało wypuszczając dziecko, ale woda zalewała jej płuca.
Obudziła się na lądzie, tuż obok zmasakrowanych zwłok chochlika. Ręce i ubranko miała czerwone od krwi, ale nie przejęła się tym za bardzo. Teraz Amelka poszła odwiedzić mamusię.
Od tamtej pory, gdy zobaczysz jezioro uciekaj, mały wilczku, ponieważ może być to miejsce śmierci zjawy Amelii, która była niewdzięcznym człowiekiem. Pamiętaj, nigdy nie chodź sam po zmroku.
Po ostatnim wersie, z hukiem zamknęłam księgę.
- Podobało się? - wychrypiałam w stronę mojego kolegi.
Anonim miał na twarzy wyraz kompletnego szoku i osłupienia:
- To takie bajki czytaliście dzieciom na dobranoc? - wykrztusił.
- Tak, to straszne, że ludzie są... no... tacy straszniiiii - a-psik - kichnęłam pod koniec zdania - a tak przy okazji, to skąd się wzięło twoje imię, i czy twoje imię to Gall, czy Anonim, i czy...
- Zwolnij trochę Skayres - przerwał mi Gall.
<cd. Anonim, czy tylko mi się wydaje, że bajka brzmi odrobinę jak creepypasta? ~che,che>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz