Nadeszły walentynki. Eh, każdy samotnik wie jakie to uczucie chodzić wtedy drogą pełną trylkoczących dzióbków.
Starając się nie ześwirować zakopałam się pod kołdrą tak głęboko, że nie docierało do mnie żadne światło.
- Trzeba wstawać! - krzyknęło zło, którego się spodziewałam. Do szałasu wbiegła... Anays.
- No chodź, przecież dzisiaj są walentynki! Trzeba wstać wcześniej! - uśmiechnęła się i łapą strąciła ze mnie kołdrę.
Niepocieszona zmieniłam się w wilka. Wyskoczyłam z ciepłego łóżka. Prychnęłam cicho.
- Obiecuje, już wstanę tylko sobie pójdź. - mruknęłam i wyrzuciłam ją za drzwi.
Te walentynki, jak i inne mam zamiar spędzić sama. Chodź skrycie wierzę, że wyjdę gdzieś z Shammenem. Co mi się dzieje?
Zaparzyłam sobie herbaty i wyszłam coś zjeść. Podreptałam do Shaten, w
końcu ona na pewno ma jakieś dobre zioła, coś wegetariańskiego. Kiedy
dotarłam do domu Shaten, jej w środku nie było.
Stwierdziłam że i tak sobie coś zabiorę. Zapasy Shaten jednak się
kończyły, więc przystałam na pięciu kuleczkach soczewicy i rzeczach ze słoika
podpisanego "Filos".
Co prawda, byłam tak głodna, że zjadłam to od razu u Shaten, ale zostawiłam karteczkę "Pożyczam jedzenie".
Mimo że były dziś walentynki miałam zdecydowanie mniej płaczliwy
nastrój, wręcz szczęśliwy. Wróciłam do szałasu. Herbata właśnie się
zagotowała, mogłam więc ją wypić i gdzieś wyjść. Rozkoszując się pysznym
Early Greyem, którego posmak jeszcze został mi na ustach, wyszłam
zdecydowana odwiedzić Shammena. Chciałam pójść do Fioletowej Groty,
samotne wyprawy tam są co prawda świetne, ale wiem że Shammen też lubi
tam przebywać.
Zapukałam. Shammen otworzył prawie natychmiast.
- Hej, Filos, co jest?- jego humor też się najwyraźniej poprawił.
- Może, poszlibyśmy razem na budowę? Wiesz, razem raźniej. A potem możemy iść do Fioletowej Groty.
- Ok, jeśli wybaczysz, dojem śniadanie i do ciebie wracam. - odparł po czym wrócił do szałasu.
Praktycznie zemdlałam przed drzwiami. Udało się. Nie wyszłam na idiotkę!
Odetchnęłam głęboko i usiadłam. Po chwili Shammen wyszedł. Poszliśmy
razem do Świątyni Wilczych Bogów. Nie było tam zbyt dużo ludzi.
Dostrzegłam Severusa i Skayres. Przywitaliśmy się i wróciliśmy do
obowiązków.
Mieliśmy poznosić kryształy z amfiteatru do świątyni. Będą nam służyć do
wykończeń. Severus i Skay znosili bloki kamienia z których wykonamy
świątynie. Ponieważ amfiteatr nie leżał zbyt daleko po chwili tam
doszliśmy. Kryształów było sporo, bo nie użyliśmy wszystkich do
amfiteatru. Zmieniłam się w człowieka i podniosłam kryształy. Shamm z
trudem złapał je w łapy, ale dawał sobie radę. Po chwili wróciliśmy do
świątyni. Nie zabraliśmy jednak wszystkiego więc wróciliśmy się jeszcze
raz. Kiedy przyszliśmy, wilków zdecydowanie doszło. Widziałam dużo
tych których imion nie udało mi się zapamiętać. Jakaś Noodle, Tadashi?
Nie mam pojęcia.
Praca szła nam dość szybko. Pomagaliśmy ustawiać kamienne bloki. Inni
rzeźbili w nich wilczych bogów. Około południa Severus nas wypuścił.
Robiło się coraz cieplej i śnieg powoli topniał nam pod stopami. Za
niedługo odejdzie zima. Moje futro zrobi się szarawe. Nie będzie wymówek
na zostanie w domu. Westchnęłam.
- To idziemy? - spytał Shamm.
- Jasne, przejdziemy teraz wodospadem. Będzie szybciej.
- Ok. Już nie mogę się doczekać kiedy tam będziemy.
Zaprowadziłam go więc drogą wiodącą przez wodospad. Przeszliśmy
niewielkim szybem znajdującym się koło wodospadu i trafiliśmy prosto na
wyspę.
- Tu jest naprawdę pięknie. - powiedział kładąc się pod drzewem. Zrobiłam to samo.
- Masz racje. Niewiele osób docenia prawdziwe piękno tego miejsca.
Shammen ziewnął.
- Aż by się chciało tu leżeć i się nie ruszać.
Przytaknęłam. Zmęczona natłokiem dzisiejszego dnia, dnia przed walentynkami zasnęłam, nawet nie wiedząc kiedy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz