Od kiedy w królestwie rozpętała się zamieć śnieżna, żyje się coraz
gorzej. Wszystko zaczęło się pięć dni temu, gdy zaczął padać śnieg. Niby
nic wielkiego. Wieczorem sięgał mi do kostek. Kolejnego dnia jak zwykle
poszłam na plac budowy. Na początku były tylko trzy osoby, później inne
wilki zaczęły dochodzić. Brakowało tylko Leany, Tempusa i Jemito. Śnieg i
wiatr z każdą chwilą nasilał się. Gdy sięgał mi do kolan poznaliśmy
brutalną prawdę - oni nie żyli. Severus podjął słuszną decyzję, aby nie
oddalać się od siebie do końca zamieci, znaleźć schronienia oraz
mieszkać w jednej jaskini w kilka osób. Podczas poszukiwania w miarę
bezpiecznego miejsca widoczność bardzo się pogorszyła. Widziałam tylko
ogon wilka idącego przede mną. Nagle łapa utknęła mi w śniegu.
Szarpałam się i starałam przekrzyczeć wiatr, lecz to było na nic.
Zostałam zdana tylko i wyłącznie na siebie. Na szczęście w dosyć szybko
udało mi się wydostać. Zaczęłam szukać jakichkolwiek śladów wędrówki
moich towarzyszy, lecz było to bezskuteczne, ponieważ wszystko zasypał
śnieg. Jeszcze przed zachodem słońca udało mi się znaleźć jaskinię, w
której na moją korzyść były uschnięte gałęzie drzew w dużej ilości.
Rozpaliłam ognisko i czekałam. Trzy dni później śnieg nie ustawał, a ja
przez to nie ruszyłam się z miejsca. Moje zapasy drewna powoli kończyły
się. Głód zaczął mi mocno przeszkadzać. Z chęcią wytworzyłabym jakąś
roślinę za pomocą mocy, ale byłam już zbyt osłabiona. Podczas tych
godzin wydawało mi się, iż czas zatrzymał się w miejscu. W którymś
momencie gdy wiatr trochę ucichł, usłyszałam niewyraźnie wykrzykiwane
moje imię. Już myślałam, że po prostu przesłyszało mi się, lecz to się
powtórzyło. Teraz wyraźnie słyszałam jakby głos należał do Severusa, ale
to było niemożliwe. Przecież on nie byłby na tyle głupi, żeby wyjść ze
swojej jaskini w takiej sytuacji, a nawet jeśli to szansa na
znalezienie mnie pośród tej zamieci była znikoma. Mój rozum roztaczał
walkę z sercem, lecz ono wygrało. Wybiegłam z mojego schronienia
kierując się głosem przyjaciela. Zapadałam się w śniegu i nic nie
widziałam. Wołałam go po imieniu, ale odpowiedzią był tylko niezmienny
krzyk. Biegłam dalej i wydawało mi się, że nie przybliżam się do celu.
Czułam, że moja wytrzymałość jest już u kresu, jednak nie mogłam się
zatrzymać. Walczyłam z wiatrem. Nagle wiatr nasilił się, straciłam
równowagę i upadłam na zimny śnieg. Słyszałam Severusa... nie, głos
Severusa z każdej strony, jakby dziesięć jego klonów otoczyło mnie i
powoli zbliżało się. Nie miałam siły aby wstać, więc czekałam w bólu i
słuchałam jak wołanie nasila się, a chwilę później osłabia, aż w końcu
znika. Z moich oczu zaczęły wylewać się gorzkie łzy. Nie panowałam nad
tym. Byłam zła na siebie, że jestem taka bezsilna. Wstałam powoli i
ruszyłam wolno nie myśląc gdzie idę.
- Głupia, głupia ja. - zaczęłam mówić sama do siebie- Przecież to było
logiczne, że to nie Severus. Czemu byłam taka naiwna. - Czułam jak moje
łzy spływające po policzku momentalnie zaczynają zamieniać się w lód.
Złapałam jedną łapą łzę. Wyglądała, jakby była silna, wytrzymała, lecz
gdy za mocno ją się przyciśnie natychmiastowo zamienia się w lodowy
proszek. Zapatrzyłam się w nią.
- Ona jest taka jak ja. - powiedziałam i zaczęłam szlochać - Czemu teraz
zbiera mi się na cholerne metafory?! - zaczęłam truchtać - Mam nadzieję,
że kiedy zginę, ten śnieg zniszczy wszelkie życie na tej planecie. -
przestałam szlochać i zaczęłam się śmiać - Dokładnie. Gów*o mnie obchodzi
czy zginę. Ważne tylko, aby wtedy inni też podzielili mój los! - Nagle
potknęłam się i upadłam. Przestałam się śmiać dopiero, gdy do moich uszu
dotarło coś niepokojącego. Był to oddech wilka. Od razu można było
stwierdzić, że rannego. Uspokoiłam się i podeszłam do niego. Gdy byłam
wystarczająco blisko, aby go zobaczyć okazało się, że było to szczenię
białe jak śnieg. Patrzyłam jak z trudem bierze oddech. Gdy przybliżyłam
się jeszcze trochę stwierdziłam, że jest nieprzytomne. Złapałam je za
ramiona. Okazały się zimne jak lód.
- Halo, co się stało? - Starałam się za wszelką cenę złapać z nim kontakt, lecz było to na nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz