czwartek, 7 stycznia 2016

Od Shaten "Rozwijanie królestwa" cz. 4 (c.d Warror lub chętny)

W tym momencie zamarłam. Ktoś się mnie spytał o tak prywatną rzecz... O moje imię... prawdziwe imię... nikt go nie zna...
- Nie ważne - odparłam, siedząc na ławce przygnębiona prawdą.
- Ważne, ważne. Musi być jakiś powód, a ja nie odpuszczam - odparł.
- Nie powiem ci! - krzyknęłam podnosząc głowę.
- Powiedz mi. Proszę... - Nalegał. Czułam, jak czarna energia zaczyna mnie pokrywać. Ale się uspokoiłam.
- Nie powiem ci, jasne? - odparłam i poszłam dalej pracować. Tym razem zaczęłam poprawiać teren, by było odpowiednio miejsca. Niestety... było późno, a kawa tak długo nie trzyma... zasnęłam w trakcie pracy i obudziłam się rano w swoim szałasie o około siódmej rano.
- Czekaj... byłam na budowie... - powiedziałam, rozciągając się w formie człowieka. Ubrałam się w coś ciepłego i miałam już wychodzić, gdy zobaczyłam w lustrze swoją bliznę w kształcie gwiazdy.
- Nie wspomnę o tym nikomu... nie mogą wiedzieć... to mój sekret, moja czarna przeszłość. do której nie chcę wracać... - powiedziałam do siebie i podniosłam bardziej kominiarkę, by nie było widać blizny i poszłam pomóc w dalszej budowie. Gdy dotarłam zobaczyłam, że wiele wilków było już w trakcie budowy.
- Wow... jestem w szoku - odparłam.
- No widzisz? Zapał! - uśmiechnęła się do mnie Anays, stojąc koło Warrora.
- Hej... - powiedziałam, poprawiając kominiarkę.
- Cześć. Shaten... możemy porozmawiać? - spytała Anays i poszłam za nią bez pretensji.
- Czemu jesteś... taka? - spytała.
- O co ci chodzi? Jestem sobą. Normalna - odparłam.
- Ale... nigdy nie poczułaś miłości? Zakochania? Szczęścia? - zapytała.
- Eeeem... Nie - powiedziałam dość normalnie - Nie zakochałam się nigdy w kimś i jakoś mnie do tego nie ciągnie - odparłam i poszłam pomóc innym w budowie. Szło nam dość szybko, gdy po chwili przybyła Lucy z kartką.
- Shaten czy...
- Czy mogę zapisać co mamy, a czego nie? - odparłam, przerywając jej - Nie ma problemu - wzięłam kartkę i zaczęłam pisać co mamy.
- Gładkie kamienie... raz... dwa... - Parę liczb później - trzysta czterdzieści siedem... trzysta czterdzieści osiem - zaczęłam zapisywać powoli co mamy, a co trzeba jeszcze zrobić.
- Kryształy szlachetne... rubin... - długopisem zaczęłam liczyć każdy kamień - dziesięć... jedenaście... - zapisałam i liczę dalej. To tak trwa z około godziny... może dwie...
- Dalej. Ametyst... raz... dwa... trzy... - liczenie pierwsza klasa - trzynaście, czternaście. Zapisane... jest - mówię do siebie notując. Taaak... coś ze mną nie tak.
- Lucy. Mało mamy tych kamieni szlachetnych. Może pójdę poszukać? - spytałam.
- Jakbyś mogła - powiedziała i zmieniłam się w wilka, zostawiając kartkę. Wzięłam torbę i pobiegłam do lasu po kamienie szlachetne.
- Dobra... wsłuchać się muszę... - powiedziałam do siebie i zaczęłam słuchać lasu. Po chwili usłyszałam... kryształy. Zamknęłam oczy i wszystkie kamienie szlachetne wyleciały spod ziemi lądując koło mnie.
- Nawet nie wiedziałam, że tak potrafię... - rzekłam i schowałam do torby kamienie. Znalazły się w nim diamenty, rubin, ametyst, lapis i... dziwny biały kryształ, którego nazwy nie znam... schowałam go do innej kieszeni i wróciłam do watahy.
- Dobra wróciłam. Mamy tego więcej - rzekłam i wyjmowałam powoli kamienie szlachetne. Wszyscy byli w szoku.
- Aż tyle? Shaten, to by całej grupie zajęło trzy-cztery dni, a ty to zrobiłaś w godzinę! - powiedział Warror, patrząc na mnie.
- Mam swoje sposoby - odparłam na jego zdziwienie i zmieniłam się w człowieka i kontynuowałam liczenie rzeczy jakich mamy...
<Warror? A może jakiś chętny hm?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony