Spoważniałam. Mało brakowało, żeby Shaten przypłaciła życiem całą tą
akcję, a my sobie spokojnie paplamy. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam do
lecznicy. Severus rozkazał Noodle poszukać w szałasie Shaten jakiś
leków. Ja zajęłam się oglądaniem jej. Miała rany cięte od noża na
wszystkich łapach i parę pod szyją. Powiedziałam Severusowi, żeby
przyniósł wodę i opatrunki. Obmyłam Shaten i przygotowałam bandaże.
Noodle przyniosła jakieś przeciwbólowe zioła. Dałam je Shaten do pyska
i zawiązałam bandaże na jej ranach. Odniosłam ją do jej szałasu i
przykryłam kocem. Siedziałam nad nią czekając jak się obudzi. Gdzieś
około dziewiątej rano następnego dnia, zasnęłam. Obudziła mnie uśmiechnięta przez
ból Shaten.
- Dziękuję. - wyszeptała - ale lekarzem to ty nie zostaniesz. - wskazała na krzywo związane bandaże.
- Poza tym, te zioła zalewa się wodą.
- Przepraszam. Nie jestem dobra w tego typu rzeczach.
Shaten uśmiechnęła się i pomogła mi zmienić bandaże i dać jej odpowiednie leki.
- Mam pytanie. - zaczęłam
- Tak?
- Mogę na ciebie mówić Night?
Uśmiechnęła się delikatnie
- Już nie wstydzę się tego imienia.
Zmieniłam się w wilka i razem z Shaten wybrałam się w stronę Naszej
Polany. Usiadłyśmy i zaczęłyśmy się wpatrywać w słońce. Tak szybko minął
nam czas, że już nadchodził zachód słońca.
- To tu wszystko się zaczęło. - mruknęłam
- Niech więc się skończy. - powiedziała Shaten. I siedziałyśmy tak w ciszy. Aż księżyc wyszedł na środek nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz