piątek, 22 stycznia 2016

Od φίλος "Przygoda... odbiega na łapach" cz. 7

Spoważniałam. Mało brakowało, żeby Shaten przypłaciła życiem całą tą akcję, a my sobie spokojnie paplamy. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam do lecznicy. Severus rozkazał Noodle poszukać w szałasie Shaten jakiś leków. Ja zajęłam się oglądaniem jej. Miała rany cięte od noża na wszystkich łapach i parę pod szyją. Powiedziałam Severusowi, żeby przyniósł wodę i opatrunki. Obmyłam Shaten i przygotowałam bandaże. Noodle przyniosła jakieś przeciwbólowe zioła. Dałam je Shaten do pyska i zawiązałam bandaże na jej ranach. Odniosłam ją do jej szałasu i przykryłam kocem. Siedziałam nad nią czekając jak się obudzi. Gdzieś około dziewiątej rano następnego dnia, zasnęłam. Obudziła mnie uśmiechnięta przez ból Shaten.
- Dziękuję. - wyszeptała - ale lekarzem to ty nie zostaniesz. - wskazała na krzywo związane bandaże.
- Poza tym, te zioła zalewa się wodą.
- Przepraszam. Nie jestem dobra w tego typu rzeczach.
Shaten uśmiechnęła się i pomogła mi zmienić bandaże i dać jej odpowiednie leki.
- Mam pytanie. - zaczęłam
- Tak?
- Mogę na ciebie mówić Night?
Uśmiechnęła się delikatnie
- Już nie wstydzę się tego imienia.
Zmieniłam się w wilka i razem z Shaten wybrałam się w stronę Naszej Polany. Usiadłyśmy i zaczęłyśmy się wpatrywać w słońce. Tak szybko minął nam czas, że już nadchodził zachód słońca.
- To tu wszystko się zaczęło. - mruknęłam
- Niech więc się skończy. - powiedziała Shaten. I siedziałyśmy tak w ciszy. Aż księżyc wyszedł na środek nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony