Jak zwykle nie mogłem zasnąć. Dręczyły mnie nieprzyjazne myśli, będące wspomnieniami wrogich spojrzeń wszystkich tych, którym zawiniłem. Za każdym razem, gdy przymrużałem powieki, one wracały, przyprawiając o ból głowy. Po kilkugodzinnym przewracaniu się z boku na bok, próbując się pozbyć wizji wytwarzanych przez mój mózg, a może i nawet sumienie, postanowiłem, że pójdę się przejść. Wieczór choć chłodny, to przyjemny - obyło się bez wiatru, deszczu, czy innych nieprzyjaznych zjawisk pogodowych. Szedłem przez Las Conteilaxne i Condiamida, wsłuchując się w ciszę. Nie każdy wilk lubił samotność, lecz ja należałem do tego ginącego już gatunku. Niektórym wydawało się to dziwne i całkowicie to rozumiem. Ja niestety wiecznie miałem wiele rzeczy do przemyślenia.
Wciąż nie do końca pojmuję, dlaczego mój brat żywi do mnie aż taką nienawiść i najwyraźniej nie jest mi dane kiedykolwiek uzyskać tę wiedzę. Odkąd pamiętam, nigdy nie byliśmy do końca zgodni ze sobą. Przeszedłem obok strumienia i kątem oka obserwowałem swoje odbicie, wmawiając sobie w duchu, że to nie jestem ja, a mój starszy brat bliźniak. Być może wygląda trochę inaczej, niż go zapamiętałem. Jest bardziej zadbany, ma w sobie więcej dumy i wyniosłości w samym wyrazie pyska. Może wygląda młodziej, ponieważ jeszcze nim zostałem przeniesiony do Ogrodu Cienia, już chadzały plotki, iż ten jako, że jest nieśmiertelny zachowa wieczną młodość.
Ja, z tego co się zorientowałem nie otrzymałem tej łaski. Za każdym razem, gdy tylko toczyłem bój z jednym z mutantów zamieszkujących Ogród kończyłem poturbowany, ledwo mogąc utrzymać się na łapach. Wiem, że będąc nieśmiertelnym ciało szybciej się regeneruje, co oznacza całkowite zrośnięcie się rany w przeciągu kilku minut, a nawet odnowienie oderwanej kończyny. Nagle nadleciało stado świetlików, które sprawiło, że moja sylwetka odbijająca się w wodzie stała się niemalże niewidoczna, bacząc na to, że owady świeciły jasnym blaskiem, a moje czarne futro wtapiało się w mrok nocy.
Niespodziewanie usłyszałem jakieś głośne szuranie dobiegające z oddali. Przystanąłem i odwróciłem głowę w tym kierunku. Dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy, więc zorientowałem, że są to również śmiechy i chichoty, które najpewniej należały do przedstawicielki płci pięknej. W tej chwili nie miałem ochoty na rozmowy, tym bardziej, że przerwano mi rozmyślania na temat mojej przeszłości. Gdy osobnik, najprawdopodobniej obcy, obłąkany i zagubiony był już naprawdę blisko mnie, postanowiłem przemówić.
- Co robisz o tej porze na terenie Czarnego Królestwa?
Najwidoczniej mój głos zabrzmiał zbyt groźnie, ponieważ - tak jak przewidywałem zresztą - obca wadera z rozpędu wpadła na drzewo i zaryła z całej mocy głową w sam jego środek. Niewzruszony po prostu stałem i patrzyłem na jej poczynania. Podniosła łapę, a następnie pomasowała zbolałe od uderzenia czoło. Kiedy tylko uświadomiła sobie, co było powodem jej zaskoczenia, pośpiesznie odwróciła się w moim kierunku, a następnie w oka mgnieniu rzuciła się na mnie. Przygwoździła moje ciało do ziemi i uradowana krzyknęła prosto w pysk:
- Jezu, ty jesteś najprawdziwszym wilkiem!
Jezu? Co w ogóle znaczy to słowo? Samica musiała pochodzić z naprawdę odległych terenów, skoro nawet ja, doświadczony (choć zdawałoby się nieco zacofany basior) nie znam jego znaczenia. Może to jakaś nowa gwiazda muzyki współczesnej? W końcu ona sama wyglądała mi na młodą. Zmarszczyłem brwi niezadowolony. Zebrało mi się na zbędną niegrzeczność, ale cóż poradzić - nie dość, że przerwała mi rozmyślania, to jeszcze bezczelnie na mnie leży. Kompletnie straciłem humor.
- No co ty nie powiesz, a ja myślałem, że...
Wadera jednak z podniecenia wykonała dziwaczny ruch, po którym to jej łapa wylądowała w moim oku. Syknąłem niezadowolony, próbując ją wyciągnąć, lecz ona skutecznie mi to uniemożliwiała. Ba! Nawet tego nie zauważyła.
- Weź... - zacząłem, ale ta mówiła dalej swoje:
- Nawet nie wiesz jak długo was szukałam!
Dalej usiłowałem się uwolnić, ale ona kontynuowała swoją radosną przemowę.
- Zawsze
chciałam mieć przyjaciela!
Na ułamek sekundy spoważniała i popatrzyła na mój pysk, jednocześnie zabierając łapę z mojego oka. Ulga była niestety tylko chwilowa, bo ta mówiła dalej, wciąż nie racząc uwolnić mnie ze swojego "uścisku":
- Zostaniemy przyjaciółmi? A może się
uśmiechniesz?
To były jedne z najgorszych słów, jakie mogłem usłyszeć. Kiedy już była przy "się", doskonale wiedziałem, co zamierza. Chwyciła kąciki moich ust i całkowicie nieostrożnie pociągnęła je ku górze, symulując uśmiech. To jednak rozzłościło mnie jeszcze bardziej. Zdobyłem się jednak na resztki mojej uprzejmości i po prostu zrzuciłem ją z siebie, ale nie tak, by wylądowała na ziemi, ale tak, by po prostu ze mnie zeszła i zdążyła stanąć jak należy. Ja również powróciłem do pozycji typowej dla wilka i mruknąłem do niej:
- Nie, nie uśmiechnę się. Może i uznasz mnie za starego, zrzędliwego starca, ale po prostu nie lubię, gdy ktoś zakłóca mi spokój. Jestem cierpliwy, ale z pewnymi granicami. Czego tutaj szukasz?
Nieznajoma skuliła się, z lekka przestraszona.
- Szukam przyjaciół...? - powiedziała drżącym głosem. Popatrzyłem na nią nieufnie. Mimowolnie zdałem sobie sprawę z tego, że zacząłem zachowywać się jak mój brat, co nie było prawidłową postawą wobec innych wilków, szczególnie takich, jakim zdawała się być wadera. Odetchnąłem. Muszę się nieco uspokoić, żeby nie zrobić czegoś głupiego.
- Niech zgadnę... Jesteś samotnym wilkiem, który od dłuższego czasu nie miał kontaktu z rówieśnikami?
- Zgadza się! - odparła nieznajoma, najwidoczniej odzyskując już wiarę we własne słowa oraz pewność w siebie. Popatrzyłem na nią w zamyśleniu. Może wcale nie robiła tego wszystkiego ze złośliwości... Skoro od dawna nikogo nie widziała, było to do zrozumienia.
- W takim razie jak ci na imię? - zapytałem, zachowując swoją stałą powagę.
- Skayres, ale możesz mi mówić po prostu Skay, żeby nie plątać języka. Mam dwa lata, kończę trzy szesnastego marca. Lubię czytać, spać, spacerować, poznawać nowe rośliny i... i... Gadać! - mówiła to tak szybko, że z trudem zrozumiałem, co właśnie do mi przekazuje. Podejrzewam, że po prostu chce się tym z kimkolwiek podzielić. - Moim ulubionym kolorem jest...
- Dobrze, dobrze, już wystarczy. Jestem Severus... - tak jak się spodziewałem, wadera przerwała mi po raz kolejny:
- Zostaniemy przyjaciółmi?
- Nie mam pojęcia, aczkolwiek o ile dołączysz do Czarnego Królestwa na pewno kogoś znajdziesz.
<Skay? Niewiele dorzuciłam, wiem, ale przynajmniej masz co pisać xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz