czwartek, 19 listopada 2015

Od Severusa "Tajemnicze przejście" cz. 8 (cd. Lucy)

Lucy nawet nie zwracając większej wagi, na me wszelkie uwagi, zjadła owoc. Aż krzywo na to patrzeć ciężko, a serce się kraja na widok dziewczyny, która nawet nie wie, że w sidła diabła wpaść niebawem ma dane. Ja niestety, jako towarzysz, dzielne wsparcie tej uroczej, młodej damy, pochwyciłem również w dłonie dziwny owoc. Popatrzyłem, pokukałem, aż w końcu na to samo się zdecydowałem. Ona parska gromkim śmiechem, widząc mą nietęgą minę. Owoc bowiem, że tak powiem, w smaku słodki, aż lukrowy. Jakby światło się pożarło! Chwilę później, co złe było, poczuć bowiem miałem prędko, że na nowo głód mnie zżera. "Więcej, więcej!" - krzyczy podświadomość. Mimowolnie, nawet nie wiem kiedy, w dłoń mą wszedł, kolejny przysmak podniebienia. Mija chwila, jedna, druga, a z zapasów nic zostało. Brunetka cicho się śmieje.- Skąd ten uśmiech? Skąd ten ubaw? Może podasz mi swój powód, dla którego aż tak bardzo cieszysz duszę?
- Ach, Severusie, nie uwierzysz! Bo kosmiczny statek widzę! A, przepraszam, mój waćpanie, to pomyłka! Toż to talerz! A na nim! O mój Boże - w kółko tańczą wielkie noże!
Prędko patrzę za swe ramię - ma rację! Toż to burza, i to wielka - z huraganem!
- Prędko, szybko! Pośpiesz się że! Zaraz urwą nam te nogi, i na niczym wtem uciekać! - wnet wrzasnąłem, zrywając się na proste nogi. Już wystraszony, nie na żarty, już się pchałem do ucieczki!
- Ależ o czym ty tu mówisz?! Widzę przecie, że tu czysto jest na świecie! Pchły niewinne ciebie straszą? A może widzenie, sprawia twe oburzenie?!
- Nie, nieprawa! Gnaj przed siebie, boś ty krótko żywa być możesz!
- O czym ty wygadujesz?! Co się dzieje?! Nic nie widzę! Deszcz na głowę mi tu spada, nic takiego, co strasznego tu nie widzę!
- Jaki deszcz?! Przecie ulewa! Zaraz zerwie mnie z tej ziemi, pożegnamy się ponownie, lecz tym razem nie na żarty, bom ja martwy!
Teraz już tak bardzo przestraszony, ba! Na wpół żywy - przerażony! Chwyciłem małą dłoń panienki, i pociągnąłem w swą stronę, wiedząc, że me nogi, są jak z waty! Zaraz upaść, zaraz zemdleć przecie mogę!
- Co ty robisz?! Co się dzieje?! Może wreszcie mi wyjaśnisz, co ty widzisz, ty wariacie! Nie rozumiem twego strachu! A może jednak jam jest ślepa i nie widzę? Powiedz, szybko, bo ta trwoga, zrobi jeszcze ze mnie twego wroga!
Nie odparłem, lecz z przestrachu rozgotowany, biec zacząłem wprost przed siebie i na ślepca, wciąż wpadałem na przeszkody, jakim były dziwne kłody. To nie kłody! To są twarze! To wygląda jak w koszmarze! Lucy krzyczy, szarpie, płacze, myśli, że już jej nie zobaczę. Jednak ja wiem swoje racje, im my dłużej wytrzymamy, tym my bardziej silni, mocni, tym my szybsi, i mniej martwi.
- Sevciu, Sevciu! Zatrzymaj się! Złapać oddechu chcę!
- Nie narzekaj, biegnij ciągle!
- Ale gdzie?! Toż to maraton, toż to szaleństwo! Przecie my to zgodne małżeństwo!
- Jasne, jasne, ty ma żono - kiedy termin jest porodu? Kiedy syn mój świat zobaczy? Może córka? Co ma ładne piórka?
- Jakie piórka znowu! Ma przepiękne łuski, mówię! I ta córcia, tak urocza, że marzeniem twym się w mig stanie!
- Łuski, mówisz? Z kim to dziecię? Z kim ta zdrada? Przecież ja wciąż zdrowy na umyśle, wiem, że z rybą je spłodziłaś!
- Kłamstwo, kłamstwo! To nieprawda! Dziecko twoje, nie myśl mylnie, a ten wygląd to przestroga, abyś robił je jak należy!
Zatrzymałem się raptownie i spojrzałem w twarz dziewczyny. Czy to kłamstwo, czy żartuje? Czy ona mi coś sugeruje? Ona jednak, niewzruszona, może lekko szalona, rozczochrana w oczy patrzy. A twarz jak u buraka - od biegu na policzkach różowe wypieki. Kołysze się jak pijana i głośno dyszy, mówi coś pod nosem, lecz niełatwo jest zrozumieć, co tam ględzi, co tam mówi, bo wpół żywa się być zdaje.
- Lucy, powiedz słowo, czy ja może twoje truchło wciąż za rękę może ściskam?
- Głupcze, ślepcu i wariacie! Jam jest żywa! Nic jak tylko na bajarza się nadajesz! Kłamstwo w kłamstwie i ziarna prawdy tu nie widzę! Jak wyjaśnisz swą opowieść? Może szybko się tu przyznasz, że sam nie wiesz, jakim cudem, takie głupstwo wyszło z ust twoich?
- Mówię prawdę, nic nie kłamię.
- Oj, biada ci! Zrywam z tobą, już nie wracaj! Ni to kwiatów, ni całusów, choć kobieta, a rzecz krucha, wciąż wymaga od partnera tych przyjemności! Co ci szkodzi? Masz minutę! Inaczej nasz związek raz na zawsze zginie marnie!
Dłoń wyrwała z dłoni mojej i gromami z oczu miota. Czeka, liczy sobie cicho. Kiedy jednak czas ten minie - oj, mój bracie! Cóż ja pocznę? Gdzie przeżyję? Jedna czynność, tyle trzeba, a ponownie trafię w jej serce. Już niewiele tak brakuje, Lucy patrzy, oczekuje. Co tu robić? Czy całować? Czy też może zrezygnować? Pal to licho! Pocałuję! W końcu - jedno życie dla człowieka jest nam dane, więc ryzyko jest tu bardzo wskazane. Chwilę potem, już po fakcie, patrzę na nią, co mi zrobi, co uczyni, co mi powie. Czy udzieli mi tej łaski, że wybaczy wszystkie winy?

<Dziwne op., dziwny temat. Cóż poradzić, że zjedli owocki-halucynki? Lucy, kontynuuj, robi się ciekawie. Tematy do rozmów również się nie kończą. Mówią, myślą i widzą co innego co średnio kilka minut, sekund. xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony