W końcu...
spokój... cisza... siedzę właśnie w swoim szałasie... jako człowiek
popijam kawę... ach... kawa... jak mi brakowało tego smaku... Nie sądzę
by cokolwiek zepsuło mi dnia...
- Siemka Shaten! - krzyknęła
Skayres, wbijając mi do szałasu. Wywaliłam się i kawa wylądowała mi na
głowie. Skay się tylko śmiała. Tak właśnie minął mój spokojny dzień...
- Czego chcesz? - spytałam podnosząc się i zdejmując z głowy kubek. Super... teraz resztki kawy mam na swoich włosach...
-
Severus nas wzywa. Prosił, bym po Ciebie przyszła - powiedziała patrząc
na mnie ekscytująco. Wspaniale... Severus, wisisz mi kąpiel...
-
Już idę, tylko się ogarnę... - powiedziałam, patrząc na Skay, a ta
odeszła. Poszłam i ogarnęłam włosy, po czym zmieniłam się w wilka.
Super... wzywa mnie, ale gdzie? Dobra... zgaduje, że gdzieś na głównym
terenie. Pobiegłam w jego stronę.
****
Zobaczyłam,
że nie tylko ja miałam przyjść na to całe zebranie. Cała wataha
przybyła. Jak siedziały wilki... Severus stał na czele razem z Lucy. W
pierwszym rzędzie... Warror koło swojej dziewczyny Anays... a obok nich
Noodle i Poison. Drugi rząd... Saphira, Anonim, Asori i Skayres. W
ostatnim rzędzie siedział Fade i Filos... usiadłam koło niej.
- Dziękuje wam, że wszyscy przybyliście - powiedział Severus, patrząc na wszystkich.
- Na początku krótkie ogłoszenia - rzekł, rozglądając się.
-
Chciałem podziękować pewnej waderze, która poświęciła się nie raz,
razem ze swoją dobrą znajomą by ratując mnie, Warrora i Qui - powiedział
dumnie. Czy on mówił...
- Składam
podziękowania do naszej lekarki, Shaten i jej koleżanki Filos! -
powiedział i wszystkie wilki się rozsunęły robiąc mi przejście i
patrzyły na mnie jak i na Filos, która siedziała koło mnie. Wilki zaczęły
nam bić brawa uderzając łapami o ziemię. Severus podniósł łapę i
wszyscy ucichli.
- Teraz, drogie wilki!
Czas abyśmy zaczęli budować nasze królestwo! Z każdą chwilą nasz teren
wygląda coraz lepiej! - Basior podniósłszy łapę, wilki zaczęły wyć na
znak jedności.
- Słyszeliście króla!
Do roboty! - krzyknęła Lucy. Wszyscy wstali i wzięli się za swoje
rzeczy. Ja postanowiłam zająć się wyrównaniem terenu razem z Anays i
Filos. Inni szukali odpowiednich materiałów na budowę zamku.
- Więc... opowiedzcie mi coś o sobie - powiedziała Anays, patrząc na mnie i na Qui.
- Ech... nie mam ochoty o tym rozmawiać... - powiedziałam wyrównując teren.
- A ty, Filos? - spytała nie odpuszczając.
- Tylko to, że urodziłam się w lesie... - odparła biała wadera po czym zapadła cisza... na krótko.
-
A byłyście kiedyś zakochane? - spytała Anays. W tym momencie stanęłam
jak wryta. Nigdy o tym nie myślałam... znaczy marzyłam... marzę o tym by
znaleźć miłość... ale... Nie przypuszczałam, że taka jak ja znalazła
kogokolwiek i kiedykolwiek...
- No i? - pytała Anays niecierpliwie.
- Nie... nigdy... - odpowiedziałam smutna.
- Mam podobnie. Nie obchodzą mnie... tutejsi - powiedziała Filos.
- Jak chcecie mogę wam pomóc w sprawach miłosnych! Znam się na tym! - powiedziała czarno- niebieska wadera.
-
Nie... nie trzeba... wracajmy do pracy... - odparłam i zaczęliśmy dalej
szykować teren na budowę. Pracowałyśmy godzinę. Wilki nosiły spore
kawałki kamieni i wielu różnych rzeczy... I co się stało? Oczywiście
jeden musiał mi spaść na ogon!
- Ej! - krzyknęłam nie okazując po sobie bólu. Uwierzcie... boli jak cholera...
- Wybacz... - powiedział Poison i wziął ze mnie kamień. Ogon... zgnieciony... bandażuje ogon i lecim z robotą...
- Wszystko gra? - spytała Filos.
- Tia... wszystko jest okey... - powiedziałam. Wszystko staraliśmy robić żwawo, lecz... w końcu zasłużyliśmy na odpoczynek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz