Hm... prawda o mnie? Odeszłam z mojej watahy, porzuciłam rodzinę...
Ostatnio jednak rzadko zaprzątam sobie tym głowę. Cóż za różnica, jaka
jest prawda, przecież dzięki niej nie zdobędę jedzenia. Tak, czy owak
zgadzam się z tym, że gdybym miała wybierać pomiędzy śmiercią głodową, a
skokiem do wodospadu nad którym właśnie stoję, to wodospad zakończyłby
sprawę znacznie szybciej. A swoją drogą byłaby to piękna śmierć, nie?
Rankiem, w blasku pierwszych promieni wschodzącego słońca, rzeka płynąca
doliną wyrzuciłaby moje zwłoki na piaszczysty brzeg i gdyby nie to, że
miałabym mokre futro i być może objadłyby mnie z lekka ryby to byłoby
wspaniale. Ale dlaczego gdybam co by było, gdybym skoczyła? Właściwie
lubię pytania typu "Co by było gdyby...?" Znacie je? Co by było gdybym
nie uciekła z domu? Nie stałabym teraz tutaj i z burczącym brzuchem nie
gdybałabym nad śmiercią. Co by było gdybym została w rodzinnej watasze?
Pewnie objęłabym jakieś nudne stanowisko i prowadziła równie nudne,
rutynowe życie. Wszystko sprowadza się do przeznaczenia. Osobiście w
nie, nie wierzę, ale... Właśnie, to "ale" dość często zaważa na wielu
sytuacjach. Na przykład zaważyło o tym, że jestem cholernie głodna i
wyglądam jak siedem nieszczęść po przypadkowym sturlaniu się ze wzgórza -
ileż potrafi zrujnować jeden, fałszywy krok, prawda?
Wędrówka stała się już częścią mojego życia. W ciągłej drodze jestem od
kiedy skończyłam rok. Wcześniej starał się mieszkać tu i ówdzie, jednak
życie w ciągłym ruchu zawsze mnie pociągało. W dzień nieustannie
maszerowałam poznając nowe rośliny i zwierzęta, skacząc po chmurach z
ptakami i ciesząc się każdą drobnostką. W nocy rozpalałam ognisko - tej
umiejętności nauczyłam się, gdy w pewnym momencie wędrówki przebywałam w
ludzkiej wiosce, gdzie wzięli mnie za psa - i wypatrywałam gwiazd,
opowiadając moim towarzyszom różne niestworzone historie. Jednak po roku
zaczęłam tęsknić za prawdziwym towarzystwem, jakim są moi pobratymcy -
wilki. Ptaki i inne leśne zwierzęta, które spotykam, i które często
przyłączają się do mnie na krótki czas wciąż się zmieniają i nie ma
mowy, żeby nawiązać z nimi trwalszą więź, jaką jest przyjaźń. I choć
pokochałam spanie pod gołym niebem i nieustanne wędrówki, to chciałabym
czasem mieć do kogo otworzyć pysk.
Była już ciemna noc, a ja wciąż grzęzłam w śniegu i szłam przed siebie. W
tak mroźny czas nie mogę zatrzymać się na postój byle gdzie. Wybrałam
więc wygodną, naturalną kryjówkę, jaką tworzyło zakole potężnych
korzeni, już od dawna przyprószonych śniegowym puchem. I właśnie gdy
byłam w najlepsze zajęta przygotowywaniem się do snu znikąd pojawiło się
tysiące małych światełek, unoszących się w przestworzy.
Chwilę zajęło mi wybicie sobie z myśli, że to mikroskopijne gwiazdy
spadły na ziemię - to był rój świetlików. Zaśmiałam się i pacnęłam
jednego łapą, a ten nie wiedząc co się dzieje odfrunął dalej, co
wzbudziło we mnie jeszcze większą radość. Jejku, tu naprawdę jest
przepięknie! Całkiem już rozbudzona opuściłam bezpieczne zakole i
zaczęłam ganiać od drzewa, do drzewa śmiejąc się sama do siebie.
Światełka wirowały wokół mnie, a ja nie przestawałam chichotać.
- Co robisz o tej porze na terenie Czarnego Królestwa? - jakiś głęboki,
oschły i lekko znudzony głos zatrzymał mnie w połowie skoku radości
pomiędzy jednym drzewem, a drugim, co w efekcie doprowadziło do
styczności mojej głowy z twardą korą. Wciąż rozcierając guza dotarła co
mnie oczywista rzecz. Obróciłam się w okamgnieniu i rzuciłam się na
nieznajomego.
- Jezu, ty jesteś najprawdziwszym wilkiem!
- No co ty nie powiesz, a ja myślałem, że... - obcy wilk chciał coś
powiedzieć, ale w tym momencie przez przypadek wsadziłam mu łapę do oka,
więc kontynuowałam dalej mój przypływ radości.
- Nawet nie wiesz jak długo was szukałam! - wykrzykiwałam, równocześnie
próbują uciszyć i ignorować protesty nowo poznanego wilka. - Zawsze
chciałam mieć przyjaciela! Zostaniemy przyjaciółmi? A może się
uśmiechniesz? - próbowałam dwoma łapami rozciągnąć pysk wilka w szeroki
uśmiech.
<cd. Severus>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz