Poszłam do lasu po zioła na różne opatrunki i maści.
Głównie z tego powodu, że gigantyczne pająki wychodzą na polowania o tej
porze roku. Niestety nie ma zielarzy, więc muszę sama poszukać tych
rzeczy... tylko jak ja znajdę je w takim śniegu? No cóż... jakoś sobie
poradzę. Co chwilę czułam jak robi się coraz zimniej. Nagle usłyszałam
czyjeś kroki. Natychmiast się odwróciłam.
- Spokojnie to tylko my - powiedziała Qui stając koło Severusa i Lucy.
- C... co wy tu robicie? - zapytałam zdziwiona.
- Nie powinnaś tak bez słowa odchodzić poza teren królestwa - powiedział Severus patrząc na mnie. Jego wzrok przyprawia mnie o dreszcze.
- No ludzie, idę po jakieś zioła na opatrunki, jakby nas zaatakowały wielkie pająki. Nie chce potem na ostatnią chwilę szukać leków na jad - powiedziałam przewracając oczami. Lucy popatrzyła na mnie jakby próbowała mnie rozgryźć. Ale ze mną nie tak łatwo. Jej jak i moje rozmyślanie przerwała wichura. Czułam jak moja sierść powiewała we wschodnią stronę. Schyliłam głowę i ścisnęłam oczy. Po chwili znowu widziałam resztę.
- To nie jest zbyt dobry pomysł, na szukanie ziół o tej porze - powiedziała Lucy, patrząc na mnie.
- Dlatego idę sama... Jak nie chcecie iść ze mną, to idźcie, ja zaraz wrócę - powiedziałam i się odwróciłam już idąc, gdy nagle poczułam czyjąś łapę.
- Idziemy z tobą. Jak myślisz, czemu tu przyszliśmy? - powiedziała Qui i się uśmiechnęła.
- Dobra, to chodźcie... - powiedziałam i poszliśmy w głąb lasu.
- A tak w ogóle... jakie są objawy, kiedy ktoś zostanie ukąszony przez takiego pająka? - spytała Qui.
- Na początku twoje emocje są mocniejsze. Czyli na przykład jak dostaniesz od kogoś przez przypadkiem w głowę. To gniew jest podniesiony dziesięciokrotnie. Potem masz zawroty głowy i co jakiś czas twój umysł nie zapamiętuje rzeczy, które były przed chwilą. Po tym masz wysoką gorączkę. Później jad "wyżera" twoją krew. Wtedy wyglądasz jakbyś nie jadła przez dobre parę miesięcy. Na końcu... czeka Cię śmierć - powiedziałam patrząc na całą gromadę.
- Jaki jest na to lek? - spytała Lucy.
- Paprotka która rośnie w zimę, niebieski kwiat leveran i jad lub krew pająka. Żeby obniżyć efekty jadu no... trochę więcej rzeczy potrzeba. A ten kwiat ciężko znaleźć... więc dlatego tak bez słowa poszłam - powiedziałam i wszyscy przytaknęli i zaczęli szukać składników. Po jakiś paru godzinach znaleźliśmy ledwie połowę tego co potrzebuję. Jeden kwiat leveran, piętnaście paprotek, siedem liści lerenau i osiemnaście płatków tęczowej róży. Modliłam się, by nie zaatakowały nas pająki. W sumie wtedy bym zdobyła ostatnie rzeczy na jedną dawkę dla zarażonego, ale nie chce ryzykować. Ja szukając ziół myślałam o wielu rzeczach. Głównie o wilkach z mojego nowego domu... podsumowując wilki, które poznałam: Poison. Miły, wygląda na odważnego i dość zabawnego. Warror. Czasami zachowuję się jak dzieciak, ale umie zachować powagę. Severus. Poważny... nawet bardzo. Trochę jakby żył nadal w średniowieczu. Używa dość bogatych wypowiedzi. Lucy. Nie znam jej na tyle by ją oceniać, ale wygląda na miłą i pomocną waderę. Qui. Nie mogę zapamiętać jej prawdziwego imienia. Miła i naprawdę pomocna. W sumie to jest jedyna wadera którą szanuje. Noodle. Tylko się z nią witałam. Nie wiem jaka jest... i...
- Ej, Shaten, czego brakuje? - spytała Qui odrywając mnie z rozmyślania.
- Dość sporo... brakuje nam między innymi... jak ja to nazywam koniczyny derani - powiedziałam i narysowałam jak to wygląda. Nagle usłyszałam jakby...
- Pająki... - wyszeptałam do siebie i przed i za nami wyskoczyły dwa wielkie pająki. Wyglądające na głodne.
- Uwaga! - krzyknęła Lucy i natychmiast rzuciła się na jednego razem z Qui, ja natychmiast zaatakowałam tego przede mną, a Severus ze mną. Kiedy miałam właśnie dobić tego pająka, co mnie o mało co nie zaatakował. Zauważyłam, że Severusa od tyłu atakuje trzeci pająk, który wnet wyskoczył z drzewa.
- Królu, uważaj! - krzyknęłam i odepchnęłam basiora w ostatniej chwili. Pająk ugryzł mnie w lewą, tylną łapę. Nie krzyknęłam z bólu, ponieważ dobrze ukrywam w sobie takie rzeczy. Lucy skoczyła na pająka i go zabiła razem z Severusem.
- Wszyscy cali? - spytał Severus.
- Tak... - odpowiedziałam i skuliłam ogon tak, żeby nikt nie widział, że zostałam ukąszona.
- Zostałam lekko draśnięta, ale da się przeżyć - powiedziała Lucy i pokazała, że na przedniej, prawej łapie miała niegroźne zadrapania.
- Dobrze... że nic wam nie jest - powiedziałam patrząc na wszystkich.
- Nikt nie został ukąszony? - spytała Lucy patrząc na nas. Qui odwróciła się i na karku miała ślady po ugryzieniu pająka.
- Super... Mam tyle ziół by starczyło na jedną dawkę leku. Mogę to zrobić, ale nie tutaj - powiedziałam i do dwóch buteleczek wzięłam do jednej krew, a do drugiej jad pająka. Mój ogon nadal zakrywał ukąszenie na lewej, tylnej łapie.
- Wracamy do królestwa. Tam zrobię lek dla Qui. I broń swej duszy, nie biegamy. Krew będzie szybciej krążyć i szybciej jad zacznie działać - powiedziałam śmiertelnie poważna. Szliśmy gęsiego. Severus szedł pierwszy, Lucy tuż za nim, Qui szła za nią, a ja ostatnia. Ogon nadal zakrywał moje ukąszenie. Było zimno. Bardzo zimno. Szłam powoli, cała drżałam. Kiedy dotarliśmy do królestwa natychmiast brałam się za lek i za inne by spowolnić jad.
- Spokojnie to tylko my - powiedziała Qui stając koło Severusa i Lucy.
- C... co wy tu robicie? - zapytałam zdziwiona.
- Nie powinnaś tak bez słowa odchodzić poza teren królestwa - powiedział Severus patrząc na mnie. Jego wzrok przyprawia mnie o dreszcze.
- No ludzie, idę po jakieś zioła na opatrunki, jakby nas zaatakowały wielkie pająki. Nie chce potem na ostatnią chwilę szukać leków na jad - powiedziałam przewracając oczami. Lucy popatrzyła na mnie jakby próbowała mnie rozgryźć. Ale ze mną nie tak łatwo. Jej jak i moje rozmyślanie przerwała wichura. Czułam jak moja sierść powiewała we wschodnią stronę. Schyliłam głowę i ścisnęłam oczy. Po chwili znowu widziałam resztę.
- To nie jest zbyt dobry pomysł, na szukanie ziół o tej porze - powiedziała Lucy, patrząc na mnie.
- Dlatego idę sama... Jak nie chcecie iść ze mną, to idźcie, ja zaraz wrócę - powiedziałam i się odwróciłam już idąc, gdy nagle poczułam czyjąś łapę.
- Idziemy z tobą. Jak myślisz, czemu tu przyszliśmy? - powiedziała Qui i się uśmiechnęła.
- Dobra, to chodźcie... - powiedziałam i poszliśmy w głąb lasu.
- A tak w ogóle... jakie są objawy, kiedy ktoś zostanie ukąszony przez takiego pająka? - spytała Qui.
- Na początku twoje emocje są mocniejsze. Czyli na przykład jak dostaniesz od kogoś przez przypadkiem w głowę. To gniew jest podniesiony dziesięciokrotnie. Potem masz zawroty głowy i co jakiś czas twój umysł nie zapamiętuje rzeczy, które były przed chwilą. Po tym masz wysoką gorączkę. Później jad "wyżera" twoją krew. Wtedy wyglądasz jakbyś nie jadła przez dobre parę miesięcy. Na końcu... czeka Cię śmierć - powiedziałam patrząc na całą gromadę.
- Jaki jest na to lek? - spytała Lucy.
- Paprotka która rośnie w zimę, niebieski kwiat leveran i jad lub krew pająka. Żeby obniżyć efekty jadu no... trochę więcej rzeczy potrzeba. A ten kwiat ciężko znaleźć... więc dlatego tak bez słowa poszłam - powiedziałam i wszyscy przytaknęli i zaczęli szukać składników. Po jakiś paru godzinach znaleźliśmy ledwie połowę tego co potrzebuję. Jeden kwiat leveran, piętnaście paprotek, siedem liści lerenau i osiemnaście płatków tęczowej róży. Modliłam się, by nie zaatakowały nas pająki. W sumie wtedy bym zdobyła ostatnie rzeczy na jedną dawkę dla zarażonego, ale nie chce ryzykować. Ja szukając ziół myślałam o wielu rzeczach. Głównie o wilkach z mojego nowego domu... podsumowując wilki, które poznałam: Poison. Miły, wygląda na odważnego i dość zabawnego. Warror. Czasami zachowuję się jak dzieciak, ale umie zachować powagę. Severus. Poważny... nawet bardzo. Trochę jakby żył nadal w średniowieczu. Używa dość bogatych wypowiedzi. Lucy. Nie znam jej na tyle by ją oceniać, ale wygląda na miłą i pomocną waderę. Qui. Nie mogę zapamiętać jej prawdziwego imienia. Miła i naprawdę pomocna. W sumie to jest jedyna wadera którą szanuje. Noodle. Tylko się z nią witałam. Nie wiem jaka jest... i...
- Ej, Shaten, czego brakuje? - spytała Qui odrywając mnie z rozmyślania.
- Dość sporo... brakuje nam między innymi... jak ja to nazywam koniczyny derani - powiedziałam i narysowałam jak to wygląda. Nagle usłyszałam jakby...
- Pająki... - wyszeptałam do siebie i przed i za nami wyskoczyły dwa wielkie pająki. Wyglądające na głodne.
- Uwaga! - krzyknęła Lucy i natychmiast rzuciła się na jednego razem z Qui, ja natychmiast zaatakowałam tego przede mną, a Severus ze mną. Kiedy miałam właśnie dobić tego pająka, co mnie o mało co nie zaatakował. Zauważyłam, że Severusa od tyłu atakuje trzeci pająk, który wnet wyskoczył z drzewa.
- Królu, uważaj! - krzyknęłam i odepchnęłam basiora w ostatniej chwili. Pająk ugryzł mnie w lewą, tylną łapę. Nie krzyknęłam z bólu, ponieważ dobrze ukrywam w sobie takie rzeczy. Lucy skoczyła na pająka i go zabiła razem z Severusem.
- Wszyscy cali? - spytał Severus.
- Tak... - odpowiedziałam i skuliłam ogon tak, żeby nikt nie widział, że zostałam ukąszona.
- Zostałam lekko draśnięta, ale da się przeżyć - powiedziała Lucy i pokazała, że na przedniej, prawej łapie miała niegroźne zadrapania.
- Dobrze... że nic wam nie jest - powiedziałam patrząc na wszystkich.
- Nikt nie został ukąszony? - spytała Lucy patrząc na nas. Qui odwróciła się i na karku miała ślady po ugryzieniu pająka.
- Super... Mam tyle ziół by starczyło na jedną dawkę leku. Mogę to zrobić, ale nie tutaj - powiedziałam i do dwóch buteleczek wzięłam do jednej krew, a do drugiej jad pająka. Mój ogon nadal zakrywał ukąszenie na lewej, tylnej łapie.
- Wracamy do królestwa. Tam zrobię lek dla Qui. I broń swej duszy, nie biegamy. Krew będzie szybciej krążyć i szybciej jad zacznie działać - powiedziałam śmiertelnie poważna. Szliśmy gęsiego. Severus szedł pierwszy, Lucy tuż za nim, Qui szła za nią, a ja ostatnia. Ogon nadal zakrywał moje ukąszenie. Było zimno. Bardzo zimno. Szłam powoli, cała drżałam. Kiedy dotarliśmy do królestwa natychmiast brałam się za lek i za inne by spowolnić jad.
<Severus, Lucy lub Qui fajnie by było gdyby ktoś z was by odpisał :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz