Bez
słowa poszłam do lasu ze swoim lekarskim opatrunkiem by się przejść.
Tak o... Nie lubię spędzać czasu w jednym miejscu... w sumie w lasach
też nie ale... mogę być tu sama. Szłam tak przez... około cztery godziny...
nic nie znalazłam... tylko drzewa... śnieg... trawa... Jak zawsze
zwierzęta uciekały prze de mną... standard... Zobaczyłam przed sobą
rannego zimorodka otoczonego przez inne ptaki. Podeszłam do nich i
zaczęłam opatrywać ranne skrzydło zimorodka. Cudem żaden ptak nie
uciekł.
- Wiesz co... przed chwilą zrozumiałam, że nie umiem
się śmiać... - powiedziałam do zimorodka jakby mnie słuchał. Ptaki
usiadły i wyglądały jakby chciały mnie posłuchać.
- Znaczy
tylko raz był taki dzień kiedy się zaśmiałam, ale to pierwszy raz od
trzech lat... Więc to wielka rzadkość... Ja jestem dość poważną waderą i
obchodzą mnie zdrowie i bezpieczeństwo innych. Nie mam czasu ani ochoty
na śmiech i zabawy. Niedawno przeżyłam wiele... O mało co nie zginęłam
ratując życie Warrora przed wilkiem, i o mało nie umarłam przez jad
pająka! Uratowałam życie Qui robiąc jej lek, a ja cierpiałam szukając
kwiatu razem z Filos! I ja mam czas na śmiechy chichy?! MAM?! - krzyknęłam
wyjmując bandaż dla zimorodka. Ptaki wystraszone odleciały. Ten zaś
popatrzył na mnie wystraszony. Wzięłam głęboki wdech.
- No
właśnie nie... - powiedziałam smutna - Z jednej strony mi to nie
przeszkadza... ale z drugiej strony chciałabym chociaż raz czuć taką...
wielką radość. A nie powagę, ukrywanie emocji i bólu. Nie chce być
taka... ukrywająca emocji... ale też nie chce by TO się stało. Niestety
taka jest rola lekarza. Pomoc innym, brak myślenia o sobie. Zaczynam mieć
dość tego... Nie mam nic nikomu za złe, ale... chce przestać ukrywać w
sobie tyle emocji... to się odbija na moich hormonach jak i psychice...
Czy naprawdę jest taki mój los? Oddać swoje życie dla dobra innych? A
jeśli chce inny los? Pełen śmiechu i radości? Bez ukrywania emocji? -
powiedziałam i skończyłam leczyć zimorodka. Zaczęłam puszczać łzy.
Zimorodek wskoczył mi na pyszczek i skrzydłem otarł mi łzę. Miejsce,
gdzie był bandaż zaświecił na zielono. Zimorodek odleciał.
- A no tak... łzy szczerości leczą najgroźniejszą ranę... - powiedziałam i szłam lasem.
-
Co mi towarzyszyło w podróży? Tylko drzewa... śnieg i trawa...
towarzyszyły mi w podróży zielone światło po lewej... chwila... zielone
światło?! Rzeka? Gdzie ja dotarłam? Gdzie ja jestem? - powiedziałam
zakłopotana. Postanowiłam iść tam w którą stronę płynie rzeka. Z każdym
krokiem widziałam coraz mocniejsze zielone światło. Z każdym krokiem
drzewa były ułożone jakby coś ochraniały. Były bez liści... niektóre
przekrzywione. niektóre leżące... lecz cały czas były żywe... trzymały
się ziemi... rosły... żyły. Drzewa nagle zrosły się jakby zabraniały mi
gdzieś iść.
- Co jest... - powiedziałam. Drzewa nagle wezwały... coś podobnego do księgi z zagadką i dwoma przedmiotami. Woda i ogień.
- "Kiedy przejrzysz na oczy... kiedy ujrzysz słońca blask... dokonasz
wyboru... zrozumiesz wszystko" - Co to ma znaczyć? Usłyszałam jak z
liścia spadła kropelka deszczu do kałuży dwa razy... i... sama zaczęłam
puszczać łzy... czemu akurat teraz? Teraz dopiero nie wytrzymałam i
zaczęłam płakać? Widać... muszę się "wyładować"
- Kiedy
znajdziemy się na zakręcie... co ze mną będzie... świat rozkręci się
niebezpiecznie... co z nami będzie? Nawet jeśli życie dawno zna
odpowiedź... może lepiej gdy im teraz... nic nie powiem... - zamilkłam
i popatrzyłam w niebo z łzami. Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę
płakać... Ale... nie powiem nikomu prawdy... jak zobaczą, jaka potrafię
być... stracę kolejny raz dom... wnet zrozumiałam już o co chodziło...
dotknęłam wody. I pojawiło się pytanie:
"Czy inni są tacy jak ty?"
-
Tak, są... - powiedziałam i drzewa otworzyły i przejście do... źródła...
rzeki... wokół mnie była ziemia i żywe, krzywe, bez liści drzewa...
Zobaczyłam, że coś blokuje przepływ rzeki... odblokowałam rozkopując
zaporę i znowu zaczęła płynąć rzeka. Wnet w jeziorku które było okrążone
wokół drzew zaświeciła się zielona wiązka.
Podeszłam
do niej... coś mi kazało... dotknęłam wody. Poczułam jak energia
wypełniała moje ciało. Wyjęłam łapę i poszłam do miejsca gdzie
wiedziałam gdzie mogłam wrócić normalnie do domu. Pobiegłam przed siebie
nie wierząc w to co widziałam. Dowiedziałam się wielu rzeczy...
*****
Dotarłam do punktu lasu w którym znalazłam rzekę. I co się okazało? Że ktoś mnie śledził!
- Gdzie byłaś? I jakie "To"? - warknął...
< Chętny? Najfajniej by było gdyby ten wilk uznał, że zwariowałam kiedy mu powiem co widziałam>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz