sobota, 14 listopada 2015

Od Shaten "Nowy teren... stare problemy..." cz.1 (c.d chętny/a)

Bez słowa poszłam do lasu ze swoim lekarskim opatrunkiem by się przejść. Tak o... Nie lubię spędzać czasu w jednym miejscu... w sumie w lasach też nie ale... mogę być tu sama. Szłam tak przez... około cztery godziny... nic nie znalazłam... tylko drzewa... śnieg... trawa... Jak zawsze zwierzęta uciekały prze de mną... standard... Zobaczyłam przed sobą rannego zimorodka otoczonego przez inne ptaki. Podeszłam do nich i zaczęłam opatrywać ranne skrzydło zimorodka. Cudem żaden ptak nie uciekł.
- Wiesz co... przed chwilą zrozumiałam, że nie umiem się śmiać... - powiedziałam do zimorodka jakby mnie słuchał. Ptaki usiadły i wyglądały jakby chciały mnie posłuchać. 
- Znaczy tylko raz był taki dzień kiedy się zaśmiałam, ale to pierwszy raz od trzech lat... Więc to wielka rzadkość... Ja jestem dość poważną waderą i obchodzą mnie zdrowie i bezpieczeństwo innych. Nie mam czasu ani ochoty na śmiech i zabawy. Niedawno przeżyłam wiele... O mało co nie zginęłam ratując życie Warrora przed wilkiem, i o mało nie umarłam przez jad pająka! Uratowałam życie Qui robiąc jej lek, a ja cierpiałam szukając kwiatu razem z Filos! I ja mam czas na śmiechy chichy?! MAM?! - krzyknęłam wyjmując bandaż dla zimorodka. Ptaki wystraszone odleciały. Ten zaś popatrzył na mnie wystraszony. Wzięłam głęboki wdech.
- No właśnie nie... - powiedziałam smutna -  Z jednej strony mi to nie przeszkadza... ale z drugiej strony chciałabym chociaż raz czuć taką... wielką radość. A nie powagę, ukrywanie emocji i bólu. Nie chce być taka... ukrywająca emocji... ale też nie chce by TO się stało. Niestety taka jest rola lekarza. Pomoc innym, brak myślenia o sobie. Zaczynam mieć dość tego... Nie mam nic nikomu za złe, ale... chce przestać ukrywać w sobie tyle emocji... to się odbija na moich hormonach jak i psychice... Czy naprawdę jest taki mój los? Oddać swoje życie dla dobra innych? A jeśli chce inny los? Pełen śmiechu i radości? Bez ukrywania emocji? - powiedziałam i skończyłam leczyć zimorodka. Zaczęłam puszczać łzy. Zimorodek wskoczył mi na pyszczek i skrzydłem otarł mi łzę. Miejsce, gdzie był bandaż zaświecił na zielono. Zimorodek odleciał.
- A no tak... łzy szczerości leczą najgroźniejszą ranę... - powiedziałam i szłam lasem. 
- Co mi towarzyszyło w podróży? Tylko drzewa... śnieg i trawa... towarzyszyły mi w podróży  zielone światło po lewej... chwila... zielone światło?! Rzeka? Gdzie ja dotarłam? Gdzie ja jestem? - powiedziałam zakłopotana. Postanowiłam iść tam w którą stronę płynie rzeka. Z każdym krokiem widziałam coraz mocniejsze zielone światło. Z każdym krokiem drzewa były ułożone jakby coś ochraniały. Były bez liści... niektóre przekrzywione. niektóre leżące... lecz cały czas były żywe... trzymały się ziemi... rosły...  żyły. Drzewa nagle zrosły się jakby zabraniały mi gdzieś iść.
- Co jest... - powiedziałam. Drzewa nagle wezwały... coś podobnego do księgi z zagadką i dwoma przedmiotami. Woda i ogień. 
- "Kiedy przejrzysz na oczy... kiedy ujrzysz słońca blask... dokonasz wyboru... zrozumiesz wszystko" - Co to ma znaczyć? Usłyszałam jak z liścia spadła kropelka deszczu do kałuży dwa razy... i... sama zaczęłam puszczać łzy... czemu akurat teraz? Teraz dopiero nie wytrzymałam i zaczęłam płakać? Widać... muszę się "wyładować"
- Kiedy znajdziemy się na zakręcie... co ze mną będzie... świat rozkręci się niebezpiecznie... co z nami będzie? Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź... może lepiej gdy im teraz... nic nie powiem... - zamilkłam i popatrzyłam w niebo z łzami. Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę płakać... Ale... nie powiem nikomu prawdy... jak zobaczą, jaka potrafię być... stracę kolejny raz dom... wnet zrozumiałam już o co chodziło... dotknęłam wody. I pojawiło się pytanie:
"Czy inni są tacy jak ty?"
- Tak, są... - powiedziałam i drzewa otworzyły i przejście do... źródła... rzeki... wokół mnie była ziemia i żywe, krzywe, bez liści drzewa... Zobaczyłam, że coś blokuje przepływ rzeki... odblokowałam rozkopując zaporę i znowu zaczęła płynąć rzeka. Wnet w jeziorku które było okrążone wokół drzew zaświeciła się zielona wiązka.
http://gallery.yopriceville.com/var/resizes/Fantasy/Green_Magic_River_Wallpaper.jpg?m=1365890400
 Podeszłam do niej... coś mi kazało... dotknęłam wody. Poczułam jak energia wypełniała moje ciało. Wyjęłam łapę i poszłam do miejsca gdzie wiedziałam gdzie mogłam wrócić normalnie do domu. Pobiegłam przed siebie nie wierząc w to co widziałam. Dowiedziałam się wielu rzeczy... 

*****

Dotarłam do punktu lasu w którym znalazłam rzekę. I co się okazało? Że ktoś mnie śledził!
- Gdzie byłaś? I jakie "To"?  - warknął...

< Chętny? Najfajniej by było gdyby ten wilk uznał, że zwariowałam kiedy mu powiem co widziałam>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nomida zaczarowane-szablony